poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Od Aaron'a CD Triss

Rankiem obudził mnie przeraźliwy dźwięk. To był przeklęty odgłos mojego budzika. Warknąłem i wymacałem pod poduszką urządzenie. Spojrzałem na wyświetlacz i od razu wyłączyłem dzwonek. Zamknąłem oczy, a głowa opadła mi bezwładnie na poduszkę. Po chwili do moich uszu dobiegło ciche warknięcie. Otworzyłem oczy i ujrzałem wielki czarny łeb Kali'ego.
- Nie można. - Mruknąłem. W odpowiedzi pies tylko fuknął.
Zwierzak podskoczył i oparł się przednimi łapami o materac łóżka. Jedną z nich położył mi na plecach.
- Czego chcesz Kali? - Jęknąłem. "Dlaczego ja wczoraj piłem?" zapytałem sam siebie w myślach.
Niechętnie podniosłem się i usiadłem na racie łóżka. Pies usiadł obok mnie i położył tym razem łeb na moich udach domagając się głaskania. Oczywiście zrobiłem to czego chciał. Z drugiej strony na łóżko wskoczył Loki. Także upominał się o pieszczoty. Chwilę pogłaskałem oba psy i zszedłem na dół. W kuchni siedział mój niedorobiony braciszek oraz rodzice. Przywitałem się z nimi.
- O której wczoraj wróciłeś? - Zapytała matka.
- Około 3. - Opowiedziałem z uśmiechem podczas nalewania mleka do miski z płatkami.
Zamieniłem kilka zdań z rodzinką i poszedłem do siebie. We wszystkich tych czynnościach towarzyszyły mi moje psy. W sypialni wyciągnąłem z szaf torby i rzuciłem obok łóżka, sam położyłem się na nim.
- Loki. - Zawołałem zwierzaka. - Przynieś. - Rzucałem w stronę szafy na ubrania chrupki, a pies brał w zęby daną rzecz i mi przynosił. Tak samo robiłem z Kali'm. 
Spojrzałem w stronę drzwi i zobaczyłem idiotę który jest z punktu prawnego moim bratem. Zniknął tak szybko jak się pojawił. Nie lubiłem tego człowieka. Cały czas robił w tym domu za pana idealnego i podlizywał się na każdym kroku rodzicom. Zawsze miał bardzo dobre opinie od nauczycieli, nigdy nie zrobił nic nielegalnego, schludny ubiór i wiecznie nienaganne forma wypowiedzi. Miałem ochotę go rozszarpać. Bardzo żałuje, że on też zgodził się jechać do akademii. Choć teraz mogłem robić z nim co będę chciał. Mam na niego tyle haków, że głowa mała. Niestety ale w tej rodzinie to ja mam talent do hakowania i mam dostęp do każdego jego profilu w internecie. Uśmiechnąłem się mimowolnie wiedząc o tym.
*** Późnym wieczorem ***
Droga minęła całkiem dobrze. Z tą męską babą cały czas jednak rywalizowaliśmy o uwagę mamy i taty. Ja i tak byłem w tej lepszej sytuacji bo jestem ich pierwszym dzieckiem i najbardziej kochanym. Mały gówniarz się do mnie nie umywał pod żadnym względem.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce rodzice od razu wysiedli z auta i zniknęli w ogromnym budynku. Wysiedliśmy z samochodu ja od razu otworzyłem bagażnik vana. Psy siedziały w oddzielnych klatkach. Postanowiłem je wypuścić aby rozprostowały łapy. Założyłem im na pyski kagańce, a do kolczatek przypiąłem smycze. Moje bestie to naprawdę sporych rozmiarów zwierzaki które mają tak samo dużo siły.
- Zadowolony, że będziemy tutaj razem? - Spojrzałem na tego debila z podłym uśmiechem.
- Jak zawsze. - Burknąłem.
Luke zniknął za przyczepą w której stały konie. A ja zacząłem oswajać pupile z nowym terenem.
Drzwi w których wcześniej zniknęli moi rodzice znowu się otworzyły. Wyszli, jednak obok nich stała jakaś kobieta.
- Chłopcy! - Zawołała aby zwrócić naszą uwagę na sobie. -Chodźcie. A Ty Aaron zostaw psy w samochodzie na razie.
Westchnąłem niechętnie i znowu wprowadziłem pupile do klatek zamykając je dokładnie.
- Debil. - Syknął Luke.
- Ciota. - Nie mogłem mu odpuścić.
Podszedłem do czwórki osób które stały na schodach wejściowych.
- To jest Pani Peek. Ona tutaj rządzi. - Kontynuował ojciec i spojrzał na siwą kobietę znacznie starszą ode mnie. - To jest Luke. - Wskazał na gnojka. - A to Aaron. - Potem na mnie.
- Witajcie chłopcy. - Pani Peek przemówiła. - Miło mi was poznać.
- Nam Panią też. - Odpowiedziałem praktycznie równo z bratem.
- Tu są klucze do pokoi. Na prośbę Waszych rodziców mieszkacie oddzielnie. Jutro zaczynacie lekcje o 8 rano. Za chwilkę przyjdą stajenni i pokażą gdzie są boksy Waszych koni, gdzie kładziemy cały sprzęt itp. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni z pobytu tutaj. Ja już muszę niestety iść. Życzę miłego wieczoru, do widzenia. - Uścisnęła dłonie naszych rodziców i odeszła.
Zabraliśmy się od razu do rozpakowania i przeniesienia rzeczy do nowych sypialni, oprowadzenia koni i całej reszty.
