czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Ricka cd. Scarlett

Za plecami usłyszałem radosne szczekanie. Odwróciłem głowę i ujrzałem Tajfuna.
-Cześć mordo. Ale co ty tu do cholery robisz?- zapytałem na głos. Pies w odpowiedzi zacisnął zęby na mojej bluzie i zaczął mnie ciągnąć w stronę akademii.
-Czego ty chcesz ode mnie?- spytałem. Scarlett… No tak… Wypadałoby ją przeprosić. Nawet trzeba. Chcąc, nie chcąc szybko wstałem i ruszyłem za psem.
***
Stanąłem przed drzwiami od pokoju Carry. Nie wiedziałem co zastanę za nimi. Zapukałem do drzwi jednak przez dłuższą chwilę nie usłyszałem odpowiedzi więc wszedłem. Nigdzie nie było Scarlett. Pomyślałem że pewnie jest w stajni, jednak to co po chwili zobaczyłem rozwiało moje poprzednie myśli. Na łóżku leżała karteczka : "Wyjechałam do Polski, Gdańska ~ Scarlett"
Co do cholery?!? Ja rozumiem że jak się kobieta obrazi to może wszystko ale żeby kurna od razu na inny kontynent!?! Wybiegłem z pokoju Scarlett po czym skierowałem się do swojego, odłożyłem rzeczy, wpuściłem psa do pokoju, wziąłem portfel po czym wybiegłem z budynku. Zadzwoniłem po taksówkę, była już po czterech minutach.
-Na najbliższe lotnisko, tylko tak szybko jakby miał pan w aucie rodzącą kobietę. Ale jak coś to ja nic nie sugeruje. – powiedziałem do kierowcy i od razu wręczyłem mu pieniądze. Po kilkunastu minutach trafiłem na lotnisko, aż w końcu i do samolotu.
***
Wyszedłem z lotniska. Nie wiedząc co zrobić. Chciałem zadzwonić do Scarlett, ale jak na złość nie wziąłem ze sobą telefonu. A trochę głupio jest biegać po całym Gdańsku i krzycząc. A więc jestem po prostu w czarnej dupie… Obok zauważyłem jubilera. Postanowiłem zajść. Wszedłem do budynku i od razu rzucił mi się w oczy cholernie drogi pierścionek zaręczynowy. Kupiłem go (wolę nie mówić o cenie), schowałem do kieszeni i wyszedłem z budynku tworząc w głowie ambitny plan.
Postanowiłem przejść się, skierowałem się w stronę pobliskiego portu. Zacząłem rozglądać się dookoła, może jakimś cudem zobaczę Scarlett. No i nie myliłem się. Zobaczyłem Carry wchodzącą na jacht. Nie byłem pewny czy to ona bo miała inny kolor włosów, jednak gdy odwróciła głowę bardziej w moją stronę byłem już w stu procentach pewny że to ona. Zacząłem krzyczeć aby zatrzymali statek, ale pewnie nie było mnie słychać bo jacht zaczął powoli wypływać w morze. I co mam teraz na nią czekać nie wiadomo ile? Dalej krzyczałem żeby zatrzymali statek, biegłem w jego stronę. Zatrzymałem się na krawędzi portu.
-Cholera, pewnie jest lodowata - spojrzałem w dół. Zdjąłem koszulkę, położyłem obok. Wziąłem rozbieg i skoczyłem do wody. Tak jak podejrzewałem, woda była cholernie zimna. Płynąłem w stronę jachtu, który na szczęście nie płynął szybko. Szybko znalazłem się obok statku i zacząłem krzyczeć, po chwili jacyś turyści zaczęli mnie wyciągać z wody. Kiedy znalazłem się na statku, położyłem się i zamknąłem oczy. Wstrzymałem oddech udając martwego.
-Rick? Rick! Halo, słyszysz mnie! Otwórz oczy!- usłyszałem po chwili nad sobą. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na zielonowłosą.
-Drugie też?
-Głupi żart.- odpowiedziała uspokajając się.
-Czasem udaje mi się lepszy...
-To zachowaj je dla siebie - odpowiedziała Scarlett szybko wstając. Jakiś mężczyzna podał mi koc, wziąłem go i zawinąłem się nim. Pobiegłem za dziewczyną na górę statku, gdzie było mniej ludzi.
-Scarlett poczekaj chwilę, ja wiem zachowałem się egoistycznie- uklęknąłem przed dziewczyną na podłodze.
-Wstań, nie rób z siebie debila...- powiedziała bo ludzie zaczęli się interesować całą sytuacją.
-I tak już nim jestem więc to nic nie zmieni.- rozbawiła ją trochę ta uwaga.
-Ja cię teraz, tutaj na kolanach, błagam o wybaczenie, ja tu kilkanaście tysięcy kilometrów przeleciałem na zbity ryj. Dla ciebie. Ja nawet skoczyłem do tej pieprzonej, lodowatej wody. Dla ciebie.
-Wstań bo się ostatni raz w życiu do ciebie odezwę-powiedziała a na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
-Dobrze, już wstaje!- powiedziałem szybko i błyskawicznie wstałem.
-Ja cię naprawdę przepraszam, ja się zachowałem jak dupek.- znów zacząłem się tłumaczyć
-Wybaczysz mi?
-Obiecasz mi coś?
-Wszystko co tylko zechcesz. Z wyjątkiem zabicia kogokolwiek, już mi się to znudziło.
-Ostatni raz odwalasz mi taki numer.
-No może przedostatni- uśmiechnąłem się złośliwie.
-Rick
-Dobra, obiecuję. To był ostatni raz
-Ładne włosy, chociaż w tamtych też ci było ładnie.- powiedziałem przytulając Scarlett.
-Tak sądzisz?- spytała a ja pocałowałem ją.
-Tak- rzuciłem okiem na tatuaż.- Nie bolało moją małą dziewczynkę?- powiedziałem znów ją całując.
-Bolało, bolało twoją dziewczynkę ale było warto-powiedziała po pocałunku.
***
Był koniec rejsu, w trakcie Lett dopłaciła za mnie i przeczekaliśmy razem te 4 godziny, w końcu zeszliśmy z jachtu i zaczęliśmy iść promenadą.
-Scarlett, co powiesz na romantyczną kolację?
-Tak we dwojga?- zamruczała mi do ucha.
-Tylko we dwoje- powiedziałem i namiętnie ją pocałowałem.
Objąłem ją w pasie i tak dojechaliśmy taksówką do domu Lizzie o której w drodze opowiedziała mi Scarlett, weszliśmy do mieszkania w którym nikogo nie było, nie miałem ze sobą żadnego bagażu więc poszliśmy na szybko do jednego ze sklepów i kupiliśmy mi 3 pary koszulek i 3 pary spodenek, w domu tym razem zastaliśmy Lizzie. Z tego co zrozumiałem rozmawiały w języku niemiecki. A ja kompletnie nic nie rozumiałem, czułem się jak ostatni debil, Scarlett uśmiechnęła się do mnie.
-Rozmawiamy o tym jaki jesteś przystojny-powiedziała i zaśmiała się z Lizzie a ja uszczypnąłem dziewczynę przez co odskoczyła ze śmiechem. Miałem cichą nadzieję że zaczną rozmawiać po anielsku, jednak znowu zaczęły rozmowę po niemiecku. Po chwili rozmowy Scarlett sięgnęła do walizki. Wzięła czarną sukienkę z walizki i szła w kierunku łazienki, miałem już w głowie plan, szedłem za dziewczyną, otworzyła drzwi do łazienki a już miałem też wejść ale powiedziała:
-Rick wypad.
-No proszę-zrobiłem minę zbitego psa-widziałem cię nago a co dopiero w bieliźnie.
-No to się naoglądałeś- zamknęła mi drzwi przed nosem. Zacząłem cicho przeklinać w duchu. Po chwili dziewczyna wyszła z łazienki, przebrana w czarną sukienkę, wyglądała pięknie. Uśmiechnąłem się po nosem i pocałowałem dziewczynę, wyszliśmy szybko z domu po czym pojechaliśmy do Gdańska gdzie znajdowała się restauracja, weszliśmy do budynku i usiedliśmy na krzesłach, zamówiliśmy czerwone wino oraz wziąłem stek z polędwicy wieprzowej z masłem czosnkowym a Scarlett polędwicę po belwedersku.
Byliśmy już tam jakiś czas, czekałem na odpowiedni moment. W końcu wstałem z krzesła przyklęknąłem przed Scarlett, wyjąłem z kieszeni pierścionek i powiedziałem coś, co być może na zawsze zmieni moje życie:
-Ja wiem że nie jestem idealnym facetem i prawdopodobnie życie ze mną nie byłoby łatwe, to jednak, może zechciałabyś wyjść za mnie?
-Tak!- pisnęła dziewczyna płacząc z radości – Tak, tak, tak, tak!
Założyła pierścionek i rzuciła mi się w ramiona. Wszyscy dookoła zaczęli bić brawo i nam gratulować. Dokończyliśmy jedzenie. Kiedy skończyliśmy, zamówiłem taksówkę, była po ośmiu minutach, wsiedliśmy do auta.
-Nie mogę się doczekać naszego ślubu- wymruczała mi do ucha Carry. Na mojej twarzy pojawił się szalony uśmieszek.
-A ja nocy poślubnej. Będziemy tylko ty i ja i nikt więcej.- pocałowałem dziewczynę.
***
Wpadliśmy do mieszkania całując się. Poszliśmy do jadalni, delikatnie podniosłem Scarlett i położyłem na stole nadal całując. Nagle usłyszeliśmy chrząkanie gdzieś z boku. Cholera, kompletnie zapomniałem że nie jesteśmy u siebie. Zdjąłem Carry ze stołu i uśmiechnąłem się słabo choć w głębi duszy chciało mi się głośno śmiać. Za to obie dziewczyny zaczęły się śmiać, nie mam pojęcia czy ze mnie czy z całej sytuacji i w jednej chwili przestała mnie bawić cała sytuacja. Spojrzałem na nie zmieszany. Powiedziały coś do siebie po niemiecku i znów czułem się jak debil.
-Okey, to ja pójdę się przebrać, a wy nie wiem co…- wziąłem ubranie i szybko wszedłem do łazienki, za drzwiami nadal było słychać śmiechy i rozmowę nadal po niemiecku. Szybko się przebrałem i wyszedłem. Kiedy znalazłem się w jadalni, rozmowy dziewczyn na chwilę ucichły ale tylko po to żeby znowu się zaśmiać. Ze mnie…
-Coś nie tak jest z tą koszulą czy co?- spytałem kompletnie zbity z tropu. Z czego one się teraz śmieją? Scarlett pokręciła przeczącą głową i znów wybuchła śmiechem. Pewnie śmiały się ogólnie ze mnie lub z wcześniejszej sytuacji.
-Idę spać, dobrej nocy wam życzę.- powiedziała nadal się śmiejąc i poszła do innego pokoju. Scarlett powoli się ‘uspokajała’, po jakimś czasie wstała i sięgnęła do walizki.
-Musicie mówić przy mnie po niemiecku? Czuję się jak ostatni debil…- powiedziałem.
-Jeszcze ostatnio nim byłeś- stwierdziła.
-Ale wtedy miałem powód- powiedziałem z przekąsem a Carry zaśmiała się cicho. Usiadłem na rozłożonej już kanapie i oglądałem jakiś program. Kątem oka zobaczyłem że Scarlett zdejmuje bluzkę.
-Nie idziesz do łazienki?- spytałem.
-Skoro chciałeś to masz widoki.- uśmiechnęła się a ja natychmiastowo odwróciłem się w jej stronę patrząc jak się przebiera (boshe przepraszam was za to xD). Gdy skończyła, usiadła obok mnie na kanapie wtulając się we mnie, już po chwili zaczęliśmy się całować. Powoli przechodziłem z pocałunkami do jej szyi.
-Rick, obok jest Lizzie a ściany są cienkie.- powiedziała szybko mnie odganiając.
-Oj tam- nachyliłem się by ją pocałować ale ta przytrzymała mnie ręką.
-Rick, ona ma lekki sen
-Będziemy cicho.- odpowiedziałem z uśmieszkiem na co ona się zaśmiała.
-Nie Rick. Może jak wrócimy, ale „może”. Więc nie rób sobie zbytnio nadziei.- oznajmiła po czym odwróciła się do mnie plecami i ze złośliwym uśmiechem poszła spać. Przewróciłem oczami i zacząłem przeklinać w duchu. Ech te kobiety… Jak nie migrena to cienkie ściany. W końcu jednak też zasnąłem.
***
Obudziły mnie ciche śmiechy dziewczyn. Otworzyłem oczy i zobaczyłem że stoją nade mną chichocząc.
-Co wy wyprawiacie?- spytałem i położyłem sobie rękę na głowę. I poczułem coś dziwnego pod ręką. Zabrałem rękę z głowy i zobaczyłem… Kurwa, zobaczyłem jebaną bitą śmietanę. Serio nie było nic kreatywniejszego?!? Spojrzałem na dziewczyny i zauważyłem że Scarlett chowa za plecami pojemnik z bitą śmietaną.
-Nie żyjesz!- zaśmiałem się i rzuciłem się na dziewczynę starając wyrwać się jej pojemnik. Jednak mi się nie udało, i oberwałem po raz kolejny śmietaną. Leżałem na podłodze cały w bitej śmietanie a dziewczyny śmiały się ze mnie. Przewróciłem oczami ale także zacząłem się śmiać. Po chwili wstałem i poszedłem do łazienki się przebrać.
***
Kiedy wyszedłem z łazienki, dziewczyny siedziały przy stole i jadły śniadanie. Przysiadłem się do nich, wziąłem jedną kanapkę ze stołu.
-Scarlett?- spytałem układając plan w głowie kiedy skończyłem jeść.
-Hm?
-Co powiesz na cały dzień w hotelu ze spa?- zapytałem z uśmiechem a dziewczyna natychmiast zaczęła piszczeć i przytuliła mnie.
-Oczywiście! Ale ty będziesz ze mną?
-Dołączę do ciebie- odpowiedziałem a dziewczyna westchnęła. Kiedy skończyliśmy jeść, Scarlett przebrała się po czym zawiozłem ją do spa, a sam pojechałem do najbliższego tatuażysty. Siedziałem u niego z dwie, może trzy godziny.
***
W końcu wyszedłem z salonu tatuażu była dwudziesta pierwsza i pojechałem do Scarlett pokazać jej tatuaż, z którego (mam nadzieję) będzie zadowolona. Po chwili już byłem pod budynkiem aż w końcu i pokoju hotelowym.
-Cześć skarbie jak było?- przywitałem się z Carry.
-Totalny relaks!- powiedziała i usiadła na łóżku.
-Scarlett?- usiadłem obok niej.
-Hm?- odwróciła głowę w moją stronę, a ja uniosłem lewą rękę, na nadgarstku widniał nowy tatuaż z właśnie jej imieniem.
-Oh, Rick!- krzyknęła i przytuliła mnie jednocześnie płacząc ze szczęścia.
-To może teraz?- spytałem kiedy dziewczyna się ode mnie oderwała.
-Co teraz?- spytała spoglądając na mnie zdziwiona.
-No wiesz.- powiedziałem i pocałowałem ją.
-Chętnie- powiedziała i zaczęła mi szybko zdejmować koszulkę. Szczerze mówiąc, trochę się tego nie spodziewałem. Znowu całowaliśmy się. Spędziliśmy dość ciekawą noc.
***

