niedziela, 18 marca 2018

Od Nancy

Kieliszek z trzaskiem rozbił się o podłogę, a szklane fragmenty rozsypały się, tworząc niemożliwą do ukończenia układankę. Przezroczysta substancja paliła w gardle, roznosząc dziwnie przyjemne ciepło po pozostałych fragmentach ciała. Skrzywiłam się, czując paskudną gorycz, do której, pomimo licznych degustacji, wciąż nie potrafiłam przywyknąć.
Oczy rozszerzyły się gwałtownie, a dłonie samoczynnie pochwyciły leżące nieopodal farby o przyjemnie ciepłych odcieniach. Nie kwapiłam się używaniem pędzla, nanosząc kolejne warstwy odpowiednimi palcami, nieumyślnie brudząc przy tym jasne odzienie. Smugi powoli scalały się w jedno, przybierając bliżej nieokreślone kształty, przywodzące jednak na myśl dość osobliwą wersję mitologicznego cerbera, skąpanego w promieniach szkarłatnego słońca. Daleko było mu do ideału, nieskazitelnej perfekcji, do której nieustannie dążyłam.
- Za mało, potrzebuję więcej. - mruknęłam, nieporadnie przykładając czystą z dłoni do rozgrzanego czoła. Cholera, gorączka znowu się wzmaga.
Z trudem uniosłam się z upaćkanej farbą pościeli, stając na dygoczących, upstrzonych świeżymi siniakami nogach. Nie pamiętałam, w jaki sposób się ich nabawiłam, nie przejmując się jednocześnie ich obecnością. Prześwitujące przez cieliste rajstopy przypominały bardziej mieszaninę błękitnej i fioletowej akwareli, aniżeli faktycznej bruzdy.
Przytrzymując się najbliższej ze ścian, skierowałam się ku drzwiom, migoczących tysiącem jaskrawych barw, drażniących przyzwyczajone do półmroku oczy. Zmrużyłam powieki, przez dłuższą chwilę szamocząc się z zamkiem, by już po chwili znaleźć się w przestronnym korytarzu akademika, zdającego się przemieszczać razem ze mną.
- Cholera. - warknęłam, poprawiając z lekka podwiniętą spódniczkę
Przystanęłam na chwilę, starając się wyostrzyć wzrok, łapiąc jednocześnie jakikolwiek kontakt ze światem, lecz płynący w mych żyłach alkohol zdecydowanie wszystko utrudniał. Westchnęłam ciężko, puszczając w końcu lodowatą klamkę, chwiejnym krokiem zmierzając w stronę stołówki. Jeśli nie znajdę tam choćby odrobiny procentów, będę zmuszona wybrać się poza tereny akademii, jednak w obecnym stanie byłoby to całkiem zabawne i lekkomyślne. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, czyż nie?
Po wielu potknięciach i nieudolnych staraniach w końcu osiągnęłam upragniony cel, a olśniewająca biel szkolnej kafeterii wywołała chwilową ślepotę, zmuszając do przymknięcia nieco zaczerwienionych oczu. Wtem poczułam gwałtowne rwanie w okolicach skroni, świdrujący ból, wybijający resztki zdrowego rozsądku. Klnąc pod nosem, usiadłam przy najbliższym stoliku, nieszczególnie zwracając uwagę na siedzącą na drugim krańcu personę. Drżąca dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku rozpalonego wręcz czoła, jakby licząc, iż w jakiś sposób załagodzi to bestialskie uczucie agonii.
Całkowicie pochłonięta własną sprawą nie zauważyłam, iż dotychczas zajęta sobą osóbka, obecnie siedziała niemal naprzeciwko mnie, wypowiadając bliżej niezrozumiałe słowa.
- Daj mi spokój. Nic nie rozumiem, blyat. - Słowa same opuszczały wygięte w niezadowolonym grymasie usta. - Czuję się świetnie.
Po chwili zastanowienia uniosłam wzrok na rozmytą sylwetkę mego obecnego rozmówcy, próbując choćby określić płeć, bądź kolor włosów, lecz na próżno. Żałosne, na pewno nie wypiłam aż tyle. Zdołałam jedynie stwierdzić, iż nieznajomy wciąż spogląda w mym kierunku, zaintrygowany najpewniej dziwnym zachowaniem, połyskującą na białej koszulce farbą, bądź drażniącym zapachem etanolu. Możliwości było wiele, lecz niezależnie od tego, co by się zadziało, nie zamierzałam rozwiać wątpliwości ów istotki.

< Ktosiu? W razie trudności służę pomocą, Nancy wbrew pozorom nie gryzie ;w; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.