Spojrzałam na Viktorię podejrzliwym wzrokiem i z powrotem naciągnęłam rękaw bluzy.
- Dawno i nieprawda – burknęłam wkładając nogę w strzemię. Trochę pomęczyłam się z Diem, która uznała, że fajnie będzie postrzelać baranki. W końcu jednak po uderzeniu w łopatkę, ogarnęła swoje opętanie i stanęła spokojnie. Wsiadłam na nią i stępem minęłam lekko osłupiałą Viki. Zajęłam się rozciąganiem mojej kobyły w kłusie i na cavalleti. Przejechałyśmy drążki kilka razy, a potem przeszłyśmy w galop.
- Jedziemy w teren, jedziesz z nami? – zapytała Viktoria zatrzymując North przy bandzie. Spojrzałam na Carpe, która niecierpliwie gryzła wędzidło.
- Tak – odparłam cicho ruszając za rodzeństwem jadąc jako ostatnia. Moja kobyła uznała, że czas użreć konia przed sobą. Ogier kwikną i strzelił młodą z kopyta. Ta tylko rzuciła łbem i strzeliła białkami oczu. Zignorowałam ją i tylko odjechałam lekko na bok. Ogólnie cały teren był luzny, ale niezbyt odprężający.
**
Oparłam się plecami o zimną ścianę paszarni. Dzięki całej tej sytuacji wszystko wróciło z ogromną siłą. Devito. Miałam go od kiedy skończył lat pięć, a sześć kolejnych spędziłam na ciężkiej pracy. Kasztan od zawsze był wyjątkowo mocno dominującym koniem, sama sobie z nim nigdy nie mogłam poradzić. A jednak pod koniec naszej znajomości, udało się. Ale wtedy właśnie zdarzył się ten wypadek.
Zle odmierzona odległość w szeregu, plastikowa reklamówka łopocząca na wietrze i chwiejny skok. Devito zahaczający tylną nogą o drągi, huk, trzask łamiącej się kości i ciemność. To jedyne co pamiętam z tego zdarzenia. Dopiero potem dowiedziałam się, że mój ukochany koń zmiażdżył sobie nogę i nie było sensu go ratować. Niby chciałam się z tym pogodzić, ale i tak skończyło się na tym, że wzięłam do ręki żyletkę. Nikt, dosłownie nikt o tym nie wiedział i chciałam żeby tak pozostało. Ale się nie udało. No i chuj no i cześć. Jedyne pocieszenie w tym, że Viktoria i tak nie będzie w stanie nic zdziałać.
- Kurwa, kto schował witaminy North? – drzwi paszarki otwarły się z hukiem. Natychmiast wstałam i wyszłam z pomieszczenia nie obrzucając Viktorii nawet spojrzeniem. Skierowałam się wprost do Tanzera, który na mój widok prychną cicho. Poklepałam go po grzbiecie i usiadłam na kupce siana. Kucu od razu do mnie podszedł i położył się obok mnie kładąc łeb na moich łydkach. Zaczęłam bawić się jego grzywą, zawsze mnie to uspokajało. Od ponad ośmiu lat.
- Przekonanie cię do jakiejkolwiek rozmowy jest cięższe od ogarnięcia Amidi – obok mnie usiadła wcześniej zignorowana przeze mnie osoba. Na jej słowa wzruszyłam tylko ramionami wplątując palce w włosie Tanza. Kucyk uniósł łeb i trącił niebieskowłosą w rękę. Dziewczyna lekko pogłaskała ogiera po czole.
- Szybko to zauważyłaś, brawo – mruknęłam poprawiając kantar kasztanowatego.
- Wiem co się tam stało, Matt mi powiedział – odparła moja towarzyszka. – Ale i tak chcę usłyszeć to samo z twoich ust.
No i karuzela spierdolenia ruszyła.
>Vicz? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.