Carry?   C:<

wtorek, 29 sierpnia 2017

od Viktorii cd. Rick'a

Podeszłam z ponurym uśmiechem do chłopaka i zabrałam wodze mojej klaczy.
- Ale wiesz, że w akademii straszenie innych uczniów nożem jest niedozwolone? - zapytał, z wrednym uśmieszkiem. No jakbym nie wiedziała i była tu pierwszy dzień.
- A masz zamiar komuś powiedzieć? - syknęłam wściekle, przyciskając mu nóż do gardła i walcząc z pokusą nacięcia skóry.
- A nawet jeśli? To co? Zabijesz mnie tu i teraz tym nożykiem? Nie dałabyś rady. - prychnął w moją stronę.
- Tak? A co chcesz sprawdzić?
- Chętnie ale wiem że nie chciałabyś trafić do więzienia za spowodowanie choćby nieumyślnego zabójstwa takiego debila jak ja.  
- Wiesz chętnie bym wbiła ci ten nożyk w gardło… - warknęłam wściekle, naprawdę miałam ochotę mu coś zrobić.
- No widzisz? Ale jednak nie możesz, w końcu więzienie to nie takie miejsce dla takich dziewczynek jak ty. Co jak co ale ja na tych sprawach dość dużo się znam. - powiedział, z lekko obłąkanym uśmiechem. Lekko poluźniłam uścisk
- Jak to „na tych sprawach dość dużo się znam”? - zacytowałam, zdezorientowana tym co właśnie powiedział.
- Wystarczy że ci powiedziałem. Zresztą ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a sam Lucyfer chyba powinien o tym wiedzieć. - powiedział ze śmiechem. Wściekle złapałam wodze klaczy i weszłam do boksu.
- Nie tylko ty masz broń- powiedział cicho, a ja momentalnie znalazłam się koło niego znów przyciskając broń.
- Co masz na myśli?- spytałam cicho aczkolwiek poważnym tonem. Docisnęłam nóż jeszcze mocniej, acz nie zraniłam go.
- Nic takiego, po prostu „nie tylko ty” masz broń. - odparł z naciskiem na 'nie tylko ty' - Też mam broń. - spojrzałam na niego zmieszana. Nie spodziewałam się że wykorzysta moją nieuwagę i wyrwie mi nóż z ręki.
-Oddawaj do cholery!- krzyknęłam, próbując wyrwać mu moją własność. Po chwili do stajni weszło dwóch uczniów z końmi.
- Dzięki… Ale teraz oddaj - zażądałam nieco spokojniej, chłopak zignorował mnie i tylko uśmiechnął się wrednie. Szlag mnie zaraz trafi...
 
 
 
 Sięgnęłam po skrzynkę ze sprzętem North i weszłam do jej boksu. Zapomniałam całkowicie poluzować jej popręg, sięgała po siano ale zdecydowanym ruchem odciągnęłam jej głowę i zaczęłam rozpinać ogłowię, po wcześniejszym zluzowaniu popręgu. Klacz grzecznie oddała wędzidło. Założyłam jej kantar na łeb i poszłam umyć wędzidło. Odwiesiłam je na wieszak z jej imieniem. Wróciłam szybkim tempem do jej boksu i zdjęłam siodło wraz z czaprakiem i podkładką. Siodło dałam na swoje miejsce a czaprak i podkładkę na suszarkę, by pot wysechł. Będę musiała je niedługo umyć... Weszłam ostatni raz do boksu, tym razem ze skrzynką. Dałam jej kostkę cukru i zaczęłam czyścić, stała grzecznie przy czyszczeniu. Zaczęłam robić jej z kopytami, przy strzałce wbił się jej kamyk. Sięgnęłam ręką po maść i wsmarowałam ją w miejsce gdzie przed chwilą znajdował się kamyczek. Wyszłam  z boksu i odszukałam wzrokiem chłopaka.
- Oddasz mi wreszcie czy nie? - powiedziałam rozkazującym tonem, kiedyś ktoś zarobi w mordę jak jeszcze raz mi zabierze nóż.
- Masz bo ci żyłka pęknie- zaśmiał się i podał mi nóż. Zręcznym ruchem obróciłam go w palcach i z satysfakcjonującym uczuciem schowałam go.
- Po co mi to mówiłeś? Że też masz broń? - spytałam chłopaka, który odwrócił się do mnie plecami i ruszył w stronę akademii.
- Żebyś wiedziała że nie jestem taki potulny na jakiego wyglądam - odwrócił się w moją stronę  i uśmiechnął. No zaraz dostanie w mordę ode mnie, traktuje mnie jak dziecko z tymi uśmieszkami...
- Coś sugerujesz? - zapytałam, czując się trochę niepewnie w jego towarzystwie.
- Może? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie. Zaczynał mnie bardzo powoli denerwować, ale o byciu dupkiem się nie decyduje. Nim się jest. Pomyślałam i zaśmiałam się w duchu. Poszliśmy w swoją stronę, otworzyłam pokój i trzasnęłam drzwiami. Tenebris wskoczyła na łóżko i zaczęła lizać mnie po twarzy.  Odepchnęłam ją stanowczo, spojrzała na mnie z miną obrażonej księżniczki i poszła fochać się na swoim legowisku. Weszłam do kuchni i wygrzebałam z lodówki potrawkę mięsną dla mojej psiny. Spojrzała na jedzenie z wyrzutem i odwróciła się do mnie plecami.
- No chodź. Wiem że masz focha. Ale obiad czeka. - poklepałam się w kolana, zauważyłam jak czarna psinka zaczyna merdać ogonem, po chwili zorientowała się że jednak ma focha i obrzuciła mnie spojrzeniem obrażonej księżniczki. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam robić sobie sałatkę z kurczakiem. Wrzuciłam mięso na patelnię  i  zaczęłam kroić co trzeba. Gdy mięso było gotowe, wsypałam trochę dla siebie a resztę dałam Tenebris. Położyłam miskę ze swoim jedzeniem na stole i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam, pozmywałam po sobie i przebrałam się w jakieś jeansy i bluzkę, którą pierwszy raz na oczy widziałam.
Założyłam trampki i wyszłam. Odnalazłam pokój Rick'a i zapukałam. Otworzył szybko, jak na niego.
- Wow. Postarałeś się z tym otwieraniem. - mruknęłam i nie czekając na zaproszenie weszłam. - słuchaj, mam sprawę.  Chłopak  spojrzał na mnie z niemałym zdziwieniem, wprosiłam się chamsko do jego pokoju.
- Tak dokładniej?
- Zaintrygowały mnie twoje słowa. - zaczęłam. - tak dokładniej "na tych sprawach dość dużo się znam" - powiedziałam, robiąc cudzysłów palcami w powietrzu. Rick zmierzył mnie wzrokiem. - Wytłumacz mi o co chodzi, z tym tekstem. - przerwałam i dałam mu chwilę na odpowiedź.
 
 
---------
Riczu? :3

Od Ricka cd. Viktorii

-Ale wiesz, że w akademii straszenie innych uczniów nożem jest niedozwolone?- powiedziałem idąc za nią razem ze swoim karusem. Dziewczyna szybko wypuściła wodze swojej klaczy i przyłożyła mi nożyk do gardła. Oparłem się o pobliską ścianę.
-A masz zamiar komuś powiedzieć?- syknęła ze złością.
-A nawet jeśli? To co? Zabijesz mnie tu i teraz tym nożykiem? Nie dałabyś rady.- prychnąłem.
-Tak? A co chcesz sprawdzić?
-Chętnie ale wiem że nie chciałabyś trafić do więzienia za spowodowanie choćby nieumyślnego zabójstwa takiego debila jak ja. 
-Wiesz chętnie bym wbiła ci ten nożyk w gardło…
-No widzisz? Ale jednak nie możesz, w końcu więzienie to nie takie miejsce dla takich dziewczynek jak ty. Co jak co ale ja na tych sprawach dość dużo się znam.- powiedziałem z szaleńczym uśmiechem. Dziewczyna popatrzyła na mnie zdezorientowana i nieco zluzowała rękę w której trzymała nożyk.
-Jak to „na tych sprawach dość dużo się znam”?- zacytowała.
-Wystarczy że ci powiedziałem. Zresztą ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a sam Lucyfer chyba powinien o tym wiedzieć.- powiedziałem ze śmiechem a dziewczyna lekko zdenerwowana opuściła rękę z bronią, złapała klacz i wprowadziła do boksu. Uczyniłem to samo.
-Nie tylko ty masz broń- powiedziałem cicho a po chwili Viktoria znalazła się obok mnie powrotnie przykładając mi ostrze do gardła.
-Co masz na myśli?- spytała cicho aczkolwiek poważnym tonem. Poczułem nożyk jeszcze mocniej w swojej skórze jednak nie zraniła mnie.
-Nic takiego, po prostu „nie tylko ty” masz broń.- odpowiedziałem z naciskiem na słowa : nie tylko ty. Napotkałem rozwścieczone spojrzenie, więc dodałem szybko-Też mam broń.-
Viktoria spojrzała na mnie zmieszanym wzrokiem, widać było że trochę się wystraszyła. Za oknem zobaczyłem dwójkę jeźdźców kierujących się w stronę akademii. Błyskawicznie wyrwałem się dziewczynie i wyrwałem jej nożyk.
-Oddawaj do cholery!- krzyknęła Viktoria próbując wyrwać mi nożyk, który jednak szybko schowałem do kieszeni bluzy. Po chwili do stajni weszło dwoje uczniów którzy szybko nas minęli.
-Dzięki… Ale teraz oddaj- zażądała już nieco spokojniej. Uśmiechnąłem tylko złośliwie i wszedłem do boksu konia. Chwyciłem leżący niedaleko kantar i założyłem go na szyję konia. Podpiąłem uwiąz i rozpiąłem popręg, przechodząc na drugą stronę pogłaskałem mojego podopiecznego. Zdjąłem siodło wraz z czaprakiem i odniosłem do siodlarni, czaprak dałem na suszarkę a  siodło na wieszak. Wracając do boksu spojrzałem w stronę Viktorii która rzuciła mi wściekłe spojrzenie, zignorowałem to i zdjąłem ogłowie. Umyłem wędzidło i odwiesiłem je w odpowiednie miejsce, podchodząc ponownie do boksu mojego konia, dałem mu kostkę cukru i zdjąłem kantar, pozwalając na dowolne szlajanie się po boksie konia. Wyszedłem na zewnątrz stajni, oglądałem konie na pastwisku czekając na Viktorię. Po chwili dziewczyna wyszła z budynku, rzuciła w moją stronę wściekłe spojrzenie i podeszła do mnie.

