wtorek, 3 kwietnia 2018

Od Briana cd. Nancy

Pierwsze cztery dni w akademii zleciały Brianowi, jak z bicza strzelił. Na lekcje począł chodzić od samego poniedziałku, bez krzty strachu przed nowymi ludźmi, czy innym systemem nauczania, który tak naprawdę niewiele się różnił. Dołączenie w trakcie trwającego roku szkolnego nie postawiło Briana na przegranej pozycji. Pomimo bycia na ostatnim roku, posiadany zakres wiedzy jeszcze był wystarczający. Dzięki swojemu czarującemu uśmiechowi zdobył zakresy materiałów z paru przedmiotów, mogące pojawić się na końcowych egzaminach. Czas uciekał, a musiał jednocześnie trenować umiejętności swoje i konia, bo cztery lata to wcale nie tak dużo, oraz dorabiać w sprzedaży, jednak bez twórczości, nie mogły zaistnieć pieniądze na koncie.
W porównaniu do poprzedniej szkoły średniej, tutaj wolne w jakimś sensie zaczynało się od piątku. Brak lekcji był czymś przyjemnym, ale grupy wyjeżdżające na zawody, od samego rana robiące hałas na korytarzach oraz przed budynkiem, już nie. Niektórzy pozwolili sobie też na dłuższy sen, lecz nie Brian. Obudził się tuż przed szóstą, ubrał wygodne ciuchy i, pomimo szarówki, tradycyjnie wybrał na poranną przebieżkę. Nie zapominając oczywiście o najlepszym przyjacielu, piekielnym demonie Zamfirze, który mu potowarzyszył. Wystarczyło pięć dni, by stali się obiektem zainteresowań obu płci. W końcu nie codziennie można ujrzeć mężczyznę biegającego wzdłuż zewnętrznej strony płotu i konia wewnątrz pastwiska, podążającego tuż obok. Cóż, mógłby rzec, iż to dopiero początek. W lato zwyczajowo nosi się mniej ubrań, tym samym, dla wyrównania, słychać więcej wydechów i szeptów. Robił tak nieprzerwanie, pomimo widocznej blizny na lewym boku, ciągnącej się od ostatniego żebra, aż do kości miedniczej. Nie czuł przez nią żadnego dyskomfortu, czy skrępowania, ponieważ była jego częścią, aczkolwiek bieganie w czasie przedwiośnia bez koszulki mogłoby skończyć się chorobą.
Po zaczerpnięciu świeżego powietrza nastąpił czas na wyrafinowane śniadanie. Ogier, nieco przyzwyczajony do tejże rutyny, zaprowadzony z powrotem do boksu, otrzymał dobrze dobrany posiłek ze względu na dość delikatny żołądek.
U Kanga trwało to nieco dłużej, ponieważ musiał wrócić do pokoju, ogarnąć swoją osobistość, zebrać podręcznik od biologii wraz z rozpiską, by w końcu udać się na stołówkę. Biologia była drugim z kolei przedmiotem ogarnianym do egzaminów. Poprzednia była historia, która poszła mu w miarę szybko. Ów „ogarnianie” to nic innego, jak sprawdzanie tematów ze spisu treści z tymi na rozpisce. Temat nieznany trzeba było przeczytać no i, co oczywiste, wykonać związane z nim zadania. Po ciepłych grzankach z sadzonym jajkiem, zwieńczył śniadanie słodką kawą z mlekiem. Napój stał się wyśmienitym towarzyszem do lektury, by mógł siedzieć sam w swoim świecie, wśród gwaru rozmów. Do czasu.
Pomimo odcięcia się od rzeczywistości, nie uszło jego uwadze dość energicznie zajęcie miejsca obok, przez bliżej nieznaną mu personę. Nim uniósł wzrok, dokończył czytane właśnie zdanie. Siedzące przed nim dziewczę na pierwszy rzut oka mogło sprawić wrażenie zainteresowanej nowej znajomością, lecz kilka sekund wystarczyło Brianowi, by zauważył pewne znaki, odstępujące od codziennej normy.
