środa, 31 stycznia 2018

Od Andy'ego cd. Raven

Niby był poniedziałek, ale olałem szkołę. Jestem tu nowy i muszę pozwiedzać. Wstałem niechętnie z łóżka, szczerze w ogóle bym z niego nie wychodził ale cóż... Ogarnąłem poranną toaletę, zjadłem szybkie śniadanie i wyszedłem z pokoju. Sprawdziłem parę razy czy dobrze zamknąłem, po czym ruszyłem do sekretariatu by otrzymać plan akademii którego wczoraj nie dostałem. Zapukałem grzecznie i wszedłem. Opowiedziałem co chcę, kobieta która siedziała za biurkiem kazała mi chwilę poczekać. Po chwili do pokoju weszła jakaś brunetka. Czułem na sobie jej wzrok na co uśmiechnąłem się, przyzwyczaiłem się do zdziwionych spojrzeń. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby nazwano mnie satanistą.
- Podoba ci się to co widzisz? - zapytałem mając na myśli siebie.
- Wiesz... Ścianom przydałoby się odnowienie. Poza tym raczej nie mam się do czego doczepić chociaż uważam, że wyposarzenie i kolorystyka są mdłe. - stwierdziła. No, nie powiem zmyliła mnie. Szybko jednak spoważniałem, prychnęła i wyminęła mnie. Po chwili dostałem od sekretarki wyczekany plan. Wyszedłem z pomieszczenia, poczekałem na korytarzu na brunetkę. Oparłem się o ścianę, krzyżując ręce, w końcu wyszła z pokoju.
- Skoro już zdobyłaś swoją jakże uroczą buźką drogę do biblioteki to mnie też tam weźmiesz po drodze- uśmiechnąłem się chytrze. Spojrzała na mnie i westchnęła.
- Wybacz. Mam ciekawsze rzeczy do zrobienia. - uśmiechnęła się sztucznie.
- Ranisz mnie... - powiedziałem teatralnie łapiąc się za serce.
- Mówi się trudno. - powiedziała i przyśpieszyła kroku. Postanowiłem dać sobie spokój z gonieniem jej, pewnie i tak niedługo się spotkamy. Postanowiłem pójść do swojego pokoju, w końcu wczoraj się dobrze nie rozpakowałem.
***
Wyszedłem z pokoju, szedłem przed siebie bez celu. Zauważyłem brunetkę którą spotkałem wcześniej w sekretariacie. Miała na sobie sweter, ogrodniczki i tenisówki z motywem flagi USA. Gdybym nie był takim ponurakiem, uznałbym że wygląda uroczo.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? - uśmiechnąłem się chytrze. Westchnęła, zatrzymała się i odwróciła  w moją stronę z miną "Ty tak serio Boże?"
- Mógłbyś dać mi spokój? - przewróciła oczami.
- Mógłbym... - powiedziałem poważnym tonem. - Ale mi się nie chcę
Zignorowała to, odwróciła się na pięcie i poszła przed siebie. Szybko ją dogoniłem, szedłem obok niej dotrzymując jej kroku.
- To... gdzie idziemy? - rozejrzałem się w około.
- Ja idę do biblioteki. - podkreśliła pierwsze słowo.
- Korekta, my idziemy. - uśmiechnąłem się perfidnie.
- Tak w ogóle jestem Andrew Biersack ale możesz mi mówić Andy - przedstawiłem się po paru minutach cichej drogi.



Raven? Wybacz tak trochę xD

od Hannah cd. Fabiana

W poniedziałek wstałam bardzo wcześnie, bo o piątej. Zazwyczaj ciężko mi było się zwlec z łóżka wcześniej niż o siódmej, ale jak mam świadomość, że znajduję się w nowym miejscu, to tak jest.
- Coffe, pójdziemy na spacer jak dasz mi się ubrać – zaśmiałam się gdy pociągnęła nogawkę moich spodni. Odgoniłam ją od siebie i w spokoju dokończyłam tą jakże fascynującą czynność. Potem dałam jeść dla suczki i usiadłam ciężko na łóżku. Mój pokój był naprawdę piękny. Łóżko znajdowało się na podwyższeniu, a prowadziła do niego drabinka. Po prawej stronie miałam ubrania, więc szybko mogłam się ubrać. Nie był on może największy, ale lubię małe przestrzenie.
- Zeżarłaś? Chodz – wyciągnęłam rękę łapiąc ją za obrożę i przypięłam do niej uwiąz. Nie chciało mi się szukać smyczy, która pewnie leżała na dnie którejś z nierozpakowanych torb.
Spacer minął nam bardzo szybko, poszłyśmy na padoki robić zdjęcia, zajrzałyśmy do stajni i pokręciłyśmy się trochę po terenie akademii. Zajęło nam to niemal dwie i pół godziny, a gdy to odkryłam szybko zostawiłam Coffe w pokoju, zaopatrzając ją w miskę wody i suchej karmy, po czym szybko ruszyłam na stołówkę. W biegu nawet nie zauważyłam osoby idącej po korytarzu. W sumie nic by się nie stało gdyby nie to, że on też mnie nie zobaczył. Modliłam się tylko żeby spotkanie z podłożem nie było zbyt bolesne. Na szczęście (lub raczej nieszczęście) chłopak z którym się zderzyłam zdążył mnie złapać. Od razu jak stanęłam na nogach wyszarpnęłam rękę z uścisku. I tu cały pierdolony plan o byciu dla wszystkich miłym szlag trafił.
- Ślepy jesteś?! - warknęłam zastanawiając się kto go uczył chodzić.
- Nie – powiedział. Twarda sztuka, trzeba się bardziej postarać by nie zachciało mu się mnie poznawać.- Przepraszam nie widziałem gdzie idę.
- To się patrzy pod nogi – rzuciłam. Dopiero w tamtej chwili bardziej mu się przyjrzałam. Wyglądał dość… typowo. Może oprócz wzrostu żyrafy, czy coś w tym stylu.
- Nie myślę, kiedy jestem głodny – zaśmiał się. - Może wskażesz mi drogę do jadalni? – po tych słowach wiedziałam, że jest dość mocno udupiona. Z jednej strony chciałam choć dla jednej osoby być miła i pomocna, ale druga natura mówiła „Nie ufaj mu”. I posłuchałam tej drugiej. No bywa.
- Sam sobie znajdź – mruknęłam.
Ominęłam go powoli kierując się w stronę jadalni. Co prawda nie miałam za bardzo ochoty na jakiekolwiek jedzenie, a tym bardziej przebywanie wśród ludzi, ale no. Czas się wziąć w garść jakkolwiek bym się nie wygłupiła.
- Dziękuje skarbie za wskazanie kierunku – obróciłam się w stronę głosu, który należał do spotkanego wcześniej debila. On naprawdę nie może mi dać w spokoju zjeść jebanego śniadania? A może jest upośledzony? Tak wnioskowałam po wyszczerzonych w moją stronę zębach. No, ale w końcu wyminął mnie. Wreszcie.
Odczekałam kilka sekund i weszłam do pomieszczenia wypełnionego ludzmi. Ustawiłam się w kolejce i czekałam na swoją kolej. Jak się okazało mieli nawet mój ulubiony jogurt, co okazało się wielkim plusem. Złapałam też jajecznicę i ruszyłam na poszukiwania wolnego stolika. I nie znalazłam. Praktycznie wszędzie siedzieli jacyś ludzie, ale nie było miejsca całkowicie pustego. Czemu zawsze ja?
- Hej, mogę usiąść z tobą? – ostatecznie odezwałam się do osoby, którą jako tako kojarzę. A jakże, był to ten chłopak którego jeszcze parę chwil wcześniej zjechałam. Pięknie, Hannah, cudownie.
- Jasne – uśmiechnął się. Boże, boję się go. Skąd on bierze optymizm do takiej osoby jak ja? To zdecydowanie nie jest normalne. – Jestem Fabian.
Wyciągnął do mnie rękę, ale ja mając laga mózgu dopiero po chwili ogarnęłam o co mu chodzi. Niepewnie ją uścisnęłam starając się unieść choć trochę kąciki ust. Coś tam wyszło, a jak nie zauważył to zdecydowanie jest idiotą.
- Hannah – odparłam. – Lub Smerf, jak wolisz.
Te przezwisko mnie prześladowało od ponad pięciu lat i szczerze mówiąc po tym jak zafarbowałam włosy zaczęło to mieć jeszcze większy sens. Nie przeszkadzało mi ono jakoś specjalnie, a wolę je niż moje imię.
Zabrałam się za jedzenie serka. W ciszy. Coś czuję, że będzie mi się ciężko pozbyć tego chłopaka.

Wiem, trochę zwaliłam xd

od Fabiana cd. Raven

Dziewczyna poszła, jakby lekko zdenerwowana? Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową. Po dłuższym rozglądaniu się po akademii natrafiłem na kawiarnie.
- Kawiarnia w akademii? - zapytałem sam siebie.
Wszedłem do środka i rozejrzałem się uważnie. Nawet nie było źle. Podszedłem do kolejki i Zamówiłem gorąca czekoladę, która tak bardzo uwielbiałem. Gdy szedłem do wolnego stolika, zauważyłem dziewczynę z rana. Postanowiłem, że uprzykrzę jej życie.
- Tęskniłaś? - zapytałem z uśmiechem do dziewczyny i usiadłem na przeciwko niej.
- Czy ja ci pozwoliłam usiąść? - zapytała, podnosząc brew.
- No wiesz, myślałem, że ci szkoda takiego lalusia jak ja i pozwolisz mi usiąść - zaśmiałem się.
- To się pomyliłeś - syknęła - Po za tym przeszkadzasz mi - dodała po chwili.
- Ciekawe w czym - zaśmiałem się i upiłem łyk czekolady.
- W czytaniu? - powiedziała z ironią, pokazując mi książkę.
- Wow, czyli umiesz czytać - udałem, że się zdziwiłem - To już jest coś. Gratuluje.
- Haha, bardzo śmieszne - powiedziała, mierząc mnie wzrokiem. - Udław się - powiedziała, kiedy upijałem kolejny łyk.
- Kiedyś może to się spełni - zaśmiałem się - Ale nie teraz.
Nagle poczułem wibracje w telefonie, to był mój brat. Nie zwracając uwagi na dziewczynę odebrałem.
- No co jest? - zapytałem od razu - Tak?... To świetnie... Yyy... Będziesz jechał do nich?.... To jeśli ojciec ci pozwoli albo nawet go nie pros wejdź do mojego byłego pokoju... Tak.. Tak... Leży jak zawsze... Tak dokładnie w tym samym miejscu... Oj nie wiesz jak bardzo mi się chce... Kiedy przyjeżdżasz?... Super!... Nara... A i nie zapomnij! - rozłączyłem się
Wziąłem kolejny łyk.
- Kolejny laluś przyjeżdża? - zapytała drwiąco.
- Ten laluś ma mniej cierpliwości niż ja - zaśmiałem się - Ale tak...
- O matko - udała załamana - Co raz więcej lalusiów, nie wytrzymam - powiedziała
- To idź się zabij - zaśmiałem się.
Naszej dosyć ciekawej rozmowie przerwał jakiś zdyszany chłopak.
- Nathaniel? - zapytała dziewczyna, widocznie go znała.
- Gościu ten narowisty koń to twój? - zapytał ledwo. A ja kiwnąłem głową - Weź go uspokój, bo jest na padoku i biega jak oszalały.
- A kto go ku**a tam wypuścił?! - wydarłem się wstawiając. - Ja pier***e.
Wyszedłem z kawiarni i Podbiegłem od razu na padok. Ares rozwalał co było możliwe, na szczęście koni nie było, by było gorzej. Podszedłem do niego zaczynając go uspokajać. W końcu się uspokoił.
- Jutro z samego rana zrobimy to co zawsze - mruknąłem niezadowolony.

Raven?

od Esmeraldy do Andy'ego

Niespodziewanie budzik zadzwonił, wyrywając mnie ze spania, co odebrałam głośnym przekleństwem. Bardzo często mi się to zdarza - dobrze, że nikt ze mną nie mieszka. Wczorajszy dzień tak mnie wykończył, że nawet nie sprawdziłam co z Draculem. Miałam tylko nadzieję, że już pierwszego dnia nie narozrabiał, do czego byłby zdolny. Udało mi się w miarę szybko wydostać z objęć łóżka, które za wszelką cenę próbowało mnie zatrzymać, i tak mu się nie udało. Na twarz nałożyłam cienką warstwę kremu ochronnego, rezygnując z jakiegokolwiek makijażu.
- No do cholery. - warknęłam, gdy zamek od sztylpów właśnie postanowił się zaciąć. - Gościu no! - jęknęłam, odsuwając do końca zamek. Po chwili znów spróbowałam i ta próba okazała się pomyślna.
Westchnęłam ciężko, podnosząc się ze stołka. Radośnie popędziłam do stajni, przez dość ponure podwórze, napotykając gardzące spojrzenia uczniów - niektórzy zmierzali w tym samym kierunku co ja, między innymi czarnowłosy chłopak, którego postanowiłam poprosić o pomoc z dotarciem do stajni dla koni prywatnych.
- Ej, przepraszam? - podbiegłam do niego, z gracją omijając kałużę. - Wiesz może, gdzie znajdę stajnie dla prywatnych? - zapytałam, zaplatając dłonie.
- Jasne, trzeba iść prosto, o tam. - wskazał duży budynek, z którego właśnie ktoś wychodził.- Właściwie to mogę pójść z Tobą, sam tam idę. - na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, co ja odwzajemniłam tym samym. - Andy. - przedstawił się, na co ja spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Em, co.... Esmeralda, ale mów mi Esma. - złożyłam rączki, jak do modlitwy, chociaż zaznaczam, jestem satanistką.
- Jesteś nowa? - dociekał, aż na mojej twarzy pojawił się grymas.
-Jeśli drugi dzień nadal oznacza, że jestem nowa, to tak.
W każdym razie do stajni dostaliśmy się w miarę szybko, więc gdy tylko wkroczyłam na płytki (czy inną pierdołę), rozejrzałam się po stajni, a gdy dojrzałam kary pysk, wychylający się z boksu.
- Divine! - krzyknęłam, biegnąc do karego, połyskującego Holsztyna.- Nie rozrabiałeś? - zaśmiałam się, przytulając głowę konia. - Masz swojego konia? - uśmiechnęłam się w stronę czarnowłosego, o przeszywających mnie na wylot jasnoniebieskich oczach, nadal gładząc pysk ogiera.

