-Hannah? Wszystko w porządku -dziewczyna płakała, jednak próbowała to ukryć.
-Jeśli mam być szczera, to nie. Nic nie jest dobrze, ale... nieważne -powiedziała wycierając łzy.
-Ważne, skoro płaczesz. -odparłem i zamknąłem boks Basty. Szatynka spojrzała na swojego konia, delikatnie głaszcząc go po chrapach. Musiało się stać coś naprawdę nieprzyjemnego -Chcesz o tym porozmawiać?
-Nie...ja... nie wiem...-w jej głosie słychać było żal i smutek? W sumie smutek to mało powiedziane.
-Widzę że stało się coś poważnego. Chodź... chyba, że chcesz tu rozmawiać -powiedziałem patrząc na stajennych i kilka osób siodłających konie.
-Możemy iść gdzie indziej -mruknęła dziewczyna. Wyszliśmy ze stajni, kierując się do internatu.
-Może pójdziemy do mnie? -zapytałem, na co ta niepewnie pokiwała głową. Uśmiechnąłem się lekko, po czym wyciągnąłem z kieszeni klucze do pokoju. Byliśmy już na korytarzu, o dziwo cichym, gdy nagle Hannah się coś przypomniało.
-Ej, czekaj...-odwróciłem się wydając z siebie krótkie "hmm?". -Mogłabym wziąć tylko mojego psa? Nie powinna za długo siedzieć sama...
-Jasne -powiedziałem i wyjąłem klucz z zamka. Hannah mieszkała na tym samym piętrze, więc nie musiała wędrować daleko. Zza drzwi do mojego pokoju dobiegało szczekanie Kulki... czyli Andy'ego nie było w pokoju.
-Już jestem -powiedziała Hannah stając obok mnie wraz z psem -To Coffe -dodała krótko.
-Suczka? -spytałem otwierając drzwi. Szatynka pokiwała głową i pogłaskała czworonoga -Śliczna -odparłem z uśmiechem. Po chwili z pokoju wybiegła Kulka... a raczej próbowała, bo udało mi się ją w ostatniej chwili złapać.
-Gdzie? -zapytałem ze śmiechem i podniosłem tą małą bestię -Wchodź -rzekłem z uśmiechem, na co dziewczyna lekko się uśmiechnęła, po czym delikatnie pociągnęła smycz Coffe. Na szczęście ten mały czarnuch nic nie zniszczył i w mieszkaniu panował porządek. Położyłem suczkę na ziemi dając komendę "siedź", której i tak nie posłuchała. Postanowiłem, że od razu zagotuję wodę na herbatę, bo ta rozmowa może być dość trudna dla Hannah.
-Możesz spuścić Coffe -powiedziałem nieco głośniej, by dziewczyna usłyszała mnie z kuchni. Dla siebie wyciągnąłem torebkę zwykłej herbaty, a dla Hannah melisę. Zanim woda się zagotuje to trochę potrwa, więc zdecydowałem że pójdę już do salonu.
Szatynka przyglądała się psom, które najwidoczniej bardzo się polubiły, bo skakały razem, wspólnie bawiąc się jakimś pluszakiem. Dziewczyna usiadła na kanapie i pogłaskała bawiącą się Coffe, z jej oczu wypłynęły łzy.
-Moi rodzice... -słysząc pierwsze dwa słowa mogłem się już domyślić, że to właśnie oni są przyczyną jej przygnębienia- nienawidzę ich. Przyszli tu tylko po to, by mi powiedzieć że nie chcą ze mną utrzymywać kontaktu...-Hannah przetarła łzy, co niestety na nic się zdało, więc podałem jej chusteczki-i że nie są moimi biologicznymi rodzicami. Oni nie mają uczuć. Nie obchodzę ich i nigdy nie obchodziłam...
Dziewczynie przerwał gwiżdżący czajnik, więc szybko poszedłem do kuchni i zrobiłem odpowiednie herbaty. Psy wciąż się bawiły, tym razem dywanem, co nieco poprawiło humor mojej towarzyszce.
Podałem Hannah melisę.
-Dzięki...-powiedziała i pociągnęła nosem.
-A powiedz... czy wy zawsze mieliście taki kontakt? Z rodziną? -spytałem głaszcząc Kulkę, która akurat podeszła wraz z Coffe.
-Tak. Nigdy nie miałam z nimi dobrego kontaktu, zawsze Angelina była najlepsza i najważniejsza -westchnęła, po czym napiła się herbaty.