Niestety Orion musiał sprawiać problemy. Już na dzień dobry ugryzł jakiegoś stajennego, a drugiego próbował kopnąć. Droga od przyczepy do boksu to była jakaś masakra. Cały czas byłem opanowany i zdecydowany. Wszyscy stali tylko z boku, patrzyli na mnie i moje wyczyny z niesfornym ogierem.
Wszystko zajęło nam jakieś cztery godzinki, po tym pożegnałem się z rodzicami. Zostałem teraz z Loki'm, Kali'm i tym debilem.
Spojrzeliśmy na siebie pogardliwie i rozeszliśmy się w swoich kierunkach. Sam postanowiłem trochę pozwiedzać. Od razu ruszyłem z podopiecznymi w stronę łąki za akademią. Rozejrzałem się uważnie, byłem tam tylko ja, nikogo poza tym. Bez chwili wahania spuściłem zwierzaki, a także zdjąłem kagańce. Loki od razu przyniósł mi jakiś patyk zachęcając tym samym do zabawy. Rzuciłem mu go kilka razy oczywiście za każdym razem mi go przynosił. W między czasie drugi z psów biegał i obwąchiwał wszystko co jest możliwe. Dzisiaj oboje mieli jakieś dobre humory. Cały wypad został przerwany przez Loki'ego. Nagle pies zaczął szczekać. No jednak to nie są jakieś yorki które piszczą, ich głosy są potężne. Spojrzałem w tym kierunku. Pies stał naprzeciw konia i jakiejś dziewczyny na nim siedzącej. Wierzchowiec był podenerwowany.
- Kali! - Krzyknąłem aby zwrócić uwagę psa i przywołać go do siebie. Oczywiście ruszyłem w ich kierunku. Czarny zwierzak niemal natychmiast siedział już grzecznie przy mojej nodze.
- Przepraszam za niego. Należysz do Akademii? - Mój głos był lekko szorstki.
- Tak. - Usłyszałem nieśmiałą odpowiedź, nieznajoma patrzyła w grzywę swojego konia.
- Ja dzisiaj przyjechałem. Jestem Aaron. - Coś mnie w niej zaciekawiło i postanowiłem kontynuować rozmowę.
- Triss.
Dałem znać ręką psu aby został na miejscu, sam podszedłem do klaczy i pogłaskałem ją po szyi.
- Wracasz z terenu, to Twój koń? - Zapytałem.
- Nie, Susan jest szkółkowa. Mój koń... - Zawahałam się. - Mój koń to Amor. A... Ty? Masz jakiegoś konia?
Triss zaczęła bawić się palcami w które wbiła swój wzrok.
- Mam ogiera, nazywa się Orion. - Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. Z głosu pozbyłem się już tego oschłego tonu.
Rozmowę jednak przerwał drugi z psów i krzyki w oddali. Spojrzałem w ich stronę.
- Kali! Do mnie! - Zawołałem do siebie psa, który przybiegł od razu. - Co tam się dzieje?
- Nie wiem... - Odpowiedziała.
- To chodźmy sprawdzić.
Ruszyłem biegiem w stronę stajni. Mógłbym przeskoczyć przez bramę ale zostawiłbym po drugiej stronie. Otworzyłem ją i przy okazji Triss mogła spokojnie sobie wjechać. Oczywiście po tym wszystkim zamknąłem ją i dalej biegiem ruszyłem. Niestety nie byłem tak szybki jak koń czy psy i byłem na szarym końcu. Przed wejściem wszyscy się zatrzymali, dziewczyna zeskoczyła z klaczy. Kiedy lądowała na ziemi widziałem grymas jej bólu. Podszedłem do niej i lekko ją podtrzymałem.
- Wszystko dobrze?
- Tak jasne. - Odpowiedziała nadal na mnie nie patrząc.
- Łapcie go! - Krzyk jakiejś dziewczyny przerwał nam rozmowę. Oboje spojrzeliśmy w stronę wejścia.
Niczym strzała wyleciał z niego nikt inny jak Orion. Westchnąłem bezradnie i patrzyłem jak biegnie między ogrodzeniami padoków. Ze stajni wyleciała grupka ludzi.
- Co się stało? - Zapytałem poddenerwowany.
- Kim jak każdego dnia karmiła konie, kiedy weszła do tego diabła on zaczął stawać dęba, wierzgać, rżeć i co nie tylko. - Warknął jakiś starszy mężczyzna. - Gonić go do cholery! - Wydał rozkaz całej reszty.
- Nie! - Warknąłem wściekle.
Wyrwałem z rąk jednego z nich uwiąz i sam ruszyłem w stronę ogiera. Zabroniłem w między czasie wszystkim podchodzić do naszej dwójki. Niestety nie udało mi się go złapać, jedyne co mogłem zrobić to tylko i wyłącznie zagonić go za pomocą psów na padok. Zmęczony i cały w kurzu zamknąłem go i podszedłem do grupy gapiów.
- Nikt nie ma prawa do niego podchodzić bez mojego pozwolenia czy też bez mojej obecności. - Warknąłem i rzuciłem w stronę jakiegoś chłopaka uwiąz. Gwizdnąłem na psy które ruszyły za mną. Bez słowa dotarłem i usiadłem pod ogrodzeniem padoku. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, wyciągnąłem jednego i odpaliłem. Loki i Kali położyli się niedaleko mnie.
Usłyszałem kroki, podniosłem głowę i zobaczyłem Triss. 
>Triss? ^^ <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.