-Oddasz mi wreszcie czy nie?- powiedziała rozkazującym tonem.
-Masz bo ci żyłka pęknie- zaśmiałem się i podałem dziewczynie nożyk. Odwróciłem się do niej plecami w stronę budynku akademii.
-Po co mi to mówiłeś? Że też masz broń?- spytała po chwili.
-Żebyś wiedziała że nie jestem taki potulny na jakiego wyglądam- odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem się.
-Coś sugerujesz?
-Może- wzruszyłem ramionami, odwróciłem się w stronę akademii i wszedłem do budynku. Skierowałem się do swojego pokoju, w którym czekał na mnie znudzony już Tajfun, zaczął skakać i szczekać, szybko uciszyłem psa nasypując mu karmy do miski. Podszedłem do terrarium węży, nakarmiłem je po czym wziąłem największego z nich na ręce. Wąż wił się po moich ramionach, uwielbiałem patrzeć na ich oczy i giętkie ciało. Nagle ktoś zapukał do mojego pokoju, odłożyłem szybko węża do terrarium, szczelnie zamknąłem i wstałem by otworzyć drzwi.

Viktoria? xD Nie przejmuj się Riczem, debil z niego i tyle XD

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

od Rekera cd. Irmy

- Dodatkowo chcielibyśmy zapytać czy moglibyśmy zostać wolontariuszami… Pieski oczywiście też ze sobą zabieramy które sobie wybraliśmy – dodała jeszcze Irma a tej pani to normalnie szczęka prawie opadła do samej ziemi! No w sumie to rzadkie, że ktoś przyjeżdża do schroniska daje tyle na konto i chce być jeszcze wolontariuszem, ale my mamy dobre serca i nie przejdziemy obok tego tak obojętnie jak niektórzy ludzie, którym wisi to co się dzieje dookoła nich.
Musieliśmy trochę poczekać, bo w kierowniczkę uderzyło tyle emocji, że trochę jej zajęło otrząśnięcie się z emocji co rozumieliśmy więc na nią nie naciskaliśmy.
- Dziękujemy za pieniądze, bo na pewno się nam przydadzą. Ostatnio mamy ich bardzo mało więc już prawie zamykaliśmy schronisko - powiedziała głosem jakby się miała popłakać - A jeśli chodzi o zostanie wolontariuszem to możecie nimi zostać od razu. Potrzebuję tylko waszych danych by móc zrobić wam legitymacje - dodała podsuwając nam pod nos kartki, które od razu szybko wypełniliśmy. Wiecie tam imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, numer telefonu... Kiedy wszystko już było załatwione pokazaliśmy pani kierownik, która kazała nam do siebie mówić Bella, gdyż tak kobieta miała na imię. Kiedy "uwolniliśmy" z klatek nasze nowe psiaki od razu dostaliśmy do nich smycze i obroże. Pieski były bardzo szczęśliwe i normalnie chciały nas zalizać na śmierć! Mój szczeniaczek nazywał się Ajax i miał pięć miesięcy... Jak się okazało nie miał wcale łatwo i przywiozła go tu policja dla zwierząt w okropnym stanie, ale jakoś wydobrzał z tych chorych walk psów... Nie wiem jak ludzi może coś takiego cieszyć jak zwierzęta normalnie się tam zabijają! No wyobraźcie sobie takiego malca w starciu z pitbullem albo bulterierem... Śmierć na miejscu normalnie... Irmy pieski też z pewnością miały jakąś ciężką historię, ale nie przysłuchiwałem się zbytnio o czym rozmawia z Bellą, ponieważ mały chciał się ze mną bawić i nie żałował moich "strasznych" nogawek, na które bez przerwy polował. Zastanawiałem się jak na to wszystko zareaguje ojciec, ale on lubił zwierzęta więc raczej nic do gadania mieć nie będzie! Podpisaliśmy jeszcze jakiś dokument świadczący o tym, że będziemy od dzisiaj właścicielami piesków i umówiliśmy się, iż przyjedziemy jutro odebrać legitymacje i zaczniemy wreszcie pracować jako wolontariusze. Nie czekając dłużej poszliśmy do samochodu gdzie jakoś się zapakowaliśmy i zaczęliśmy wracać do domu.
Ajax podczas podróży zasnął mi na kolanach co słodko wyglądało a labradory Irmy siedziały grzecznie i położyły swoje główki na jej kolanach, ponieważ było im bardzo przyjemnie, gdy dziewczyna je głaskała. W domu byliśmy dopiero po godzinie, bo był wypadek a korek mówię wam ogromny! Cóż zderzyły się cztery auta więc było niezłe zamieszanie... Nie wiadomo czy ktoś w ogóle to przeżył, bo samochody były tak bardzo zniszczone, że aż strach patrzeć.
Kiedy byliśmy już na miejscu spotkaliśmy się ze zmartwionym Maksem, który krążył po podwórzu jakby stało się coś okropnego, ale gdy nas zobaczył od razu się uspokoił i oparł o ścianę budynku za nim patrząc na nas z ulgą w oczach. Irma się trochę spięła dlatego złapałem ją za rękę i mówiąc, że wszystko będzie dobrze powoli opuściliśmy lamborghini, z którego na smyczy od razu wyskoczyły psiaki niebieskookiej, które zaczęły radośnie rozglądać się po otaczającym je nowym terenie. Ajax cały czas spał jak zabity więc wziąłem go na ręce i nie zamierzałem jeszcze budzić.
- Skąd ja wiedziałem, że przywieziecie nowe zwierzaki? - zapytał nas patrząc na psiaki z uśmiechem.
- Nie wiem.... wróżbitą to ty nie jesteś więc może jakieś przeczucie czy co to tam jest - odpowiedziałem mu z uśmiechem na co się zaśmiał.
- Czaruś nie czaruj - stwierdził - Idźcie je umyć... Przyda im się odświeżenie - stwierdził i poszedł w stronę stajni zapewne do swojego Pizarra.
- To co? Idziemy je kąpać? - zapytałem z uśmiechem Irmę.

< Irma? :3>

od Irmy cd. Rekera


Chodząc po schronisku, nie mogłam uwierzyć jak te zwierzęta bardzo cierpią i jak okrutny może być człowiek! Wiele zwierząt tak bardzo cierpiało i się smuciło… Te smutne, przerażone i przepełnione bólem oczy, to było straszne! Chodząc tak po schronisku, zaczęłam coraz poważniej myśleć nad tym wszystkim jakby tu im pomóc. Wiele ludzi nie zdawało sobie w ogóle sprawy co się dzieje w schroniskach oraz jakie wspaniałe pupile są z nich na wiele lat! W pewnym momencie przystanęłam przy jednej z klatek, bo zobaczyłam dwa pieski.


Były razem i były takie smutne… Gdy na mnie patrzyły, czułam się jakbym była na ich miejscu! Pamiętałam jak też byłam w zamknięciu, tyle że ja nie miałam okien i byłam przykuta do łóżka łańcuchem, żebym nie mogła uciec, gdyby przez przypadek drzwi były otwarte… Wracając jednak do rzeczywistości, to kucnęłam przed tą właśnie klatką i lekko się uśmiechnęłam do tych piesków, pewnie jak każdy odwiedzający to miejsce, więc zapewne nie robiło to wrażenia na pieskach, bo myślały że i tak ich nikt nie weźmie… Wyjęłam ostrożnie rękę z kieszeni i pogłaskałam je, a one spojrzały na mnie jeszcze bardziej smutno.
- Nie martwcie się zabiorę was stąd pieski – szepnęłam do nich i spojrzałam w stronę Rekera, który skinął głową i wyjął telefon z kieszeni spodni, zaczynając coś na nim klikać, więc zapewne wchodził na bank albo inne ustrojstwa. Skończył po około piętnastu minutach i spojrzał na mnie z uśmiechem. Podnieśliśmy się niemalże jednocześnie i zaczęliśmy iść w stronę biura kierowniczki tym samym krokiem. Zapukaliśmy do drzwi i za pozwoleniem weszliśmy do środka, gdzie spotkaliśmy tą samą kobietę, która nas powitała w schronisku. Miała brązowe włosy, piwne oczy oraz była szczupłej postury. Wyglądała na jakieś 42 lata.
- Wybraliście sobie jakieś zwierzątka? - spytała z uśmiechem.
- Tak! Ja wybrałem jednego pieska – powiedział Reker, a kobieta się uśmiechnęła i spojrzała na mnie.
- A ja dwa pieski! Mamy dużą posesje, więc im więcej tym lepiej, a poza tym chcemy dać im nowe domy – rzekłam radośnie i spojrzałam na Rekera.
- Mamy jeszcze coś, co powinno wesprzeć wasze schronisko – zaczął Reker z uśmiechem – Proszę teraz spojrzeć na konto schroniska – dodał, a kobieta była wyraźnie zdziwiona.
- Nie będziemy patrzeć spokojnie – dodałam z uśmiechem, a kobieta mocno zdziwiona zaczęła coś tak klikać w laptopie, a po trzech minutach zrobiła oczy jak pięć złotych, a później spojrzała na nas.
- Żeby wesprzeć schronisko, postanowiliśmy przelać na wasze konto milion złotych na specjalistyczny sprzęt, leki, karmę, żwirek i takie tam! Są to pieniądze fundacji, więc można nawet polepszyć lub zwiększyć schronisko – powiedział z uśmiechem Reker.
- Dodatkowo chcielibyśmy zapytać czy moglibyśmy zostać wolontariuszami… Pieski oczywiście też ze sobą zabieramy które sobie wybraliśmy – dodałam jeszcze i myślałam dosłownie że szczęka opadnie kobiecie do samej ziemi!
-----------------------------------------------------
< Reker? ;3 co ona na to? Xdd >