-Wszystko ma jakieś plusy i minusy. Masz jeszcze biologicznych rodziców, a oni mogą być w porządku. -powiedziałem przemyślając sprawę -A skoro twoi rodzice tak źle cię traktują...
-Tak, wiem. Sprawili mi przykrość swoim zachowaniem, ale fakt że nie są moimi biologicznymi mnie akurat uszczęśliwia. -odparła uśmiechając się lekko.
-No widzisz, nie jest tak źle -odwzajemniłem uśmiech i zerknąłem za siebie, by mieć pewność, że psy nie zdemolowały domu.
-Tak... tylko że jest pewien problem. Tak jakby jeszcze jestem pod ich opieką...-powiedziała ze zmieszaniem. Tylko...dlaczego jest pod ich opieką?
-Dlaczego? Przecież jesteś dorosła -w sumie nie znałem jej wieku, ale powiedziałem to wręcz odruchowo, na co odpowiedziała szybko "nie mam jeszcze osiemnastu lat". Czyli się pomyliłem, jest pod ich opieką.
-A tam, to nieważne w sumie. Przecież nie chcą utrzymywać z tobą kontaktu, nie jesteś już od nich zależna. -wywnioskowałem.
-W sumie racja -odpowiedziała ponuro. To było naprawdę przykre, a niestety prawdziwe.
-Będzie dobrze, zobaczysz -odparłem i delikatnie objąłem dziewczynę jedną ręką.
-Dzięki -powiedziała, uśmiechając się. W pewnym momencie usłyszeliśmy dzwoniący telefon, jak się okazało nie mój.
Hannah odebrała telefon, a ja podszedłem do psów, w końcu nigdy nie wiadomo co te łebki trafi. Coffe, jak i Kulka -obie leżały. Cóż, zabawa też męczy. Pogłaskałem obydwie, przysiadając na podłodze.
-Ktoś tu się zaprzyjaźnił -powiedziałem z uśmiechem do Kulki, która wstała, by napić się wody.
-Ja już będę szła -usłyszałem głos Hannah. -Muszę nakarmić Coffe... i jest już dość późno.
-Nie no, okey. -odrzekłem, wstając i otrzepując ręce -Będziecie musiały częściej przychodzić, bo inaczej Kulka postanowi że sama was odwiedzi.
Coffe wstała, widząc jak to samo robi jej właścicielka, więc oczywiście mój pies również musiał się podnieść.
-Może -powiedziała z uśmiechem, po czym przypięła smycz do obroży swojego psa. Kulka chętnie odprowadziłaby je dalej niż do drzwi, gdybym jej nie podniósł. Nagle Coffe zawróciła, by stanąć na dwóch łapach i dosięgnąć do Kulki, którą trzymałem.
-To cześć -powiedziała Hannah i pociągnęła sunię.
-Na razie -odpowiedziałem z uśmiechem i położyłem psa na ziemi, zamykając drzwi.
Poszedłem do kuchni, po czym wyjąłem z szafki metalową miskę, chcąc nakarmić zwierzaka... który leżał na ziemi niczym martwy, w ogólnie nie okazując tego, że jest głodny. Za to gdy już wyciągnąłem opakowanie z karmą pies stał przy moich nogach. Wsypałem trzy garście do miski i położyłem ją na ziemi. Zerknąłem na godzinę, po czym stwierdziłem że serio jest dość późno. Przeszedłem do łazienki, wykonałem wieczorną toaletę i szybko przebrałem się w piżamę. Tym razem w pokoju rozległ się dźwięk mojego telefonu, jak się okazało dzwoniła Sara. Odebrałem, mając nadzieję że nie będzie to długa rozmowa, bo chciałem się już położyć. Siostra zapowiedziała swój przyjazd w odwiedziny, za trzy dni. Pokręciłem tylko głową, w końcu byłem tu zaledwie dwa dni, a ona już chce przyjeżdżać? Przecież konie nigdy ją nie interesowały...
-Postaram się przyjechać jak najwcześniej -powiedziała, co mogłem poznać po "stylu" tego zdania - ze złośliwym uśmieszkiem.
-Będziemy czekać -odparłem, a Sara zaśmiała się, po czym pożegnała i rozłączyła. Zdecydowałem, że poczekam na Andy'ego, więc usiadłem na kanapie, odpalając na "chwilę" telewizor. Chwilę, bo myślałem że tyle będę czekać na kuzyna. Minęło kilka, potem kilkanaście minut, co w końcu przeciągnęło się do dwóch godzin, a Andy'ego jak nie było tak nie ma. W międzyczasie zdążyłem zjeść kolację, jak i zrobić coś nocnemu markowi. Już miałem wyciągnąć telefon, by do niego napisać, gdy Kulka nagle zaczęła szczekać, podbiegając do drzwi, które po chwili odkluczania się otworzyły. Nie musiałem się zastanawiać nad tym, kto wszedł do domu - to było jasne.