Andy? Wybacz, trochę taki przypał

Od Nicole cd. Sama (+16)

Stanęłam przed salą, czekałam na Sama z jego koszulką w ręku. Po chwili wyłonił się zza rogu, rzuciłam mu koszulkę i weszłam do sali, nie czekając już na niego. Usprawiedliwiłam nas oboje, mówiąc że Sammy zgubił telefon po czym szybko usiadłam do ławki. Po chwili dołączył do mnie brunet. Wypakowaliśmy książki, poczułam jak Łosiek pali mnie wzrokiem. Gdyby nie sytuacja, zaczęłabym się śmiać.
- Ej, czy aby na pewno do niczego nie "doszło"? - jeden z chłopaków zajmujących ławkę przed nami odwrócił się. Zauważyłam lekko zdziwiony wzrok Sama, kopnęłam go pod ławką dając mu do zrozumienia że ja to załatwię.
- Nie. - ucięłam i wróciłam do przepisywania dalszych notatek. Resztę lekcji minęło szybko, nie obyło się bez klasycznego zadania domowego. Wyszliśmy z klasy, wróciliśmy do swoich pokoi. Starałam się ubrać coś seksowniejszego, bo dzisiejszej akcji w biologicznej szczerze mówiąc liczyłam na więcej. Zrobiłam delikatny makijaż, założyłam obcisłe spodnie i bluzkę, przyda mi się czasem zaszaleć. Poszłam do pokoju Sama, jak tylko mnie zobaczył zagwizdał cicho a ja od razu zapłonęłam rumieńcem.
- Gotowa? - zapytał, pokiwałam głową. - Oświecisz mnie na co idziemy? - dodał.
- Nowe oblicze Greya. - odparłam z uśmiechem, mając na dzieję że Sam zrozumie aluzję. Ten zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał na mnie. - Coś nie tak? - spojrzałam na niego zmartwiona. Pocałował mnie, obejmując w talii.
- Mówiłem Ci już, że Cię kocham? - wyszczerzył się, kiedy wreszcie uznaliśmy że uduszenie się wzajemnie nie jest idealnym sposobem na śmierć. - I mam zamiar sprawić, że to będzie najlepsza randka na świecie. - wyjął niewielką kartę, która okazała się bonem zakupowym od mojego ulubionego sklepu. Pocałowałam go w policzek i wsiedliśmy do auta. Po chwili byliśmy pod kinem. Czułam na sobie zazdrosny wzrok innych dziewczyn ale zignorowałam to, poczułam jak Łosiek obejmuje mnie lekko w pasie. Kupiliśmy bilety, po czym weszliśmy do sali. W końcu skończyły się reklama, nie obyło się bez słynnej reklamy Durexa.
Gdy w filmie zaczęła się namiętna scena, zauważyłam że chłopak przed nami charakterystycznie ziewnął i objął dziewczynę obok siebie. Zaśmiałam się, numer stary jak świat. Po chwili usłyszałam jak Sammy też ziewa, a po chwili jego ręka już mnie obejmowała. Jeśli myśli że się na to nabiorę, to dobrze myśli. Złapałam za kołnierz jego koszuli i przyciągnęłam do siebie. Złączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Kiedy film się skończył nie zbyt pamiętałam o co w nim chodziło.
- I jak było? - zaśmiałam się, gdy wychodziliśmy z sali.
- Ciekawie - także się zaśmiał. - W ogóle pamiętasz coś z filmu?
- Nie licząc tych "ciekawszych" scen to chyba nie - uśmiechnęłam się uwodzicielsko. Wyszliśmy z kina i wróciliśmy do akademii.

***

Poszliśmy do mojego pokoju, zdjęłam buty i kurtkę po czym rzuciłam się na łóżko. Sam zamknął za nami drzwi, po chwili leżał obok mnie na łóżku. Siadłam na nim okrakiem, zaczęliśmy się całować. Poczułam jego ręce na moich plecach, pomógł zdjąć mi bluzkę.
- Powoli, nigdzie się nie śpieszymy. Mamy całą noc... - pocałowałam go namiętnie.
- Misiiaaa, nie chcę cię przemęczać. - burknął, całując mnie w czoło. Ofuczyłam się trochę i przytuliłam do niego. Roześmiałam się kiedy poczułam jego rękę na moim brzuchu.
- Mi nie odmówisz! - powiedziałam i położyłam się na nim. Uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w usta. Po chwili poczułam jak rozpina mój stanik.
- Naprawdę, jesteś uroczy, ale nie jesteś nam potrzebny. - powiedział z powagą. Odrzucił zbędny ciuch, co skwitowałam śmiechem. Siedziałam na nim okrakiem, uśmiechając się chytrze. Jęknęłam, gdy to Sammy wylądował na górze. Droczyliśmy się ze sobą jak jakieś nastolatki, a przecież byliśmy już dorośli i normalnie mogliśmy przejść do rzeczy. Pstryknął mnie delikatnie w nos, na co się zaśmiałam. Pocałowałam go i zmusiłam do ponownego znalezienia się na dole, udał zasmuconego.
- Hej! Myślałem że bokserki to tylko ja mogę ściągać! - roześmiał się, gdy chwyciłam za gumkę od jego spodni. Podsumowałam to uśmiechem i rzuceniem "nie marudź! Nie codziennie będziesz mógł sobie pozwolić!". W końcu oboje byliśmy kompletnie bez ubrań. Znowu zamieniliśmy się miejscami.
- Na pewno mogę? - zapytał, głaszcząc mnie po udzie. Pokiwałam głową i znowu go pocałowałam.
- Ruszysz się, czy sama mam to zrobić? - zapytałam, nie czekając na odpowiedź.[pomijamy pewien fragment ( ͡° ͜ʖ ͡°)].
- Na pewno wszystko ok? - zapytał. Delikatnie wygięłam się łuk, powoli zalewało mnie błogie uczucie. Uciszyłam go i pocałowałam.
- Jest zajebiście... - jęknęłam z uśmiechem.



Łooooooośkuuuuuuu? ( ͡° ͜ʖ ͡°) SAMA CHCIAŁAŚ! XDD

Esmeralda Müller!

Powitajmy Esmeraldę!

od Raven cd. Fabiana

Wstałam dość wcześnie rano. Wykonałam poranną rutynę po czym ubrałam na siebie czarne jeansy i czarną bluzę z nadrukiem róży. Dołożyłam jeszcze jakieś trampki i byłam gotowa. Wzięłam plecak i zakładając go na jedno ramię wyszłam z pokoju zamykając go na klucz. Podeszłam do kawiarenki kupując jakieś lekkie śniadanie. Wzięłam swoje zamówienie i poszłam pod klasę lekcyjną.
***
Lekcje odbyły się bez zbędnych komplikacji. Niestety jako nowa osoba musiałam się przedstawić, ale to nie sprawiło mi problemu. Zmierzałam teraz w stronę stołówki by zjeść obiad. Ponieważ nie byłam zbytnio głodna, spokojnie nie odchudzam się, wzięłam tylko sałatkę z kurczakiem i do tego sok porzeczkowy. Usiadłam przy wolnym stoliku i postawiłam na nim jedzenie oraz szklankę. Zaczęłam się zastanawiać kiedy w końcu uda mi się spotkać z Nathanem. Z rozmyślań wyrwał mnie głos.
- Mogę? - usłyszałam.
Podniosłam głowę. Zobaczyłam ja przed moim stolikiem stoi dość wysoki blondyn.
- Em.. Tak, tak. - powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
W myślach skrytykowałam moje zachowanie, ale cóż teraz komuś mogę pokazać swoją wyćwiczoną miłą stronę.
- Smacznego. - powiedziałam.
 Żebyś się tym udławił i nigdy więcej nie wstał. pomyślałam. W duchu zaśmiałam się widząc na twarzy chłopaka delikatny uśmiech.
- Dzięki. Wzajemnie. - zaśmiał się.
Gościa pierwszy raz na oczy widzę, ale z łatwością stwierdzam, że jest nowy. Co za ironia losu, że ja też jestem nowa? Ale cóż trzeba sobie jakoś radzić. Do końca posiłku nikt się nie odezwał. Z jednej strony to nawet dobrze bo jeszcze bym go zniechęciła swoim troszku podłym charakterem. Wyczujcie ten sarkazm. Chłopak po skończeniu posiłku odniósł swój talerz i wyszedł z pomieszczenia. Ja natomiast dopiłam swój sok i wyjęłam z plecaka zeszyt. Zaczęłam odrabiać pracę domową. Skoro i tak każdy zajmuje się tu sobą to co mi szkodzi. A po za tym co ja się przejmuję. Gdy skończyłam stołówka była w większości pusta. Schowałam zeszyt i po odniesieniu talerza wyszłam na zewnątrz. Idąc do budynku internatu zauważyłam chłopaka ze stołówki. Akurat palił. Też bym zapaliła, a dym, który czuję tylko zwiększa to pragnienie. Podeszłam cicho do niego stając po przeciwnej stronie drzewa.
- Palenie szkodzi. - powiedziałam zakładając maskę grzecznej dziewczynki.
Zauważyłam, że chłopak rozejrzał się, ale widocznie nikogo nie zauważył.
- Ludzie szybciej umrą od straszenia. - powiedział spokojnie.
Fajnie by było kogoś tak zabić. Najpierw przestraszyć na śmierć, a później spalić. Tak to bardzo fajny pomysł.
- A od papierosów to nie? - zapytałam.
Ech nienawidzę tego mojego słodkiego głosiku, ale niestety już nie raz zdziałał cuda.
- Również, ale to już idzie powoli. - zaśmiał się.
Hehehe, nie śmieszne. W końcu postanowiłam wyjść z cienia. Na twarzy przybrałam słodki uśmiech.
- No, no. Ładnie to tak straszyć? - zapytał śmiejąc się.
- Wiesz, mam w planach zabicie człowieka, więc radzę uważać. - uśmiechnęłam się słodko.
No i wylazła na wierzch moja prawdziwa natura.
- Nie dałabyś rady. - powiedział pewny siebie.
- Myślę, że taki słodki laluś jak ty nie chciałby się o tym przekonać na swojej skórze. - no i zmieniłam wyraz swojej twarzy ze słodkiej i uśmiechniętej na obojętną.
- Nazwałaś mnie słodkim lalusiem? - zapytał wstając przy okazji depcząc papierosa.
- No bo wiesz zapewne dla takich jak ty dramatem byłaby źle ułożona fryzura lub brak modnych ciuchów. Więc tak. Tak cię nazwałam. Po za tym co ty zrobiłeś?! Tego papierosa było jeszcze dużo. - spojrzałam na niego z wyrzutem.
Nie dałam mu szansy na odpowiedź odchodząc od niego. Prychnęłam pod nosem szydząc z tej głupiej wymiany zdań. Trochę zirytowana poszłam w stronę swojego pokoju. Otworzyłam drzwi kluczykiem i po chwili znalazłam się w środku. Szybko się przepakowałam. Lekcje odrobiłam na stołówce, więc nie muszę się o to martwić. Po upewnieniu się, że wszystko zrobiłam ponownie wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę kawiarenki. Miałam nadzieję na spotkanie z Nathanem. Ruszyłam w znaną mi drogę. W ręce trzymałam książkę, którą miałam zamiar przeczytać. Weszłam do środka i zamówiłam sobie gorącą czekoladę i kilka ciastek. Po chwili otrzymałam parujący kubeczek oraz talerzyk ze słodyczami. Usiadłam przy stoliku w kącie i zaczęłam czytać od czasu do czasu rozkoszując się smakiem gorącej czekolady. Zauważyłam przede mną ruch więc dyskretnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przy niektórych stolikach siedzieli nastolatkowie. Niektórzy, tak jak ja, czytali lub coś pisali, a inni po prostu rozmawiali. Przy kasie stało kilka osób jednak nie mogłam stwierdzić kto to. Niestety Nathana nie zauważyłam. Upiłam sporego łyka jeszcze ciepłego napoju i wróciłam do czytania. Niestety ktoś mi to perfidnie przerwał.
- Tęskniłaś? - powiedział męski głos, który był mi znany zaledwie kilka godzin.

Fabian?

od Fabiana do Raven

Mój drugi dzień w szkole stwierdzam, że nie był zły. Myslalam, że nauczyciele będą dość wymagający, czy coś ale jednak nie. Chyba będzie dobrze. Skończyłem lekcje coś po 14. Wróciłem do swojego pokoju i rzuciłem plecak na łóżku i ponownie wyszedłem. Mój brzuch domagał się jedzenia. Po porannym incydencie z jakąś dziewczyną, bez problemu umiałem trafić do jadalni. Na obiad było dużo pysznego jedzenia. Postanowiłem, że zjem kurczaka z ryżem i warzywami. O formę trzeba dbać! Zacząłem szukać wzrokowo wolnego miejsca. W końcu znalazłem przy jakiejś dziewczynie, od razu podszedłem.
- Mogę? - zapytałem, wyrwałem dziewczynę chyba z za myślenia, ponieważ spojrzała na mnie zaskoczona.
- Em... Tak, tak - powiedziała i delikatnie się uśmiechnęła.
Usiadłem od razu na przeciwko dziewczyny i zacząłem jeść.
- Smacznego - powiedziała, przyglądając mi się jak pochłaniam jedzenie.
- Dzięki - powiedziałem - Wzajemnie - zaśmiałem się.
Więcej już się nie odzywaliśmy do siebie. Po zjedzeniu obiadu odniosłem talerz i wyszedłem z jadalni, ale również wyszedłem z akademii. Postanowiłem, że przejdę się po posiadłości akademii. W końcu dotarłem do ogrodów akademii. Nie powiem całkiem ładnie. Usiadłem pod drzewem w odosobnieniu. Wyjąłem paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Musiałem w końcu jakoś się odstresować.
- Palenie szkodzi - usłyszałem nagle, gdy brałem kolejnego bucha.
Zacząłem się rozglądać ale nikogo nie wiedziałem.
- Ludzi szybciej umrą od straszenia - powiedziałem spokojnie opierając się o drzewo.
- A od papierosów to nie? - zapytał damski głos.
- Również ale to już idzie powoli - zaśmiałem się.
W końcu z cienia wyłoniła się dziewczyna z jadalni.
- No, no ładnie to tam straszyć? - zapytałem śmiejąc się.