niedziela, 27 sierpnia 2017

od Viktorii cd. Rush'a

Po tamtych słowach ucichłam i zjechałam na pobocze, ukryłam twarz w dłoniach i zamrugałam szybko by nie pozwolić łzom wypłynąć z moich oczu. W końcu jednak łzy popłynęły po mojej twarzy.
- Przepraszam księżniczko, nie powinienem był krzyczeć. - szepnął chłopak, próbując mnie pocieszyć. Odsłoniłam twarz i otarłam łzy rękawem bluzy. - Jestem głupi i masz prawo mi przyłożyć. Tak, jak za dawnych lat. Pamiętasz jak za tobą latałem?- prychnął. Przypomniałam sobie wszystkie nasze odpały w Akademii. To jak dostaliśmy szlaban teraz wydaje się śmieszne. - Nie raz oberwałem, ale wcale nie zamierzałem się poddawać. - uśmiechnął się do mnie, poczułam ścisk w żołądku na widok tego lekkiego uniesienia kącików warg.
- Sam się o to prosiłeś. - odparłam, lekko się uśmiechając.
-  Całkiem możliwe, a mimo to jesteśmy teraz tutaj. Na jakiejś dzikiej drodze w jednym samochodzie, przez długi okres czasu, a ja nadal żyję- mruknął i chwycił moją dłoń, zamykając ją  w swojej. Zadrżałam...- I to dla mnie duży zaszczyt, bo wiem, że nie tolerujesz wszystkich. - Ru był jednym z niewielu, komu pozwalałam się tak bardzo zbliżyć, a co dopiero być z kimś w związku. Ale przy tym chłopaku czułam się bezpiecznie... Spojrzałam na niego, zaczerwienionymi od płaczu i zmęczenia oczami. Delikatnie przesunął palcem po moim policzku i zbliżył twarz do mojej... W momencie w którym nasze usta były już prawie złączone, Breve zarżał. Niechętnie odsunęliśmy się od siebie, Rush wypiął pas i otworzył drzwi.
- Zajrzysz do niego ze mną? - zapytał, odparłam mu stanowczym skinieniem głowy i wyszłam z czarnego auta zaraz za Rushem. Breve spojrzał na nas z ciekawością i lekkim zdezorientowaniem. Nie wyglądał na przestraszonego, wręcz był spokojny jak na tak nagły zakręt.
Ru odwrócił głowę  w stronę lasu i zamilkł, jego wzrok był nieobecny, wyglądał jakby się zastanawiał nad czymś.
- Chyba powinniśmy ruszać dalej. - powiedziałam ciepło, patrząc na chłopaka ze zmartwieniem. - Ru, wszystko ok? - zapytałam, przekrzywiając lekko głowę. Patrzyłam na chłopaka, gorączkowo wbijając w niego wzrok. Przemilczał moje pytanie i podszedł do mnie, chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie. Drgnęłam i znieruchomiałam, nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Czym moje życie byłoby bez ciebie?- westchnął, i wzmocnił uścisk- Co ty ze mną zrobiłaś… - wyszeptał. Byłam zdezorientowana i pozytywnie zaskoczona, w końcu wplotłam palce w jego włosy. Wtedy złączyliśmy nasze usta  w namiętnym pocałunku. Cały świat przestał się liczyć, byliśmy tylko my i ta chwila. Która mogłaby trwać wiecznie... Ten pocałunek był bardziej emocjonalny, bardziej namiętny i najcudowniejszy.
Rush zadeklarował się, że tym razem to on poprowadzi. Zgodziłam się i usiadłam na miejscu pasażera i obserwowałam drogę, co chwila zerkając na czarnowłosego. Pogłośniłam radio, w momencie gdy zabrzmiało 'Thunder'.
Just a young gun with a quick fuse… - zanuciłam pod nosem fragment tekstu.
- Serio? Thunder? Słuchasz IG? - zapytał, z uśmiechem na twarzy. Zachichotałam i w ramach potwierdzenia zaśpiewałam dalej. Po chwili dołączył też Ru. Droga mijała nam szybciej i przyjemniej.
- Masz naprawdę ładny głos. - mruknął chłopak a ja tylko machnęłam ręką i zaśmiałam się. - musimy jeszcze kiedyś pośpiewać. - dodał i zamilkł, na powrót skupiając się na drodze. Minęła jakaś godzina, od czasu tamtej rozmowy. Wreszcie dojechaliśmy, opony rozrzucały kamyczki ze ścieżki we wszystkie strony świata.
- To na pewno tutaj? - zapytał, gdy wjechaliśmy na nieduże, zagracone podwórko. - spodziewałem się bardziej.. em..
- Wywalonej w kosmos willi?
- Powiedzmy. - mruknął i zgasił silnik. Odpięłam pasy i zdjęłam bluzę. Zza szopy wychodziła wysoka postać, - może lepiej zapytam czy dobrze trafiliśmy. - powiedział i wysiadł z auta. Zaczekałam i przygotowałam dokumenty Francuza. Pogrążyłam się w rozmyślaniach, Breve już niedługo na powrót będzie Francuzem. Zamrugałam szybko i spojrzałam na Rush'a, który rozmawiał z dziewczyną. Po chwili odwrócił się i puścił mi oczko, wysiadłam z auta i podeszłam do chłopaka.
- Księżniczko, poznaj proszę Dolly, zaklinacza koni! - zmierzyłam wysoką dziewczynę wzrokiem, wypięła się dumnie czekając na jakieś pochwały czy inne "ochy achy".  Zaczęłam się niekontrolowanie śmiać, Dolly spojrzała na mnie jakbym była jakimś robakiem, ale ja po prostu się śmiałam. Nie mogłam opanować śmiechu, patrząc na Rush'a, który ledwo powstrzymywał się przed śmiechem zaczynałam od nowa. Wreszcie się opanowałam i spojrzałam na Dolly, która miała minę, jakby wdepnęła łajno.
- Zupełny brak poszanowania, niektórzy nie potrafią się przyznać do swojej niższości. - zamilkłam i zmierzyłam ją wzrokiem. Zacisnęłam pięść, Ru by uniknąć niepotrzebnych kłótni przyciągnął mnie do siebie i objął w talii.
A więc, wyprowadzisz go z przyczepy? - rzucił chłopak  a ja przyglądałam się z zaciekawieniem Dolly. Dziewczyna spojrzała na niego jak na debila.

 -  Oj głupiutki, nie można od tak sobie w pojedynkę „wyprowadzać” narowistego konia bez wcześniejszego przygotowania. Chyba, że nieco byś mi pomógł- zaproponowała, na co odchrząknął. Znów spojrzałam na dziewczynę, gdyby wzrok mógł zabijać, Dolly byłaby martwa.

- To teraz ja pobawię się w zaklinacza. - uśmiechnęłam się chłodno i wyswobodziłam z uścisku chłopaka. Poszłam powolnym krokiem do przyczepy  i przywitałam się z Breve. Siwek spojrzał na mnie z zaciekawieniem, odwiązałam uwiąz  i wyprowadziłam go z przyczepy. Nie minęło dużo czasu, a Breve stał koło Rush'a i trącał go radośnie pyskiem.
- Istny pokaz ignorancji i desperacka próba zwrócenia na siebie uwagi. - zadrwiła Dolly, w tym momencie dziewczyna przegięła. Wcisnęłam mojemu chłopakowi uwiąz i wściekle podeszłam do dziewczyny, zaciskając i podnosząc prawą pięść. Ru przyciągnął mnie do siebie nim zdążyłam ją uderzyć. Może w sumie to i dobrze?
- Proszę skarbie, nie pogarszajmy sytuacji. Musimy się opanować ze względu na Breve… on nie jest niczemu winny. - szepnął i pocałował mnie w policzek. Pogłaskałam siwka po rozgrzanej szyi i spojrzałam w jego oczy, były spokojne. Aleu wjechała na podwórko, młody konik kojarząc swoją właścicielkę stanął dęba z przerażeniem. Dolly chcąc pokazać jaka to ona jest "super" machnęła batem przed nogami Rush'a, Breve wyrwał się chłopakowi i popędził w stronę pastwisk.
No ją chyba coś pojebało. Pomyślałam wściekle, Rush spiorunował dziewczynę wzrokiem.
- Mówiłam, że jest niebezpieczny, ale nie martw się, mogę ci pokazać jak się z nim obchodzić. - powiedziała i niebezpiecznie zbliżyła się do mojego chłopaka. Ru szybko odepchnął dziewczynę i prychnął wściekle.
- Dotknij go jeszcze raz... - warknęłam wściekle i zacisnęłam pięści.
- Nie moja wina, że tak działam na płeć przeciwną. - na nerwach też potrafi zagrać.. Miałam ochotę jej przyłożyć, ale się powstrzymałam.
- Skarbie, idziesz ze mną? - Ru zwrócił się do mnie z uśmiechem. - trzeba go uspokoić. - skinęłam głową i parodiując tamtą gnidę, ruszyłam za chłopakiem skocznym krokiem i zarzuciłam włosami. Rżenie konia przepełnione było paniką. Zauważyłam że na twarzy Ru pojawia się chytry wyraz, czyli coś wymyślił.
- Rushhh! - piskliwy głos tamtej gnidy wyrwał mnie z zamyślenia. Chłopak skrzywił się i przyspieszył kroku, musiałam podbiec kilka kroków by się z nim zrównać. Ru spojrzał na mnie z uśmiechem, jego oczy wciąż jednak były przepełnione zmartwieniem i smutkiem.
- Nie podchodźcie za blisko, za momencik zaczynamy sesję! - tym razem odezwała się Dolly. Czy ona też jest taką idiotką jak Aleu? Zapytałam samą siebie i przekonałam się że jest już wcześniej, widząc pokaz jej arogancji.
- Chyba mam pomysł… o ile Aleu będzie tak naiwna, to powinno się udać - mruknął i objął mnie jedną ręką, przyciągając lekko do siebie.
- Chcesz ją nieco wykorzystać?
- Tylko i wyłącznie dla dobra Breve, może mi go odsprzeda? Wtedy razem będziemy mogli nad nim popracować. Może pojedziemy na jakąś wystawę? - usłyszałam jego ciche jęknięcie bólu. Pomysł był bardzo dobry, zabrałam za sobą jakieś pieniądze z ostatniej wygranej w zawodach.
- Co za idiotka… trzeba to będzie przemyć , bardzo boli? - Chwyciłam delikatnie jego zranioną dłoń i obejrzałam ją uważnie. Po wewnętrznej stronie dłoni widać było podłużną ranę i lekkie oparzenie. Ru pokręcił głową przecząco.
- To tylko draśnięcie, skupmy się na koniu. Obawiam się, że nie będę się w stanie opanować, gdy pseudo zaklinaczka zacznie swój pokaz... - mruknął i pocałował mnie delikatnie w czoło.
 
Gdy Dolly zaczęła swój pokaz, mocno ścisnęłam dłoń chłopaka, by nie wejść na padok i nie przyjebać jej w ten wyszpachlowany ryj. Francuz był przerażony już na sam ich widok, gdy tylko brązowowłosa zamieniła uwiąz na lonże, konik zwiał od niej byle dalej, prawie wyrywając jej różowy sznur. Zamknęłam oczy gdy usłyszałam świśnięcie bata i przerażone rżenie konia.
- Nie chcę tego oglądać. - szepnęłam i wtuliłam się w chłopaka.
- Ja też... - odparł i szybko objął mnie ręką, gdy poczuł że się odsuwam. - Też chce jej przywalić, ale pamiętaj o planie. - pogładził mnie po włosach i przyciągnął do siebie, odwróciłam głowę i zobaczyłam jak Francuz staje dęba i dostaje batem po nogach. Zacisnęłam zęby i powieki, by nie pozwolić sobie na przekleństwa i łzy.
- Nie zniosę tego dłużej. Chodźmy zrealizować ten plan. - szepnęłam i odsunęłam się od chłopaka, pokiwał głową i splótł nasze dłonie ze sobą. Aleu spojrzała na nas z tryumfem w oczach, miałam ochotę jej przywalić.
- Aleu... słuchaj. - zaczęłam ale dziewczyna zignorowała mnie i podeszła do Rush'a, zarzucając mu ręce na szyję. Ru odepchnął ją zniesmaczony i spojrzał poważnym wzrokiem.
- Mamy propozycję...
 
-------------
Rush? Omotajmy Aleu i spalmy na stosie :P
 

wtorek, 22 sierpnia 2017

od Rush'a cd. Viktorii

Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie. Nie powinienem był przywiązywać się do cudzego konia. Miałem jednak cichą nadzieję na to, że delikatny Breve trafi do dobrego domu i ktoś należycie wykorzysta jego ogromny potencjał...
Po kilku nieprzespanych nocach czasami przestawałem myśleć racjonalnie, tym razem zmęczony natarczywymi myślami, oparłem głowę o szybę i zasnąłem...
 
