Czy to naprawdę musi się tak dłużyć?, pomyślałam stojąc przed bramą do akademii. Zdążyłam już ogarnąć swoje rzeczy i zanieść swoje rzeczy do pokoju, a przyczepa z moją „świętą trójcą” wciąż nie przyjechała. Miałam nadzieję, że konie doleciały do Virginii w całości i teraz bezpiecznie jadą w wynajętej przyczepie.
- Japierdolę – mruknęłam pod nosem kiedy zegarek w moim telefonie pokazał, że za chwilę będzie po siódmej wieczorem. Naprawdę chciałam mieć to już z głowy, byłam zmęczona długim lotem z Hiszpanii, a musiałam jeszcze ogarnąć konie. Nie ma niczego gorszego niż przemęczenie. Ehh.
W końcu jednak na brukowej drodze stanął samochód wraz z moimi kobyłami i ogierkiem. Podeszłam szybko do przyczepy i zaczęłam odsuwać zasuwki by w końcu, przy pomocy faceta który przywiózł koniuchy, opuścić rampę. Z wnętrza przyczepy dobiegło mnie rżenie moich diabłów.
- Cześć Tanz, Carpi, Delliah – przywitałam je i zaczęłam wyprowadzanie od ogiera. Kucyk chętnie zszedł na podjazd i posłusznie stanął w miejscu gdy mu to nakazałam. Poprosiłam kierowcę by potrzymał szetlanda i poszłam po klacze. Obydwie spojrzały na mnie ze znudzeniem i bez zbędnych ceregieli dały się odwiązać od barierek. Carpe Diem i Delliah miały całkiem różne charaktery, ale lubiły się dzięki czemu mogłam wyprowadzić je obie na raz.
Gdy już trzy konie znalazły się na zewnątrz zapłaciłam kierowcy, który po chwili odjechał, i postanowiłam zabrać konie do stajni. Uprzednio założyłam Tanzerowi śmiesznie małą tranzelkę z malusieńkim wędzidłem i przypięłam do niej uwiąz który przewiązałam przez kantar Carpi. Była to jakby nie patrzeć najbezpieczniejsza opcja, bo znając Delli będzie odpierdzielać całą drogę.
- Carpi – połaskotałam ją palcem po chrapach. Klacz momentalnie obróciła łeb w moją stronę patrząc na mnie tymi swoimi wielkimi, czekoladowymi ślepiami. Była przepięknym koniem. I utalentowanym.
Droga do stajni nie zajęła nam długo, ale tak jak myślałam tuż przy stajni Delliah wykonała piękny ślizg na zadzie przypalając mi przy okazji palce. Super.
- Deliśka, co ty odpierdalasz? – warknęłam łapiąc ją odrobinę mocniej. Kobyła na moje słowa jedynie machnęła kopytem w powietrzu. Ewidentnie jej to wisiało.
Znalezienie boksów nie sprawiło mi problemu, klaczki stały obok siebie, a Tanz z Delliah. Dlatego szybko je tam ulokowałam , a potem zajęłam się akcją pod tytułem „Rozwiesić zabawki do boksu dla Carpi i nakleić tabliczki ostrzegawcze na boks siwej”.
- Koń ci wylazł z boksu – usłyszałam za sobą gdy nieudolnie próbowałam stanąć na wiadrze i powiesić lizawkę. Niestety łagodnie mówiąc mój plan poszedł się walić gdy wraz z wiaderkiem znalazłam się na ziemi. Ktoś kiedyś mówił, że ściółka w boksach jest miękka. No nie bardzo, pewnie i tak potłukłam sobie dupę.
- Carpe – mruknęłam podnosząc się z ziemi. Złapałam ją za kantar odciągając ją od buszowania po skrzynce na szczotki któregoś z prywatnych koni. Jak się odwróciłam z niezadowoleniem zauważyłam, że dziewczyna, która zafundowała mi lądowanie na ziemi ciągle mi się przygląda.
Czy ja mam coś na czole, że się tak gapi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.