Kilka dni później dostałem SMSa z adresem, jutrzejszą datą i godziną, o której miałem pojawić się na miejscu. 14? Wiadomość sprawiała wrażenie jednej z tych, po których za dwa tygodnie moje ciało zostanie znalezione w jakiejś rzece, nadgryzione przez ryby i prawdopodobnie bez głowy, żeby utrudnić identyfikację. Wrzuciłem adres w Google. Pierwszym wynikiem faktycznie był warsztat samochodowy. Albo nie planuje nic podejrzanego, albo dobrze się ukrywa, przemknęło mi przez myśl, przez co uśmiechnąłem się pod nosem.
“Pracuję do 16. Nie ma szans, że urwę się wcześniej” odpisałem. Znalezienie zastępstwa w mniej niż dobę graniczyło z cudem. Poza tym musiałem skądś wziąć pieniądze na, zapewne absurdalnie drogi, lakier do jego cudeńka.
Na odpowiedź musiałem poczekać kilka dobrych minut. Niewykluczone, że musiał się uspokoić. Nawet nie mogłem mu się dziwić, na jego miejscu zapewne też byłbym wkurwiony. “Okej.” Z kropką nienawiści. Darowałem sobie wysyłanie czegoś w stylu do zobaczenia jutro.
***
Suwaki na konsolecie gładko zjechały na sam dół pod moimi palcami. Wyłączyłem odpowiadające im przełączniki, potem phantoma a na koniec całą konsoletę. Lewy komputer wyłączył się dość gładko. Prawy postanowił zawiesić się przy wyłączaniu pasjansa, w którego grałem przez ostatnie pół godziny. Kopnąłem lekko obudowę stojącą pod biurkiem. O dziwo pomogło. Jeszcze raz sprawdziłem czy wszystko jest na swoim miejscu i wyłączone zanim wyjąłem z plecaka dres i koszulkę, których nie szkoda było zabrać do warsztatu i zniknąłem w toalecie się przebrać. Schowałem poprzednie ubrania, zabrałem swoją kurtkę i gasząc światło, wyszedłem ze studia.
Jakieś dwadzieścia minut później dotarłem pod adres z SMSa. Blondyn dłubał już przy swojej Impali, ale przerwał zajęcie i obserwował uważnie jak zatrzymuję swój samochód po przeciwnej stronie małego parkingu. Kiedy się zatrzymałem wstał i podszedł do mojego samochodu, nadal trzymając w ręku coś, co wyglądało z tej odległości na klucz nasadowy. Wysiadłem.
- Zanim dotkniesz czegokolwiek krótkie wprowadzenie - zaczął. - To nie jest jebana Toyota, żeby jej nie zauważyć. - Wskazał dłonią w stronę swojego Chevroleta. - To jest Toyota, której można nie zauważyć. - Tym razem stuknął kilka razy w maskę mojego Yarisa, czekając na moją reakcję.
- Dlatego jest porysowana - rzuciłem, zanim zdążyłem się zastanowić czy to mądry pomysł.
- To już twój problem - zauważył, odwracając się na pięcie i ruszając w kierunku swojego auta. - Nie mamy całego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.