środa, 28 marca 2018

Od Olivii cd. Viktorii

Na słowa niebieskowłosej tylko wzruszyłam ramionami. Carpe była młoda, ale jej odpały szybko się kończyły.
- Jest młoda, wielu rzeczy jeszcze nie rozumie – mruknęłam przerzucając grzywę czterolatki na drugą stronę szyi. Klacz podrzuciła łbem odwracając go w moim kierunku. Strzepnęłam z jej głowy drobinki kurzu i ze stój przeszłam do kłusa. Młoda jeszcze trochę się porozgrzewała i mogłyśmy przejść do galopu. Kobyła nigdy nie potrzebowała zachęty do wyższego chodu, więc chętnie ruszyła do przodu. Aż za chętnie.
- Jezusie, Carpe! – wydarłam się cudem unikając spotkania ze stojakiem. Przytrzymałam ją na pysku na co ona odpowiedziała stanowczym bryknięciem. Jako, że nie bardzo uśmiechało mi się zlatywać, to lekko puknęłam ją batem w zad. Klacz mimo zbuntowania w końcu odpuściła i potulnie słuchała się poleceń. Taki charakter, jak jej nie pierdolniesz to się nie ogarnie.
**
Zimne powietrze owiewało moje policzki, ale nie bardzo się tym przejmowałam. Bardziej interesowało mnie to, czy jakikolwiek szpital przyjmie moją propozycję o odwiedziny u małych dzieci i starszych ludzi z Tanzerem. Jeszcze w Hiszpanii często robiliśmy takie wypady, a Tanz wyjątkowo je lubił, więc czemu nie zrobić czegoś takiego w Fairhope? Myślę, że nikt z tego miasta nie widział na oczy kuca szetlandzkiego.
- Delliah – mruknęłam do klaczy przykładając łydki do jej boków. Siwka ruszyła spokojnym kłusem ostrożnie stawiając kopyta na rozmokłej trawie. Na jej łeb zaczęły spadać małe kropelki wody zapowiadające deszcz.
Zaciągnęłam suwak kurtki aż po samą szyję i poprawiłam szalik, który zsunął się za bardzo do przodu. Spojrzałam na Delliah, która z irytacją zaczęła machać łbem jak opętana. Czas zmienić egzorcystę, zdecydowanie. Żeby oszczędzić jej zdenerwowania (i sobie poprzecieranych palców), zawróciłam z powrotem do Akademii. Dell chyba ogarnęła, że wracamy do stajni, bo nagle wystrzeliła galopem jak cholerna wyścigówka. Starałam się ją uspokoić, ale najwyraźniej słabo mi to poszło, bo już po chwili znalazłyśmy się na placu stajni. Oh, super, mam folbluta w skórze oldenburga, zajebiście.
- A wy co? Wyścig z brakiem przeciwnika? – to oczywiście Viktoria znalazła się obok mnie, obserwując jak zsiadam z oldenburga  i klepię ją po zadzie.
- Mam taką sprawę. Nie chciałabyś może pojechać ze mną i Tanzerem do szpitala na odwiedziny? Wiesz, taka jakby hipoterapia – wypaliłam zanim zdążyłam nawet pomyśleć, a po grobowej minie Viktorii już czułam, że mnie zaraz zjedzie. Oh, super.

> Vicz? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.