środa, 7 marca 2018

Od Nathaniela do Mayi

Nowy dzień w jeszcze nowej dla mnie szkole. Rano obudziły mnie promienie słoneczne. Dlaczego nie zasłoniłem tych okien? Wyłączyłem budzik, który miał zadzwonić za dwie minuty. No cóż dziś nie musi już dzwonić. Po wstaniu z łóżka podszedłem do szafy by wybrać jakieś ubrania na dzisiejszy dzień. Ogólnie dziś jest piątek i z tego co pamiętam ma dziś przyjechać jakieś przedszkole. Po krótkim namyśle wyjąłem z szafy czarne spodnie, białą koszulkę i jakąś bluzę. Jak na zbliżający się koniec zimy nadal jest chłodno, więc na razie wolę nie paradować w samej koszulce. Po porannej toalecie wyszedłem z pokoju i zamknąłem drzwi. Spojrzałem na zegarek. Do przyjazdu dzieci zostały mi dwie godziny. W tym czasie powinienem zdążyć zjeść jakieś śniadanie i ogarnąć konia. Ogólnie nie przejmowałbym się przyjazdem tego przedszkola, ale ktoś tam wyznaczył mnie na jednego z dwóch opiekunów grupy. Nie wiem kto będzie moim towarzyszem, ale na razie nie zaprzątałem sobie tym głowy. Wszedłem do kawiarenki kupując rogaliki i herbatę. Po jakiś pięciu minutach dostałem swoje śniadanie zapakowane na wynos. Po zapłaceniu wyszedłem z pomieszczenia kierując się w stronę stajni. Swoje śniadanie postawiłem na półce przy boksie Luny. Ogółem nie wygląda źle. Myślałem, że bardziej się uwali po wyjściu na zewnątrz. Mniejsza... Zabrałem się do roboty. Po około trzydziestu minutach Luna wyglądała jak świeżo urodzona. Spojrzałem na zegarek. Jeszcze trochę i ma przyjechać te przedszkole. W tym czasie zjadłem jednego z rogalików i zacząłem pić herbatę. W pewnej chwili do stajni wpadła jakaś dziewczyna. Przeskanowała wzrokiem całe pomieszczenie po czym spojrzała na mnie.
- Przyjechali? - spytała.
Spojrzałem na nią z miną 'o czym i do kogo mówisz?'. Dziewczyna przyglądała mi się chwile jakby o czymś rozmyślając.
- No czy przedszkole przyjechało. - wyjaśniła
- Aaaa... To nie, jeszcze nie.
- To dobrze.
Przez chwilę stała i wyrównywała swój oddech. Skoro pytała o przedszkole to raczej będzie opiekunką. Wypadałoby się przedstawić...Chyba.
- Nathaniel.
- Maya. - dziewczyna uścisnęła mi dłoń, po chwili dodając - Będziesz drugim opiekunem? -
- Tak. Chcesz może rogalika? - spytałem wyciągając w jej kierunku torbę.
- Odmówiłabym, ale nie zjadłam śniadania, więc chętnie. - zaśmiała się biorąc jednego.
W trakcie gdy dziewczyna krzątała się po stajni jednocześnie jedząc, miałem okazję się jej przyjżeć. Maya była dość średniego wzrostu dziewczyną. Miała jasne blond włosy i niesamowicie niebieskie oczy. Wracając Maya właśnie czyściła, chyba, swojego konia.
- Mam nadzieję, że trafią się jakieś normalne dzieciaki. - powiedziałem.
Blondynka spojrzała na mnie na chwilę przerywając pracę.
- To znaczy? - spytała wracając do szczotkowania konia.
- Że nie będą to takie dzieciaczki typu: ''fu tu jest brudno'', ''ble ten koń mnie polizał''. - zacząłem mówić naśladując głosem dziecko.
Dziewczyna zaśmiała się na moją jakże inteligentną wypowiedź i jedynie wzruszyła ramionami.Z tego co mi powiedziano równo o 10.00 musimy zjawić się przed budynkiem akademii. Sprawdziając zegarek zauważyłem, że zostało nam tylko pięć minut. Powiadomiłem o tym dziewczynę.
- W sumie już skończyłam, więc chodźmy. - stwierdziła.
Szybko jeszcze przeskanowałem wzrokiem swój strój. Co jak co, ale jakoś wyglądać trzeba. Stanęliśmy przed budynkiem czekając na autobus? Bus? Kij wie co przyjedzie. Mam nadzieję, że to nie będzie jakaś wielka grupa. Po chwili na teren Akademii wjechał busik, a z niego wysiadło dziesięcioro dzieci. No to fajnie. Mała grupa to i łatwiejsze ogarnięcie wszystkiego. Dzieci ustawiły się w parach za poleceniem swojej opiekunki.
- Dzień dobry, jestem Theresa Villes. Nathaniel i Maya, tak? - spytała.
Potwierdziliśmy skinięciem głowy wypowiadając formułkę powitalną.
- No to fajnie. Oddaje dzieciaki pod waszą opiekę. Macie trzy godzinki. - powiedziała i po chwili odwróciła się do dzieci - Macie trzy godziny, a później obiad. Macie się zachowywać tak? - spytała.
Wszystkie dzieciaki odpowiedziały jej równym ''tak''. Opiekunka odeszła posyłając w naszą stronę uśmiech. Okej... To teraz trzeba się przedstawić i zaczynamy. Tak właściwie co my mamy robić z tymi dziećmi? Na konia nie posadzę, bo mają zapewne nie więcej niż osiem lat, a w dodatku nie mogę. No cóż... Coś się wymyśli.
- Cześć, ja jestem Maya, a to Nathaniel. - powiedziała dziewczyna uśmiechając się do grupy.
- Dziś będziemy waszymi opiekunami, możecie śmiało mówić nam po imieniu. Rozumiemy się? - spytałem, a dzieciaki odpowiedziały równo ''tak''.
Po krótkiej wymianie zdań z Mayą ustaliliśmy, że na początek zabierzemy dzieci do stajni, a później się coś wymyśli.
- No to idziemy. - powiedziałem łapiąc rączkę dziewczynkę z pierwszej pary. - Ktoś już widział kiedyś konie? - spytałem ruszając w stronę stajni.

Maya? Wreszcie napisałam xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.