Nagle poczułem, jak moje ciało gwałtownie poderwało się o przodu. Gdyby nie pas bezpieczeństwa, zapewne już dawno "całowałbym" asfalt. Automatycznie zaczerpnąłem powietrza i spontanicznie pokręciłem głową, aby się rozbudzić. Dobre kilkanaście sekund zajęło mi rozpoznanie, gdzie się znajduje i co się tutaj stało.
- Co to do cholery miało być?!- krzyknąłem zdezorientowany i wściekły zarazem. Dosłownie chwila dzieliła nas od wypadku
- Kot. -Szepnęła cicho, nie patrząc na mnie - nie mogłam go potrącić. - Dodała, w momencie gdy głos lekko jej się załamał  - w dodatku, boje się o Breve...- Ucichła i zjechała na pobocze, chowając twarz w dłoniach
Dopiero w tamtym momencie uświadomiłem sobie, jak wielkim jestem idiotą. Przecież Tori też wszystko przeżywa, sama doświadczyła wielu przykrości związanych z Aleu. Wiedziałem, że nienawidziła momentów, gdy ludzie krzywdzili zwierzęta. Czasami wydawało mi się, że bardziej im ufała...
Warknąłem wściekły i spojrzałem w górę, wtedy z "transu" wyrwał mnie cichy szloch, zacisnąłem mocno powieki...
- Przepraszam księżniczko, nie powinienem był krzyczeć...- poczucie winy dosłownie zżerało mnie od środka, musiałem być dla niej wsparciem, a tymczasem sam miałem ochotę się rozpłakać, co się ze mną stało?- Jestem głupi i masz prawo mi przyłożyć. Tak, jak za dawnych lat. Pamiętasz jak za tobą latałem?- prychnąłem, przypominając sobie początki naszej znajomości w Akademii- Nie raz oberwałem, ale wcale nie zamierzałem się poddawać- zaśmiałem się cicho i zerknąłem na nią z ukosa
- Sam się o to prosiłeś- wydawało mi się, że kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu
- Całkiem możliwe, a mimo to jesteśmy teraz tutaj. Na jakiejś dzikiej drodze w jednym samochodzie, przez długi okres czasu, a ja nadal żyję- mruknąłem i zamknąłem jej drobną dłoń w swojej. Zadrżała...- I to dla mnie duży zaszczyt, bo wiem, że nie tolerujesz wszystkich- dodałem i nakazałem,a aby na mnie spojrzała.
Na widok zaszklonych oczu, poczułem delikatne ukłucie w sercu. Przeciągnąłem palcami po jej lekko zaczerwienionym policzku i wysiliłem się na uśmiech. Powinniśmy odpocząć... oboje.
W momencie, gdy nasze usta miały się zetknąć, usłyszeliśmy lekko zagłuszone rżenie... Breve, zapomnieliśmy sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Z ciężkim sercem i odsunąłem się od Viktorii i rozpiąłem pas, aby wydostać się z auta
- Zajrzysz do niego ze mną?- zapytałem, na co odpowiedziała mi stanowczym skinieniem głowy, następnie wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy w stronę na szczęście, nienaruszonej przyczepy.
Breve spoglądał na nas z zainteresowaniem i lekkim zdezorientowaniem, wyglądało na to, że wszystko gra. Jak najszybciej odwróciłem głowę w stronę lasu i zacząłem spoglądać na pobliskie drzewa. A gdyby tak uciec od tych wszystkich problemów i zabrać go ze sobą? Czy to nie byłoby za bardzo samolubne?
- Chyba powinniśmy ruszać dalej- kojący głos drobnej dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia, leniwie przesunąłem wzrokiem po jej ciele- Ru, wszystko w porządku?- spytała zaciekawiona i lekko przechyliła głowę, sprawiając, że włosy zasłony znaczną część jej twarzy.
To pytanie przemilczałem. W ramach odpowiedzi ruszyłem w jej stronę, czując znajomy zapach szamponu. Słodka woń kwiatów sprawiła, że niemal zakręciło mi się w głowie. Dziewczyna cały czas gorączkowo się we mnie wpatrywała. Gdy znalazłem się dostatecznie blisko objąłem ją w talii i przyciągnąłem bliżej siebie. Moja księżniczka drgnęła zaskoczona i na moment znieruchomiała. W tamtej chwili nawet nie miałem zamiaru myśleć o tym, że mógłbym ją wypuścić...
- Czym moje życie byłoby bez ciebie?- westchnąłem, chowając twarz w zagłębieniu jej delikatnej szyi i wzmocniłem uścisk- Co ty ze mną zrobiłaś…
Była totalnie zdezorientowana i zagubiona, ale w końcu poczułem, jak wplata palce w moje włosy. Uśmiech zadowolenia zawitał na mojej twarzy, to zdecydowanie mogłoby trwać wiecznie.
I wtedy złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku. Tym razem było inaczej, bardziej emocjonalnie. Cały świat przestał się dla nas liczyć, byliśmy tylko my. W tamtym momencie obiecałem sobie, że nie pozwolę nikomu popsuć tego, co było między nami.
Tym razem ja zadeklarowałem się, że poprowadzę, Tori powinna ochłonąć i przede wszystkim odpocząć. Miałem okropne wyrzuty sumienia, że wtedy tak „wybuchłem” i zacząłem na nią krzyczeć… chyba już wspominałem, że czasami reaguję zbyt emocjonalnie. Dziewczyna pogłośniła radio w momencie, gdy z głośników zaczęła rozbrzmiewać moja ulubiona piosenka tego lata.
- Just a young gun with a quick fuse…- Moja towarzyszka zaczęła nucić pod nosem tak dobrze znany mi utwór
- Serio? Thunder? Słuchasz IG?- spytałem zafascynowany, nie zdając sobie sprawy z tego, jak głupio musiałem wyglądać z tak wielkim zaciszem na twarzy. Odpowiedział mi jedynie cichy chichot i dalsze słowa piosenki, wkrótce dołączyłem się do śpiewania, dzięki czemu droga minęła nam dość szybko
- Masz naprawdę ładny głos- mruknąłem zgodnie z prawdą, na co Tori prychnęła rozbawiona i machnęła ręką. Pokręciłem przecząco głową- Musimy sobie jeszcze kiedyś pośpiewać- dodałem i zdążyłem sobie przypomnieć, jak dawno nie używałem swojej gitary, która niemal od początku pobytu w Akademii, zalegała na dnie szafy. I pomyśleć, ż kiedyś muzyka była dla mnie całym życiem.
- To na pewno tutaj?- spytałem zaskoczony, gdy wjechaliśmy na dość małe i zagracone podwórko- spodziewałem się bardziej… Emm…
- Wywalonej w kosmos willi?
- Powiedzmy- mruknąłem i zgasiłem silnik. Spojrzałem w stronę niedużej szopy i dostrzegłem wysoką postać, wychodzącą zza budynku- Może lepiej zapytam, czy dobrze trafiliśmy – na moje słowa Tori przytaknęła
Zrobiło się ciepło, więc ściągnąłem bluzę i rzuciłem ją na tylne siedzenia, westchnąłem pod nosem i ruszyłem w stronę ciemnowłosej nieznajomej
- Cześć- mruknąłem niechętnie sprawiając, że dziewczyna zwróciła na mnie uwagę, odchrząknęła i natychmiastowo się wyprostowała
- Witaj, jestem Dolly- powiedziała z bananem na twarzy, a ja nieco się skrzywiłem. Jest do cholery takie durne imię?
- Przywieźliśmy araba, mam nadzieję, że dobrze trafiliśmy?- spytałem chłodno i rozejrzałem się dookoła. To zdecydowanie nie było miejsce dla Breve
- Tak, Aleu powinna przybyć za jakieś 10 minut, w końcu się zdecydowała na odpowiednie rozwiązanie. Już i tak stała jej się krzywda. Trzeba ułożyć tego diabła- zatrzepotała rzęsami, a ja omal nie przybiłem sobie facepalm’a. Co jest z nimi wszystkimi nie tak?
- Masz na myśli Bre… ehem… Francuza?- natychmiast się poprawiłem. Nie miałem zielonego pojęcia co się tutaj dzieje
- Nie ma konia, z którym nie dałabym sobie rady- powiedziała półszeptem, poprawiając swoje loki- Po tym, co miało miejsce na zawodach… Ten koń jest nieprzewidywalny, a ja? Określają mnie mianem zaklinaczki- dodała dumnie i dosłownie się wypięła… poważnie? Czy wszyscy ludzie związani z Aleu zachowują się tak samo? Westchnąłem zniesmaczony i spojrzałem w kierunku auta. Tori miała nieobecny wzrok…
- Za chwilę wracam- zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć…- Z moją dziewczyną- dodałem i puściłem jej oczko
Viktoria na mój znak, wyszła z auta, wyglądało na to, że sama zdążyła już się pogubić. Mi osobiście chciało się śmiać… i to cholernie głośno.
- Księżniczko, poznaj proszę Dolly, zaklinacza koni!- powiedziałem udając powagę, ale brunetka chyba wzięła to na poważnie i dumnie podniosła głowę, zapewne czekając na wszelkie „ochy” i „achy”. Tori przeniosła wzrok prosto na nią, po czym wybuchła dzikim, niekontrolowanym śmiechem i zatoczyła się do tyłu. Naprawdę starałem się jej nie zawtórować, ale było bardzo ciężko.
- Zupełny brak poszanowania, niektórzy nie potrafią się przyznać do swojej niższości- Dolly zaśmiała się pod nosem, a moja towarzyszka natychmiast ucichła. Cała sytuacja nie wyglądała dobrze, dlatego chcąc zapobiec rozlewowi krwi, objąłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie.
- A więc, wyprowadzisz go z przyczepy?- rzuciłem luźno, chcąc sprawdzić jak „zaklinacz” poradzi sobie z Breve, który nigdy nie wykazywał żadnej agresji. Czasami po prostu bywał przerażony
Dolly zachichotała.
-  Oj głupiutki, nie można od tak sobie w pojedynkę „wyprowadzać” narowistego konia bez wcześniejszego przygotowania. Chyba, że nieco byś mi pomógł- zaproponowała, na co odchrząknąłem.
- To teraz ja pobawię się w zaklinacza- moja towarzyszka wyswobodziła się z mojego uścisku poszła po arabka.
Nie minęło kilka minut, a zaintrygowany i zaciekawiony siwek stał tuż obok mnie, i trącał mnie pyskiem, Dolly pokręciła przecząco głową
- Istny pokaz ignorancji i desperacka próba zwrócenia na siebie uwagi- tym razem przegięła… Najchętniej sam bym ją uderzył, ale ja nie biję dziewczyn. Mam swoje zasady…
W momencie, gdy moja księżniczka usłyszała jej wypowiedź, wcisnęła mi uwiąz w dłoń i ruszyła zawzięcie w jej kierunku, niepokojąco podnosząc prawą rękę. W ostatniej chwili zdążyłem ją powstrzymać, z powrotem przyciągając do siebie…
- Proszę skarbie, nie pogarszajmy sytuacji. Musimy się opanować ze względu na Breve… on nie jest niczemu winny- szepnąłem, całując ją w policzek
Tori w milczeniu pokiwała głową i pogładziła siwka po rozgrzanej szyi. Niedługo później Aleu wjechała na podwórko, gdy tak znienawidzona przez nas osoba wyszła z nowiutkiego auta, przerażony Breve stanął dęba… W tym momencie Dolly chcąc pokazać swe „umiejętności” machnęła batem tuż przed moimi nogami, przez co konik potknął się i szarpnął tak mocno, że wyrwał mi się z uścisku i popędził na łąkę obok. Zakląłem pod nosem i spiorunowałem wysoką brunetkę wzrokiem, ta natomiast pokręciła głową z wyższością i pogładziła mnie po ramieniu.
- Mówiłam, że jest niebezpieczny, ale nie martw się, mogę ci pokazać jak się z nim obchodzić, w momencie, gdy jej dłoń zbliżyła się do mojej szyi, natychmiast ją odepchnąłem i głęboko wciągnąłem powietrze…
- Spróbuj go dotknąć jeszcze raz…- Tori warknęła
- Nie moja wina, że tak działam na płeć przeciwną- zaśmiała się i puściła mi oczko, a ja parsknąłem śmiechem i wściekły na wszystko dookoła ruszyłem w stronę łąk, chowając zranioną dłoń w kieszeni spodni. Rana nie była głęboka ale dość rozległa… no nie powiem, ma arabek siłę
- Skarbie, idziesz ze mną? Trzeba go uspokoić- zwróciłem się do jedynej ważnej dla mnie osoby w tym towarzystwie i posłałem jej najbardziej uroczy uśmiech, na jaki mnie było stać w tamtym momencie. Moja księżniczka zarzuciła włosami parodiując przyjaciółeczkę Aleu i w podskokach ruszyła za mną. Musieliśmy coś razem wymyślić… Może, gdy nie uda im się zapanować nad arabkiem, to dadzą mu spokój i pozwolą go odkupić? W sumie… Aleu chyba mnie dość lubiła, oczywiście bez wzajemności ale może dało się to jakoś sprytnie wykorzystać? Musiałem porozmawiać o tym z Tori
- Rushhh!!!- znajomy pisk sprawił, że nieco się skrzywiłem i przyspieszyłem kroku, ciągnąc moją dziewczynę za sobą
- Nie podchodźcie za blisko, za momencik zaczynamy sesję!- tym razem była to Dolly… nawet nie chciałem myśleć o tym, co tu się będzie działo… Czy one naprawdę są tak głupie?
- Chyba mam pomysł… o ile Aleu będzie tak naiwna, to powinno się udać- mruknąłem i objąłem Tori niezranioną ręką
- Chcesz ją nieco wykorzystać?
- Tylko i wyłącznie dla dobra Breve, może mi go odsprzeda? Wtedy razem będziemy mogli nad nim popracować. Może pojedziemy na jakąś wystawę?- rozmarzyłem się nieco, a później znów poczułem pieczenie nadgarstka i jęknąłem pod nosem
- Co za idiotka… trzeba to będzie przemyć , bardzo boli?- dziewczyna uważnie oglądała moją dłoń i przyglądała się krwawym śladom, pozostawionym przez uwiąz. Pokręciłem przecząco głową
- To tylko draśnięcie, skupmy się na koniu. Obawiam się, że nie będę się w stanie opanować, gdy pseudo zaklinaczka zacznie swój pokaz…- mruknąłem i pocałowałem ją w czoło…
>Tori? Omotamy Aleu i uratujemy Breve? ^^<