Raven?

od Fabiana do Rosalie

Gdy złożyłem papiery do akademii, nie spodziewałem się tego, że mnie przyjmą. Miałem średnie wyniki  w nauce. Nie byłem debilem ale również nie byłem jakimś orłem. Ares mój ogier ciężko dostał się do pobliskiej stadniny,  ze względu na swój charakter. Pewnego dnia kiedy wracałem do domu sprawdziłem swoją skrzynkę. Jak nigdy dostałem jakiś list. Wyjąłem go ze skrzynki i od razu zobaczyłem od kogo on jest. Na liście było wyraźnie napisane "Akademia Jazdy Konnej ".  Od razu mój dzień stał się lepszy. Wszedłem do mieszkania i od razu zadzwoniłem do swojego brata mówiąc, że się dostałem. Wieczorem spakowałem swoje ubrania, oraz spakowałem Aresa. Następnego dnia z samego rana wyjechaliśmy, aby przed kolacja być na miejscu.

 ***

 Zdziwiłem się bardzo gdy zjawiliśmy się przed akademią o godzinie 17. Myślałem że będziemy dopiero gdzieś po 19. Od razu wysiadłem z samochodu. Moim oczom ukazała się budowla w postaci zamku.
- No nieźle - powiedziałem pod nosem.
Gdy zobaczyłem, że jakiś facet chce otworzyć drzwi od przyczepy od razu go powstrzymałem.
- Proszę tego nie robić - powiedziałem, owy mężczyzna spojrzał na mnie lekko zdziwiony - Ares może zrobić krzywdę,  jest dość wybuchowy - wyjaśniłem. - Czy może pan wzrokowo popilnować ja tylko pójdę do dyrekcji?
Mężczyzna się zgodził, a ja wszedłem do budynku.  Od razu znalazłem biuro,  nawet nie wiem jakim cudem. Zjawiając się przed drzwiami zapukałem. Usłyszałem ciche "proszę".  Wszedłem do środka.
- Dzień Dobry Fabian Black - przedstawiłem się.
- Ach tak,  czekaliśmy na pana - powiedział.
Dał mi plan lekcji,  plan akademii, abym wszystko znalazł. Klucze do pokoju,  oraz powiedział, gdzie mogę zamknąć Aresa. Wyszedłem z biura i od raz poszedłem na dwór. W aucie Zostawiłem to wszystko i wyprowadziłem Aresa z przyczepy.
- Spokojnie - powiedziałem do Aresa.
Pomyślałem, aby go wziąć na padok,  żadnego konia tam nie było i tak zrobiłem. Po tym wrocilem do samochodu wziąłem swoje bagaże i papiery, które dostałem od dyrektora. Znalazłem swój pokoj i wszystkie rzeczy w nim Zostawiłem. Postanowiłem, że wrócę na padok. Gdy byłem już nie daleko Zauważyłem jak biało włosa dziewczyna zbliżała się niebezpieczne do Aresa.
- Stój, nie dotykaj go - krzyknąłem i zacząłem Do nich biec.
Dziewczyna nie posłuchała i zbliżała się co raz bardziej do konia, ten w końcu ją zauważył i zaczął rżeć i stawać dęba. W porę zjawiłem się między nimi. Uspokoiłem Aresa.
- Nie słyszałaś jak krzyczałem? - zapytałem zdenerwowany.
Ares patrzył na nią kontem oka, Widziałem to spojrzeniem, gdybym się odsunął już by ją kopnął. Zapiąłem mu uprząż i zacząłem wychodzić z nim z padoku.
- Zaczekaj! - krzyknęła za nami dziewczyna.
Lecz tym razem ja jej nie po słuchałem. Weszliśmy do stajni. Zauważyłem boks dla konia z dala od innych koni.
- Widzisz idealne miejsce dla ciebie - powiedziałem do Aresa.
Wprowadziłem go i Zamknąłem drzwi. Wyszedłem ze stajni i zobaczyłem dziewczynę.
- Masz szczęście, że nic ci nie zrobił - powiedziałem przewracając oczyma.

 Rosalie?

od Fabiana do Hannah

Drugi dzień w akademii to już coś, nie jestem taki świeżakiem. Ale niestety to poniedziałek. Obudziłem się przed 7. Jak zwykle nie wyspałem się, ale to chyba już normalne u mnie... W końcu po 5 minutach leżenia stoczyłem się z łóżka. Poszedłem do łazienki wziąłem prysznic. Po prysznicu oczywiście stałem przed szafą wybierając jakieś ciuchy. To był szybki wybór po prostu czarne dresy i biała koszulka i będzie git. Chyba nie będę się stroił na zajęcia,  nie? W końcu sięgnąłem po kartkę, która leżała na biurku.
- No nie - powiedziałem sam do siebie widząc, że pierwszą mam matematykę.
Westchnąłem ciężko pod nosem. Wziąłem plecak i jedynie wziąłem zeszyty do przedmiotów bez książek. Wyszedłem z pokoju. I nagle poczułem ten denerwujący dźwięk. Świetnie byłem głodny, a nawet nie wiedziałem gdzie jest jadalnia. Zacząłem chodzić po akademii i się rozglądałem. Chyba myślałem, że znajdę jakąś strzałkę z napisem jedzenie czy coś...  Moją chwilą nie uwagi poskutkowało tym, że potrąciłem jakąś osobę. W ostatniej chwili złapałem ją i uchroniłem przed mocnym spotkaniem z glebą.
- Ślepy jesteś?!  - wydarła się na mnie.
- Nie - powiedziałem, pomagając dziewczynie wstać na równe nogi. - Przepraszam nie widziałem gdzie idę - rzekłem.
- To się patrzy pod nogi - rzuciła.
- Nie myślę, kiedy jestem głodny - zaśmiałem się. - Może wskażesz mi drogę do jadalni? - zapytałem.
- Sam sobie znajdź - odpowiedziała.
Dziewczyna mnie ominęła i poszła, a ja zacząłem ją śledzić. Na pewno sama idzie do jadalni i nawet się nie myliłem. No, kiedy była przed wejściem dogoniłem ją.
- Dziękuje skarbie za wskazanie kierunku - uśmiechnąłem się do niej.
Ominąłem ją i wszedłem pierwszy od raz poszedłem tam gdzie wydawali jedzenie.
Hannah?

wtorek, 30 stycznia 2018

Fabian Black!

Powitajmy Fabiana!

od Hannah do Nicole

Zimne powietrze owiało moje policzki sprawiając jedynie, że mocniej owinęłam się polarową derką. Nie spodziewałam się takiej zawiei, a tym bardziej, że będę tak długo czekała na Smile’ a. Na szczęście Coffe jechała ze mną i miałam do kogo się odezwać. Taki plus.
- Co mała – szepnęłam kiedy zaskomlała dotykając mnie nosem w nogę. Pogłaskałam ją po głowie mimo, że przez skostniałe z zimna ręce nie czułam jej gęstej sierści. Mogłam jednak zabrać rękawiczki, ale po co skoro do kieszeni można wsadzić psie i końskie smaczki? Moja własna logika powala. Samą mnie oczywiście, bo kto by chciał się zadawać z taką wariatką.
Całe szczęście cierpienie moje i assuski skończyło się po dwudziestu minutach, kiedy podjechała przyczepa z moim wałaszkiem. Przywitałam się z kierowcą uśmiechem i zaczęłam otwierać rampę. Poszło dość gładko, choć w pewnym momencie myślałam, że spadnie mi na nogi. Rampa oczywiście.
- Cześć Smile. Stęskniłeś się? – zagadnęłam deresza stojącego tyłem do mnie. Znaczy deresza tylko w moim przekonaniu, bo nie dało się jednogłośnie nazwać jego maści.
Poklepałam konia po zadzie i odwiązałam go od barierki podczas gdy on szukał ciastek w mojej kieszeni. Taa, schowanie ich tam nie było jednak dobrym pomysłem. Ale bynajmniej pomogło mi przy wyprowadzaniu wałacha z przyczepy. Od razu gdy stanął na bruku rozdął chrapy i uderzył kopytem o ziemię. Zawołałam jeszcze Coffe i ruszyliśmy do stajni. Szczerze mówiąc gdyby nie fakt, że miałam włączone google maps, to bym nie trafiła. Na szczęście dotarliśmy bez problemu i już po kilku minutach Smile znalazł się w boksie, który wskazał mi stajenny. Zdjęłam mu ochraniacze transportowe podczas gdy on witał się z koniem obok. Był to srokaty koń. Naprawdę ładny koń.
- Co tam… - zerknęłam na tabliczkę wiszącą na drzwiach. – Poker?
Ogier uniósł uszy czujnie mi się przyglądając. Dość mocna budowa Pokera zupełnie różniła się od tej Smile’ a. On był delikatnie umięśniony, trochę jak trzylatek. Jak to mawiał mój instruktor „Everyday to śledz”. I jak tu się nie zgodzić?
Smile zasłynął również ze swojej pierdołowatości. Potrafił wypieprzyć się o własne nogi.
- Chcesz? – zapytałam srokacza wyciągając z kieszeni ciasteczko dla koni. Ogier prychnął podchodząc do drzwi i zebrał smaczka miękkim wargami. Po chwili również i mój się upomniał o ulubionego smakołyka. Pogłaskałam obydwa wierzchowce i uznałam, że czas się zbierać. Na podwórku zaczęło robić się ciemno, a ja nie chciałam iść po zmroku. Dlatego rozpoczęłam poszukiwania Coffe. Znalazłam ją dopiero na końcu stajni, bawiącą się w sianie z brązowym labradorem. Nie miałam serca przerwać im zabawy, więc tylko usiadłam na beli i wyjęłam z torby aparat. Zmieniłam ustawienia po czym zaczęłam robić zdjęcia. Uwielbiałam to.
- To twój pies? – usłyszałam nad sobą.
Podskoczyłam w miejscu łapiąc się za serce. Przyglądała mi się przyjaźnie wyglądająca brunetka. Szybko wyłączyłam lustrzankę stopniowo opanowując szalejące serce. Za dużo horrorów. Zdecydowanie.
- Tak, już ją biorę – mruknęłam zdejmując z ramienia i uwiąz. Zapięłam na niego Coffe i powoli ruszyłam do wyjścia. Zwaliłam. Oczywiście.

Hannah Weters!

Powitajmy Hannah!

niedziela, 28 stycznia 2018

od Nathaniela cd. Rosalie

Stałem pod ścianą bawiąc się telefonem, kiedy zauważyłem podchodzącą do mnie Rosalie.
- Witam cię ponownie Nathanielu. - uśmiechnęła się.
Schowałem komórkę do kieszeni i spojrzałem na nią.
- Także witam cię ponownie Rosalino. - zaśmiałem się na te jakże oficjalne zwroty.
- Jak minęła ci pierwsza lekcja? - spytała poprawiając torbę.
- Tak sobie... - wzruszyłem ramionami nie wdając się w szczegóły.
- Smoczyca taka jest, nie martw się. -
- Smoczyca? - spytałem nie rozumiejąc.
- No tak, my tak ją nazywamy. Wiesz, wszystko widzi i wszystkiego pilnuje. - powiedziała.
Ta to zaśmialiśmy się oboje. Szybko przemyslałem czy nie zaprosić by gdzieś dziewczyny. W końcu doszedłem do wniosku, że mam wolny wieczór, więc na spokojnie mogę to zrobić (A/N hehe).
- Robisz coś po szkole? - spytałem. Dziewczyna w odpowiedzi pokręciła przeczząco głową.
- No to teraz już tak. - udałem poważnego.
- Miło. - dziewczyna uśmiechnęła się.
Rozmawialiśmy do końca przerwy o wszystkim i o niczym. Następnie zadzwonił dzwonek, więc udaliśmy się do swoich klas. Teraz była fizyka, więc wyłapując wzrokiem odpowiedniego numerku sali szybko przemierzałem korytarz. Wszedłem do sali i usiadłem w pustej ławce. Na szczęście podczas sprawdzania obecności obyło się bez zbędnego mówienia o sobie.
***
Lekcje minęły mi dość szybko. Teraz zmierzałem w stronę sali do zajęć artystycznych. Sporym ździwieniem była dla mnie chemia. Stara i chyba mocno roztrzepana nauczycielka nie zauważyła nawet mojej obecności. Na moje szczęście. Jak się dowiedziałem niedawno lekcje artystyczne wypadły mi z osobami z innym klas w tym z Rosalie. Wreszcie nie będę czuł się jak jakiś inny. Doszedłem do odpowiedniej sali zastając siedzącą przy ścianie Ros. Podeszłem do niej i usiadłem obok.
- Znowu się widzimy. - zaśmiałem się.
- No tak jakby chodzimy do tej samej szkoły, nie? - odpowiedziała posyłając w moją stronę uśmiech.
Zaraz po tym zadzwonił dzwonek. To się nasiedziałem. Wstaliśmy z podłogi po drodze otrzepując się z pyłków. Jak się okazało nauczycielka była chora, więc przyszedł jakiś nauczyciel na zastępstwo. Może zrobi wolną lekcję? Weszłem do sali jako ostatni i zrejestrowałem wzrokiem pomieszczenie. Chwilę później zobaczyłem pachającą do mnie Ros. Podeszłem do jej ławki i usiadłem obok.
- No więc, z racji tego, że nie ma pani, która miała poprowadzić te zajęcia, macie lekcję wolną. Zrobiłbym wam jakieś zadania w grupie czy coś, ale muszę wypełnić kilka dokumentów. Możecie gadać sobie czy co tam chcecie, ale ma być cicho. - powiedział nauczyciel przejeżdżając wzrokiem po klasie.
Niestety zatrzymał się na mnie.
- Nowy? - spytał lustrując mnie od góry do dołu.
- Eeee... Tak. - może to jakiś pedofil czy coś? Tak dziwnie na mnie patrzy.
Na szczęście o nic więcej nie pytał tylko wrócił do swoich zajęć.
- Rosalie? -
- Hmm? -
- Ten nauczyciel jest gejem, pedofilem czy coś? - zapytałem.
Dziewczyna starała się nie wybuchnąć śmiechem.
- Eee... Nie wiem, a co? - spytała chichotając.
- No bo tak dziwnie na mnie patrzył. Zauważyłaś? -
- Jesteś nowy to może dlatego. Nie dramatyzuj. - zaśmiała się.
- No okej. -
Resztę lekcji przegadaliśmy. Widać, że nauczyciel ma jakiś szacunek, bo w klasie panowała cisza. Po chwili zadzwonił dzwonek. Wszyscy w pośpiechu wyszli z klasy. Dziesięciominutowa przerwa minęła bardzo szybko, więc musiałem zacząć szukać sali do języka niemieckiego. Ogólnie do wyboru były trzy: włoski, niemiecki i francuski. Z racji tego, że ten ostatni jest moim ojczystym językiem zrezygnowałem z niego w pierwszej kolejności. Język włoski nie pokrywał się z moim akcentem i zapewne dziwnie bym brzmiał mówiąc tak. W ostateczności zdecydowałem się na niemiecki.