-Jak minął dzień? -spytałem wchodząc do przedpokoju.
-Weź, nawet nic nie mów...-powiedział chłopak, opierając się o dopiero co zamknięte drzwi. -Styrałem się -dodał zciągając buty.
Zaśmiałem się pod nosem na tą odpowiedź, zadając krótkie pytanie "Czym?", a otrzymując odpowiedź "Wszystkim". jakoś mnie to nie zdziwiło, bo wiedziałem że gdy Andy jest zmęczony, nie ma siły nawet na opowiadanie. Raczej zbytnio się nie różniłem. Chciałem zawołać Kulkę, jednak nim to zrobiłem zdążyła wskoczyć na ręce Andy'emu.
-Idę już się położyć -powiedziałem z uśmichem patrząc na radosnego pieska -Mamy na ósmą.
-Oke, dobranoc. -odrzekł Andy i zaczął bawić się z Kulką. Wydałem jeszcze "Dobranoc", po czym poszedłem do swojego pokoju. Oczywiście zapomniałem powiedzieć, że za trzy dni przyjeżdża Sara... eh, trudno. Powiem jutro. Położyłem się, jeszcze chwilę pisałem z Sarą, która to oznajmiła, że przyjedzie z Dorianem. Po pewnym czasie skończyliśmy pisać, więc szybko zasnąłem.
* * *
Obudziło mnie oczywiście te małe, niewdzięczne stworzenie, chcące iść na spacer. Szybko wstałem, by móc się już przebrać i iść z psem na dwór.
-Jakby co, to Kulka już była na dworze -usłyszałem głos Andy'ego dochodzący zza ściany. Wyjrzałem przez nią, dostrzegając leżącego na łóżku chłopaka, przeglądającego telefon.
-Okey -powiedziałem i poszedłem do kuchni, by dać jej śniadanie. Nałożyłem jej pełną miseczkę mokrej karmy, a sam zrobiłem kanapki. Kuzyn oznajmił, że już jadł, więc pozostało mi zjedzenie śniadania. Zaraz potem przebrałem się i spakowałem potrzebne książki.
-A ty nie idziesz do szkoły, czy jak, że tak leżysz? -spytałem Andy'ego, wchodząc do jego pokoju. Chłopak wyglądał na rozkojarzonego, gdy się odezwałem.
-Idę, idę -powiedział i szybko wstał, chowając telefon do kieszeni. Z okazji, że była już siódma czterdzieści, musieliśmy się pośpieszyć. Gdy tylko wyszliśmy na korytarz, naszym oczom ukazały się przeróżne serca i inne ozdoby. No tak, dziś walentynki.
-Matko. Kiedy oni to zrobili? -sptał Andy, unosząc brwi. Tak szybkie udekorowanie korytarza zdziwiło nas obu. W końcu robienie dekoracji między godziną drugą a ósmą rano jest dość... dziwne? W sumie mają dobrą organizację.
Szybkim krokiem ruszyliśmy do akademii, by nie spóźnić się na pierwszą lekcję. Na szczęście akademia jest blisko internatu. Dojście zajęło nam niespełna pięć minut. Gdy tylko znaleźliśmy się w szkole, zaczepiła nas dziewczyna, ubrana w różową sukienkę, oraz z czerwoną kokardą we włosach.
-Okey, chłopaki. Sprawa jest prosta; tutaj macie po jednej połówce serca z danym numerkiem. -powiedziała dając nam wymienione rzeczy- Każdy z was ma za zadanie znaleźć osobę, która ma drugą połówkę, z tym samym numerkiem. Jak już znajdziecie, macie się zgłosić z tą osobą do sekretariatu.
Obydwoje wymownie kiwnęliśmy głowami, a dziewczyna uśmiechnęła się i poszła do kolejnych wchodzących uczniów.
Chwilę zajeło nam znalezienie odpowiedniej sali, ale w końcu będąc pod odpowiednim pomieszczeniem, z odpowiednią klasą, mogliśmy na spokojnie poczekać na lekcję.
-Właśnie... Andy? -powiedziałem, a chłopak przeniósł wzrok z ziemi, na mnie, wydając przy tym krótkie "Hmm?".
