A więc padło na cross co w moim przypadku wydawało się chorym pomysłem. Na pierwszy rzut oka oczywiście. Wystarczyło popatrzeć na Sil'a, koń luzytański przeznaczenie: ujeżdżenie... tsa. Okay Silent Scream poruszał się z olśniewającą gracją i lekkością, ale bogowie ja wyglądałem wtedy jak kupa mięcha, skacząca na wszystkie strony świata. Postanowione, żadnego ujeżdżenia, piaffu, pasażu i takich pierdół.
Silent od rana był nadzwyczaj pobudzony co wcale mi nie przeszkadzało, wprost przeciwnie. Wiedziałem, że na treningu da z siebie wszystko, dzięki czemu uśmiechnąłem się pod nosem. Pogładziłem siwka po rozczesanej grzywie i przypomniałem sobie tamte dwie dziewczyny, które spotkałem wczoraj. Przyznam, że ta kara klacz zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie niż ostatnio, cechowała ją idealna budowa. Ciekawe, czy była tak cholernie nieprzyjemna jak jej właścicielka- zamyśliłem się i prychnąłem.
A ta druga... chyba Triss? Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nie panowała nad własnym koniem, który ma dość charakterystyczny temperament...
Silent zarżał radośnie, gdy wyprowadzałem go przed gmach stajni, aby go osiodłać. Dziś postawiłem na ciemne kolory wyposażenia, uwielbiałem patrzeć na tego siwego ogiera w przydymionych zieleniach.
W międzyczasie, zauważyłem, że jeden z poznanych przeze mnie wczoraj koni spogląda na nas z sąsiedniego padoku, posłałem mu uśmiech, po czym strzeliłem się otwartą dłonią w czoło, przecież to tylko koń. Właśnie w tym momencie z budynku wyszła właścicielka gniadosza, która zmierzyła mnie dość dziwnym wzrokiem, zaśmiałem się
- Ty tak zawsze?- spytała, patrząc na Sil'a
- Czasami bywa gorzej- mruknąłem, dopinając popręg- Tak, możesz go pomacać- dodałem, widząc że Triss bije się z myślami
Odpowiedziała mi przelotnym uśmiechem i zaczęła gładzić siwka po aksamitnych chrapach.
- Jaki on spokojny... taki...- zaczęła, ale nie dane było jej dokończyć
-Triss, Amor się sam nie przygotuje!- ten znajomy głos sprawił, że dziewczyna drgnęła
- Muszę lecieć, do zobaczenia- mruknęła z lekkim uśmiechem na pożegnanie i ruszyła w stronę Victorii, na co wywróciłem oczami, kobiety...
***
Silent chodził dziś wyjątkowo dynamicznie, trochę lonżowania kilka niskich przeszkód i mogliśmy zaczynać przejazd na prawdziwym torze crossowym, gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że będę brał udział w takich zawodach na luzytanie, udusiłbym się ze śmiechu. W tym momencie koń mojej siostry najlepiej by się sprawdził. Prychnąłem i zarzuciłem kaptur na głowę, dodatkowo kierując ogiera na linię startu. Próbny przejazd czas zacząć...
***
Jazda była szybka i nadzwyczaj dynamiczna, pochyliłem się najmocniej jak mogłem. Ogier przyspieszał, pokonując kolejny rów z błotem, które zapewne powinno być szklistą wodą. Pędziliśmy pokonując kolejne trudności, lecz w pewnym momencie siwek nieco zwolnił, zjazd z górki... wiedziałem, że będzie ciężko. Ogier nagle stanął dęba i odmówił dalszej "gonitwy", zakląłem pod nosem i przylgnąłem do jego grzbietu, żeby nie zaliczyć majestatycznej gleby... trzeba będzie jeszcze nad tym popracować.
- Szlag by to...- zacząłem, ale przerwał mi gniady koń, pędzący wprost na mnie
Gwałtownie pociągnąłem Sli'a za wodze sprawiając, że się cofnął, dzięki czemu uniknąłem feralnego zderzenia, czy to nie był przypadkiem Amor? Musiał nawiać, niecodziennie osiodłany koń paraduje bez jeźdźca po torze cross'owym
Wzruszyłem ramionami, widząc, że rozpędzony ogier zmierza w kierunku stajni i ponownie spojrzałem na pechowy zjazd z górki...
- No to jeszcze raz...- powiedziałam sam do siebie i pokierowałem siwka w odpowiednie miejsce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.