niedziela, 16 kwietnia 2017

od Rush'a cd. Viktorii

Już myślałem, że nic nie popsuje tego dnia... ale Aleu to zbyt wiele nawet jak dla mnie. Dziś w konfrontacji z nią wyjątkowo mnie poniosło... Co za tępa...
- Ru, wszystko w porządku?- moje rozmyślania przerwała Tori, która nadal opierała głowę na moim ramieniu. Westchnąłem i pogładziłem ją po włosach...
- Tak, ja po prostu martwię się o Francuza... jego pseudo właścicielka przez cały poranny pobyt w stajni próbowała zapleść mu grzywę... wyrywając przy tym połowę jego jasnych włosów. Myślałem, że zrobię jej krzywdę...- warknąłem, starając się zapomnieć o tamtych drażniących wydarzeniach, dziewczyna jęknęła
- To niesprawiedliwe... ten koń nikomu nie zawinił. Ja wiem jak to się kończy Rush... wiem co ona potrafi zrobić z koniem- szepnęła, bawiąc się rękawami swojej bluzy...- Zawsze jest tak samo... mało optymistycznie
Odsunąłem od siebie wszystkie złe myśli dotyczące siwego araba, nie miałem na to wpływu... i tak nie mogłem niczego w tej sprawie zrobić. Co za popieprzona sytuacja...
***
- Tylko ostrożnie!- krzyknęła moja towarzyszka, gdy jeden z chłopaków wyprowadzał klacz z przyczepy. Wish wyglądała na pełną energii.
- Przejazdy zaczynają się za 2 godziny, proponuję odprowadzić North i przejść się do kafejki- mruknąłem i wskazałem na róg budynku... wszędzie było pełno ludzi...
- Jasne, podprowadzisz ją? Muszę ogarnąć plan zawodów- mruknęła, spoglądając na pognieciony skrawek papieru. Zaśmiałem się pod nosem i chwyciłem uwiąz od "pomocnika".
Wysoki mężczyzna o dość poważnych rysach twarzy, pokierował nas do odpowiedniej stajni, za co zgodnie podziękowaliśmy i ruszyliśmy we wskazanym kierunku. Kara klacz spoglądała na wszystko dookoła ciekawskim wzrokiem, ale na szczęście postanowiła nie płatać mi żadnych figli i ładnym, rytmicznym krokiem podążała po mojej prawej stronie. Chyba jej za to jakoś specjalnie podziękuję... koszyk marchwi? Może romantyczna kolacja z Sil'em nad brzegiem jeziora? Albo brokat?
- Numerek 23... ... 23.. a może to było 32?!- Tori zaczęła panikować, parsknąłem śmiechem
- Księżniczko... to było 13- oznajmiłem i wskazałem na drzwiczki odpowiedniego boksu, dziewczyna złapała się za głowę
- Przecież to pechowa liczba?! A dziś jest przeklęty piątek...- widocznie trochę się zestresowała. Wzruszyłem ramionami
- Spójrz na to z innej strony skarbie, może przyniesiesz dzisiaj pecha wszystkim dookoła, dzięki czemu pozostaniesz ostoją szczęścia i wiecznego farta- mruknąłem pocieszająco i poklepałem ją po ramieniu... wywróciła oczami w geście irytacji
Gdy North zajęła przydzielone miejsce, mogliśmy zająć się ściąganiem ochraniaczy i rozczesywaniem ogona. Po kilkunastu minutach Wish przypominała konia z pierwszych stron gazet. Niejednokrotnie osoby ją mijające spoglądały na karuskę pełnym zazdrości wzrokiem, wyszczerzyłem zęby w uśmiechu zwycięstwa, a Viki spojrzała na mnie jak na dziecko ciężkiego przypadku. Zaczęliśmy się śmiać...
- Mówiłam, że masz uważać!- na dźwięk znajomych odgłosów (tego nie dało się nazwać inaczej) omal nie połamałem zgrzebła, które trzymałem w dłoni...
Tori najwyraźniej zauważyła moje zmieszanie, ponieważ zaczęła gładzić mnie po ramieniu, to chyba faktycznie nieco ostudziło mój zapał i chęć krwawego mordu. Spojrzałem na "korytarz".
Siwy arabek podskakiwał lekkim, majestatycznym krokiem. Wyglądał jakby płynął, nie dotykając kopytami podłogi. Młody, niesamowicie wrażliwy koń... jakim cudem do cholery wpuścili ją z nim na takie zawody? Odruchowo uderzyłem z wściekłości otwartą dłonią w jasne drewno drzwiczek, po czym syknąłem z bólu. Dziewczyna wstrzymała powietrze...
- Ru, co ty wyprawiasz?!
- Wybacz, poniosło mnie...
Moja towarzyszka złapała mnie za nadgarstek i lekko go pogładziła... uśmiechnąłem się pod nosem. Jej dotyk działał po prostu kojąco. Wtedy zwyczajnie ją przytuliłem, chowając twarz w jej aksamitnych włosach. Mógłbym tak stać wieczność...
- O już jesteście! W widzę, że startuję bezpośrednio po was- zaświergotała Aleu chamsko się wypinając prosto w naszą stronę. Spojrzałem na jej twarz... Pożałowałem... to będzie mi się śniło po nocach...
Tori widząc moje zmieszanie połączone z obrzydzeniem wybuchła histerycznym napadem śmiechu... zapowiadał się naprawdę chory dzień...
***
- Cały czas obawiam się, że przegapię ten skrót...- wymamrotała moja towarzyszka i wskazała na jedną z linii, znajdujących się na pomiętej kartce, pokręciłem przecząco głową
- Ja jestem pewien, że wszystko będzie perfekcyjnie. Ty i North stanowicie bardzo zgrany zespół- posłałem jej uśmiech- Poza tym zawsze gderasz, że coś pomylisz, a później muszę zbierać szczękę z podłogi- dodałem nieco poważniejąc
Dziewczyna prychnęła, dopijając herbatę, a następnie odstawiła puste naczynie na stolik. Była dziś wyjątkowo niespokojna... w sumie czego można było się spodziewać skoro konkurencja okazała się dużo liczniejsza niż oboje myśleliśmy.
- Lepiej zacznijmy przygotowywać North, zaraz wszystko się rozpocznie...- szepnąłem, bawiąc się pustym kubkiem w przedziwne wzory, moja towarzyszka zerwała się z miejsca jak oparzona.
- I widzisz, gdyby nie ty po prostu bym się spóźniła- westchnęła
- I właśnie dlatego z tobą jestem księżniczko, pamiętaj że zawsze możesz na mnie liczyć- oznajmiłem i chwyciłem jej dłoń, która tak idealnie pasowała do mojej... Następnie udaliśmy się w kierunku boksów, podziwiając konie kolejnych uczestników...
> Toriś ♥ ?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.