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

od Emmy cd. Viktorii

Wstałam o piątej rano, obudzona przez szczekanie Petera. Powoli zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wybrałam czarne dresowe spodnie, bluzkę tego samego koloru i granatową kamizelkę. Po odświeżeniu się ubrałam wybrany komplet i założyłam adidasy do biegania. Nałożyłam jeszcze przylegającą czapkę i zabrałam telefon oraz słuchawki. Po podpięciu Petera do smyczy, wyszłam na zewnątrz i włączyłam swoją ulubioną playlistę. Po kilku ćwiczeniach rozgrzewających zaczęłam biec. Misiek biegł kawałek przede mną, dzięki czemu widziałam co robi. Po dotarciu do parku zatrzymałam się na chwilę i wyregulowałam smycz Petera. Do uniwersytetu wróciłam około 5.50 po drodze kupując herbatę z cytryną. Po powrocie do pokoju zmieniłam spodnie na jasne bryczesy, a adidasy na sztyblety. Włosy, które wcześniej związałam w wysoki kucyk, rozwiązałam i zaplotłam w warkocza. Wzięłam jeszcze toczek i wyszłam z pokoju z towarzyszącym mi Peterem. Tym razem odpuściłam smycz. Od kiedy Misiek był ze mną towarzyszył moim treningom, dlatego nie boi się koni. Po wejściu do stajni zaczęłam przygotowywać Mate'a. Postanowiłam, że od dziś zaczniemy codzienne poranne ćwiczenia. Zamierzam przygotowywać go do konkursów, w których mam zamiar uczestniczyć, dlatego musi być w świetnej formie. Po przygotowaniu konia do ćwiczeń wyprowadziłam go ze stajni i poszłam na jeden z torów treningowych. Założyłam toczek i po upewnieniu się, że Peter siedzi przy wejściu do stajni, wskoczyłam na Mate'a. Zaczęłam od lekkich ćwiczeń rozciągających i rozgrzewających. Po kilku takich podjechałam do cavaletti, które zrobiłam z kłosa. Kiedy przygotowywałam się do następnego ćwiczenia usłyszałam swoje imię. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Viktorię, która szła w stronę maneżu z jakąś klaczą. Pomyślałam, że to musi być Dia, o której dziewczyna wczoraj wspominała.
- Mogłabym poćwiczyć na tym menażu z Dią? Nie zajmie nam to dużo czasu - powiedziała.
Właściwie to już skończyłam, więc spokojnie mogła tam wejść.
- Jasne, właśnie kończę - uśmiechnęłam się i zeszłam z lekko spoconego konia.
- Dzięki - również się uśmiechnęła.
Złapałam uzdę Mate'a i zaczęłam iść w stronę boksu. Miałam zamiar go rozsiodłać i puścić na pastwisko. Gdy byłam przy wejściu podbiegł do mnie Peter merdając wesoło ogonem. Po rozsiodłaniu i przeczesaniu sierści Mate'a zabrałam go na pastwisko, gdzie mógł do woli biegać. Patrzyłam na niego chwilę po czym razem z towarzyszącym mi Miśkiem poszłam do pokoju, gdzie wzięłam czyste ubrania. Po odświeżeniu się ubrałam przygotowany komplet, czyli czarne leginsy, czarną koszulkę i bordową bluzę przez głowę. Wzięłam portfel oraz telefon i już samotnie wyszłam z pokoju. Była godzina 7:00, czyli miałam czas na pójście do kawiarni, gdzie zjadłabym śniadanie.
***
Aktualnie znajduję się w stajni. Po przyprowadzeniu Mate'a z pastwiska zaczęłam przygotowywać go do zajęć. Po dokładnym przygotowaniu i osiodłaniu wyszłam ze stajni i udałam się na tor, na którym zawsze ćwiczyłam. Zaczęłam od ćwiczeń rozciągających i rozgrzewających. Później zaczęłam robić cavaletti z kłosa. Po jeszcze jednym kółku z galopu zaczęłam skakać. Po kilku przeszkodach poczułam, że Mate zaczął się męczyć, więc odprowadziłam go do stajni. Po rozsiodłaniu go i odświeżeniu poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w strój z rana, kiedy szłam do kawiarni na śniadanie. Usiadłam na bujanym fotelu z zamiarem przeczytania książki. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie zapytałam Nathaniela o wizytę mamy. Wzięłam telefon i po chwili oczekiwałam, aż chłopak odbierze. Uczynił do dopiero po czterech syngałach.
- No co tam? - zapytał
- Hej. Chciałam zapytać jak wizyta mamy u psychologa -
- Wiesz... Chyba nie było źle -
- Nathaniel do rzeczy -
- No jak ją zawoziłem była bardzo spokojna -
- To dobrze -
- A kiedy wyszła... Nic nie mówiła, więc nie pytałem -
- Ugh...-
- Może tobie by coś powiedziała - zaproponował.
- Może... Daj mi ją do telefonu -
- Okej... Poczekaj chwilę -
Czekałam około dwóch minut. Już miałam się odezwać, kiedy usłyszałam głos mamy.
- Hej córciu -
- Hej mamo. Jak tam?-
- Nie jest źle. Myślę, że ta wizyta u psychologa była dobrym pomysłem. To była dopiero pierwsza, ale mam nadzieję, że kolejne przyniosą efekty -
- To bardzo się cieszę. Trzymam kciuki -
- A co tam u ciebie? Jak zajęcia? Peter dojechał w jednym kawałku? - zaśmiała się pod koniec.
Moja mama była silną kobietą, więc mam nadzieję, że ze śmiercią taty też da sobie radę.
- U mnie dobrze. Znalazłam taką kawiarenkę, gdzie podają pyszne ciasto marchewkowe. Będziesz musiała ze mną kiedyś tam pójść. A zajęcia idą mi świetnie. Ostatnio trochę ciężej trenuję, bo chcę utrzymać Mate'a w dobrej kondycji. Mam nadzieję, że uda mi się dostać na zbliżające się konkursy. TO jest dla mnie szansa na wybicie się -
- No to trzymam kciuki. Informuj mnie we wszystkim na bieżąco -
- Dobrze - zaśmiałam się i dodałam - A co do Petera, to tak dojechał w jednym kawałku -
- No to Nathaniel się spisał -
- Tak... -
- Dobra córcia, lecę bo mi Nathan obiecał zakupy -
- To nie możesz przegapić okazji - zaśmiałam się.
- No to trzymam kciuki -
- Ja też. Do usłyszenia -
Po chwili się rozłączyła, a ja wróciłam do czytania.
***
Było około godziny 18:00. Peter domagał się wieczornego spaceru, a ja nie mogłam mu odmówić. Wzięłam jego smycz, telefon i słuchawki, po czym wyszłam na zewnątrz. Przed uniwersytetem podpięłam Miśka do smyczy. Już miałam iść, kiedy zauważyłam stojącą Viktorię. Podeszłam do niej.
- Hej. Miałabyś ochotę na spacer? - zapytałam
- Jasne -
Ruszyłyśmy w stronę parku, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Kiedy w końcu doszłyśmy do miejsca docelowego poluzowałam na maxa smycz Petera. Po jakimś czasie usiadłyśmy na ławeczce obok stawiku. Rozmawiałyśmy o jakiś nieważnych tematach. W czasie chwilowej ciszy obok nas usiadł jakiś chłopak. Nie był to ten blondyn z kawiarenki. Był chyba z uniwersytetu, ale ni byłam pewna. Wspomniany chłopak przywitał się z Viktorią, a po chwili spojrzał na mnie.

-----
Viktoria?

od Rekera cd. Irmy

Na klifie przesiedzieliśmy aż do nocy. Piękne gwiazdy oświetlały niebo a my patrzyliśmy na piękne widoki przytulając się do siebie. Cieszyłem się, że znalazłem takie szczęście jakim jest Irma. Przy niej czułem się tak spokojnie i bezpiecznie dzięki czemu praktycznie cały czas się uśmiechałem. Do domu zaczęliśmy wracać koło godziny dwudziestej drugiej. Było troszkę zimno więc okryłem swoją kochaną niebieskooką dodatkowo swoją kurtką. W domu od razu się umyliśmy i poszliśmy spać. Tuląc się do Irmy trochę porozmawialiśmy o cierpieniu ludzi i zwierząt a kiedy zasnęła przyszło mi na myśl, że moglibyśmy odwiedzić jutro schronisko. Patrzyłem jeszcze długo na Irmę jak śpi, ale w końcu i ja pogrążyłem się w krainie snów, która przeplatała się co jakiś czas z koszmarami... Nie mam pojęcia co się ze mną działo, ale od jakiegoś czasu, niektóre koszmary zaczynały się nasilać i ciągle pokazywały się w jednym, niezrozumiałym przeze mnie schemacie... Możliwe, że wszystko niedługo się wyjaśni, ale do tego potrzeba czasu... Jakoś wyrywając się z pułapki mroku znowu wróciłem do przyjemnej krainy i tak już zostało do pięknego ranka.
*****
Następnego dnia obudziliśmy się o dziewiątej a na stoliku czekało już na nas śniadanie, które musiał przy nieść ojciec albo ktoś z pracowników. Nie chcąc się nad tym dłużej zastanawiać sięgnąłem po pyszne naleśniki z Nutellą, które jakoś zjedliśmy. Następnie Irma wzięła leki i zaczęliśmy przebierać się w nowe rzeczy. Cóż niemal standardowy początek dnia... Kiedy byliśmy już gotowi usiadłem obok swojej ukochanej i ją do siebie ostrożnie przytuliłem.
- Kotku pojedziemy razem do schroniska? - zapytałem ją przez co posłała mi zdziwione spojrzenie - Jak nie chcesz to zrozumiem - dodałem po chwili, ale zaprzeczyła ruchem głowy.
- Chcę - odparła z lekkim strachem dlatego pogłaskałem ją po głowie.
- Nikt ci tam krzywdy nie zrobi kochanie. Będę z tobą cały czas i będę cię bronić tak? - spojrzałem na nią spokojnie więc pokiwała twierdząco głową. Kiedy szliśmy do samochodu wpadliśmy na mojego tatę, któremu powiedziałem gdzie się wybieramy a on nie miał nic przeciwko. Irma miała jeszcze do niego jakieś obawy więc nie zmuszałem jej do rozmowy tylko od razu ruszyliśmy do lamborghini. Prawo jazdy miałem, ale rzadko jeździłem no bo nie miałem gdzie a jak już to ojciec wolał mnie dla pewności zawozić, bo Michael mógł siedzieć wszędzie normalnie...
Cała podróż minęła nam bardzo spokojnie i już po trzydziestu minutach byliśmy na miejscu. Wchodząc do środka przywitała nas kierowniczka, która pozwoliła nam rozejrzeć się po tym miejscu. Było tu trzech wolontariuszy, ale my bardziej skupialiśmy się na zwierzętach. Jedne były w tak strasznym stanie, że aż się płakać chciało widząc te wszystkie wystające kości... Mówię wam masakra! Nie mieściło mi się w głowie jak można tak bardzo skrzywdzić niewinne zwierzęta, które chciały tylko miłości od swojego pana czy pani... Przechodziliśmy obok wielu klatek... Niektóre zwierzęta podchodziły do nas ufanie by zostać pogłaskanym a inne bały się i wciskały w najdalsze kąty pomieszczeń. Nie rozumiem ludzi... Przecież psy, koty, konie i inne zwierzaki czują i nie są tylko pustym ciałem. Nie są zabawkami! Skoro nie czujesz się na siłach to czemu bierzesz go tam z hodowli a potem oddajesz? On albo ona cierpi później i się smuci...
W pewnym momencie niechcący oddaliłem się nieco od Irmy, która patrzyła na jedną z klatek a ja akurat spojrzałem na małego szczeniaka.


