Przechyliłam lekko głowę patrząc na mężczyznę z niemałym zirytowaniem. Szczerze, waliło mnie to czy się zgubi czy nie, ja tylko przyszłam powitać go w Akademii. Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz, dlaczego akurat mnie wysłali jako komitet powitalny? W ciul nie rozumiem.
- Na samym początku radziłabym zaprowadzić konia do stajni, bo wygląda jakby miał coś zaraz roznieść, a o dalszą pomoc proś kogokolwiek innego niż mnie – prychnęłam widząc jak jego koń niespokojnie drobi kopytami w miejscu. Obróciłam się na pięcie i szybki krokiem ruszyłam do wcześniej wspomnianego budynku. Nie bardzo zastanawiało mnie czy za mną idzie, miałam to totalnie w dupie.
- Skoro tak bardzo chcesz się mnie pozbyć, to po co mi jednak pomagasz? – zapytał facet zatrzymując się na środku korytarza. Jego karus wydawał się dość konkretnie zdenerwowany, więc otworzyłam drzwi któregoś z wolnych boksów i usunęłam się z drogi. Nie chciałam dostać z kopyta czy coś.
Westchnęłam cicho zostawiając dwójkę nowoprzybyłych samych sobie i podeszłam do boksów moich koni. Sansevilla jak zwykle położyła uszy po sobie i kłapnęła zębami w powietrzu. Postanowiłam to jednak zignorować i przywitać się ze Smile’ m. Deresz od razu wpakował mi łeb na ramię i nie chciał go zdjąć. W końcu jednak zrobił to, ale dość gwałtownie, bo odskoczył do tyłu jakby zobaczył demona z piekieł czy inny szajs.
- Tak w ogóle to jestem Brian – acha, i już wiadomo kto przestraszył mi konia. Szanowny pan „pomóż mi we wszystkim, bo jestem ciotą” , postanowił się nagle przedstawić. Super, tylko o tym marzę.
- Mam nadzieję, że wiesz, że nie zachodzi się koni od tyłu? – mruknęłam otwierając boks. Pogłaskałam mojego srajdupa po szyi, a ten skubnął moje włosy.
- Wiem o tym, aż takim idiotą nie jestem – odparł opierając się o drzwi boksu.
- To nie zachodź Hannah od tyłu, bo inaczej z tobą pogada – burknęłam łapiąc Smile’a za kantar gdy ten chciał użreć Sanse. Kobyła natomiast odwróciła się zadem i kopnęła nogą w ściankę dzielącą ją od „starszego brata”.
- Miło mi cię poznać Hannah. To co, pomożesz mi wypakować sprzęt? – prychnął Brian wyciągając rękę do Smile’ a, który jakby nigdy nic powąchał ją po czym użarł. Ślicznie Śledz, ślicznie.
> Brian? Sorry, że krótkie, wena spieprzyła ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.