sobota, 29 grudnia 2018

Od Douglasa cd. Maxime

- Taaak, ładnie - powiedziałem spokojnie do klaczy, kiedy przeszła do stępa.
Miałem już za sobą prawie dwie godziny pracowania z Lilką. Ćwiczyliśmy głównie przejścia. Nadal nie mogłem jej oduczyć machania głową, ale reszta jest całkiem okej. Słucha się.
- Wystarczy na dzisiaj - podszedłem do niej i wręczyłem jej przysmak. - Należy ci się większa nagroda. - Pogłaskałem klacz po czole i zaprowadziłem ją na pastwisko, aby z nią trochę pobiegać. Będzie lepiej spała.
- Lecisz - powiedziałem do niej na pastwisku i odpiąłem jej lonżę.
- Lilly! - krzyknąłem i zacząłem biegać, a Lilka za mną.
Naszą beztroską zabawę musiało jednak coś przerwać.
Młoda zatrzymała się nagle i spojrzała w jedno miejsce. Zauważyliśmy tam jakiegoś gniadego ogiera, który stał przy płocie i przyglądał się nam zaciekawiony. BARDZO zaciekawiony. Wciąż kręcił się i rżał, a obiektem jego zainteresowania była moja klaczka. 
Chwila, pomyślałem. Dlaczego on tu sam przylazł? Musiał skądś uciec. Miał na sobie tylko kantar, po czym wywnioskowałem, że prawdopodobnie jakoś wyszedł z boksu.
Nagle ogier zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałem. Zrobił duże koło galopem i przeskoczył płot pastwiska. 
W sumie metr trzydzieści to nie tak dużo. 
Zarżał głośno z radości i spojrzał na nas.
- Ym... Idziemy - powiedziałem szybko do klaczy i cmoknąłem, idąc do bramki. 
Lilka zarżała i poszła za mną, wciąż patrząc na ogiera.
Niestety, ta scena nie skończyła się tak jak chciałem. Ogier pokłusował do nas, aż znalazł się przy mojej klaczy. 
Chodził dookoła niej. Próbowałem go jakoś odpędzić, ale skubany w ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
Lilly także nie była zachwycona nowo poznanym koniem. Uciekała od niego z położonymi uszami, próbując go kopać, a on cały czas za nią biegał. 
Starał się być cały czas z tyłu klaczy, mimo że ta wyraźnie nie miała na niego ochoty. 
Przeczuwałem, co może się zaraz wydarzyć.
Nie ma mowy. Jeden koń mi wystarczy!
- Odejdź! - krzyczałem machając rękami.
- Peter! - usłyszałem nagle.
Spojrzałem w miejsce, skąd dochodził głos. Stała tam szczupła, wysoka dziewczyna; najwyraźniej właścicielka ogiera. 
Na szczęście konik od razu do niej podbiegł, zostawiając mojego w tyle. Klacz parsknęła. Podszedłem do niej i uspokoiłem ją.
- Spokojnie - powiedziałem.
Następnie spojrzałem na dziewczynę, która nam się przyglądała. 
Nie ma mowy, nie ujdzie jej to na sucho!
Ruszyłem w jej kierunku.
- Ja bardzo przepraszam! Peter zazwyczaj się tak nie zachowuje...
- Dzięki za ofertę pokrycia - powiedziałem zdenerwowany. 

Maxime?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.