 Z tego co widziałem był on mieszańcem i wydawał się bardzo smutny dlatego pogłaskałem go jakoś przez kratki co mu się strasznie spodobało i zaczął merdać radośnie ogonkiem. Był uroczy i aż z radości przyniósł mi swoją zabawkę. Hm... chyba Maks się nie obrazi jak przywiozę sobie szczeniaczka do domu - pomyślałem spoglądając w stronę niebieskookiej by upewnić się, że wszystko jest dobrze. Schronisko pewnie miało jakieś braki więc może moglibyśmy je jakoś wspomóc?

< Irma? :3 Upatrzyłaś sobie zwierzątko? xd>

od Viktorii cd. Rush'a

Rush objął mnie ramionami, poczułam się o niebo lepiej. To wszystko zniknęło w momencie, gdy uświadomiłam sobie że Breve w końcu trafi na powrót do Aleu. Poczułam że Ru podnosi głowę, podążyłam oczami za jego wzrokiem, siwy arabek bawił się wraz z moim karym demonem, próbującym uszczypać Breve.
- Mam  wieści ze szpitala. - usłyszałam głos siostry Rush'a, chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał na rudowłosą siostrę. Czarnowłosy
popatrzył na nią. Odwróciłam wzrok, by nikt nie zauważył że w moich  oczach zalśniły łzy wściekłości i bezsilności. Spodziewając się co powie dziewczyna, zagryzłam wargę i spojrzałam na nią z determinacją. Położyłam chłopakowi dłoń na ramieniu, gdy nerwowym ruchem odgarnął włosy.
- Co z Aleu? -  powiedziałam,  równocześnie posyłając Rush'owi delikatny uśmiech.  Ru  po prostu odwrócił wzrok ze smutkiem.
- Trochę się poturbowała, kazała się przetransportować do prywatnej kliniki i pyta kiedy Ru ją odwiedzi. - zaklęłam cicho pod nosem, ta gnida traktowała go jak przedmiot i coś co należy do niej. - Ponadto jej  rodzice podali adres, na który macie przywieźć konia... w następny piątek. - wstrzymałam oddech, po tym co mu zafundowała, jej rodzice wciąż myślą że ten koń jest sprawny fizycznie, i psychicznie? Rudowłosa spojrzała na swojego brata i westchnęła cicho, jakby wiedziała jak to będzie wyglądać.
- Chyba mocno uderzyła się w tą swoją wyszpachlowaną główkę. - rzuciłam wściekle, spojrzałam na Rush'a który nie wyglądał na zachwyconego, zresztą ja też.
- Cholernie się o niego boję... - szepnął Rush, nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Wszystko będzie dobrze Rush... musi być. - czemu ja siebie okłamuję? Przecież nic nie będzie dobrze, kiedy Breve wróci do Aleu.
- Wiem, księżniczko...

Dzisiaj mijał tydzień. Dokładny tydzień, od czasu kiedy Cassandra powiedziała nam o nakazie zwrócenia Breve.
- Powinniście już wyjeżdżać, to już ten moment. - siostra Rush'a jako jedyna chyba myślała racjonalnie, popatrzyłam na nią bezbarwnie. Czemu ten młody konik musi tam wracać? Mogę się pocieszać myślą że jest szansa że go po prostu odda...
- Nie wierzę, że muszę się z nim rozstać, chyba zdążyliśmy się już za kumplować- Breve, jakby na potwierdzenie jego słów zarżał z przyczepy. Rush uśmiechnął się, ale tylko ustami. Jego oczy wciąż były przepełnione smutkiem, na myśl o rozstaniu z młodziakiem mi też robiło się przykro.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym móc coś zrobić. - powiedziałam ciepło. - Nie wszystko stracone, może jeszcze coś wymyślimy? - uśmiechnęłam się w jego stronę, samej nie wierząc w to co właśnie mówię. Przecież to wiadome że jesteśmy na przegranej pozycji... Chwycił mnie za rękę i splótł nasze dłonie ze sobą. Poczułam lekkie ukłucie w żołądku które momentalnie zniknęło.
- Chodź, wsiadamy. - powiedział smutno i wsiadł na miejsce pasażera. Otworzyłam drzwi od strony kierowcy i zapięłam pasy, przekręciłam kluczyk w stacyjce i docisnęłam lekko pedał gazu. Już po chwili wyjeżdżaliśmy z Akademii. Breve zarżał przeciągle, nie wiedząc gdzie jedziemy. Usłyszałam ciche 'nie tak miało być' ale zignorowałam to. Nie będę się dobijać jeszcze bardziej. Zacisnęłam dłonie na kierownicy i przyspieszyłam, gdy wyjechaliśmy na drogę ekspresową.
- Ile jeszcze zostało? - zapytałam, gdy odwróciłam głowę, by spojrzeć na chłopaka. Uśmiechnęłam się lekko, gdy ujrzałam go opierającego głowę o szybę i drzemiącego. Postanowiłam go nie budzić, skupiłam swoją uwagę na drodze i wyprzedzaniu forda jadącego przed nami. Włączyłam jakąś muzykę, nie leciało nic ciekawego prócz śmietany, przełączyłam stację na jakąś z muzykę. Leciało Imagine Dragons, zaczęłam sobie cichutko nucić. Gdy piosenka się skończyła, ściszyłam trochę radio i zmieniłam pas. Zmieniłam bieg i docisnęłam gaz, jechałam teraz niecałe 100km/h, ograniczenie było do 120km/h więc większość aut nas wyprzedzała. Droga była prawie pusta więc trochę przyspieszyłam, starając się nie stresować prędkością Breve. Nagle na drogę wyskoczył kot, przerażenie malujące się na jego pyszczku i oczy które błagały o życie. Był rudy i jeszcze młody, skręciłam gwałtownie, przyczepa z Breve mocno zarzuciła się w bok, Ru podniósł głowę, zdezorientowany. W tym momencie zorientowałam się, jak źle to mogło się skończyć. Breve mógł spanikować a przyczepa i auto mogły wpaść w poślizg, skończyłoby się to wypadkiem.
- Co to do cholery miało być?! - krzyknął, nie dość że przerażony to jeszcze wściekły. Śledziłam wzrokiem kota, który sprintem przebiega na drugą stronę. Ważne że przeżył.
- Kot. - szepnęłam, wciąż nie patrząc chłopakowi w oczy. - nie mogłam go potrącić. - szepnęłam, pod powiekami zapiekły mnie łzy.  - w dodatku, boje się o Breve...
-----

