wtorek, 18 kwietnia 2017

od Triss cd. Aaron'a




Po zagonieniu konia, zapewne Orion'a, bo mówił o tym, że ma ogiera o takim właśnie imieniu, na padok, Aaron gwizdnął na swoje psy, które posłusznie przybiegły do niego, po czym podszedł do ogrodzenia i usiadł pod nim. Wyjął paczkę papierosów i zapalił jednego. Był cały zakurzony i widać było, że zmęczył się zaganianiem swojego konia na padok. Rozumiałam go; wiedziałam, jak to jest mieć narowistego konia. Tłum gapiów pomruczał coś jeszcze, po chwili jednak rozszedł się. Spojrzałam na Aaron'a i oparłam się o ogrodzenie. Wyjrzałam za nie i zobaczyłam Amora wąchającego innego konia stojącego po innej stronie płotu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-To twój koń?-zapytał nagle Aaron, spoglądając na ogiera.
-Tak.-odpowiedziałam już pewniej.
Przydałoby się wziąć go na lonżę...~pomyślałam i spojrzałam na pięciolatka, który właśnie skubał trawę.
-Wiesz, ja idę po lonżę i biorę Amora.-powiedziałam znów niepewnie, nie wiedziałam, czy jest zły po sytuacji z Orionem, więc wolałam nie ryzykować.
Kiwnął głową, a ja ruszyłam do stajni po lonżę. Szłam przez chwilę, minęłam Jason'a. Przywitałam się z nim, po czym poszłam dalej. Gdy dotarłam do drzwi siodlarni przez chwilę szukałam odpowiedniego klucza, na szczęście znalazłam i otworzyłam wejście. Podniosłam z podłogi błękitną lonżę i wyszłam. Zamknęłam drzwi, rozejrzałam się po stajni. To miejsce było cudowne, zawsze spokojne i ciche. Często przychodziłam tu, aby po prostu wdychać zapach koni, słuchać ciszy i wczuwać się w spokojną atmosferę.
Przypomniałam sobie o Amorze i szybko wyszłam mijając między innymi boks Batona. Gdy szłam z powrotem na pastwiska próbowałam odplątać wieki nie używaną lonżę. Operacja zakończyła się sukcesem i już po chwili miałam w rękach rozplątany przedmiot. Przyspieszyłam trochę kroku, aby mieć więcej czasu z Amorem, niedługo potem byłam już przy wejściu na jego pastwisko.
-Em... radziłabym ci się odsunąć.-powiedziałam do Aaron'a patrząc na niego.
Chłopak uniósł brwi, ale zrobił, co powiedziałam. Uchyliłam wejście i weszłam na pastwisko. Miałam trochę ułatwione zadanie, bo Amor nie mógł jeszcze galopować, ale i tak nie zapowiadało się na szybkie wyjście z padoku. Ogier gdy tylko mnie zobaczył postanowił podejść na kilkanaście metrów ode mnie, kiedy zaczęłam do niego podchodzić zarzucił radośnie łbem i odkłusował dalej. Westchnęłam i po prostu stałam w miejscu z wyciągniętą ręką, w której umieściłam marchewkę. Uznałam, że nie będę za nim chodzić, bo będzie to dla niego super zabawa, a ja przejdę maraton, zanim go złapię. Mój koń lubi być w centrum uwagi, więc oczywiście po kilkudziesięciu sekundach, wielce zadziwiony, że go nie gonię, zaczął podchodzić do mnie i szturchać mnie pyszczkiem. Powstrzymałam się od cichego śmiechu i dałam koniowi marchewkę, po czym przypięłam lonżę do kantara. Szłam w kierunku wyjścia i byłam od niego już tylko kilkanaście metrów, kiedy Amor spłoszył się i zaczął z całej siły napierać na lonżę, chcąc jak najszybciej wydostać się z pastwiska. Próbowałam przyciągnąć do siebie ogiera, ale moja siła w porównaniu do jego była tak śmiesznie mała, jakby porównywać ogrom drzewa do niewielkiego krzewu.
-Amor, prr.-uspokajałam konia.-Spokojnie.
Ten jednak szarpał się dalej, wyszedł za pastwisko ciągnąc opierającą się mnie za sobą. Lonża wydłużyła się, skutkiem czego była odległość między mną a koniem, miała ona około sześciu metrów. Aaron chwycił lonżę kilkadziesiąt centymetrów od pyska konia i przytrzymał go.
-Tylko nie szarp!-krzyknęłam i podeszłam bliżej Amora.