- Hej, wszystko w porządku? – Zapytał odruchowo, pochylając się nieco.
Krucze włosy, rozczochrane, jakoby dopiero wstała. Czerwone policzki były pewnie skutkiem upojenia alkoholowego, a bijące od niej ciepło wskazywało na wysoką temperaturę. W związku z tym, iż procenty zazwyczaj obniżają ciepłotę ludzkiego ciała, jej organizm bronił się przed czymś innym.
- Daj mi spokój. Nic nie rozumiem, blyat. – Brian zlustrował ją pobieżnie wzrokiem, a ze względu na wszechobecną farbę, przeleciała mu wizja niespełnionej artystki zapijającej smutki wódką. – Czuję się świetnie.
Kiedy uniosła nań swoje oczy, niewiele mógł z nich wyczytać. Zamglone spojrzenie błękitnych tęczówek błądziło po jego postaci, po czym zatrzymało się na kubku stojącym między nimi. Dziewczę pochwyciło porcelanę i przyłożyło do swych ust, w widocznym poszukiwaniu czegoś do picia. Na nieszczęście był pusty. Zirytowana odstawiła go z hukiem.
- Potrzebuję więcej… - wymruczała pod nosem, dłońmi odpychając się od blatu z zamiarem wstania.
Czarnowłosa podniosła swoje wdzięki z siedziska, najpierw łapiąc równowagę bez podparcia, by po chwili odważnie postawić pierwszy krok. Jeśli byłbyś osobnikiem patrzącym z innego kadru, bez problemu zauważyłbyś brak jakiejkolwiek stabilności w posturze kobiety. Drugi krok w fazie unoszenia nogi wyglądał tak, jakby chciała przejść parę metrów na raz, lecz skończyło się to ustawieniem stopy tuż przed drugą, a w obecnym stanie skutkowało to niekontrolowanym pochyłem ciała w przód, zwiastujący upadek. Brian zdążył w porę zareagować i załapać dziewczynę w swoje ramiona, będąc jednocześnie zirytowanym jej zachowaniem. Po prostu nie znosił ludzi upojonych.
Nie miał zamiaru tego przedłużać, tak więc, zabrał podręcznik z blatu i wsunął go pod pachę, by mieć wolne obie dłonie, by następnie umiejscowić je na ramionach czarnowłosej. Nim cokolwiek zrobił, odtrąciła jego ręce, od razu zaczynając się bujać.
- Nie dotykaj mnie. Nie przyszłam tutaj na randkę, tylko po coś z procentami – prychnęła, jednocześnie stawiając krok w bok, by wyminąć Briana, który postąpił tak samo, nie mając zamiaru dać jej odejść.
- Tutaj nie znajdziesz takich dobroci – uciął, ponownie umiejscawiając swoje dłonie na jej szczupłych ramionach. – Mogę zabrać cię do miasta, ale najpierw musimy zajść do twojego pokoju.
- Po co? Chcesz mnie wykorzystać? Nawet pod wpływem nie jestem łatwa.
- Za darmo nie zdobędziesz alkoholu, a ja nie zamierzam ci go fundować. Krótka piłka. – Obrócił ją ku wyjściu, lekko pchając, aby w końcu zaczęła iść. – Ty pójdziesz po portfel, ja w tym samym czasie skoczę do siebie po kluczyki do auta i zrobimy sobie przejażdżkę. Nie wyglądasz na taką, co chce szybko wytrzeźwieć, więc spacer na świeżym powietrzu jest złym pomysłem.
W tym niecodziennym ustawieniu szli w niezłym tempie, o dziwo nie zwracając niczyjej uwagi. Kiedy znajdowali się już blisko części z pokojami, dziewczę zaczęło się szarpać.
