poniedziałek, 31 grudnia 2018

Od Maxime cd. Douglas'a

- Dzięki za ofertę krycia. - powiedział zdenerwowany chłopak.
Złapałam Peter Pan'a mocniej za kantar i prychnęłam.
- Nie dziękuj mi, tylko stajennym. - odparłam. - Powinni przyprowadzać konie o wyznaczonej porze, żeby takie sytuacje się nie zdarzały.
Blondyn przewrócił oczami.
- Wiesz, stajenni wszystkiego za ciebie nie zrobią. Decydując się na konia, powinnaś wiedzieć, że wiąże się z tym obowiązek przyprowadzania go z padoku.
Wyszczerzyłam oczy i pokręciłam głową.
- Jakbym o tym nie wiedziała! Zazwyczaj robię to sama, ale dzisiaj wyjątkowo byłam zajęta i poprosiłam o to Edwards, która najwyraźniej o tym zapomniała. - powiedziałam. - Nie mam zamiaru jednak z tobą o tym rozmawiać, dziękuję, do widzenia.
Pociągnęłam gniadego ogiera w stronę stajni, na co ten kilka razy cicho zarżał. W pewnym momencie pozwolił się jednak poprowadzić i o dziwo, szedł nawet spokojnie. Wyszalał się na padoku, trochę musiał poskakać i jest zmęczony. Takiego go lubię.
Będąc w stajni, zaprowadziłam go do boksu i zdjęłam kantar. Koń od razu zajął się żuciem siana, kompletnie zapominając o stojącej w jego mieszkanku, mnie. Poklepałam go po szyi, a wychodząc z boksu, rzuciłam na pożegnanie ciche „Do zobaczenia”. Gdy upewniłam się, że Miśka i Marynarz stoją w całości w swoich domkach, ruszyłam do internatu. Cały czas zastanawiałam się, jakim cudem ten koń uciekł z padoku. Nie widziałam w płocie żadnych dziur, więc jedynym innym wyjściem było przeskoczenie przez płot. Ciężko się dziwić, że Peter Pan to zrobił. Na sąsiednim padoku stała bardzo ładna klacz, a on ma słabość do takich panienek. A poza tym, on uwielbia skakać i te sto trzydzieści centymetrów to dla niego kompletnie nic.

- Następnego dnia, żeby nie zanudzać ludzi czytaniem książek i picia herbatki, ponieważ to ciekawe nie jest. -

Ain't Misbehaving płynnie przeszła do galopu, na poprawną nogę. Jechała w pełnym zebraniu. Naprowadziłam ją na woltę w prawą stronę, a później na przekątną. Na jej środku dałam klaczy znak do lotnej zmiany nogi. Ćwiczenie wykonała jak najbardziej poprawnie. Nie ciężko było zauważyć, że jest to koń w pełni ujeżdżeniowy. Po paru ćwiczeniach wykonanych w owym chodzie zwolniłam do stępa i poklepałam ją po łopatce. Miśka sprawowała się dzisiaj cudownie. Wszystkie figury wykonywała z gracją, energicznie i co najważniejsze – poprawnie.
Po pięciu minutach odpoczynku ponownie zmieniłam chód. Tym razem poprosiłam klacz o kłus wyciągnięty. Z tym zawsze miałyśmy większy problem. Gdy klaczka nie chciała przejść do wyższego chodu, klepnęłam ją bacikiem w łopatkę. Można powiedzieć, że to był na wpół błąd, bo Ain't Misbehaving rzuciła się energicznym kłusem przed siebie. Mogłabym rzec, że wyglądała prawie jak kłusak na wyścigach. Jej ”meta” znajdowała się przy ścianie dużej hali, czyli tam, gdzie została przeze mnie "zgaszona". Klaczka od razu uspokoiła się, a do końca treningu wykonywała moje polecenia. W pewnym momencie drzwi hali otworzyły się, a do środka wszedł nie kto inny, jak chłopak, z którym wczoraj miałam okazję porozmawiać. Razem z nim przyszło zauroczenie Peter'a, czyli gniada klacz. Wyglądało, jakby blondyn miał zamiar ją lonżować. Klacz miała na sobie sprzęt do tego rodzaju pracy, a do jednego z kółek jej kawecanu dopięta była lonża. Westchnęłam cicho. Przyszli w idealnym momencie, bo właśnie miałam schodzić z konia.
Poklepałam klacz po szyi, po czym wyjęłam stopy ze strzemion i zsunęłam się na lewą stronę konia, na piasek. Zabezpieczyłam strzemiona, po czym popuściłam Misi popręg. Zdjęłam wodze z szyi Karej i już miałam zamiar wychodzić z ujeżdżalni, gdy usłyszałam głos człowieka, a dokładniej właściciela gniadej, poznanej wczoraj klaczy.
- Poczekaj! - odwróciłam się. - Chyba trochę źle zaczęliśmy…- podrapał się po głowie.
Prychnęłam cicho.
- Trochę?
Blondyn wciągnął policzek od środka.
- Trochę. Jestem Douglas, a to jest Armful of Tiger Lilie. - widząc moją zmieszaną minę, chłopak uśmiechnął się lekko. - Lilka.

Douglas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.