-Wiesz, dopiero teraz zauważyłem, jakie masz piękne
oczy.-uśmiechnąłem się, a Rosalie spłonęła rumieńcem.
-Ty też.-powiedziała cicho, po czym szybko dodała-Już
opatrzyłam, jeszcze tylko plaster i gotowe.
Pokiwałem głową, a Rosalie nakleiła mi plaster na łuk
brwiowy i uśmiechnęła się lekko.
-Dzięki.-powiedziałem.-Chcesz może poćwiczyć ze mną na hali?
Idę z Comodo na trening samodzielny i pomyślałem, że może poszłabyś z nami.
-Jasne.-odpowiedziała dziewczyna.
-To co, idziemy do stajni?-zaproponowałem, na co Ros kiwnęła
głową.
Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się w stronę stajni. Z
daleka doszło do mnie cienkie rżenie.
-To Angel.-powiedziała rozbawiona Rosalie.
Weszliśmy do budynku i podeszliśmy do boksów swoich koni. Wszedłem do
Comodo, który zarżał cicho. Zaśmiałem się i pogłaskałem wałacha, który trącił
mnie pyskiem. Dałem mu marchewkę, po czym cmoknąłem dając koniowi znak, aby
szedł za mną, i wyszedłem z boksu. Usłyszałem kroki konia za sobą i
uśmiechnąłem się lekko. Commy stał spokojnie na korytarzu, czekając zapewne, aż
zacznę go czyścić. Przypiąłem uwiąz do jego kantara i uwiązałem go luźno, a sam
poszedłem po szczotki i sprzęt.
-Idę po rzeczy.-rzuciłem do Rosalie, która czyściła Angel.
-Yhyym.-odparła.
Szedłem szybkim krokiem do siodlarni. W końcu przewiesiłem
przez jedną rękę siodło z czaprakiem i ogłowie, a do drugiej wziąłem skrzynkę
ze szczotkami i ochraniaczami. Ruszyłem z powrotem do konia, uważając, żeby nic
mi nie spadło.
-Pomóc ci może…?-usłyszałem głos Rosalie przypatrującej mi
się.
-Nie, dzięki.-uśmiechnąłem się i podrzuciłem lekko czarne
siodło.
Dziewczyna rzuciła szybkie spojrzenie na sprzęt.
-Skokówka?-zapytała
przekrzywiając lekko głowę w bok.
Kiwnąłem potwierdzająco głową i położyłem siodło na wieszaku
obok boksu Comodo. Ogłowie powiesiłem na haczyku i zacząłem czyścić
wierzchowca, który już po kilku minutach szybkiego, dokładnego czyszczenia,
lśnił. Zostały mi już tylko kopyta, które szybko ogarnąłem.
-Jak tam? Gotowi?-spytała Ros, trzymając wodze Angel.
-Jeszcze się siodłamy.-odparłem i zarzuciłem czaprak na
grzbiet mojego kompana, w następnej kolejności siodło wylądowało na nim.
Założyłem wałachowi ochraniacze i ogłowie bez problemów.
-Gotowi.-powiedziałem i z zadowoleniem poklepałem konia.
Rosalie bez słowa wyszła ze stajni i skierowała się na halę.
Poszedłem za nią puszczając wodze Comodo, który i tak szedł za mną, dotykając
chrapami mojego ramienia. Doszliśmy na halę, otworzyłem drzwi, po czym
czekając, aż Rosalie wejdzie, zamknąłem je. Dziewczyna dopięła popręg, po czym
podciągnęła się na grzbiet karej klaczy. Szybko zrobiłem to samo, już z
grzbietu Comodo spojrzałem na Ros.
Inni uczniowie akurat opuszczali halę, więc niedługo potem
mieliśmy ją tylko dla siebie. Rosalie stępowała w sporej odległości ode mnie.
Dałem wałachowi długą wodzę, aby rozgrzał się przed treningiem. Ten z
przyjemnością wyciągnął szyję, rozglądając się radośnie i strzygąc uszami. Uśmiechnąłem
się, i po kilkunastu minutach stępa skróciłem wodze.
-Kłusem?-zwróciłem się do Rosalie, ta pokiwała głową.
Przyłożyłem łydki do boków konia
trochę mocniej, Comodo zakłusował energicznie, był jednak opanowany. Z zadowoleniem
pogłaskałem go po kasztanowatej szyi i anglezowałem, zgrywając się z rytmicznym
kłusem oldenburga. Rosalie kłusowała na przeciwnej ścianie, ruch jej klaczy był
naprawdę piękny, musiałem to przyznać. Rozejrzałem się i zauważyłem drągi na
przekątnej, postanowiłem na nie najechać. Pochyliłem się w lekkim półsiadzie,
kiedy nogi Comodo unosiły się podczas pokonywania drążków. Zobaczyłem Rosalie,
która kręciła ósemki w kłusie. Uśmiechnąłem się na widok dziewczyny siedzącej w
pełnym siadzie, ze skupioną miną.
Po ćwiczeniach w kłusie nadszedł czas na
galop. Usiadłem głęboko w siodle i przyłożyłem łydki do boków konia, a ten
ruszył rytmicznym galopem. Angel także, na polecenie Ros, zagalopowała. Przesunąłem
ręce z wodzami nieznacznie do przodu i cmoknąłem cicho, co wałach odebrał
prawidłowo jak sygnał „Przyspiesz!”. Z zadowoleniem wykonał polecenie, a ja
pochyliłem się w półsiadzie. Po kilku kółkach zwolniłem do stępa.
-Ja zaczynam skakać.-oznajmiłem Rosalie.
-Dobrze sobie radzicie.-powiedziała dziewczyna.
-Dzięki, wy też.-uśmiechnąłem się i spojrzałem jej w oczy na
chwilę.
Zsiadłem z konia i
ustawiłem kilka przeszkód, po czym wsiadłem i zagalopowałem. Najechałem na
pierwszą przeszkodę, kopertę. Dodałem trochę, aby wyrobić się z odpowiednim
wybiciem, które udało się. Po udanym skoku Comodo szarpnął radośnie łbem. Zaśmiałem
się cicho i skierowałem nas na wyższą stacjonatę, tutaj też poszło dobze,
chociaż wałach trochę zbyt późno się wybił powodując chwilowe wybicie z rytmu.-Skaczecie z nami?-zapytałem Rosalie, która kiwnęła głową i zagalopowała, aby dołączyć.
Tym razem jechałem na 90-centymetowego wzwyż, i około 70-centymetrowego oksera. Skupiłem się i przytrzymałem lekko Comodo, aby nie pędził i nie wybił się za wcześnie. Udało się; wałach oddał harmonijny i płynny skok, zaraz potem skręciłem na metrową stacjonatę. Znów z powodzeniem, zachęcony takim obrotem spraw najechałem na kolejną metrówkę, tym razem skończyło się to
głuchym uderzeniem drąga w podłoże. Nie przejąłem się tym
zbytnio i najechałem na małą kopertę, po czym przeszedłem do kłusa. Rosalie i
Angel skakały jeszcze przez chwilę.
Pogłaskałem kasztana i zwolniłem do stępa, Rosalie poszła w
moje ślady. Spojrzała na mnie, jakby chciała coś powiedzieć.
-W sumie chciałabym zobaczyć konie szkółkowe, może po treningu pójdziemy?-zapytała z lekkim uśmiechem.
-Jasne.-zgodziłem się.-I dziękuję za opatrunek.
>Ros? ^^ <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.