- Potrafię iść sama, zostaw mnie – próbowała się zapierać nogami, lecz nadal nie posiadała nad nimi pełnej kontroli, także niewiele mogła zrobić.
- Szczerze w to wątpię – westchnął cicho, nieco odpuszczając, by ostatecznie zatrzymać się przed zakrętem. – Dobrze. Pod który numer mam przyjść?
Niespełniona artystka obróciła się doń przodem z nieco wrednym uśmieszkiem.
- Za dużo chciałbyś wiedzieć. Spotkamy się przy bramie, a teraz sama pójdę do swojego pokoju. Nie śledź mnie. – Pokiwała na niego palcem, niczym na niesforne dziecko, i tyle widziała świat.
W sekundę uśmiech zniknął, oczy zamknęły, zaś reszta ciała zwiotczała. Kang nieco wystraszony uchronił ją przed upadkiem, teraz kompletnie nie wiedząc, co ma zrobić. Numeru pokoju nie poznał, nie miał pojęcia, czy pielęgniarka w ogóle gdzieś tutaj funkcjonuje, i, jak na złość, teraz nikogo nie było w pobliżu. Z drugiej strony, kiedy jego mózg przeanalizował opcję z osobami trzecimi, przypomniał sobie, że tak właśnie zaczęła się historia z poprzednim partnerem. No, może podobnie, ale to wystarczyło, by poczuć obawę. Niewiele myśląc wziął ją na ręce, następnie szybkim krokiem pokonał odległość dzielącą ich od pokoju numer dwadzieścia cztery.
Zamknąwszy drzwi kopniakiem, poniósł dziewczę na sofę, gdzie ułożył ją delikatnie, samemu zaś przysiadając na podłodze. Przetarł twarz dłońmi mając wrażenie, że historia znowu zaczyna się powtarzać. Zamyślił się na dłuższą chwilę, niepotrzebnie dając się złapać wspomnieniom. Wpatrzony w lewą dłoń, również skażona blizną z obu stron, ocknął się dopiero, gdy mimowolnie zacisnął ją w pięść.
 Podniósł swoje ciało z podłogi, spoglądając na nieprzytomne dziewczę. Skoro wpadł już w błędne koło, postanowił się z niego wydostać, dlatego musiał pozbyć się przyczyny, by trwać w nim samotnie.
Jakkolwiek to zabrzmiało, Brian otworzył na oścież okno, wpuszczając chłodne powietrze do środka, następnie zmoczył ręcznik w chłodnej wodzie i ułożył na rozgrzanym czole czarnowłosej. Alkohol, choroba, być może coś jeszcze, sprawiło, że prawie pozbyła się swoich zębów. Im dłużej się przyglądał, tym więcej szczegółów wyłapywał, lecz tylko jedna rzecz była nadzwyczaj interesująca. Siniaki na nogach. Dokładniej na wewnętrznej stronie ud, pod kolanami oraz łydkach. Początkowo nie zwrócił na to uwagi, gdyż jego mózg przypisał to albo do materiału rajstop, albo do plam. Teraz, kiedy znajdował się tak blisko, dokładniej odróżniał ich barwy, widział granice nadające kształt.
Przyczyną powstania tychże sinych plam mogło być dosłownie wszystko, jednak Brian ograniczył się do najprostszych. Jazda konna, delikatność albo osoby trzecie. Nie chciał wiedzieć, nie miał zamiaru bliżej się z tym zaznajamiać. To był błąd, że przyniósł ją do siebie, jednak był gotów wyprosić ją zaraz po tym, jak otworzy oczy. Do jedenastej zostało paręnaście minut. W planach miał dzisiaj trening skokowy z Zamfirem, nie zamierzał ich zmieniać.
Tak bardzo starał się zająć tylko sobą, przestać włazić w cholerne bagno, które zabrało mu tyle bliskich osób. Ciągle to samo. Pierdolona karuzela, wiecznie będąca w ruchu.

< Nan? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.