- Pff... Same nudy, uwierz. - westchnął, poprawiając włosy.
- Mamy coś lepszego do gadania? - uśmiechnęłam się łobuzersko.
- No to jestem piosenkarzem, miałem dość ciekawe dzieciństwo plus jestem wegetarianinem. - powiedziałem. - To raczej nie powinno cię zadziwić. - zaśmiał się.
- Piosenkarzem powiadasz? - spytałam zaciekawiona.
- Ta, ale to nie zbyt fajny fach - westchnął, a jego oczy zaszłą lekką mgiełką. Zupełnie jakby coś wspominał.
- Co masz na myśli?
- Ostatnio miałem wypadek na scenie, nie pytaj jak ale złamałem parę żeber a najgorsze że jeszcze mi odbiło by nie przerywać koncertu i męczyłem się jeszcze jakieś dwie godziny. No a potem szpital i takie tam ale ogółem to nie mam jednego żebra. - zaśmiał się, a po chwili dodał - Wiele było takich głupich wypadków, uwierz mi. -
Pokiwałam delikatne głową. Złamane żebra? Okropieństwo. Nawet nie mogę wyobrazić sobie co musiał czuć chłopak.
- Czyli mam rozumieć, że masz miliony dziewczyn, które będą na twoje każde skinienie palca? - zaśmiałam się przerywając ciszę.
- A co? Zazdrosna? - spytał również się śmiejąc.
- Nie, raczej zdegustowana. - powiedziałam przyjmując poważną minę.
- W sensie? -
- No wiesz... Nigdy nie wiadomo co milion takich lasencji będzie chciał zrobić jak cię złapią - powiedziałam nachylając się w jego stronę i dodałam konspiracyjnym szeptem - A jak cię zgwałcą? - ledwo powstrzymywałam się od wybuchu śmiechem.
Moja gra aktorska wchodzi na coraz wyższe poziomy. Mimo, że w środku dusiłam się ze śmiechu, na zewnątrz pozostałam obojętna. Chłopak również nachylił się w moją stronę i zaczął szeptać.
- To wtedy będzie mały problem. -
- Czemuż to? - spytałam.
- Umiem się bić, chyba raczej nie wyglądam na ciotę. - wyszczerzył się perfidnie - Z resztą nie przepadam za całą tą popularnością... - stwierdził jakby przygaszając.
Westchnęłam cicho.
- W sumie nie mam czemu się dziwić. Cały czas ktoś coś. - powiedziałam.
Nastała chwila ciszy. Żeby jakoś rozładować atmosferę niepostrzeżenie wzięłam trochę śniegu do ręki i uformowałam kulkę, by po chwili rzucić nią w niczego niespodziewającego się chłopaka. Andy spojrzał w moją stronę z miną typu ''serio?''. Na odpowiedź wzruszyłam jedynie ramionami.
- Och Raven. Ile ty masz lat? Pięć? - spytał z poważną miną.
Ja się tylko zaśmiałam i usiadłam na śniegu.
- Poza tym nie bawię się w takie rzeczy. - stwierdził.
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią, na co chłopak wzruszył ramionami. Oparłam się rękami o ziemię i patrzyłam w niebo. Nagle coś mokrego otarło się o mój policzek. Spojrzałam z niedowierzaniem na Andy'ego. Chłopak szczerzył się w moją stronę przygotowując kolejną porcję śniegu.
- Och Andy. Ile masz lat? Pięć? - powtórzyłam jego wcześniejsze słowa i szybko zebrałam trochę śniegu.
- Z tego co mi wiadomo dwadzieścia jeden. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Rzuciłam w niego kolejną kulkę, która trafiła chłopaka w brzuch.
- Właśnie wypowiedziałaś wojnę. - spojrzał na mnie poważnie.
Szybko wstałam i zaczęłam uciekać, śmiejąc się jak głupia. Co jakiś czas zbierałam trochę śniegu i na oślep rzucałam za siebie. Nagle poczułam jak upadam. W ostatnim momencie wykręciłam się tak by opaść na ziemię plecami. Okazało się, że to Andy się przewrócił i chcąc nie chcąc poleciał na mnie. Zepchnęłam z siebie jego ciężkie cielsko i złapałam śnieg rzucając nim w chłopaka, który odpłacił się tym samym. W pewnym momencie Andy syknął. Od razu swoją uwagę skupiłam na nim.
- Co się stało? - spytałam.
- Huh? A nic. -
- Andy. Widzę. Tak jakby mam oczy. - powiedziałam.
- Śniegu mi wpadło do ucha i trochę boli. - wydusił z siebie z kwaśną miną.
- Kurde Andy! Chodź, wracamy. - wstałam z ziemi i otrzepałam się ze śniegu.
- Co? Czemu? - spytał patrząc na mnie lekko zdezorientowany.
- Jeszcze mi się rozchorujesz tu zaraz czy coś. - stanęłam nad nim i czekałam, aż wstanie.
W końcu Andy ruszył swoje cztery litery i podniósł się z ziemi. Znając życie będzie się ociągał, więc złapałam go za rękę i zaczęłam iść w stronę Akademii. Doszliśmy (A/N hehe) tam po kilku minutach. Od razu poszłam w stronę swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Andy jak ostatnia sierota powoli zdejmował kurtkę. Ja też zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku, a szalik i rękawiczki położyłam na kaloryferze. Odwiesiłam też kurtkę chłopaka.
- Siadaj. - wskazałam Andy'mu miejsce przy wysepce, a sama zajęłam się przygotowywaniem herbaty.Po chwili postawiłam przed chłopakiem kubek z parującym napojem i usiadłam na przeciwko niego trzymając w dłoniach swój. Siedzieliśmy w ciszy.
- Boli cię? - spytałam.
- Ale co? -
Spojrzałam na chłopaka z miną ''nie żartuję''.
- Jest lepiej. - westchnął.
Chociaż tyle. Skoro go już tak bardzo nie boli, czy nie odczuwa, aż takiego zimna to nic się chyba poważnego nie stało.
- Będziesz chory jak nic. Kurde... Co mi przyszło do głowy z tym śniegiem? - spytałam samą siebie.
Andy? Kude wene mam ok? xDDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.