 ***

 Lekcja minęła szybko i bez zbędnych komplikacji, więc aktualnie idę w stronę swojego pokoju. Jeszcze nie mam pomysłu na wieczór z Rosalie (A/N hehe), ale powinienem coś wymyślić do tego czasu. Po dotarciu do odpowiednich drzwi otworzyłem je kluczem. Wszedłem do środka zostawiając plecak przy biurku. Jutro na szczęście zajęcia są do 13:50. Spakowałem szybko potrzebne książki. Walnąłem się na łóżko sprawdzając telefon. W tym samym czasie myślałem co zrobię wieczorem. Wyjście do parku lub na spacer jest nie do przyjęcia w taką pogodę. Dziś było wyjątkowo zimno. Wiał wiatr i padał deszcz. No więc ten pomysł z góry skazany jest na porażkę. Wyjście gdziekolwiek byłoby problemowe przez brak jakiegokolwiek samochodu. Że też nie przyjechałem swoim. Będę musiał poprosić kogoś o przywiezienie go.
***
Zanim się obejrzałem była godzina 17.00. Zdecydowałem, że wieczór z Rosie można zacząć. Zmieniłem tylko bluzę na podkoczulek bo w akademiku było ciepło. Napisałbym Rosalie, ale zapomniałem wymienić się z nią numerami telefonów. Kolejna rzecz do zrobienia. Nie pozostaje mi nic innego jak po nią pójść. Czy to nie tak właśnie kiedyś, kiedyś się kogoś gdzieś zapraszało? Szło się kilka kilometrów czy coś. Już nie pamiętam, ale babcia kiedyś mi o tym wspominała. Wyszedłem z pokoju obierając kierunek drzwi Rosalie. Po chwili stałem przy odpowiednim numerku. Zapukałem do drzwi. Po chwili otworzyła mi dziewczyna.
- No więc przyszedłem, by zabrać cię na ten wieczór. - powiedziałem poważnym głosem.
- No więc prowadź. -
Dziewczyna wyszła z pokoju zamykając go na klucz. Poszliśmy do mnie.
- Wybacz, że to nic specjalnego, ale w taką pogodę tylko to mogłem ogarnąć. - powiedziałem wskazując na stół z przekąskami i leżący obok stosik płyt dvd.
- Wybieraj co chcesz. - zaśmiałem się.

Rosalie? Hłehłe xD

piątek, 26 stycznia 2018

Od Rosalie cd. Nathaniela

- O sobie? - spytał.
- No tak. - zaśmiałam się lekko i dodałam - Co lubisz robić, skąd pochodzisz i takie tam -
- I chcesz słuchać o mnie?  Dziewczyno ja nie wiedziałem gdzie jest ta biblioteka, chociaż obok niej prawdopodobnie przeszedłem klika razy - zaśmiał się.
- Oj tam. Mów. -
- No okej, okej - powiedział.
- No więc pochodzę z Francji. Tam się urodziłem i wychowałem. Później jeździłem trochę po świecie. Stąd te zawieszki. Taka mała tradycja. Zawsze gdy odwiedzę nowy kraj lub miasto, kupuję jakąś malutką pamiątkę i przyczepiam do rzemyka. - powiedział, podnosząc prawą dłoń do góry.
- Tutaj jest Koloseum z Rzymu, tutaj Big Ben, obok niego jest gwiazdka obrazująca Aleję Gwiazd, Sfinks z Egiptu i Wieża Eiffla. - mówił wskazując na poszczególne zawieszki. No nie powiem, chłopak ma bardzo ciekawe życie.
- A ta? - zapytałam, pokazując przypinkę z czterolistną koniczyną. Bardzo zaciekawił mnie akurat ten motyw.
- To pamiątka po mamie. - szybko uciął temat.
 Ech, czasem mogłabym się ugryźć w język nim coś powiem. Czułam się trochę głupio, zapadła cisza, była jednak przyjemna.
- No więc, do jakiej idziesz grupy? - przerwałam ciszę.
- Że w sensie? -
- Że w sensie do grupy jeździeckiej czy do sportowej? -
- A, o to chodzi. Jeszcze nie wiem. Chciałbym na razie przyzwyczaić siebie i konia do nowego otoczenia. -
- Okej... Wiesz, może powoli wracajmy bo robi się późno, a jutro szkoła - Chłopak zgodził się ze mną, zawróciliśmy i wolnym tempem szliśmy w stronę Akademii. Rozstaliśmy się przy swoich pokojach, zamknęłam za sobą drzwi i padłam na łóżko. Patrzyłam parę minut ślepo w sufit, w końcu ruszyłam się z miejsca. Potrenowałam trochę grę na pianinie, przebrałam się szybko i poszłam spać.
***
Obudziłam się koło szóstej, nie byłam zadowolona z tego faktu ale no cóż. Wyłączyłam budzik który miał zadzwonić za jakąś godzinę, ogarnęłam poranną toaletę. Ubrałam się czarna kurtkę z kapturem, czerwoną koszulkę z długimi rękawami, skórzaną spódniczkę, zakolanówki i sztyblety.  A co mi tam zaszaleję. Wyszłam z pokoju, udałam się do kawiarni. Kupiłam byle co do jedzenia i sok pomarańczowy, gdy skończyłam jeść poszłam pod klasę. Oparłam się o ścianę i zaczęłam szkicować pierwszy lepszy pomysł jaki wpadł mi do głowy.
***
Gdy tylko skończyłam, odłożyłam szkicownik do torby. Zauważyłam chłopaka którego wczoraj poznałam, szedł w moją stronę.
- Hej. - przywitał się stawiając kubek na parapecie.
- Cześć. Co tam? -
- Całkiem fajnie gdyby nie to, że jest poniedziałek i matematyka. - uśmiechnął się sztucznie. Roześmiałam się, dalszą rozmowę przerwał nam dzwonek na lekcję. Udałam się do klasy i usiadłam w ławce.
~ Mały skip time ~
Zadzwonił dzwonek na lekcje, wybawienie na które czekałam. Spakowałam się szybko i wyszłam z klasy. Próbowałam znaleźć Nathaniela, by spytać się jak mu poszła pierwsza lekcja. W końcu po paru minutach znalazłam go pod ścianą, wpatrywał się telefon.
- Witam cię ponownie Nathanielu - uśmiechnęłam się. Schował telefon do kieszeni i spojrzał na mnie. Postanowiłam nie wypytywać się co robił.
- Także witam cię ponownie Rosalio. - zaśmiał się. Ach, uwielbiam roznosić optymizm.
- Jak minęła ci pierwsza lekcja? - poprawiłam torbę na ramieniu.
- Tak sobie... - wzruszył ramionami.
- Smoczyca taka jest, nie martw się. -
- Smoczyca?
- No tak, my tak ją nazywamy. Wiesz, wszystko widzi i wszystko pilnuje. - zaśmialiśmy się oboje.
- Robisz coś po szkole? - spytał po chwili ciszy. Pokręciłam głową.
- No to teraz już tak. - udał poważny wyraz twarzy.
- Miło - uśmiechnęłam się. Rozmawialiśmy właściwie do końca przerwy, potem zadzwonił dzwonek i niestety każdy musiał pójść do swojej klasy.
~ Ach, kolejny skip time ~
Fizyka minęła dość spokojnie, potem miałam wolną godzinę, polski, chemię a teraz nadszedł czas na zajęcia artystyczne które wypadały mi z Nathanielem. Szybko skierowałam się w stronę wyznaczonej sali i usiadłam na podłodze, czekając na chłopaka.



Nathanielu? B) niech sobie siądą obok siebie albo coś xD i wybacz zepsucie końcówki

od Sama cd. Nicole

 - Niech ci będzie... - westchnęła, z udawanym znudzeniem, jednak po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Czasami zastanawiam się, czy nie powinienem się bać swojej dziewczyny.
- Ale ja wybieram film! - roześmiała się szyderczo, pokiwałem głową, nie wiedząc na co się pisze. Po lekcjach Colli musiała zostać na chwilę, żeby podlać kwiatki. Czekałem na nią pod salą, nauczycielka wyszła z sali. Odprowadziłem ją wzrokiem, i upewniłem się, że nie wróci przez jakiś czas. Uchyliłem drzwi, i wszedłem do sali biologicznej.
- Co tam porabiasz? - zapytałem z uśmiechem. Nicole odwróciła się, i oderwała od jakże ważnego zajęcia, jakim było podlewanie tych majestatycznych roślinek w biologicznej. Ona marihuanę hoduje, czy jak że tak o nie dba?
- Nauczycielka kazała mi kwiatki podlać... - westchnęła zrezygnowana, i odłożyła konewkę. Objąłem ją w talii, obróciłem do siebie i pocałowałem. Colli jęknęła, i wplotła palce w moje włosy. Cynamonek lekko się zapędził, i pozbawił mnie koszulki. Gdyby nie to, że została nam jeszcze jedna lekcja, i byliśmy w szkole, pewnie byłoby to coś więcej niż całowanie.
- Łosiek... - oderwała się  od moich ust. Popatrzyłem na nią, nieco zmieszany tą całą sytuacją. A chciałem się tylko przywitać... - Jesteśmy w szkole! - wzruszyłem ramionami, po czym wróciliśmy do naszego "zajęcia". Drzwi otworzyły się, Colli uznała chyba, że wepchnięcie mnie do schowka na jakieś pierdoły, bez bluzki, jest bardzo mądre. Do malutkiego pomieszczonka, wpadła też Nicole.
- To był zły pomysł! - ochrzaniła mnie cicho, mimowolnie zacząłem się śmiać z całej tej sytuacji. Cynamonek przynajmniej zajumał bluzkę ze stolika, a moim ciuchem pogardził. Założyła ją szybko, i nieco ułożyła włosy. - Czego się śmiejesz? - warknęła, odwracając się i wyglądając przez uchylone drzwi.
- Moja koszulka tam została... - wydusiłem z siebie, pomiędzy napadami śmiechu. Przewróciła tylko oczami, i zapewne spaliła mnie w myślach.
- Wyjdę pierwsza, ty poczekaj chwilę i też wyjdź, okey? - pokiwałem głową, powstrzymując śmiech. Wyszła ze schowka, i zapewne spotkała się ze zdziwieniem nauczycielki.
- Nicole? Podlałaś już kwiaty? - przysłuchiwałem się jeszcze krótkiej wymianie zdań tamtej dwójki. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.  "Kurwa, Colli nie rób mi tego, nie teraz." Pomyślałem, gorączkowo rozglądając się za czymś do założenia na siebie. Mój plecak był przed salą, ale i tak nie było tam żadnej bluzki. Telefon jak na złość, też tam zostawiłem. Zabrzmiał dzwonek na lekcje, nauczycielka kończyła już lekcje i szła do domu. Poczekałem jeszcze chwilę, aż korytarze opustoszeją, i dopiero wtedy wyszedłem z sali. Zbiegłem na dół, starając się nie wyjebać po drodze, i nie robić niepotrzebnego hałasu. Przed dwunastką stała Nicole, ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Rzuciła mi koszulkę, chociaż wpierw uznała że wolałaby wejść już do sali. Przewróciłem oczami, i założyłem z ulgą ubranie. Przeczesałem włosy palcami, żeby nie wyglądały jakoś "inaczej" i nie sugerowały niczego. Colli weszła pierwsza, i usprawiedliwiła naszą dwójkę, mówiąc że zgubiłem telefon. Odetchnąłem w duchu, i po jakimś czasie zapukałem do sali. Otworzyłem drzwi, i rzuciłem znaną mi formułkę "dzień dobry, przepraszam za spóźnienie". Nauczycielka pomruczała coś pod nosem, i wróciła do lekcji. Wypakowałem książki, i spaliłem wzrokiem Nicole. Po klasie przebiegł szmer, może nawet rozbawienia.
- Ej, czy aby na pewno do niczego nie "doszło"? - jeden z chłopaków siedzących przed nami. Spojrzałem na niego zdziwiony, unosząc brwi. Nicole kopnęła mnie pod ławką, dając do zrozumienia żebym się zamknął. Nic nie powiedziałem, i pozwoliłem jej działać.
- Nie. - ucięła, i wróciła do przepisywania czegoś z tablicy. Wróciłem do rzeczywistości, i również przepisałem notatkę. Nauczycielka podyktowała zadanie domowe, i życzyła nam miłego dnia. Wyszliśmy z klasy, wraz z Colli wróciliśmy prędko do internatu. Ogarnąłem się, żeby wyglądać jakoś przyzwoicie. Cynamonek założył  obcisłą bluzkę, i równie obcisłe spodnie. Gwizdnąłem cicho, wyrażając swój podziw. Zapłonęła rumieńcem, na co tylko się zaśmiałem.
- Gotowa? - zapytałem, pokiwała głową. - Oświecisz mnie na co idziemy? - dodałem, licząc że na coś co będzie pasowało nam obojgu.
- Nowe oblicze Greya. - odparła, nawet nie wahając się z odpowiedzią. Zatrzymałem się przed drzwiami, i spojrzałem na Colli. - Coś nie tak? - spojrzała na mnie zmartwiona, nie odpowiedziałem. Pocałowałem ją, obejmując w talii.
- Mówiłem Ci już, że Cię kocham? - wyszczerzyłem się, kiedy wreszcie uznaliśmy że uduszenie się wzajemnie nie jest idealnym sposobem na śmierć. - I mam zamiar sprawić, że to będzie najlepsza randka na świecie. - wyjąłem niewielką kartę, która dokładniej była bonem zakupowym do jej ulubionego sklepu. Wsiedliśmy do auta, i objęliśmy kurs na centrum miasta. Zapowiadał się ciekawy dzień.



