Blondyna wyburczała swoje imię pod nosem, chociaż i tak je znałam. Pogłaskała swojego konia po szyi, który był okazem spokoju, w porównaniu do Dii. Tą to roznosiła energia.
- Ile ona ma lat? - zagaiłam rozmowę, gdy dziewczyna była mniej - więcej koło mnie.
- Pięć. - odpowiedziała niechętnie Olivia. Była nieco starsza od mojego małego szatana, i wyglądało na to, że ją też nosi. Po niecałych dwóch minutach byłyśmy na hali. Swoją drogą, zawsze gdy tu wchodziłam, podziwiałam jak wielkie jest to cholerstwo. Stojaki z przeszkodami stały na drugim końcu hali, więc trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby ustawić jakiś porządniejszy parkur. Olivia przystanęła, zapewne przyglądając się hali.
- Będziesz tak stać, czy wchodzisz? - rzuciłam, czekając aż blondyna wejdzie. Wprowadziła karuskę na piach. Zamknęłam za nimi drzwi. Olivia skupiła się na dociąganiu popręgu i ogarnianiu swojej klaczy. Zignorowałam je, i pogłaskałam Dię po miękkich chrapach. Sprawiała wrażenie naprawdę spokojnej, ale samo włożenie nogi w strzemię okazywało się wyzwaniem. Po kilku próbach udało mi się jej dosiąść, i w miarę usadowić w siodle, zanim strzeliła mi barana. Westchnęłam, i cudem odzyskałam równowagę. Klacz jeszcze chwilę się buntowała, ale po utwierdzeniu się w przekonaniu że przynajmniej na razie nie mam zamiaru schodzić na ziemię, darowała sobie. Poklepałam ją po szyi. Jest jakiś postęp! Pilnowałam się, żeby nie zacząć szczerzyć się jak łysy do suchara. Wstrzymywałam Dię jak tylko mogłam, starając się jednak nie doprowadzić do jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Klacz z dziką radością ruszyła kłusem, który w narożniku przerodził się w galop i strzelanie baranów po całej hali. Dałam jej się nieco wyszaleć, ale gdy uznałam że to już przesada, przytrzymałam ją na pysku. Przeszła wreszcie do kłusu, pochwaliłam ją za to, i znalazłam jakiś rytm. Koło nas przejechała Olivia, która zatrzymała się przy bandzie. Zdjęła derkę ze swojego konia, i przerzuciła ją przez bandę. Drzwi hali otwarły się, wpuszczając wiatr. Materiał załopotał, skutkując spłoszeniem się obydwóch koni. Olivia w miarę szybko ogarnęła swojego konia, który stał gdzieś w rogu hali. Dia zaś przeistoczyła się w Diabła we własnej osobie. Zanim zdążyłam ogarnąć co się stało, wylądowałam twarzą w piasku, ściskając kurczowo wodze klaczy. Szarpała się jeszcze kilka razy, ale wreszcie się zatrzymała. Mogę przysiąc, że trzęsła się ze strachu. Usłyszałam jeszcze stłumiony śmiech Olivii, własne przekleństwa, rzucone w piasek. Kto, do kurwy wchodzi na halę bez pytania?! Obróciłam się na plecy, klnąc cicho. Ktoś do podbiegł do mnie, i delikatnie wyjął wodze z mojej dłoni. Z początku się stawiałam, i jeszcze bardziej zaciskałam rękę na paskach, ale on nie dawał za wygraną. Wreszcie się poddałam, oddając mu je. Upadek sam w sobie bolesny nie był, prócz tego że uderzając twarzą, dość poważnie obiłam sobie nos. I straciłam na chwilę oddech. Przyglądając się dłużej osobie, która złapała mojego konia, ogarnęłam że to Olivia. Po paru sekundach tępego wpatrywania się w nią, ktoś mnie podniósł.
- Hej, Księżniczko. - momentalnie się rozpromieniłam, i szeroko uśmiechnęłam, ignorując piasek który był dosłownie wszędzie. - Przepraszam, nie chciałem spłoszyć Lamorożca. No i... huh, doprowadzić do twojego upadku. - spojrzał na mnie zmartwiony, i odgarnął niebieski kosmyk z mojej twarzy. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Nie szkodzi. - uśmiechnęłam się, i stanęłam na nogi. Poczochrałam jego włosy, które były w wiecznym nieładzie. - Zrobisz coś z nimi kiedyś? - zaśmiałam się, powstrzymując się przed pocałowaniem go. Podeszła do nas Olivia, trzymając w ręce wodze klaczy.
- To chyba twoja zguba. - wepchnęła mi paski do ręki, i uśmiechnęła się do Rusha. Przestałam głaskać klacz, i odwróciłam się, mordując ich obu wzrokiem.
- Dzięki. - odparłam, i pożegnałam się z moim chłopakiem, który stwierdził że powinien być na treningu. Przeniosłam swoje spojrzenie na blondynę. - Twoją też tak nosi, czy to Dia jest jakaś opętana?
Pianeczko? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.