Jeżeli Colli była zdrowa, to ja byłem świętym Andrzejem II.
- Tak. - odparła, na wcześniejsze pytanie. Nie wyglądała na taką w pełni sił, a mówienie sprawiało jej widoczny ból. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni, po kiego grzyba trzymam termometr w kuchni? Zastanowiłem się i podałem przedmiot Colli.
- Mówię, że dobrze się czuję. - wychrypiała. Dziewczyna wzięła go drżącą ręką i zaczęła mierzyć temperaturę. Minęły dwie minuty, szatynka podała mi termometr.
- Czterdzieści stopni gorączki. - powiedziałem, zaczynałem się martwic coraz bardziej. Na pewno nie mam zwidów?
- Co takiego? Niemożliwe. - burknęła Nicole. Spojrzałem na nią zdziwiony, no przecież właśnie to jest możliwe.
- Masz cholernie wysoką gorączkę i nic sobie z tego nie robisz? - zapytałem, nieco zirytowany na lekkomyślność Nicole. Odwróciła tylko wzrok, spoglądając na Wenus. Czy to naprawdę takie trudne, dać sobie pomóc?
- Wstawaj, jedziemy do szpitala. - stwierdziłem, i wstałem założyć buty. Nicole obrzuciła mnie fochniętym spojrzeniem, i otuliła się mocniej kocykiem, ignorując wszystko wokół. Czy ona naprawdę twierdzi, że to zwykłe przeziębienie?
- Nigdzie nie idę! Nic mi nie jest! - chyba chciała powiedzieć to głośniej niż normalnie, ale wyszedł skrzekliwy szept. Zrobiło mi się jej cholernie szkoda, ale byłem też na nią zdenerwowany. Nie zachowywała się poważnie, jak na osiemnastolatkę.
- Co ty wyprawiasz Nicole? - zatrzymałem się w połowie zakładania drugiego buta. Wsunąłem buta do reszty, może ona po prostu nie chce pomocy?
- Nie chcę byś się mną przejmował, poradzę sobie.- szepnęła ochrypłym głosem. Stałem przez chwilę bez słowa w drzwiach. Przemogłem się, i usiadłem koło dziewczyny, tuląc ją do siebie mocno. Colli wtuliła się we mnie, cicho szlochając.
- Przepraszam - wychrypiała, odsuwając się ode mnie.
- Nie szkodzi, ale teraz wstawaj okey? - uśmiechnąłem się. Otarła łzę, która nie zdążyła wsiąknąć w moją koszulę. Wstała niezdarnie, i założyła buty. Pomogłem jej założyć kurtkę. Była cholernie blada, i ledwo stała na nogach. Przecież przejście z łóżka do drzwi było dla niej wyprawą na biegun. Upierała się, że sama dojdzie do auta. Zignorowałem jej protesty, i podniosłem. Chwyciłem kluczyki od auta, i wyszedłem z pokoju. Colli się trzęsła, miała zaczerwienione policzki, wprost czerwone, w porównaniu do całej reszty. Posadziłem ją na siedzeniu, pomogłem zapiąć pasy i owinąłem kocem. Wsiadłem do auta, i zapaliłem silnik. Włączyłem delikatne ogrzewanie, Colli wyglądała jak siedem boleści.
***
- Damn, akurat jak trzeba, to nie ma miejsc! - fuknąłem, rozglądając się za dogodnym miejscem do zaparkowania. Wreszcie ktoś wyjechał. Zatrzymałem furę, i ponownie podniosłem Nicole. Tym razem owiniętą kocykiem. Mówiła coś o Wenus, i sylwestrze. Starałem się to ignorować. Jakaś para z dzieckiem, które miało rękę owiniętą bandażem, otworzyła nam drzwi. Podziękowałem skinieniem głowy, i wszedłem z Colli na rękach do budynku. Ludzie patrzyli na mnie nieco zdziwionym, może i zniesmaczonym wzrokiem.
- Nie marudź. - szepnąłem, całując Colli w czoło, gdy po raz kolejny stwierdziła że jest zdrowa. Podeszła do nas pielęgniarka, obrzucając mnie krytycznym spojrzeniem.
- Co się dzieje? - zapytała beznamiętnie, równocześnie prowadząc nas do jakiegoś gabinetu. Wytłumaczyłem co i jak, kłamiąc że Nicole była u lekarza rodzinnego.
- Zostanie dwa dni pod obserwacją. Najprawdopodobniej angina. - stwierdził mężczyzna. Nicole wtuliła się we mnie, wydając z siebie ochrypłe "nie, co ze szkołą?". Poprawiłem ją na rękach, i zaniosłem do sali. Lekarz poinformował mnie co i jak. Zadeklarowałem się, że przywiozę najpotrzebniejsze rzeczy. Powiedziała mi, co potrzebuje, postarałem się zapamiętać jak najwięcej. Wróciłem do Akademii, jadąc jak głupi. Zapewne złamałem wszelkie istniejące przepisy. Spakowałem ubrania, kosmetyki i całą resztę rzeczy Nicole do jej torby. Moje ciuchy i dodatkowe pierdoły wrzuciłem do plecaka. Wenus będzie musiała pokisić się trochę u innego ucznia, którego imienia nawet nie znałem. Omal nie wyrżnąłem się na śniegu, gdy szedłem do auta. Wrzuciłem torby na tylne siedzenie, i wyjechałem z parkingu Akademii. Dojazd do szpitala zajął mi niespełna dwadzieścia minut.
- Ja do Nicole Frost. - powiedziałem nieco rozkojarzony. Musiałem coś podpisać, nie czytałem nawet co to jest. Irytująca muzyczka w windzie, jeszcze bardziej wydłużała całą "podróż". Odnalazłem salę Colli, dziewczyna leżała już pod kołdrą i czytała gazetę. Położyłem rzeczy na podłogę, i usiadłem na łóżku.
- Jak się czujesz? - zapytałem zatroskany, głaszcząc ją po włosach. Złożyła gazetę, i uśmiechnęła się słabo. - Przywiozłem Ci pluszaki. - dodałem z uśmiechem. Na zmęczonej twarzy Colli też zawitało coś na jego podobieństwo, chociaż był to bardziej grymas bólu.
Colli? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.