Colli?  B)

Od Nicole cd. Sama

***
 Przy szkole, wpadłam wprost na Sama. Złapał mnie, nim zdążyłam się wywrócić. Szybko złapałam równowagę, moje policzki mimowolnie się zarumieniły. Poprawił mi czapkę, która zsunęła się trochę na moje oczy.
- Co tak pędzisz? Nie sądziłem, że tak się stęskniłaś za mną. - wyszczerzył się perfidnie, zarumieniłam się jeszcze bardziej.
- Weź, spóźnimy się zaraz. - powiedziałam i przytuliłam go. Zanim zdążyliśmy przejść przez drzwi, zawróciłam szybko i popatrzyłam na Sama. - Przecież mamy jazdę! - wręcz krzyknęłam. Pobiegliśmy do stajni, nasza grupa już tam czekała. Kazano nam osiodłać konie i dołączyć do reszty przed budynkiem. Ogarnęłam szybko Pokera, całe szczęście był dzisiaj spokojny. Szybko wyprowadziłam go z boksu, poczekałam na Sama po czym wyszliśmy ze stajni. Podjechałam do reszty grupy. Lekcja przeleciała nam dość szybko.
- Łosiuuuu? - przeciągnęłam, brunet odwrócił się do mnie. Uśmiechnęłam się do niego miło.
- Słucham Cynamonku. - odgryzł się, w odpowiedzi pokazałam mu język. - Nie fosz się już, i tak mnie kochasz. - zaśmiał się, gdy podeszłam nieco bliżej. Pocałowałam go, trochę stojąc mu na butach. Z nieba zaczęły powoli spadać białe śnieżynki. "Uwiesiłam się" na chłopaku, co Sammy skwitował śmiechem, jak tylko oderwałam się od jego ust.
- Co powiesz na wyjście do kina dziś wieczorem? - uniosłam brwi, zdziwiona jego propozycją.
- Proponujesz randkę, czy po prostu na coś liczysz. - przewrócił oczami.
- I kto tu ma ochotę na kogo - rzucił, udając obrażonego. - oczywiście że randkę! - uśmiechnął się szelmowsko.
- Niech ci będzie... - westchnęłam z udawanym znudzeniem, jednak po chwili na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Ale ja wybieram film! - zaśmiałam się szyderczo, Sam pokiwał głową nie świadomy mojego wyboru. Nie dawno słyszałam o najnowszej części Greya. Tytuł brzmiał bodajże "Nowe oblicze Greya". No cóż, w końcu dostałam prawo wyboru.
Resztę lekcji upłynęło nam dość miło, nie ominęło się bez przerw na których całowaliśmy się na korytarzu. Na przedostatniej lekcji była biologia, musiałam zostać chwilę na przerwę gdyż coś nauczycielka poprosiła bym podlała kwiaty. Jakby sama nie mógła tego zrobić...
- Co tam porabiasz? - usłyszałam jak drzwi się otwierają. Odwróciłam się i zobaczyłam Sama. Szczerze mówiąc tak trochę dziwnie na mnie patrzył, gdyby nie to że chodzimy ze sobą pomyślałabym że chce mi coś zrobić.
- Nauczycielka kazał mi kwiatki podlać... - westchnęłam odkładając konewkę na miejsce. Po chwili poczułam ręce Sama na mojej tali, obrócił mnie do siebie i pocałował. Jęknęłam w jego usta i wplotłam palce w jego włosy. Nawet nie wiem kiedy koszulka Sama wylądowała na ziemi.
- Łosiek... - oderwałam się od jego ust. Spojrzał na mnie zmieszany.
- Jesteśmy w szkole! - wzruszył ramionami, po czym wróciliśmy do całowania. Nagle, drzwi od sali gwałtownie się otworzyły. Szybko wepchnęłam chłopaka do schowka w sali, wpadając tam razem z nim.
- To był zły pomysł!- krzyknęłam pół szeptem. Ten debil tylko zaczął się śmiać.
- Czego się śmiejesz? - warknęłam cicho, wyglądając przed lekko uchylone drzwi.
- Moja koszulka tam została... - wręcz dusił się ze śmiechu. Przewróciłam oczami, poprawiłam włosy i sweter.
- Wyjdę pierwsza, ty poczekaj chwilę i też wyjdź, okey? - pokiwał głową, wciąż tłumiąc śmiech. Wyszłam ze schowka, spotkałam się ze zdziwionym spojrzeniem nauczycielki.
- Nicole? Podlałaś już kwiaty? - przytaknęłam głową. Pani od Biologii uśmiechnęła się i wróciła do sprawdzania czegoś w dzienniku. Wzięłam plecak z podłogi, zabierając przy tym koszulkę Sama. Ciekawe czy mu będzie do śmiechu jak nie będzie miał się w co ubrać. Wyszłam z sali, wręcz ze złośliwym uśmiechem na ustach.



Łośku? B) Bardzo jestem martwa?

od Raven do Andy'ego

Już od godziny jechałam pociągiem by za niedługo wsiąść w taksówkę i pojechać do Akademii. W tym czasie pisałam z Nathanem. Chciałam się dowiedzieć jacy tam są ludzie, nauczyciele i takie tam błahostki. Jednak czego mogłam się spodziewać po strachliwym przyjacielu? Napisał tylko, że babka od maty jest trochę straszna, a co do ludzi to nie wie bo rozmawiał jak na razie z tylko jedną dziewczyną. No niestety. W pewnym momencie napisał, że nie może rozmawiać i zostawił mnie samą od tak. Westchnęłam opierając głowę o szybę. Jeszcze około dziesięciu minut i będę na miejscu.

 ***
No aktualnie stoję przed wejściem na dworzec z moją walizką i szukam jakiegoś postoju taksówek. W końcu udaje mi zatrzymać się auto. Z pomocą kierowcy zapakowałam walizkę do bagażnika. Po podaniu adresu ruszyliśmy. Napisałam Nathanowi, że niedługo będę w szkole. Po około pięciu minutach zatrzymaliśmy się przed bramą główną. Zapłacłam kierowcy po czym wzięłam swoją walizkę. Przeszłam przez bramę i stanęłam przed dużym budynkiem wykonanym z ciemnej cegły. Przekroczyłam próg Akademii i poszłam w stronę sekretariatu. Zapukałam po czym weszłam do pomieszczenia uśmiechając się sztucznie. Stanęłam za jakimś chłopakiem i czekałam na swoją kolej. W tym czasie mogłam mu się trochę przyjżeć. Ubrany był jeansy opinający jego nogi i zwykły podkoszulek. Na ramiona miał zarzuconą czarną kurtkę. Całość dopełniały czarne włosy. Oparłam się o rączkę walizki lustrując wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Zwykłe ściany koloru białego, biurko, za którym siedzi jakaś kobieta i kilka dyplomów. Nah, ile można czekać. Znowu spojrzałam w stronę tego chłopaka. Zobaczyłam wtedy jego niebieskie tęczówki i chytry uśmiech na twarzy.
- Podoba ci się to co widzisz? - zapytał zapewne mając na myśli siebie.
- Wiesz... Ścianom przydałoby się odnowienie. Poza tym raczej nie mam się do czego doczepić chociaż uważam, że wyposarzenie i kolorystyka są mdłe. - stwierdziłam.
Przez chwilę na jego twarzy widziałam dezorientację, którą szybko zastąpił tą pewną siebie miną. Prychnęłam na jego zachowanie przy okazji go wymijając. Podeszłam do kobiety ubranej w białą koszulę i szary sweter, prawdopodobnie miała na sobie też spódnicę i szpilki, jak te wszystkie inne panie z sekretariatów itp. Założyłam swoją maskę grzecznej i kulturalnej dziewczynki otrzymując od kobiety uśmiech. W myslach prychnęłam. Ludźmi tak łatwo manipulować. Szybko załatwiłam papierkową robotę. Po chwili otrzymałam też kluczyk do pokoju oraz dokładną instrukcję jak się tam dostać. Korzystając z okazji zapytałam też gdzie znajduje się biblioteka, w której miałam odebrać książki. Kobieta po raz kolejny posłała mi uśmiech i wytłumaczyła drogę. Zaproponowała mi też oprowadzenie, ale grzecznie jej odmówiłam. Gdy wychodziłam z gabinetu powiedziałam grzecznie ''do widzenia'' co spotkało się z zadowoleniem tej pani. Zamknęłam delikatnie drzwi i powróciłam do swojego typowego wyrazu twarzy, czyli obojętności. Takie miłe pogawędki zawsze mnie męczyły, jednak trzeba sobie jakoś radzić.
- Skoro już zdobyłaś swoją jakże uroczą buźką drogę do biblioteki to mnie też tam weźmiesz po drodze. - usłyszałam obok siebie.
Spojrzałam na osobę, która to wypowiedziała. Ehh. To ten chłopak z sekretariatu.
- Wybacz. Mam ciekawsze rzeczy do zrobienia. - uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę.
- Ranisz mnie. - powiedział teatralnie łapiąc się za serce.
- Mówi się trudno. - powiedziałam i przyspieszyłam by dostać się do swojego pokoju.
Przekręciłam kluczyk w zamku po znalezieniu odpowiednich drzwi i weszłam do środka. W pomnieszczeniu panowała biel. Postawiłam walizkę obok łóżka. Zdjęłam kurtkę oraz szalik odkładając je na łóżko. Zostałam w białym podkoszulku i przylegających ogrodniczkach. Na nogach miałam tenisówki z motywem flagi USA. Narzuciłam na ramiona długi sweterek i włożyłam telefon do kieszeni spodni. Wyszłam z pokoju zamykając go na klucz. Po szybkim zlustrowaniu korytarza ruszyłam w stronę biblioteki.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? - usłyszałam obok siebie głos tego dupka.
Eh... Niech mnie ktoś zabije.

Andy? Hłehłe xD

Raven Robinson!

Powitajmy Raven!

od Nathaniela cd. Rosalie

- Co jest? - zapytałem najwyraźniej wyrywając ją z zamyślenia.
- Coś cię martwi. - stwierdziłem po chwili.
No bo przecież ludzie sami z siebie się nie zawieszają. Coś musiało się stać.
- Nie, no co ty. - odpowiedziała widocznie wymuszając uśmiech.
Nie wierzę, dziewczyna, która jeszcze niedawno uśmiechała się od ucha do ucha teraz wymusza uśmiech.
- Nie oszukasz mnie. - stwierdziłem, uśmiechając się lekko.
- Szczerze mówiąc to nic takiego. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. - uniosłem brew patrząc na nią niepewnie.
- Może opowiesz mi coś o sobie? - spytała zmieniając temat.
Hmmm... Skoro nie odpowiedziała na moje pytanie to znaczy, że to może być coś poważnego, ale przecież nie wyżali się totalnie obcej osobie. Ponieważ zmieniła temat myślę, że ta rozmowa mogłaby być dla niej trudna, no ale cóż. Nie będę jej zmuszał do mówienia, bo nawet jej nie znam.
- O sobie? - spytałem.
- No tak. - zaśmiała się lekko i dodała - Co lubisz robić, skąd pochodzisz i takie tam -
- I chcesz słuchać o mnie? Dziewczyno ja nie wiedziałem gdzie jest biblioteka chociaż obok niej prawdopodobnie przeszedłem kilka razy - zaśmiałem się.
- Oj tam. Mów. -
- No okej, okej - powiedziałem.
Od czego by tu zacząć...
- No więc pochodzę z Francji. Tam się urodziłem i wychowałem. Później jeździłem trochę po świecie. Stąd te zawieszki. Taka mała tradycja. Zawsze gdy odwiedzę nowy kraj lub miasto kupuję jakąś malutką pamiątkę i przyczepiam do rzemyka. - powiedziałem podnosząc prawą dłoń do góry.
- Tutaj jest Koloseum z Rzymu, tutaj Big Ben, obok niego jest gwiazdka obrazująca Aleję Gwiazd, Sfinks z Egiptu i Wieża Eiffla. - mówiłem wskazując na poszczególne zawieszki.
- A ta? - spytała dziewczyna pokazując przypinkę z czterolistną koniczyną.
- To pamiątka po mamie. - szybko uciąłem temat.
Chwilę szliśmy w ciszy. Nie była ona pełna napięcia tylko taka normalna. Była przyjemna. Tak jakby każdy potrzebował chwili na przemyślenie swoich spraw.
- No więc do jakiej idziesz grupy? - zapytała Rosalie.
- Że w sensie? -
- Że w sensie do grupy jeździeckiej czy sportowej? -
- A o to chodzi. Jeszcze nie wiem. Chciałbym na razie przydzwyczaić siebie i konia do nowego otoczenia. -
- Okej... Wiesz może powoli wracajmy bo robi się późno, a jutro szkoła -
Przytaknąłem, więc zawróciliśmy i wolnym tempem zmieżaliśmy w kierunku Akademii. Rozstaliśmy się przy pójściu do pokoi życząc sobie dobrej nocy. Gdy dotarłem do swoich drzwi wygrzebałem kluczyk z kieszeni i wszedłem ddo wnętrza pokoju. Zrzuciłem kurtkę i podeszłem do szafy biorąc coś do spania. Po całej wieczornej toalecie położyłem się spać.
***
Budzik zadzwonił równo o 7.00, więc wstałem i zrobiłem ogólną poranną toaletę po czym ubrałem się. Wybrałem czarne, przylegające jeansy i szarą bluzę przez głowę. Podniosłem swoją torbę z podłogi przerzucając ją przez ramię i wyszedłem z pokoju. Nie zapominając o zamknięciu go. Po drodze na lekcje wstąpiłem do kawiarenki kupując herbatę. Po zapłaceniu ruszyłem w stronę sali matematycznej. Na korytarzu spotkałem Rosalie.
- Hej. przywitałem się stawiając parujący kubek na parapecie.
- Cześć. Co tam? -
- Całkiem fajnie gdyby nie to, że jest poniedziałek i matematyka. - uśmiechnąłem się sztucznie.
Dziewczyna w odpowiedzi tylko się zaśmiała. Po chwili usłyszałem dzwonek na lekcje. Udałem się do klasy wraz z resztą uczniów. Usiadłem przy ławce, która stała obok okna. Tak jak reszta wyciągnąłem książkę i zeszyt. Zauważyłem, że większość uczniów ma jakiś piórnik czy coś, a ja jako jeden mam przy sobie tylko długopis. Okej... Jakoś dam radę. Nauczycielka przywitała się ze wszystkimi i zapisała temat lekcji na tablicy. Na razie nie jest źle. Później kazała otworzyć książkę na tym temacie. Na początku mniej więcej wytłumaczyła o co chodzi, a następnie powiedziała, które zadania musimy wykonać. Po tym usiadła przy biurku i zaczęła sprawdzać listę obecności. Nie powinna zrobić tego na początku lekcji? Z resztą co mnie to obchodzi. Zabrałem się za pisanie pierwszego zadania. E tam, łatwizna. Zauważyłem, że zadania mają różne stopnie trudności. Pierwsze było bardzo łatwe, tak jakby sprawdzające natomiast kolejne były już trudniejsze.
- Nathaniel Smith. - usłyszałem, więc podniosłem dłoń by zasygnalizować swoją obecność.
Nie zwróciłem uwagi jak robili to pozostali, więc zrobiłem tak jak w każdej innej szkole.
- Wstać chłopcze. - jak kazała tak zrobiłem.
Wzrok wszystkich w klasie padł na mnie, a ja myślałem, że mnie coś strzeli.
- Nowy? - zapytała nauczycielka.
- Tak. - krótko i rzeczowo, bo po co mam rozwijać.
- Może powiesz coś o sobie? -
- Eeee... No okej. Więc nazywam się Nathan Smith, przyjechałem z Francji i... tyle powinno chyba starczyć. - powiedziałem.
Usiadłem na swoim krzesełku pisząc kolejne zadania. Nauczycielka na szczęście nie odzywała się do mnie do końca lekcji. Kończyłem robić ostatnie zadanie kiedy zadzwonił dzwonek. Szybko się spakowałem i wyszedłem z klasy mimo wszystko jako prawie ostatni. Wyszedłem na korytarz i sięgnąłem do torby po plan lekcji. Nah, następna była fizyka. Niby nic nie umiem i w ogóle, ale dziwnym trafem zawsze kończę z czwórką lub piątką. Stałem opierając się o parapet. Przerwa trwała dwadzieścia pięć minut, więc spokojnie mogę popisać z Raven - przyjaciółką z domu dziecka. Najpierw jednak przejrzałem plan lekcji. Zajęcia praktyczne z ujeżdżania lub godzina wolna, Język Polski, chemia, zajęcia artystyczne i wybrany język. Nie jest tak źle gdyby nie chemia, ale jakoś dam radę. Wyjąłem telefon i zacząłem pisać z Raven, kiedy usłyszałem głos.