Chłopak chyba się zdziwił, ale trzymał mocno lonżę. Koń powoli się uspokoił, a ja pogłaskałam go po szyi.
-Dzięki.-powiedziałam do Aaron'a, który kiwnął tylko głową.
Ruszyłam w kierunku lonżownika i zauważyłam, że chłopak idzie za mną.
-I tak nie mam nic innego do roboty, a po tym, co odwalił na pastwisku...-uśmiechnął się lekko, odwzajemniłam nieśmiało gest.
Szliśmy dalej w milczeniu, o dziwo postanowiłam zacząć rozmowę. Mimo wszystko wolałam to od ciszy, przynajmniej teraz.
-Masz jakieś rodzeństwo?-zapytałam nieświadoma, jaka będzie jego reakcja.
Aaron zacisnął pięści.
-Mam brata.-warknął.-Tak, jest tutaj. Nazywa się Luke, chociaż jego imię powinno brzmieć jak coś bardziej w stylu „Ciota" albo „Debil".
Już żałowałam, że zadałam to pytanie.
-Ja mam siostrę. Katy, nie ma jej tu. Nie lubi koni.-powiedziałam cicho i umilkłam.
Na szczęście dotarliśmy do lonżownika i na razie przerwaliśmy rozmowę, która zeszła na kiepskie tory. Naprowadziłam trochę szarpiącego się konia na koło i cmoknęłam. Zareagował na to wyrzuceniem łba do góry i zakłusowaniem.
-Prrr, prr-powtarzałam ze spokojem, który był w pracy z nim jednym z fundamentów.
Aaron usiadł na ogrodzeniu i przyglądał się nam. Mi za to udało się osiągnąć dość spokojny stęp, za który od razu radośnie pochwaliłam Amora. Koń był jeszcze spięty, po kilku minutach stępa powoli zaczął się rozluźniać. Postanowiłam zakłusować, więc cmoknęłam, na co koń bryknął, ale po chwili zakłusował. Pochwaliłam go i zostałam przy kłusie. Wciąż utykał, ale było już dużo lepiej, niż na początku. Zmieniłam kierunek, a ogier kłusował. Jego ruch był piękny, jak zawsze. Nagle doszedł do mnie pisk, Amor bryknął i gwałtownie się cofnął, a ja usłyszałam śmiech brzmiący jak gwiżdżący czajnik. Zatrzymałam konia i przytrzymałam go krócej i rozejrzałam się wściekła w poszukiwaniu jego źródła. Zobaczyłam dziewczynę z toną tapety na twarzy, stojącą przy wejściu na lonżownik. Plastik~pomyślałam od razu.
-Co, ktoś tu sobie nie radzi z koniem?-zachichotała irytująco.
Aaron chyba też ledwo wytrzymywał.
-Idź stąd.-warknął.
Viktoria kiedyś mi o niej mówiła~pomyślałam~nazywała się chyba Aleu...
Aleu w odpowiedzi wyszczerzyła się.
-Wygląda na to, że mogę tu być tak samo, jak wy.-wzruszyła ramionami.
Aaron spojrzał na mnie ze wściekłością spowodowaną zachowaniem Aleu.
-Francuz czeka!-zawołał któryś ze stajennych.
Plastik zamrugał kilka razy.
-Jeszcze się spotkamy.-pisnęła i odeszła.
Odetchnęłam z ulgą, o ile zazwyczaj jestem spokojna, to ta szmata wyprowadza mnie z równowagi samym faktem, że oddycha.
-Już jej nienawidzę.-mruknął chłopak.
-Ja też.-przyznałam i wróciłam do lonżowania Amora.
Po kilkunastu minutach kłusa, które nie obyły się bez brykania, zwolniłam konia do stępa.
-Nie galopujesz z nim?-zdziwił się Aaron.
-On... nie może galopować.-powiedziałam niepewnie.
-Aha.-odrzekł chłopak, a w jego głosie wyczułam trochę chłodu.
Po stępie odprowadziłam Amora do boksu. W środku odpięłam lonżę i pogładziłam ręką szyję ogiera. W jednym miejscu miał kilkucentymetrową bliznę. Pamiętałam dobrze tan dzień, nie chciałam jednak do niego wracać. Delikatnie pogłaskałam go po pyszczku, koń parsknął cichutko. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jak ja kocham tego konia...
Zdjęłam mu kantar i wyszłam. Przed wejściem czekał Aaron. Przypomniało mi się, że już jutro szkoła. O nie, matma... Matma od zawsze była i będzie wymysłem demonów. Po prostu czarna magia.
