Tony miał odrobinę instynktu samozachowawczego. Zamiast oprzeć się biodrem o Impalę, wsparł plecy o czerwonego grata, zaparkowanego na sąsiednim miejscu. Arthur ewidentnie kochał ten samochód. Zapewne na trzeźwo powiedziałby coś równie romantycznego, ubierając to w nieco inne słowa. Szatyn nie mógł jednak pozwolić na to, by kompan wsiadł za kółko w tym stanie. Ukrywając twarz w dłoniach, westchnął, próbując wpaść na sensowny argument. Skoro procenty do niego nie przemawiały, stracenie prawka również nie powinno go ruszyć. W Teksasie wszystko byłoby łatwiejsze. Gdyby upili się w miasteczku, z którego pochodził, po prostu wsadziłby go na konia i odwiózł do domu. A raczej to koń odwiózłby ich. W końcu Milky Way znała się na powrotach do stajni jak mało kto, czym nie raz uratowała Hendersonowi dupę. Odrywając ręce od twarzy, ponownie spojrzał na cacko blondyna. Nie dostrzegając na nim widocznych rys, wpadł na pewien plan.
- Okej, dam ci odjechać. - Tutaj dwukrotnie czknął. - Jeśli zrobisz sensowną jaskółkę.
- Co? - Arthur podniósł na niego wzrok.
- Jeśli zrobisz jaskółkę. - Wziął głęboki wdech, by otrzeźwić nieco umysł. - Dasz radę się nie rozbić. Raczej nie chcesz, by dziecinka się porysowała albo została skrzywdzona przez wypadek, nie? - Próbował zrealizować mu potencjalne konsekwencje jazdy po pijaku. - A jak się wyjebiesz, jedziemy taksówką. To i tak lepsze od nocnego autobusu, stary.
Arthur? Pingu, dawaj jaskółkę XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.