Rosalie?

Max Bordie!

Powitajmy Maxa!

Od Andy'ego do Maxa

***
Przeklęte budziki. Zamorduje tego kto to wymyślił. Niechętnie zwlokłem się z łóżka i ubrałem w czarne jeansy, podobnego koloru T-shirt i adidasy. Na koniec dołączyło do tego czapka daszkiem do tyłu i okulary przeciwsłoneczne. Dość szybko zjadłem śniadanie i zadzwoniłem do Maxa że niedługo po niego przyjadę. Sprawnie zapakowałem auto, przyczepa dla koni na szczęście była już przyczepiona. Spakowałem parę podręcznych rzeczy i pojechałem po kuzyna. Po paru minutach byłem już na miejscu. Zadzwoniłem do drzwi, otworzył mi je brunet.
- Siemka Maksiu! - przybiłem z nim piątkę, wyjątkowo dziś miałem dobry humor co nawet mnie dziwiło.
- Hej Andy... - patrzył trochę zdziwiony. - Po co ci okulary przeciwsłoneczne? Pada śnieg i nie ma słońca. - stwierdził.
- Mam je, bo mnie głupota ludzka razi. - zaśmiałem się, zawtórował mi. Pomogłem mu spakować jego rzeczy, nie zbyt się mieściło do bagażnika ale daliśmy radę. W między czasie musiałem się pochwalić jakie to ja piękne auto kupiłem (musiałam xD >klik<).
- No to gotów? Bo trzeba jeszcze po konie zajechać. - upewniłem się, zamykając bagażnik. Pokiwał głową i usiadł na miejscu pasażera. Zasiadłem za kierownicą i uruchomiłem silnik. Dość szybko dojechaliśmy do stajni i "zapakowaliśmy" konie. A więc teraz kierunek akademia!
***
Po jakimś czasie drogi, Max uznał że jest głodny. Zajechałem do Mc'Donalda, mówiąc mu by poczekał na mnie w środku i coś mi zamówił. Sprawdziłem jak się mają konie po czym zapaliłem papierosa by brunet mnie nie widział. Znałem go nie od dziś i wiem że zaraz dostał bym kazanie że umrę na raka płuc i takie tam. Kiedy go wypaliłem, poszedłem do kuzyna. Zjadłem to co mi zamówił po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. W końcu po jakiejś godzinie dojechaliśmy do akademii, prezentowała się dość dobrze. Wyszedłem z auta, jednak Maksiu nadal tam siedział. Podszedłem do niego, otworzyłem drzwi od samochodu i zawiesiłem się na nich.
- Co jest młody? - zapytałem poprawiając czapkę.
- Trochę się denerwuje... - westchnął.
- Na luzie, masz mnie! Jak ktoś cię wkurzy skieruj go do mnie. - uspokoiłem go trochę, odpowiedział cichym śmiechem.
- Dobra, ja zajmę się końmi a ty powiesz dyrektorce że przyjechaliśmy, w ogóle załatwisz klucz do pokoju i plan akademii, okey?- w odpowiedzi pokiwał głową.



Maksiu? wybacz że takie krótkie xD

Andy Biersack!

Powitajmy Andy'ego!

czwartek, 25 stycznia 2018

od Sama cd. Nicole

Zapadła cisza, przerywana tylko urywanym płaczem Colli. Patrzyłem na nią ze współczuciem.
- Idź sobie do tej swojej byłej i zostaw mnie w  spokoju... - burknęła, i odwróciła wzrok w drugą stronę. Usiadłem na materacu, i otuliłem Colli ramieniem. Wyrwała się, mordując mnie wzrokiem. Zaraz potem jednak ponownie się rozpłakała, i wtuliła we mnie. Bez słowa objąłem Cynamonka. Płakała, równocześnie mocząc moją bluzkę. Nie zwracałem na to uwagi, niech płacze, jak potrzebuje. To prawie zawsze pomaga. Siedzieliśmy tak w ciszy, nie było to zbyt wygodne, ale szczerze mówiąc, miałem to gdzieś.
- Powiedz mi... - odsunęła się, i pociągnęła nosem. - Nie całowałeś się z nią? - zapytała, poczułem nieprzyjemny ścisk w gardle. Czy Colli naprawdę mogła mnie o podejrzewać?
- Nie... To ona mnie pocałowała, przysięgam że my nic.. - pokiwała głową, nie dając mi skończyć zdania. Poczułem niewiarygodną ulgę, gdy Colli mi uwierzyła.
- Chodźmy już spać. - szepnęła zmęczonym głosem. Ubrała się w piżamę, nie zaprzątając sobie głowy wyjściem do innego pokoju. Przypatrywałem się jej przez chwilę, i zdecydowałem że spanie w ciuchach raczej nie jest  zbyt dobrym pomysłem. Poszedłem się przebrać do łazienki. Jak tylko wróciłem, Nicole już spała, a kubek z melisą był pusty. Uśmiechnąłem się, i położyłem obok niej. Przytuliłem Cynamonka, i zacząłem narkotyzować jej włosami, pachnącymi cynamonem. Cały czas zastanawiałem się, skąd ona wytrzasnęła taki zajebisty szampon? Zasnąłem po jakiś piętnastu minutach.


***

Obudziłem się po siódmej, i ogarnąłem że nie ma tu Colli. Przewróciłem się na drugą stronę, i odkopałem się z naleśnika, zwanego kołdrą. Ogarnąłem się w jakieś dwadzieścia minut, i zjadłem śniadanie, zapijając je niestety zimną już kawą, zaparzoną przez Nicole. Dopiero jak odłożyłem kubek, zauważyłem  liścik od Cynamonka. Poszła do siebie, mieliśmy spotkać się dopiero  podczas lekcji. Wzruszyłem ramionami, i spakowałem zeszyty do torby. Nienawidziłem czwartków, zwłaszcza że aktualnie marzyłem tylko żeby iść spać dalej. Wyszedłem z pokoju, i zszedłem po schodach. Przy budynku szkoły, wpadła na mnie moja dziewczyna. Złapałem ją, zanim zdążyła zaliczyć glebę. Szybko złapała równowagę, i oblała się rumieńcem. Poprawiłem jej czapkę, która zsunęła jej się na oczy.
- Co tak pędzisz? Nie sądziłem, że tak się stęskniłaś za mną. - wyszczerzyłem się do niej, na co jej rumieńce przybrały jeszcze ciemniejszy kolor.
- Weź, spóźnimy się zaraz. - powiedziała i przytuliła mnie. Zanim zdążyłem otworzyć drzwi, zawróciła szybko, i popatrzyła na mnie jak na totalnego idiotę. - Przecież mamy jazdę! - wręcz wykrzyknęła, przypomniałem sobie w głowie plan lekcji. No tak, mieliśmy mieć teraz trening w terenie. Pobiegliśmy do stajni, gdzie czekała na nas nasza grupa. Kazali nam osiodłać konie, i dołączyć do reszty przed budynkiem. Ogarnąłem Noctisa, chociaż mordowanie się z tym gnojkiem tylko jedną sprawną ręką, nie należało do najlepszych rzeczy tego dnia. Ogarnąłem go zaraz po Colli.
Wyszliśmy ze stajni, Nicole podjechała już do reszty grupy. Zebrałem wodze, i także dołączyłem. Zajęcia minęły dość szybko, tak samo jak cała reszta lekcji.
- Łosiuuuu? - przeciągnęła moją ksywkę, odwróciłem się do niej. Czekałem co powie dalej, bo przerwała i uśmiechała się do mnie.
- Słucham, Cynamonku. - odgryzłem jej się, na co pokazała mi język. - Nie fosz się już, i tak mnie kochasz. - zaśmiałem się, gdy podeszła nieco bliżej. Teoretycznie stała na moich butach, co nie było zbyt wygodne. Z radosnymi iskierkami w oczach, pocałowała mnie. Akurat w tym momencie zaczął padać śnieg, co dodało nieco uroku całemu momentowi. Nicole dosłownie uwiesiła się na mnie, co skwitowałem roześmianiem się, jak tylko dała mi dojść do "słowa".
- Co powiesz na wyjście do kina dziś wieczorem? - uniosła brwi, nieco zdziwiona moją propozycją.
- Proponujesz randkę, czy po prostu na coś liczysz? - przewróciłem oczami.
- I kto tu ma ochotę na kogo. - rzuciłem, udając obrażonego. - oczywiście że randkę! - uśmiechnąłem się szelmowsko, licząc że "prezent" spodoba się Colli.


Colli? Spieprzyłam zakończenie, wybacz ;_;

Od Rosalie cd. Nathaniela

- Nathaniel Smith. - lekko odwzajemnił uśmiech. Usiadłam na przeciwko chłopaka, z mojej twarzy uśmiech nie schodził ani na chwilę.
- A więc co sprowadziło cię do Akademii? - zapytałam.
- Raczej zwykła chęć zdobycia nowych doświadczeń i doszkolenia się. - powiedział kładąc ręce na stole. Od razu moją uwagę przykuł rzemyk z zawieszkami. Wyglądał ciekawie, starałam się zapamiętać każdy szczegół. Nawet sama nie wiem kiedy się zawiesiłam.
-Eeeee... Wszystko dobrze? - zapytał.
- Tak, tak - zaśmiałam się.
- Ech, no więc masz jakieś rodzeństwo? - zapytałam.
- Nie, jestem jedynakiem. A ty?
- Mam starszego brata Rick'a
- To fajnie... Hmmm... Pokazałabyś mi gdzie jest biblioteka? Jak już zauważyłaś jestem nowy i tak jakby nie wiem. - zaśmiał się lekko.
- Jasne
Podnieśliśmy się ze swoich miejsc idąc obok siebie.
- Jakim cudem do niej nie dotarłeś? Jest bardzo blisko kawiarenki. - zaczęłam rozmowę.
- Ech moja orientacja w terenie umarła po tym, jak tu wszedłem. Nigdy nie wychodź ze mną na jakieś obce tereny. Taka mała rada.-
- Dzięki - zaśmiałam sie.
Dalsza droga odbyła się w ciszy. Po chwili stanęliśmy przed tak bardzo znanymi mi brązowymi drzwiami, na których była plakietka z napisem "Biblioteka". Byłam tu częstym gościem ze względu na ciszę i spokój jaki tu panował. Zawsze mogłam się tutaj wyciszyć.
- Dzięki, za pomoc - powiedział.
- Do usług. Miałbyś ochotę później się gdzieś przejść? Pokazałabym ci tereny czy coś. -
- Hmm... Pewnie. W końcu to ostatnie chwile przed szkołą, więc czemu nie?
- Okej, to wpadnę po ciebie. Który pokój? -
- Trzydzieści dwa -
- No to do zobaczenia.-
Odeszłam do swojego pokoju, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam buty i kurtkę, z torby wyjęłam szkicownik po czym wyrwałam dzisiejszy szkic. Przyczepiłam go do swojej "słynnej" ściany, na której było dużo przyczepionych różnych szkiców. Zasiadłam do pianina i delikatnie dotknęłam klawiszy. Parę z nich wydało z siebie poszczególne dźwięki. Tak dawno nie grałam. Przypomniałam sobie tak znaną mi i bratu melodię, zaczęłam grać ją z pamięci. Nawet dobrze mi wychodziło, zatraciłam się w graniu.
W końcu uznałam że pora iść po Nathaniela, ubrałam cieplejsze spodnie, buty na grubym obcasie i kurtkę. Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi. Omal nie krzyknęłam gdy poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.
- Rick! Przestraszyłeś mnie! - zaśmiałam się. Brat spojrzał na mnie z powagą, jemu jakoś nie było do śmiechu.
- Coś się stało? - spojrzałam na niego zmartwiona.
- Pamiętasz że niedługo rocznica Sophie? - zmarszczył brwi.
- Zapomniałam o tym kompletnie... - powiedziałam przepraszająco.
- Bawisz się w najlepsze zapominając o naszej siostrze. Mogłem się tego po tobie spodziewać... - zmierzył mnie wzrokiem.
- Odezwał się święty aniołek! To nie ja miałam problemy z policją i narkotykami! - krzyknęłam na niego. Odwrócił wzrok, zabolały go te słowa a ja dobrze o tym wiedziałam.
- Dobrze wiesz że się zmieniłem... - powiedział cicho.
- Nie, nic się nie zmieniłeś... Jesteś taki sam jak wcześniej a nawet gorszy! Przemyśl swoje zachowanie i zachowuj się tak jak kiedyś! Brakuje mi tamtego Rick'a - z moich oczu popłynęły samotne łzy, które szybko przetarłam. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do pokoju Nathana. Zapukałam do drzwi, po chwili uchyliły się lekko.
- Gotowy? - spytałam wymuszając trochę miły ton głosu.
- Tak. Tylko założę kurtkę. - powiedział i ubrał się. Wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz. Nathaniel zaproponował by po drodze zajść do kawiarenki i kupić coś na wynos. Zgodziłam się, więc po chwili staliśmy zamawiając gorącą czekoladę dla mnie i zieloną herbatę z pigwą na niego.
- Prowadź. - powiedział do mnie.
Chwilę szliśmy korytarzami po czym wyszliśmy na zewnątrz. Śnieg delikatnie prószył, tworząc przy tym milą atmosferę. Zawiesiłam się znowu, rozmyślając o całej tej rozmowie z bratem.
- Co jest? - wyrwał mnie z rozmyślań chłopak. Spojrzałam na niego lekko nie zrozumiale.
- Coś cię martwi - stwierdził.
- Nie, no co ty. - wymusiłam u siebie uśmiech.
- Nie oszukasz mnie. - uśmiechnął się lekko.
- Szczerze mówiąc to nic takiego. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. - uniósł brew, patrząc na mnie niepewnie.
- Może opowiesz mi coś o sobie? - szybko zmieniłam temat.



