środa, 25 kwietnia 2018

Od Hannah cd. Ji-Hana

Smile odskoczył lekko na bok rzucając łbem jak popierdolony. Pogłaskałam go lekko po szyi i odwróciłam się patrząc na tego samego chłopaka co z rana.
- Nie drzyj mordy, zwierzęta w lesie straszysz – prychnęłam zbierając lekko wodze. Deresz obwąchał szyję wierzchowca Yina, a następnie kwikną potrząsając grzywą.
- Jedziesz w jakieś konkretne miejsce? – zapytał chłopak odsuwając swojego konia od mojego. Everyday chyba go nie polubił.
- Niedaleko jest cross, trasa prosta – odparłam poganiając Smile’ a lekko do kłusa. Wałaszek zgodnie z moimi oczekiwaniami poszedł miękkim kłusikiem. Oddałam mu trochę wodzy uchylając się przed gałęziami. Za sobą słyszałam stukot kopyt co oznaczało, że Yin jechał za mną. Teren terenem, ale bez pracy ujeżdżeniowej by się nie obyło. Zebrania, dodania, skracania i tak dalej. Na polu odrobinę ustępowań, a potem galop. Niezbyt interesowałam się tym co robi chłopak za mną. Jedyne co to odwróciłam się by zobaczyć czy jeszcze się nie zgubił. Jak się okazało wciąż jechał za mną. Pijawa jedna.
- Uważaj na dół, bo cię z ziemi zbierać nie będę – zawołałam do niego skracając Smile’ a by nie zjechał zadem. Bardzo ładnie pokonał przeszkodę za co został poklepany. Trasa była krótka, zaledwie pięć przeszkód. No, nie licząc wszechobecnych kałuż. Smile pokonywał metr za metrem nie przejmując się pizdzicą, która właśnie się rozpoczęła. Jedyne co zrobił to raz podbił zadem, ale zaraz po tym uspokoił się i zwiesił szyję. Kolega za mną dogonił mnie co nieszczególnie mnie ucieszyło, ale cóż. Jechaliśmy w ciszy, którą chyba sama na nim wymogłam, w końcu rzucanie w ciul dużo morderczych spojrzeń wyraża więcej niż tysiąc słów. Tak samo wkurwiony wierzchowiec, który obdarowywał konia Jina morderczymi spojrzeniami. Wspaniale.

> Yin? Sorka, że krótkie, ale choroba mnie rozkłada ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.