Powoli zaczynało się ściemniać, więc postanowiłam iść do pokoju.
-Wracasz już?-zapytał chłopak, wciąż troszkę chłodnym tonem.
Pokiwałam głową i udałam się do pokoju, za mną szedł Aaron. Robiło się chłodno, potarłam ramiona dłońmi aby się ogrzać. Na szczęście pokoje były blisko, więc bardzo nie zmarzłam. Spojrzałam na Aaron'a.
-To... do jutra.-pożegnałam się z nim.
-Do jutra.-odpowiedział i odszedł.
Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżku. Leżałam na nim przez chwilę, po czym poszłam do łazienki ogarnąć się. Od razu przebrałam się w puszystą piżamę i zrobiłam sobie kakao. Po ogarnięciu się zakopałam się w ciepłej kołdrze popijając kakao. Wzięłam do ręki album ze zdjęciami, który leżał na szafce koło łóżka. Na pierwszym zdjęciu widać było stojącego Amora, całego w rankach i przerażonego. Było to zdjęcie z dnia, w którym go kupiłam. Łzy napłynęły mi do oczu, oglądałam dalej. Kolejne zdjęcie przedstawiało mnie i Amora podczas czyszczenia. Koń unosił tylną nogę w celu kopnięcia, a ja stałam przy jego łopatce i głaskałam po szyi. Przerzuciłam kilka stron i zatrzymałam się na jednej. Ja i ogier na łące w galopie, nasz pierwszy wspólny teren. Uszy konia na tym zdjęcia skierowane były do przodu, a jego sylwetka rozciągała się w pełnym galopie. Kolejne zdjęcie-nasz pierwszy wspólny skok. Następne fotografie, razem na lonży, w galopie, podczas ćwiczeń na hali czy nawet ganiający się po padokach. I ostatnie. Zdjęcie przedstawiające nasz... upadek. Nasz ostatni upadek na zawodach...
Zamknęłam album i otarłam łzy. Zakopałam się pod kołdrą i dopiłam kakao. Byłam zmęczona, więc szybko zasnęłam.

***rano***
Obudziła mnie melodia budzika nastawionego w telefonie. Jęknęłam z rozpaczą i przewróciłam się na drugi bok, zakrywając głowę poduszką. Muzyczka stawała się nie do zniesienia, w końcu poczłapałam wyłączyć budzik i ogarnęłam się. Na szczęście wyrobiłam się na lekcje.
***kilka godzin później***
Boże, już tylko matma~pomyślałam z ulgą, która zaraz minęła, bo przecież to matma. Zadzwonił dzwonek na lekcję, z westchnieniem udałam się pod klasę.
Siedziałam w ławce próbując ogarnąć, o co chodzi w tym czymś, co pani próbowała bezsilnie wytłumaczyć. Położyłam głowę na ławce i zamknęłam na chwilę oczy. Wyobraziłam sobie stajnię, Amora... niestety rzeczywistość była nieco bardziej brutalna.
-To w takim razie... pani Brown!-ostry skrzek kobiety, która uczyła nas matematyki, przerwał moje marzenia.-Proszę nam wytłumaczyć, jak rozwiązać powyższe działanie krok po kroku.-uśmiechnęła się i przymrużyła oczy.
Patrzyłam na tablicę oniemiała, widniała na niej mieszanina cyfr i ułamków, jakichś symboli. Ja w życiu tego nie rozwiążę...~pomyślałam.
-Nie wiem.-powiedziałam wciąż zerkając na podręcznik i tablicę.
Nauczycielka pokręciła tylko głową.
-Twoją wypowiedź ustną oceniam... no cóż, przeciwieństwo szóstki.-wpisała „cudowną" cyfrę do dziennika.
Warknęłam cicho pod nosem, na szczęście zadzwonił dzwonek i byłam wolna. Wyszłam szybko z klasy.
-Nigdy nie zrozumiem matmy.-warknęłam do siebie, jednak chyba zbyt głośno.
Podszedł do mnie Aaron.
-Mówiłaś coś o matmie?-zapytał z uśmiechem.
Kiwnęłam głową wciąż mając zły humor po ostatniej lekcji.
-Może...chcesz, żebym ci pomógł? Ja ogarniam matmę i to dość dobrze.-uśmiechnął się lekko.
-Jasne! Jeśli mógłbyś...-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.

>Aaron? Pomożesz Triss z matmą? ^^ <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.