Nathaniel? Zepsułam końcówkę xD

środa, 24 stycznia 2018

Od Nicole cd. Sama

Wstałam, strzeliłam brunetowi z liścia i poszłam do Wenus. Podniosłam psinę i położyłam się na łóżku, wybuchając płaczem. Czy on się z nią całował? Nie powie mi chyba że się wywrócił i ziemia go pocałowała?
W tamtym momencie wręcz go znienawidziłam, ale jednocześnie potrzebowałam jego dotyku. Chciałam by podszedł i mnie przytulił. Zauważyłam kątem oka jak wstaje, zdejmuje kurtkę i rzuca ją na krzesło. Zaparzył mi melisę i położył na szafkę. Opatuliłam się mocniej kocem, nie wypowiedziałam ani jednego słowa i wróciłam do dalszego płaczu. Po jakimś czasie Sam wstał i usiadł na podłodze.
- Mogę...? - zapytał trochę niepewnie.
- Nie kurwa, nie możesz. - warknęłam, ledwo powstrzymywałam płacz. - Nawet nie zaprzeczaj. Mam nadzieję że chociaż było wam przyjemnie w mieście - dodałam łamiącym głosem, mimowolnie wracając do płaczu.
- Idź sobie do tej swojej byłej i zostaw mnie w spokoju... - burknęłam, odwracając wzrok w drugą stronę. Poczułam jak materac obok mnie się ugina, poczułam jak otula mnie ramieniem. Wyrwałam się z objęć, patrząc na niego wściekła. Patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem, nie wytrzymałam i znów się rozpłakałam, wtulając w jego ramiona. Bez słowa, objął mnie ramionami. Siedzieliśmy tak trochę w ciszy, odsunęłam się trochę od Sama. Zauważyłam że ma mokrą koszulę od moich łez.
- Powiedz mi... - pociągnęłam nosem. - Nie całowałeś się z nią?
- Nie... To ona mnie pocałowała, przysięgam że my nic. - pokiwałam głową. Wierzyłam mu, w jego oczach z łatwością mogłam wyczytać szczerość.
- Chodźmy już spać. - szepnęłam cicho, chłopak przytaknął głową po czym wstaliśmy. Szybko przebrałam się w pidżamę, nie trudząc się nawet z wychodzeniem do innego pokoju. Wróciłam do swojego miejsca na łóżku, Sam przypatrywał mi się dłuższą chwilę i poszedł do łazienki. Wypiłam szybko melisę którą zrobił mi brunet, położyłam się i prawie tak samo szybko zasnęłam.

***

Obudziłam się przytulona do chłopaka, odsunęłam się trochę od niego i przeciągnęłam się. Było parę minut po piątej. Westchnęłam, wstałam i ubrałam się. Wenus sprytnie zajęła moje miejsce, wygodnie sadowiąc się na poduszce. Nastawiłam chłopakowi budzik i przygotowałam dla niego kawę z liścikiem po czym wyszłam cicho z pokoju, kierując się do swojego. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i zamknęłam za sobą. Wręcz rzuciłam się na swoje łóżko, patrzyłam na lampki u góry. Ach, kocham to łóżko. Niechętnie wstałam i sprawdziłam plan lekcji. Szczerze mówiąc znienawidzonej przeze mnie matematyki pozostałe lekcje były okey. Spakowałam wszystkie potrzebne podręczniki do nie rozłącznego mi czarnego plecaka z naszywkami różnego rodzaju i powrotnie opadłam na łóżko rozmyślając o różnych sprawach.

***

Z rozmyśleń wyrwałam się dosłownie piętnaście minut przed ósmą. Wstałam i w błyskawicznym tempie ubrałam buty oraz kurtkę. Wręcz wybiegłam z pokoju, mając świadomość tego iż się spóźnię.



Łośku? xD wiem... zepsułam ale ciiii

od Sama cd. Nicole

Pociągnąłem łyk gorącej czekolady, kubek na chwilę zasłonił mi widok. Dobiegły mnie krzyki, i przekleństwa. Omal nie wyplułem napoju, jak tylko zauważyłem co robią Colli i blondyna. Cynamonek powalił tą drugą na ziemię, i zamierzyła się do przyrąbania jej pięścią, i zapewne złamania nosa. Podbiegłem do niej, i odciągnąłem szatynkę od tej leżącej na ziemi.
- Puść mnie natychmiast! Poćwiartuje ją, spalę! - wydarła się, równocześnie szarpiąc się jak tylko mogła.
- Uspokój się, Colli. - spróbowałem ją uspokoić, ale szczerzyła ząbki jak wkurwiony chomik, i chyba zamierzyła się do przywalenia mi w twarz.
- Wyciągnąłeś ją z  psychiatryka, czy jak? - wtrąciła się Kate, poprawiając perfidnie włosy.
- Mogłabyś przestać? - zapytałem, zdenerwowany na obie dziewczyny.
- Nie moja wina, że jest walnięta. - wzruszyła ramionami, na co Nicole zareagowała darciem się, że ją zamorduje. Pod ostrzałem równie morderczych spojrzeń przechodniów, odciągnąłem moją dziewczynę na bok. Dałem jej chwilę, żeby ochłonęła. Czekałem aż się wytłumaczy.
- Co się z tobą dzieje? - spytałem z grobową miną.
- To ty nie widziałeś?! Przecież! Ona! - wykonała jakiś dziwny gest, i westchnęła, rezygnując z dalszej wypowiedzi. Milczeliśmy przez chwilę.
- Ale to ty się na nią rzuciłaś z pięściami. - uznałem. Colli była cicho, w jej czekoladowych oczach tliły się wściekłe iskierki. Otworzyła  usta, chcąc coś powiedzieć, ale szybko sobie odpuściła.
- Mam dość! - warknęła, odwracając się gwałtownie na pięcie i odchodząc szybkim krokiem, byle dalej ode mnie. Powiedziałem coś nie tak, czy to wina Kate?
- Co ty wyprawiasz? - podbiegłem do niej, zignorowała mnie i szła dalej.  Zacisnęła dłonie w pięści, i wbiła paznokcie w skórę.
- Idę jak najdalej od ciebie, ale spoko, nie przeszkadzajcie sobie! - odkrzyknęła wściekle. Zatrzymałem się, i patrzyłem jak idzie. Czy w aż tak głupi sposób straciłem dziewczynę? Wróciłem do auta, gdy zaczęło robić się ciemno. Stała tam oczywiście Kate, z morderczym uśmiechem na zbyt czerwonych ustach. Przewróciłem oczami, podeszła do mnie, spoglądając jadowicie na kurtkę. What the fuck, o co jej chodzi tym razem? Stanęła na palcach, i jak gdyby nigdy nic pocałowała mnie w policzek. Nie, nie pocałowała, ona się zassała, niczym firmowy glonojad. Jak tylko ogarnąłem co się stało, ochrzaniłem ją z góry na dół, i kazałem spierdalać. Przetarłem szminkę, ale i tak nie zeszła do reszty, miałem przejebane u Nicole, o ile będzie miała zamiar się do mnie odezwać. Wsiadłem do auta, i z piskiem opon pojechałem szukać dziewczyny. Znalazłem Colli w ciemniejszej uliczce, ze zwieszoną głową i dłońmi w kieszeniach. Nie wyglądała na szczęśliwą. Dodałem gazu, i zajechałem jej drogę. Odskoczyła do tyłu, i zamordowała mnie wzrokiem, jak tylko opuściłem szybę. Wyszczerzyłem się do niej, jak gdyby nigdy nic.
- Chciałeś mnie zabić?! - wykrzyknęła, spoglądając na mnie.
- Co tu robi taka śliczna dziewczyna? Wiesz ślicznotko która jest godzina? - zapytałem żartobliwie, chociaż nie była to pora na żarty.
- Nawet nie próbuj... - zmierzyła mnie wzrokiem, ale  delikatnie się uśmiechnęła. Chyba że to wina mojej ślepoty.
- Ale o co ci chodzi? - zaśmiałem się nerwowo, przewróciła oczami w odpowiedzi. - Wsiądziesz do auta?
- Nicole, pomyślmy trzeźwo... Wsiądź do auta, proszę. - westchnęła i usiadła na miejscu pasażera. Odetchnąłem z ulgą.
- Colli ja... - zacząłem się tłumaczyć, ale spotkałem się z morderczym spojrzeniem szatynki. Szybko się zamknąłem, odwróciłem wzrok na drogę i ruszyłem w stronę akademii. Po dotarciu, nawet nie raczyła powiedzieć gdzie idzie. Trzasnęła drzwiami, i poszła do budynku. Zabrałem torbę,  i poszedłem do swojego pokoju, gdzie były już buty Nicole. Przywitała się z Wenus, jakby ona była jej chłopakiem. No, zajebiście. Woli psa od własnego chłopaka, chociaż, co się dziwić. Teoretycznie nie można ze mną wyjść na miasto, bo wszędzie plącze się Kate. Przeszedłem do pomieszczenia obok, i usiadłem na kanapie. Podeszła tu Colli, która patrzyła na mnie podejrzliwie. Usiadła na drugim krańcu kanapy, przyglądając się mi. Wstała, strzeliła mi z liścia i poszła do Wenus. Podniosła Fałdę i położyła się na moim łóżku, wybuchając płaczem. Nie odważyłem się nawet poruszyć, było mi jej tak cholernie szkoda, ale nie mogłem nic powiedzieć, bo to ja doprowadziłem ją do łez. Kląłem na własną głupotę, i wszystkie błędy. Nie miałem bladego pomysłu, jak przeprosić Colli. Zdjąłem kurtkę, i rzuciłem ją na krzesło. Zaparzyłem Cynamonkowi melisę, i położyłem na szafkę. Nie odpowiedziała nic, opatuliła się kocem i wróciła do dalszego płaczu. Po jakiś dwudziestu minutach, kiedy uznałem że chyba pora porozmawiać, wstałem i usiadłem na podłodze. Przynajmniej jak ma mnie walnąć, to będzie bliżej do ziemi.
- Mogę...? - zapytałem niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje Colli.
- Nie kurwa, nie możesz. - warknęła dziewczyna. - Nawet nie zaprzeczaj. Mam nadzieję że chociaż było wam przyjemnie w mieście. - dodała łamiącym się głosem. Wytarłem rękawem resztki szminki Kate, i popatrzyłem zrezygnowany na Colli. Jak ja jej się mam z tego wytłumaczyć? Emanowała wszechobecnym wkurwieniem, więc wolałem na razie siedzieć na podłodze. Otworzyła usta, żeby coś dodać.


Colli? B) 2:1?

od Nathaniela cd. Rosalie

Patrząc na ciemną ciecz znajdującą się w szklance poczułem się obserwowany. Może to ja jestem przewrażliwiony, a jeżeli nie to co? Dyskretnie uniosłem wzrok. Grupka śmiejących się nastolatków i białowłosa dziewczyna, która wyglądała na zajętą czymś. Tak... Popadam w paranoje. W myślach zaśmiałem się ze swojej głupoty.
- Cześć! - usłyszałem.
Przed moim stolikiem stała ta sama dziewczyna, która chwilę temu coś pisała, albo rysowała. Sam nie wiem. Zobaczyłem jej wyciągniętą dłoń, więc podniosłem swoje cztery litery i ją uścisnąłem.
- Jesteś tu nowy, prawda? - zapytała zawieszając rękę na torbie.
Przytaknąłem lekko.
- Jestem Rosalie Morgan, ale możesz mi mówić Ros.- zaśmiała się.
- Nathaniel Smith. - lekko odwzajemniłem uśmiech
Dziewczyna usiadła na przeciwko mnie. Widać po niej, że jest dość pozytywną osobą.
- A więc co sprowadziło cię do Akademii? - zapytała z uśmiechem.
- Raczej zwykła chęć zdobycia nowych doświadczeń i doszkolenia się.- powiedziałem kładąc ręce na stole.
Wzrok dziewczyny przerzucił się na mój rzemyk z zawieszkami. Przypatrywała mu się jakby próbowała zapamiętać każdy jego szczegół. Okej... To trochę dziwne, ale może jest artystką czy coś. Nie znam się zbytnio na tym, ale chyba tacy ludzie mają pamięć fotograficzną. Dziewczyna przez dłuższy czas nie odezwała się.
- Eeeee... Wszystko dobrze? - zapytałem.
- Tak, tak - zaśmiała się jakby ze swojej własnej głupoty.
- Ech, no więc masz jakieś rodzeństwo? - zapytała.
- Nie, jestem jedynakiem. A ty? - - Starszego brata Rick'a (A/NKtórego niedługo pozna xD). -
- To fajnie...Hmmm... Pokazałabyś mi gdzie jest biblioteka? Jak już zauważyłaś jestem nowy i tak jakby nie wiem. - zaśmiałem się lekko.
- Jasne.
Podnieśliśmy się ze swoich miejsc idąc obok siebie.
- Jakim cudem do niej nie dotarłeś? Jest bardzo blisko kawiarenki. - zaczęła rozmowę Rosalie.
- Eh, moja orientacja w terenie umarła po tym jak tu wszedłem. Nigdy nie wychodź ze mną na jakieś obce tereny. Taka mała rada.
- Dzięki. - zaśmiała się.
Dalsza droga odbyła się w ciszy. W tym czasie próbowałem zapamiętać jak najwięcej, by na przyszłość znowu się nie zgubić. Po chwili stanęliśmy przed brązowymi drzwiami, na których była plakietka z napisem ''Biblioteka''.
- Dzięki, za pomoc - powiedziałem.
- Do usług. Miałbyś ochotę później się gdzieś przejść? Pokazałabym ci tereny czy coś. -
- Hmm... Pewnie. W końcu to ostatnie chwile przed szkołą, więc czemu nie?
- Okej, to wpadnę po ciebie. Który pokój? -
- Trzydzieści dwa -
- No to do zobaczenia.-
Dziewczyna odeszła, a ja wszedłem do środka. Odebrałem wszystkie książki i skierowałem się w stronę pokoju. Położyłem wszystko na biurku i spojrzałem na plan lekcji. Wszystko fajnie i super, tylko dlaczego chemia? Mam nadzieję, że tym razem nauczyciel lub nauczycielka się na mnie nie uweźmie. Spakowałem potrzebne książki do mojej czarnej torby. Dołożyłem jeszcze zeszyty i długopis. Tyle chyba starczy. W momencie gdy odkładałem torbę na podłogę usłyszałem pukanie. Podszedłem do drzwi i uchyliłem je. Na korytarzu stała Rosalie. Fakt, powiedziała, że ma mnie oprowadzić. Miała na sobie kurtkę, ciemne spodnie i buty na grubym obcasie.
- Gotowy? - spytała.
- Tak. Tylko założę kurtkę. - powiedziałem i ubrałem się.
Wyszedłem z pokoju zamykając go na klucz. Zaproponowałem by po drodze podejść do kawiarenki i kupić coś na wynos. Dziewczyna zgodziła się, więc po chwili staliśmy zamawiając gorącą czekoladę dla niej i zieloną herbatę z pigwą dla mnie.
- Prowadź. - powiedziałem do dziewczyny.
Chwilę szliśmy korytarzami po czym wyszliśmy na zewnątrz. Śnieg delikatnie prószył tworząc miłą atmosferę. Zauważyłem, że dziewczyna dziwnie przygląda się mojemu kubkowi.
- Co jest? - zapytałem, nie mogąc wytrzymać jej natarczywego spojrzenia.