-Sara przyjedzie za dwa dni, chciałaby nas odwiedzić. -odparłem.
-No spoko. Jak się tak bardzo stęskniła, to niech przyjeżdża -odpowiedział, chytrze się uśmiechając. Do czasu dzwonka rozmawialiśmy o paru rzeczach. Gdy wybiła ósma niechętnie weszliśmy do otwartej klasy i rozpakowaliśmy książki.
* * *
Lekcja zakończyła się standardowym zdaniem, zaczynającym się od "W domu", a następnie wyjściem nauczycielki. Cała klasa opuściła salę, idąc pod inną. Nie wiedząc zbytnio gdzie dokładnie mamy lekcje, po prostu ruszyłem za nimi. Andy zauważył jakąś dziewczynę, po czym stwierdził że później sam znajdzie salę.
-Tylko się nie zagadaj -powiedziałem ze śmiechem i poszedłem pod klasę. Na ławce siedziała znajoma mi dziewczyna. Robiła coś w telefonie, ale widać było że czuje się lepiej niż wczoraj.
-Cześć -powiedziałem, siadając obok.
-O, cześć, cześć... -odrzekła z uśmiechem, chowając telefon.
-Jak tam? Lepiej się czujesz? -spytałem.
-Tak, trochę lepiej. -odpowiedziała i odgarnęła włosy.
-To dobrze...a tak w ogóle jaki masz numerek? -zapytałem przypominając sobie o połówce serca znajdującej się w mojej kieszeni. Na pytanie, otrzymałem pytanie "w sensie?" -Walentynkowy -dodałem.
-A... no to mam siedemdziesiąt sześć -powiedziała dziewczyna, po czym wyciągnęła swoją połówkę. Nie wiedziałem jak... a moje zdziwienie dosięgnęło zenitu.
-Ty żartujesz, prawda? -spytałem nie dowierzając, że ten sam numer trafił się jedynej osobie, którą tutaj znam, nie licząc Andy'ego.
-Nie... a dlaczego? -w odpowiedzi podałem jej mój numerek. Obydwoje byliśmy szczerze zdziwieni.
-Wow... no to szukanie mamy z głowy -odparła Hannah z uśmiechem. Postanowiliśmy, że po tej lekcji zgłosimy się do sekretariatu, tak jak mówiła ta dziewczyna od serduszek. Dzwonek zadzwonił, a my weszliśmy do klasy. Usiedliśmy razem w ławce i rozpakowaliśmy się. Nagle do klasy wszedł Andy, a ja zwracałem mu uwagę, by się nie zagadał. Chłopak przeprosił za spóźnienie i usiadł w ławce. W tym momencie zaczęła się fizyka...
* * *
Po lekcji dość szybko się spakowaliśmy i wyszliśmy z klasy, by pójść do sekretariatu. Oznajmiłem to Andy'emu, po czym wyszedłem z sali wraz z Hannah. Byłem już w pokoju dyrektorki, więc wiedziałem jak tam trafić. Poszliśmy na piętro wyżej, po czym odszukaliśmy odpowiednią salę. Hannah zapukała kilka razy, po czym otworzyła drzwi.
-Proszę! -powiedziała Pani Peek wyglądając zza jakiejś książki. -Oo, dzień dobry. Co was tu sprowadza?
-My w sprawie walentynkowych numerków. Mieliśmy zgłosić się tutaj po odnalezieniu osoby z tą samą liczbą -odparłem. Dyrektorka poprosiła nas o nasze połówki, po czym przejrzała je i położyła na biurku.
-To świetnie, że się znaleźliście. Tutaj macie upominki -odrzekła, podając nam czekolady- Ale to nie wszystko. Pojedziecie na rajd, wraz z tymi numerkami. Z okazji że macie te same numerki, jesteście w parze. Rajd odbędzie się on wieczorem -dodała z serdecznym uśmiechem.
Nie wiedziałem, że akademia organizuje takie rzeczy, więc szczerze mnie to zdziwiło. Zbliżał się już koniec przerwy, więc podziękowaliśmy i wyszliśmy z gabinetu.
-Zapowiada się ciekawy dzień... -stwierdziła Hannah, gdy wracaliśmy to co teraz mamy?
-Z tego co mi wiadomo zajęcia praktyczne -odparłem, przypominając sobie plan -Musimy iść po konie.
>Hannah? :3
>Max dostaje połowę serca, nr. 76
>dalszy ciąg eventu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.