Rush? :3 Czo dalej? x3

piątek, 18 sierpnia 2017

Od Scarlett cd. Rick


 Wyszliśmy z pokoju, czekając przed budynkiem akademii na taksówkę która po kilku minutach przyjechała, wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy w ciszy do celu. Wyszliśmy z pokoju, czekając przed budynkiem akademii na taksówkę która po kilku minutach przyjechała, wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy w ciszy do celu. Kiedy w końcu dojechaliśmy weszłam pospiesznie do Sali gdzie lekarz zaczął zdejmować mi gips…
***
Nie minęło dużo czasu kiedy wyszłam z Sali już bez gipsu, podeszłam do niego i powiedziałam:
-Szybko poszło.-pocałowałam go i wyszliśmy, Rick wydawał się trochę nieobecny ale olałam to, złapaliśmy pierwszą lepszą taksówkę i udaliśmy się do Akademii.
-Pięknie wyglądasz...- powiedział opierając się o płot, oparłam się obok chłopaka i pocałowałam go.
-Dziękuję- odpowiedziałam a na moje usta wkradł się uśmiech.
-Wiesz, przyszedł mi do głowy taki jeden pomysł. Pozwoliłabyś mi pojechać na tydzień w góry z kumplami?- uśmiech zszedł z mojej twarzy a ja natychmiast zrozumiałam, po co te miłe słówka.
 -Nie mogę ci zabronić...-powiedziałam z grobową miną odsuwając się trochę. Spojrzał się na mnie zdziwiony i trochę zmieszany.
-Wszystko z tobą dobrze? Nie martwi cię to że wyjadę na tydzień? I to z kumplami? A ty zostaniesz tu sama przez ten czas?- miałam ochotę mu strzelić ale nie zrobiłam tego.
-Nie mogę ci zabronić…-powtórzyłam i odwróciłam głowę, byłam mimo obojętności wściekła.
-Możesz i każda dziewczyna na twoim miejscu zrobiłaby to samo.-nie no, tym to mnie akurat wkurwił.
-To trzeba było znaleźć sobie 'inną' dziewczynę na moje miejsce- powiedziałam i odeszłam od chłopaka?
-Poczekaj…- złapał mnie za ramię a ja odwróciłam się powoli-Chcesz jechać ze mną?-wyrwałam się wściekła i poszłam w stronę pastwiska.
-W pierdlu było lepiej…- westchnął, do moich oczu napłynęły łzy a ja przystanęłam i odwróciłam się w jego stronę.
-No tak, prochy, dziwki i dobry alkohol, jeśli chcesz, wróć do tego...
-Jeśli chcesz wiedzieć to mnie nie kręci, ale do zabijania mogę wrócić i to najlepiej siebie!- wykrzyczał ze złością i poszedł w kierunku akademii.
Moja ręka zawisła na chwilę w miejscu gdzie przed chwilą stał chłopak a po moich policzkach spływały łzy, po chwili zabrałam ją i ruszyłam w stronę pastwiska by znaleźć Blacka…
***
Spędziłam na pastwisku chyba cały dzień, w końcu wracałam a jak powiedział mi mój telefon było około 17, spojrzałam na swoją rękę lecz szybko opuściłam ją w dół, poszłam do budynku Akademii. Kierowałam się do pokoju Ricka, ale tak jak myślałam nie dość, że był otwarty to Ricka w nim nie było, zabrałam swoje rzeczy i poszłam do swojego pokoju, od razu gdy weszłam wzięłam walizkę i zaczęłam pakować wszystko co będzie mi potrzebne, gdy w końcu się spakowałam wyszukałam w telefonie najbliższy lot do Polski, wieczorem był wylot więc sprawdziłam czy mam wszystko i dopakowałam do torebki kilka pierdół oraz wsadziłam moje dwa koty do klatek które jakiś czas temu podałam kwarantannie i posiadają wszystkie wymagane dokumenty, postanowiłam, że nie wyjadę na tyle by zabierać konia więc poprosiłam stajennego by chociaż raz na dwa dni go wylonżował na co przystał, teraz tylko czekać…
***
Była już 18 więc pojechałam już taksówką na lotnisko z którego miałam wylot, teraz tylko więcej czekania…
***
Właśnie wysiadłam z samolotu, wkrótce odebrałam bagaż i zwierzaki które były chol***ie wystraszone, ale nie przejmując się tym szybko pojechałam do mojej znajomej z Austrii która zamieszkała w Polsce razem ze swoim chłopakiem, z którym już z resztą nie jest. Nie minęło wiele czasu kiedy znalazłam się przed jej drzwiami, zadzwoniłam i zobaczyłam Lizzie którą przytuliłam na powitanie.
-Cześć Lizzie-rozmawiałam z nią po niemiecku bo obie płynnie znałyśmy ten język.
-Hej Scarlett-powiedziała i w końcu wypuściłyśmy się z objęć, obie uśmiechałyśmy się jak głupie do sera a potem wybuchłyśmy śmiechem, dziewczyna zaprosiła mnie jednym ruchem do jej domku, który mimo, że był nieco skromny był przecudny, rozejrzałam się a za mną pojawiła się Lizzie.
-Kawy?-powiedziała z uśmiechem.
-A żebyś wiedziała-również się uśmiechałam.
-Scarlett?
-Hmm?-powiedziałam pijąc kawę która z rana pobudzała mój umysł.
-Mówiłaś, że przyjedziesz z chłopakiem, co się stało-w tym momencie zachłysnęłam się kawą i zaczęłam odruchowo kaszleć.
-Pokłóciłam się z nim o wyjazd… On chciał jechać z kumplami a ja chciałam mu zrobić niespodziankę wyjazdem do Polski…
-Uhh, kiepsko-wysłała mi pocieszające spojrzenie-nie przejmuj się… Może zaczniemy od spaceru po sopockim molo i małego wypadu na plażę?
-Pewnie-uśmiechnęłam się- pójdę tylko wziąć prysznic i przebrać się w strój.
-Ok-powiedziała tylko a ja wyjęłam z walizki żele pod prysznic oraz ubrania, szybko się umyłam i przebrałam w czarny dwuczęściowy strój, ubrałam krótkie spodenki i zarzuciłam przez głowę koszulkę Nickelback, wyszłam z łazienki i razem z przyjaciółką ruszyłam do auta którym miałyśmy jechać do Sopotu…
***
W końcu znalazłyśmy się na plaży, spacerowałyśmy po Sopocie dobre  godziny i była już 11, zdjęłam ubrania i położyłam się z Lizzie na kocu czując przyjemne ciepło gdyż dzień był wyjątkowo słoneczny, nie minęło wiele czasu kiedy zrobiło mi się za ciepło więc zaproponowałam:
-Lizzie może pójdę po jakieś lody?
-Spoko ale po jakiemu będziesz mówić-zaśmiała się
-Przecież wiesz, że umiem mówić po polsku więc cichaj-powiedziałam jak małe obrażone dziecko, ale wzięłam portfel i poszłam do budki która znajdowała się na promenadzie.
-Słucham, co podać?-powiedziała dziewczyna na oko 17-letnia ze znudzeniem w głosie.
-Poproszę 2 lody po 2 gałki, pierwszy lód to będzie pistacja i mango a drugi to ciasteczka i czekolada.-wiedziałam co lubi Elizabeth więc powiedziałam to bez zawahania.
-12 złotych-podałam kobiecie wcześniej rozmienione pieniądze i odeszłam idąc w kierunku naszego miejsca, w pewnym momencie usłyszałam cichą rozmowę
-Zakład, że ją wyrwę?
-Dobra.
-Ile?
-Stówa
Facet który najwidoczniej się o coś założył podszedł do mnie.
-Ślicznotko co robisz sama na plaży?-posłał mi uśmiech na który lecę setki dziewczyn ale mnie tacy faceci nie rajcują.
-Jakby cię to coś interesowało to nie jestem sama.
-A może poszłabyś gdzieś ze mną?
Wysłałam mu spojrzenie mówiące ,,Idiota” wystawiając środkowego palca i idąc z powrotem to przyjaciółki, widziałam tylko jak chłopak patrzy na mnie zbity z tropu i wrócił do kolegów którzy podśmiewywali się z niego. W końcu usiadłam na kocyku i podałam loda dziewczynie.
-Co tak długo.
-Pewien idiota mnie zatrzymał-powiedziałam i zaczęłam jeść moje lody które powoli się topiły…
***
Był już wieczór a ja z moją przyjaciółką pojechałam do polecanego przez nią tatuażysty, minęło parę godzin a na mojej ręce w miejscu blizny były podobizny moich kotów i kuca przez co byłam bardzo zadowolona, ostatnią rzeczą tego dnia było przefarbowanie włosów gdyż dusiłam się w tym kolorze, wybrałam miętowy... Po tym ciężkim dniu szybko usnęłam.
Tak minęło mi 5 dni, na zwiedzaniu trójmiasta i opalaniu się, przez co moja skóra wcale nie stała się brązowa lecz pozostała blada przez co trochę się zdenerwowałam…
***
Byłam tu w Polsce już szósty dzień, dziś Lizzie szła do pracy więc ja postanowiłam wybrać się na wycieczkę jachtem, miała ona trwać od 11 do 15, była 9 a dziewczyny już nie było, szybko się ubrałam, umalowałam i generalnie ogarnęłam, związałam moje teraz miętowe włosy w kucyk, wzięłam torebkę i pojechałam autobusem do Gdańska gdzie był mój rejs, zapłaciłam, i weszłam na statek… po chwili usłyszałam krzyki innych turystów i spojrzałam na kilku nachylających się ludzi, po chwili zobaczyłam, że z wody wyciągnęli zemdlałego chyba Ricka…
-Rick? Rick! Halo, słyszysz mnie! Otwórz oczy!- krzyczałam, otworzył jedno oko i spojrzał na mnie
-Drugie też?
-Głupi żart.- odpowiedziałam uspokajając się.
-Czasem udaje mi się lepszy...
-To zachowaj je dla siebie – odpowiedziałam szybko wstając, jakiś mężczyzna okrył Ricka kocem a ja poszłam na górne piętro jachtu nie chcąc go widzieć…
-Scarlett poczekaj chwilę, ja wiem zachowałem się egoistycznie- uklęknął przede mną na podłodze.
-Wstań, nie rób z siebie debila...- powiedziałam bo ludzie zaczęli się interesować całą sytuacją.
-I tak już nim jestem więc to nic nie zmieni.- rozbawiła mnie trochę ta uwaga.
-Ja cię teraz, tutaj na kolanach, błagam o wybaczenie, ja tu kilkanaście tysięcy kilometrów przeleciałem na zbity ryj. Dla ciebie. Ja nawet skoczyłem do tej pieprzonej wody. Dla ciebie.
-Wstań bo się ostatni raz w życiu do ciebie odezwę-powiedziałam a na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
-Dobrze, już wstaje!- powiedział szybko chłopak i błyskawicznie wstał. Widać było że jeszcze się trzęsie z zimna.
-Ja cię naprawdę przepraszam, ja się zachowałem jak dupek.- znów zaczął się tłumaczyć - Wybaczysz mi?
-Obiecasz mi coś?
-Wszystko co tylko zechcesz. Z wyjątkiem zabicia kogokolwiek, znudziło już mi się to znudziło.
-Ostatni raz odwalasz mi taki numer.
-No może przedostatni- uśmiechnął się złośliwie.
-Rick
-Dobra, obiecuję. To był ostatni raz.
-Ładne włosy, chociaż w tamtych też ci było ładnie.- powiedział przytulając mnie.
-Tak sądzisz?- spytałam a po chwili chłopak mnie pocałował.
-Tak- rzucił okiem na tatuaż.- Nie bolało moją małą dziewczynkę?- powiedział znów mnie całując.
-Bolało, bolało twoją dziewczynkę ale było warto-powiedziałam po pocałunku.
***
Był koniec rejsu, w trakcie dopłaciłam za Ricka i przeczekaliśmy razem te 4 godziny, w końcu
zeszliśmy z jachtu i zaczęliśmy iść promenadą.
-Scarlett, co powiesz na romantyczną kolację?
-Tak we dwojga?-zamruczałam mu na ucho.
-Tylko we dwoje- powiedział i namiętnie mnie pocałował.
Objął mnie w pasie i tak dojechaliśmy taksówką do domu Lizzie o której w drodze opowiedziałam Rickowi, Weszłam do mieszkania w którym nie było jeszcze dziewczyny, Rick nie miał ze sobą żadnego bagażu więc poszliśmy na szybko do jednego ze sklepów i kupiliśmy mu 3 pary koszulek i 3 pary spodenek, w domu tym razem zastaliśmy Lizzie która spojrzała na mnie zdziwiona…
-Eeee Carry kogo przyprowadziłaś?
-Oh, zapomniałam, to jest Rick mój chłopak ale rozmawiaj z nim po angielsku bo wątpię żeby potrafił niemiecki- rozmawiałyśmy w swoim ojczystym jęzuku czego Rick nie rozumiał, uśmiechnęłam się do niego.
-Rozmawiamy o tym jaki jesteś przystojny-powiedziałam i zaśmiałam się z Lizzie a Rick mnie uszczypnął przez co odskoczyłam ze śmiechem.
-Idziemy do jakiejś restauracji, masz coś do polecenia?
-Pojedźcie do restauracji o nazwie Filharmonia, mają dobre jedzenie, alkohol i jest tam bardzo romantycznie-rozmawiałyśmy znowu po niemiecku
-Dzięki, to ja się przebieram i spadamy.
Wzięłam czarną sukienkę z walizki i szłam w kierunku łazienki a Rick szedł za mną, otworzyłam drzwi do łazienki a chłopak już miał też wejść ale powiedziałam:
-Rick wypad.
-No proszę-zrobił minę zbitego psa-widziałem cię nago a co dopiero w bieliźnie.
-No to się naoglądałeś- zamknęłam mu drzwi przed nosem i szybko się przebrałam po czym wyszłam, Rick uśmiechnął się po nosem na mój widok i mnie pocałował, wyszliśmy szybko z domu po czym pojechaliśmy do Gdańska gdzie znajdowała się restauracja, weszliśmy do budynku i usiedliśmy na krzesłach, zamówiliśmy czerwone wino oraz Rick wziął stek z polędwicy wieprzowej z masłem czosnkowym a ja polędwicę po belwedersku.
Byliśmy już tam jakiś czas, byliśmy w trakcie posiłku, gdy Rick wstał z krzesła i uklęknął przede mną mówiąc to co każda kobieta chce usłyszeć w swoim życiu…

czwartek, 17 sierpnia 2017

od Rush'a cd. Viktorii

Zaciągnąłem się jej zapachem i przymknąłem oczy. Czułem się tak, jakbym trzymał cały świat w swoich ramionach. Obawa o Breve znikała z każdą sekundą, gdy miałem ją przy sobie. Cholerne uczucia... Mój racjonalny światopogląd zbyt szybko mnie opuszczał...
Spojrzałem w głąb łąki, siwy arabek, próbował uniknąć podgryzania przez sprytną i niezwykle uroczą Amidię. Ten widok sprawił, że zrobiło mi się cieplej na sercu, uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mam wieści ze szpitala- znajomy głos wyrwał mnie z rozmyślań i sprawił, że oderwałem się od Tori
Cass, szła w naszym kierunku dumnym krokiem, ale wystarczyło spojrzeć na jej wyraz twarzy, żeby dostrzec, że nie jest zadowolona. Warknąłem pod nosem i nerwowym ruchem poprawiłem włosy. Nie minęła nawet sekunda, gdy poczułem czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. Zmrużyłem oczy i odetchnąłem, chcąc się nieco uspokoić. W ostatnim czasie zbyt mocno dawałem ponieść się emocjom.
- Co z Aleu?- Tori przemówiła jako pierwsza i posłała mi delikatny, pokrzepiający uśmiech, nie miałem siły, żeby go odwzajemnić, po prostu odwróciłem wzrok
- Trochę się poturbowała, kazała się przetransportować do prywatnej kliniki i pyta kiedy Ru ją odwiedzi. Ponadto jej rodzice podali adres, na który macie przywieźć konia... w następny piątek- rudowłosa spojrzała na mnie niepewnie i westchnęła
No ja nie wierzę... czy ona się kiedyś w końcu odczepi? Kiedy uświadamiam sobie, że Breve należy do niej... Jak pomyślę o tym, co może mu za to zrobić...
- Chyba mocno uderzyła się w tą swoją wyszpachlowaną główkę- Viki nie wyglądała na zachwyconą... w sumie nie ma się co dziwić
- Cholernie się o niego boję...- Nie miałem zamiaru rozmawiać z Aleu, zbyt wiele krzywdy wyrządziła bliskim dla mnie osobom...
- Wszystko będzie dobrze Rush... musi być.
- Wiem, księżniczko...
***
Tydzień... Właśnie tyle minęło od rozmowy na łące...
- Powinniście wyjeżdżać, naprawdę to już ten moment- Cass jako jedyna myślała racjonalnie.
Zlustrowałem swoją siostrę wzrokiem i westchnąłem.Wiedziałem, że współczuła zarówno mi, jak i Breve...
- Nie wierzę, że muszę się z nim rozstać, chyba zdążyliśmy się już za kumplować- rżenie, dochodzące z przyczepy tylko potwierdziło moje słowa.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym móc coś zrobić- kojący głos Tori sprowadził mnie na ziemię- Nie wszystko stracone, może jeszcze coś wymyślimy?- spytała, sama nie wierząc w swoje słowa
W odpowiedzi chwyciłem ją za rękę i splotłem ze sobą nasze palce, bałem się tego, co możemy zastać na miejscu...


----------------
> Toriś? I czo my teraz zrobimy? <