Rosalie? Wybacz, że krótkie. Wybacz też, że zostawiłam ci najgorsze xD

wtorek, 23 stycznia 2018

Od Nicole cd. Sama

- Co jest, Łośku? - zapytałam, zmartwiona. Przysunęłam się do niego i wtuliłam w kurtkę. Po chwili zauważyłam jak jakaś blondynka do nas podchodzi. Przedstawiła mi się, z trudem wymuszałam na sobie uśmiech. Rozmawiałyśmy chwilę, Sam nic nie mówił.
- Misiu - zatrzepotała rzęsami w stronę bruneta. Zmierzyłam chłopaka morderczym wzrokiem, spojrzał na mnie przepraszająco.
- Pozwolę sobie zabrać twoją dziewczynę... - zawiesiła głos.- Na słówko, pozwolisz?- Sam odpowiedział jej cichym "możesz", gdyby nie ludzie dookoła rzuciłabym się na niego i go udusiła, a potem tą blondynkę. Wstałam i poszłam za "tym czymś". Rozmowa nie należała do najmilszych, szczerze mówiąc chciałam się zapaść pod ziemię. Po chwili nawet zaczęłyśmy krzyczeć a nawet szarpać za włosy. Z boku musiało to wyglądać komicznie, ale tak nie było. Nawet nie wiem kiedy oberwałam od niej tak mocno, że poczułam metaliczny posmak krwi w ustach. Niby taki plastik, ale przywalić umie. Po chwili udało mi się powalić blondynkę na ziemię, miałam właśnie zacząć okładać ją pięściami gdyby nie Sam. Złapał mnie w pasie i odciągnął mnie od dziewczyny.
- Puść mnie natychmiast! Poćwiartuję ją, spalę! - szarpałam się jak mogłam.
- Uspokój się Colli. - próbował mnie uspokoić Sammy, jednak nie wyszło mu to na dobre.
- Wyciągnąłeś ją z psychiatryka czy jak? - poprawiła włosy ta lafirynda.
- Mogłabyś przestać? - warknął brunet, widocznie zdenerwowany z zachowania dziewczyny.
- Nie moja wina że jest walnięta! - wzruszyła ramionami. Zaczęłam się wydzierać że ją zabiję, Sam pod zabójczym wzrokiem przechodniów odciągnął mnie na bok. Uspokoiłam się trochę i zmierzyłam go wzrokiem.
- Co się z tobą dzieje? - spytał mnie z grobową miną.
- To ty nie widziałeś? Przecież! Ona! - westchnęłam odpuszczając sobie jakiekolwiek tłumaczenia.
- Ale to ty się na nią rzuciłaś z pięściami - stwierdził. No cóż, trochę racji ma. Mogłam jej tak nie atakować ale sama się prosiła.
- Mam dość! - warknęłam, odwracając się na pięcie i idąc przed siebie.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszałam jego głos za plecami.
- Idę jak najdalej od ciebie, ale spoko nie przeszkadzajcie sobie! - odkrzyknęłam. Nie zachowałam się najlepiej ale to nie jest tylko moja wina.
Włóczyłam się po centrum miasta, sama nie wiem ile czasu już minęło. Robiło się ciemno więc postanowiłam wrócić do akademii na piechotę, co nie było zbyt dobrym pomysłem. Było cholernie zimno i ciemno. Szłam powoli ciemną drogą, zastanawiając się co teraz robi Sam.
Nagle drogę zajechało mi auto, wręcz odskoczyłam do tyłu. Szyba powoli powędrowała w dół, w aucie siedział mój chłopak i szczerzył się perfidnie.
- Chciałeś mnie zabić?! - krzyknęłam nie zważając na porę dnia.
- Co tu robi taka śliczna dziewcczyna? Wiesz ślicznotko która jest godzina? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Nawet nie próbuj... - zmierzyłam go wzrokiem.
- Ale o co ci chodzi? - zaśmiał się nerwowo, przewróciłam oczami. - Wsiądziesz do auta?
- Nicole, pomyślmy trzeźwo... Wsiądź do auta, proszę- westchnęłam i usiadłam na miejscu pasażera.
- Colli ja... - chciał zacząć się tłumaczyć, jednak nie zamierzałam słuchać wyjaśnień i spaliłam go wzrokiem. Zamilkł, odwrócił wzrok na drogę po czym w ciszy wróciliśmy do akademii. Wysiadłam z auta dość mocno trzaskając drzwiami. Sam dość szybko otworzył drzwi od swojego pokoju. Szybko zdjęłam buty i kurtkę po czym przywitałam się z Wenus, która domagała się zainteresowania. Brunet przeszedł do pokoju obok i usiadł na kanapie. Przyjrzałam mu się, coś mi nie pasowało. Zauważyłam na jego twarzy ślad czerwonej szminki, dokładnie taki sam jak miała jego była!


Sammy? xDD oj tłumacz się, tłumacz. Wgl wybacz że tak trochę z dupy napisane ale w końcu jest 3 w nocy xD

Od Rosalie cd. Nathaniela

***
 Wstałam, mimowolnie wybudzając się z cudownego snu. Dziś był ostatni dzień weekendu, jutro zaczynała się szkoła. Z niechęcią zwlokłam się z łóżka i szybko przebrałam w zwykłe jeansy i puchaty, różowy sweter. Ach uwielbiałam te chwile beztroski, czasem zachowuję się jak dziecko ale kocham to, bo wtedy zapominam o całych problemach i po prostu czuję się sobą. Zrobiłam ciepłe kakao i usiadłam na parapecie, wpatrując się w śnieg za oknem. Pamiętam ile to razy brat próbował przekonać mnie do kawy, cieszyłam się z tego że zostałam przy swoim napoju.
 Śnieg za oknem wyglądał majestatycznie. Płatki śniegu z gracją i delikatnością opadały na nagie gałęzie drzew. Szron pokrył całą szybę, malował piękno świata. Uwielbiałam zimę, właśnie za to...
 W końcu jednak ruszyłam z miejsca i postanowiłam pójść do akademickiej kawiarni. Po drodze zgarnęłam szybko szkicownik i mój wierny ołówek. Nałożyłam szare trapery na nogi, zarzuciłam kurtkę na plecy i wyszłam z pokoju, sprawdzając parę razy czy dobrze zamknęłam drzwi. Gdy w końcu stwierdziłam że wszystko jest okey, skierowałam się do kawiarni. Po kilku minutach drogi "z buta" byłam na miejscu. Ludzi nie było zbyt dużo, szczerze mówiąc cieszyłam się z tego powodu. Nie przepadam za tłumami. Zamówiłam sobie ciastko francuskie, które dość szybko zjadłam.
 Wzięłam do ręki szkicownik, nie miałam zbytnio pomysłu co szkicować. Siedziałam tam dłuższą chwilę, w ciszy przekręcając kolejną zabazgroloną kartkę. Wtem, do kawiarni wszedł chłopak który od razu przykuł moją uwagę, nie widziałam go tu wcześniej. Patrzył na wszystkich dookoła z lekkim strachem, można by rzec że nawet przerażeniem. Zaintrygował mnie swoim ubraniem, wyglądał trochę jakby szedł na pogrzeb. Albo widocznie taki miał gust. Usiadł z dala od innych stolików, zamówił coś. Szybko chwyciłam za ołówek i naszkicowałam go bez większych skrupułów. Gdyby teraz wiedział że bacznie go obserwuję, pewnie by pomyślał że choruję na chorobę psychiczną. Szkic wyszedł dość dobrze, odłożyłam szkicownik do torby i jeszcze chwilę przypatrywałam się chłopakowi. Lekko przydługie brązowe włosy z pasemkami w kolorze blond, delikatnie opadały na jego przyciągające uwagę czekoladowe oczy. Wyglądał na wysportowanego, w dodatku był wysoki. W końcu zmusiłam się do wstania i podejścia do chłopaka. Z uśmiechem na ustach podeszłam bliżej niego.
- Cześć! - wyciągnęłam do niego rękę, którą niechętnie uścisnął.
- Jesteś tu nowy, prawda? - powrotnie zawiesiłam rękę na torbie. Skinął głową w odpowiedzi.
- Jestem Rosalie Morgan, ale możesz mi mówić Ros. - zaśmiałam się.



Nathan? Wybacz że takie krótkie xD

od Sama cd. Nicole

Na lodowisku było dosyć sporo ludzi, zaczynałem się zastanawiać, czy na pewno to był dobry pomysł. Jakieś czterdzieści osób, plus moja dziewczyna będą mogły oglądać porażkę, którą śmiem nazywać jazdą na łyżwach. Szybko wypożyczyliśmy sprzęt, Colli szybko się ogarnęła, ja miałem nieco problemów, bo teoretycznie miałem tylko jedną rękę sprawną.
- Na pewno dasz radę? - zaśmiała się, przyglądając się moim nieudolnym próbom zawiązania sznurówki. Odpowiedziałem jej tylko krótkim "mhm" i dokończyłem jakże trudne zadanie.
- Od kiedy ty tak w ogóle umiesz jeździć? - zapytałem, gdy skończyłem toczyć wojnę  z łyżwami. Zawahała się przez chwilę.
- Przy takim ojcu jakiego ja mam, robi się wszystko byleby uciec z domu. - odparła poważnie, i ruszyła na lodowisko. Dogoniłem dziewczynę, prawie wyrżnąłem się na samym wejściu. Zmierzyłem ją morderczym spojrzeniem, ale też zacząłem się śmiać. Jak na pierwszą jazdę na łyżwach, chyba aż tak tego nie kaleczyłem, ale nie obyło się bez kilkukrotnego wypierdzielenia się. Nicole z resztą też kilka razy zaliczyła glebę, ale przynajmniej jakoś to wyglądało. Ja po prostu się wyjebałem, i nie ma nic do gadania. Po półgodzinnej jeździe, wreszcie uznaliśmy że pora zejść z lodowiska. Oddaliśmy łyżwy, i usiedliśmy na pobliskiej ławce. Ulotniłem się, bez żadnego wytłumaczenia, prócz "zaraz wracam". Zaszedłem nam po gorącą czekoladę,  i wróciłem do Nicole.
- Czemu tak długo? - westchnęła opierając się o oparcie ławki. Wzruszyłem ramionami. - Wiesz na co mam teraz ochotę? - uśmiechnęła się szaleńczo, miałem ochotę ją pocałować.
- Na mnie. - odwzajemniłem się szelmowskim uśmiechem. Przewróciła oczami.
- Pff.. na gorącą czekoladę, zboczuchu! - Na nic nie licz. - pokazała mi język, na co popatrzyłem na nią zrezygnowany. Całkiem "przypadkiem" wyjąłem dwa kubki wspomnianego napoju zza pleców.
- Skąd wiedziałeś? - popatrzyła na mnie zdziwiona, i zabrała czekoladę.
- Siła umysłu. - wyszczerzyłem się, pocałowała mnie w policzek i wróciła do popijania słodkiego napoju. Siedzieliśmy sobie w spokoju, obserwując ludzi spacerujących dookoła. Kilku z nich patrzyło na nas, z uśmiechem na ustach. Moje myśli wędrowały już w kierunku Walentynek, które są  w sumie niedługo. No i co ja mam kupić jej na prezent? Siebie przecież wstążką nie owinę. Mógłbym zabrać ją gdzieś na randkę, albo jakiś romantyczny wieczór. Myślałem też nad zafundowaniem jej wyjazdu do spa, albo gdzieś. Z lekka się wyłączyłem, zastanawiając się nad prezentem dla Colli. Czy kupienie jej cynamonowego szamponu nie byłoby samolubne? Zapytałem sam siebie w myślach, i wróciłem do "rzeczywistości". Znajoma mi już, bardzo "milutka" osoba, szczerzyła do mnie ryj. Westchnąłem w duchu.
- Kurwa... - jęknąłem z rezygnacją. Blondyna zamordowała już wzrokiem Nicole, zresztą mnie też. Szatynka popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Co jest, Łośku? - zapytała, nieco zmartwiona. Przysunęła się do mnie, i wtuliła w kurtkę. Uśmiechnąłem się, widząc jak twarz blondyny pokrywa się czerwienią, i jak zagryza zęby. Miałem wrażenie że zaraz odwróci się na pięcie, wybuchnie płaczem i odbiegnie. Ale zrobiła coś odwrotnego, z uśmiechem na pomalowanych czerwoną szminką ustach, podeszła do nas, i przedstawiła się Nicole. Starałem się siedzieć cicho, ale jej podejście do Nicole, słowa wprost ociekające nienawiścią i jadem, wcale mi tego nie ułatwiały.
- Misiu - popatrzyłem na blondynę, totalnie zbity z tropu. Przecież nie jesteśmy już ze sobą. Spotkałem się z morderczym spojrzeniem Nicole, i wiedziałem że mogę sobie odpuścić wieczór z jakąś komedią, czy propozycję wyjścia do kina. Popatrzyłem na nią przepraszająco. - Pozwolę sobie zabrać twoją dziewczynę... - zawiesiła głos, nasycając ostatnie słowo jadem i nienawiścią. - Na słówko, pozwolisz? - odpowiedziałem jej tylko cichym, i niepewnym "możesz" i z przerażeniem patrzyłem, jak Nicole wstaje i idzie za Kate. Oparłem się zrezygnowany o ławkę, pociągnąłem długi łyk czekolady, i przyglądałem się jak dziewczyny rozmawiają. Widać, że to wcale nie była rozmowa o motylkach i jednorożcach.


Colli? :> SHITSTORM TAJM! 1:0!