sobota, 31 marca 2018

Od Ji-Hana


 Poranek przebiegł  w całkiem ciekawy sposób, głównie na zwiedzaniu zakamarków Akademii, co i tak skończyło się upomnieniem dyrektorki. Postanowiłem również pojeździć na którymś z koni stajennych, iż od mojego przybycia ciekawił mnie jeden z tutejszych okazów, tak więc zmieniając strój na czarne bryczesy i szary sweter, swobodnym krokiem ruszyłem do stajni. Konie stojące w boksach spokojnie skubały siano, w czym wyjątkiem była nerwowo kręcąca się w boksie księżniczka, co chwila mocno uderzająca zadem w ścianę boksu. Nie wiedząc, czy ma ona tak w standardzie, wziąłem wiszący kantar i powoli wkroczyłem z nim do boksu, co dodatkowo rozjuszyło klacz. Panna byłaby mi spieprzyła, gdyby nie to, że zatrzasnąłem jej drzwi boksu tuż przed nosem. Tak czy inaczej po 10 minutach podejść do jej pyska i ucieczek przed kopytami, wreszcie złapałem tę bestię na kantar i przypiąłem po obu stronach korytarza. Mestano była chyba wyjątkowo niezadowolona moim dzisiejszym wyborem, gdyż gdy tylko dotknąłem jej nogi w celu wiadomo jakim, zostałem wrednie odtrącony zadem. Mam szczęście do wrednych koni. Kobyła podczas siodłania stała nabuzowana niczym ja po dwóch tabliczkach czekolady i papryczkach chili (nie znoszę ich :c), jednak gdy w jej pysku wylądowało wędzidło a za uszami profilowany potylicznie nagłówek, wydała niezadowolony pomruk i zamieniła się w żyrafę, co mi nie przeszkodziło, gdyż nadal byłem od niej wyższy.
-Widzę, że będziesz skakał. - w progu stanęła jeszcze mi nieznana instruktorka.
-Nie, trochę się z nią pomęczę, bo widzę zadziorny okaz.- Kobieta popatrzyła na mnie matczynie, po czym zniknęła z mojego pola widzenia. Zgrabnie ukryłem fakt, że jej nie kojarzę.
Klacz na początku miała wielkie obawy co do moich planów, lecz po włączeniu galopu, całkiem zmieniła zamiary - z popsucia mi krwi, na bezczelne strącenie mnie z siodła. Zrobiłem trochę dodań w galopie, gdyż kobyła nadal robiła harce, jak brykanie na narożnikach, a że równowagę w siodle miałem całkiem dobrą nie zasmakowałem piachu. Z poobijaną dupą zsunąłem się z siodła i poklepałem klacz po spoconej szyi. Stanowczo pociągnąłem za wodze, a klacz grzecznie ruszyła w stronę wyjścia.
***
Doszedłem do wniosku, że trzeba będzie częściej odwiedzać Mestano, gdyż powoli czułem mięte do jej charakteru. Spacerując spokojnie wkoło budynku Akademii z aparatem w ręku, robiłem amatorskie zdjęcia wszystkiemu co mnie otaczało, tak więc nie było niczym dziwnym, że ludzie tam obecni patrzyli na mnie jak na zboczeńca. Słońce chyliło się ku zachodowi, a księżyc jeszcze ziewał, znudzony powolnie chodzącymi ludźmi. Mimo obolałej kości ogonowej postanowiłem nie wracać jeszcze do trójki, odpuszczając sobie robienie zadania z biolki. Zachód słońca na tej części ziemi wyglądał bardzo inspirująco, więc nie zrobienie małej sesji mojemu drogiemu wałachowi byłoby grzechem. Ciemnogniady szybko dał się opatulić w derkę polarową i ustawiając sobie aparat, strzeliłem parę zdjęć. Koń zadowolony z mojego pomysłu pognał hen daleko i wprowadzanie go teraz pogorszyłoby stan moich czterech liter. Już chciałem zabierać się za oglądanie zdjęć, gdy za sobą usłyszałem czyjś głos.
-Lubisz fotografię?

Ktooś? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.