Chłopak miał siny policzek i nos, z którego ciekło trochę krwi. Wyglądał, jakby ktoś go porządnie walnął w twarz.
Kiedy tylko mnie zobaczył, przyspieszył kroku i wyminął mnie. Najpierw chciałem go zignorować, ale później uznałem, że w sumie to ciekawi mnie, co się stało.
Pobiegłem za nim i złapałem go za ramię.
- Hej, co ci jest?
Zatrzymał się i spojrzał na mnie, nie odpowiadając. Miał niesamowicie niebieskie oczy.
- Co ci się stało? - zapytałem znowu.
Chłopak przygryzł wargę i spuścił wzrok.
Zacząłem się zastanawiać, dlaczego nic nie mówi. Doszedłem jednak do wniosku, że pewnie po prostu jest nieśmiały.
Westchnąłem.
- Jeśli nie chcesz nic mówić, to nie musisz - odparłem i ruszyłem do siodlarni.
Odłożyłem sprzęt na wolne haki. Po drodze postanowiłem zajrzeć jeszcze do mojej klaczy.
Okazało się, że Lilka już tutaj mieszka, także psychicznie.
Stała spokojnie w boksie, przeżuwając kilka źdźbeł siana, ale kiedy tylko usłyszała moje kroki, zarżała radośnie i wystawiła głowę. Jej uszy były postawione do góry, jak zwykle zresztą.
- Hej, młoda - powiedziałem, drapiąc ją po czole, tak jak lubi. Zamknęła oczy i parsknęła cicho.
Upewniłem się, że nic nie zdemolowała i z nią także wszystko w porządku.
- Widzimy się jutro - powiedziałem, dając jej na pożegnanie kawałek jabłka, który znalazłem w kieszeni dżinsów.
Wróciłem do pokoju. Usiadłem na fotelu i zacząłem się zastanawiać, co by tu można porobić. Po chwili postanowiłem przygotować się na jutrzejszy pierwszy dzień w nowej szkole. Spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy do nowego, białego plecaka, który zamówiłem ostatnio przez internet.
Nagle usłyszałem stukanie pazurów o podłogę. Myślałem, że to jakiś pies chodzi po korytarzu, ale kiedy spojrzałem drzwi, zrozumiałem, że to nieco inne zwierzę. Z początku myślałem, że to duży rudy pies, ale kiedy się przyjrzałem...
Stał tam lis. Nie wiem, skąd się wziął, ale stał i patrzył na mnie. Kompletnie mnie zamurowało. Nie wiedziałem, co robić, jeszcze nigdy nie widziałem lisa z bliska. I co on tu w ogóle robi? Skąd się tu wziął? Po chwili zauważyłem jednak, że ma obrożę. Nawet nie wiedziałem, że niektórzy mają tu takie zwierzęta. Owszem, psy, koty, gryzonie i te sprawy, ale lis?
Trochę się uspokoiłem, kiedy okazało się, że nie jest to dzikie zwierzę. Nawet jak coś mi zrobi, to nie zarazi mnie jakąś chorobą.
Lis tymczasem wykorzystał to, że tylko stoję, bo wszedł powoli do mojego pokoju, nadal jednak mi się przyglądając. Na początku nie miałem nic przeciwko temu... No, do chwili, kiedy znalazł na stoliku mój batonik proteinowy, który właśnie chciałem zjeść. Powąchał go i wziął do pyska.
- Hej! - krzyknąłem. Zwierzę przestraszyło się i uciekło, a ja za nim.
- Oddaj to! - krzyknąłem znowu. Rudzielec oczywiście nie miał najmniejszego zamiaru mnie słuchać. Zatrzymał się dopiero pod jakimiś drzwiami. Tam skulił się, a moja przekąska była do odebrania wyłącznie siłą. Cóż.
Złapałem za wystający z jego pyska baton i pociągnąłem. Zwierzę wydało z siebie dziwny dźwięk przypominający warczenie.
Osoba z pokoju pod którym się "mocowaliśmy" musiała chyba nas usłyszeć, bo drzwi powoli się otworzyły.
Momentalnie puściłem batonik i spojrzałem w górę.
Zza drzwi wyjrzał jakiś chłopak.
Nietrudno było go rozpoznać. Był to ten sam, którego spotkałem dzisiaj na schodach.
<Quil? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.