Popatrzyłam na nią z lekkim zdziwieniem na twarzy. Ona prosi MNIE o pomoc? W sumie, chciałam zabrać gdzieś Norbisia na spacer, a nie chciałam tłuc się autobusami. Więc czemu by się nie zgodzić?
- Dobra, ale biorę Norbiego – mruknęłam. Piesek na dźwięk własnego imienia przybiegł do mnie i skoczył na łóżko i zaczął podgryzać mi włosy.
- No, vete de Norbi – skarciłam go w sumie zapominając, że Vi siedzi obok. Mieszanie języków, uciążliwa rzecz.
Aussie w końcu położył się na dywanie, obok Tenebris. Wyraznie ją polubił, suka, niestety, go niezbyt. Norbi skubnął owczarza w ucho, na co ta kłapnęła na niego zębami.
- Okey, za godzinę spotkajmy się na dziedzińcu – powiedziała Viktoria wołając do siebie swoją psinę i wyszła z pokoju nie rzucając nawet zwykłego „do zobaczenia”. Taki typ, nic nie zrobisz.
**
Pakowanie rzeczy dla Norbiaka nie zajęło dużo czasu, zaledwie piętnaście minut. Gorzej było jeżeli chodzi o ogarnięcie moich włosów, które postanowiły wyglądać jakby przejechała je kosiarka. Trochę szarpaniny i z tej kupy kłaków wyszedł jako taki warkocz.
- Norb, siad – rzuciłam do psa, który posłusznie klapnął na tyłku i czekał aż ubiorę kurtkę i buty. Następnie wsadziłam na niego szelki oraz gumowy kaganiec i przypięłam go na linkę treningową.
Wyszliśmy jakoś za pięć, co było przeze mnie już i tak traktowane jako spóźnienie. Na swoje szczęście jak tylko doszłam na miejsce Vi jeszcze nie było. Postawiłam na ziemi naszą matę do przewozu, wzięłam ją na wszelki wypadek, bo nie wiedziałam czy Viktoria tąką posiada. Znaczy, powinna bynajmniej.
- Miałam małe problemy z Tenebris, ale już ogarnięte – usłyszałam za sobą i natychmiastowo obróciłam się. Spojrzałam na dziewczynę i zebrałam swoje rzeczy z ziemi i ruszyłam za Viki do, prawdopodobnie, jej auta. Szybko zamontowałyśmy matę (czy jak to ujęła niebieskowłosa „Te jebane cholerstwo”) i wpakowałyśmy tam oba psy. Nie miały ze sobą jakiś tam większych problemów, więc była to najlepsza opcja.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – rzuciła Viktoria gdzieś w połowie drogi. Wyjęłam z uszu słuchawki i spojrzałam na dziewczynę z typowym dla mnie „Co ty pierdolisz?”. – Całe to spotkanie, ja go nie znam, rozumiesz?
- Rozumiem, oczywiście, że rozumiem, ale nie ma już odwrotu – wzruszyłam ramionami z powrotem zakładając słuchawki. Muzyka zawsze mnie uspokajała.
Na miejscu znalazłyśmy się koło godziny pierwszej po południu. Pogoda chyba wreszcie ogarnęła, że jest wiosna, bo po chwili zrobiło się w ciul ciepło.
- Ja się zabieram do parku na spacer, spotkamy się przy samochodzie – poinformowałam moją koleżankę i wysiadłam z samochodu. We dwie ogarnęłyśmy nasze psy i już miałyśmy ruszać dupy z miejsca, ale zatrzymał nas nie znajomy mi głos.
- Tori? To ty?
> Hehe, jak akcja? Tu ni ma żadnej akcji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.