***
Gdy dobiegłam do akademii wpadłam do swojego pokoju rzucając się na łóżko z płaczem... Po jakichś dziesięciu minutah drzwi do mojego pokoju zostały otworzone przez znanego mi już osobnika.
-Scarlett? Nic ci nie jest?- zapytał zamykając drzwi mojego pokoju, ja tylko podniosłam się i rzuciłam w tego gnoja poduszką.
-Wynoś się! Nienawidzę cię!
-Scarlett, tak się cieszę że żyjesz… Słuchaj tamto nic nie znaczyło, nie kocham jej, to ona mnie pocałowała. Kocham tylko ciebie.-powiedział zbliżając się do mnie.
-Jak mam ci kuźwa uwierzyć?!-spojrzałam na niego.
-Bo cię kocham i nie chce twojej krzywdy!-spojrzał na moją rękę a gdy złapał mnie za nią zasyczałam z bólu i wyrwałam ją.
-Oni ci to zrobili… Przepraszam cię, ale to i tak mało w porównaniu z tym co by ci zrobili gdybyś ze mną została.- odwrócił wzrok... Faceci zawsze muszą mieć rację nawet gdy nic nie wiedzą...
-Gorzej być nie mogło...
-Mogło, uwierz mi… Bardzo dobrze ich znam, mogliby cię pociąć na moich oczach, mogliby zedrzeć z ciebie skórę i to dosłownie, oni są zdolni do wszystkiego.
-Nie wiesz co mi zrobili...
-Co takiego?-tym pytaniem mnie wyprowadził z równowagi która i tak wisiała na ostatnim włosku.
-Zgwałcili mnie no kuźwa mnie zgwałcili, lepiej ci?!- wydarłam się a on oparł się plecami o ścianę.
-Znajdę tego typa i zabiję, potnę na kawałki…-zagroził lecz widocznie opanował się-Scarlett, ja cię przepraszam.-złapał mnie za rękę a ja wydałam z siebie tylko cichy jęk bólu.-Daj rękę- rozkazał a ja podałam mu grzecznie rękę, naciskał mi w różnych miejscach po całej ręce i chyba w pewym miejscu znalazł miejsce złamania bo z bólu zacisnęłam zęby a w oczach stanęły mi łzy.
-Druga też…- wyszeptałam
-Pewnie są złamane, trzeba jechać do szpitala kiedy indziej o tym porozmawiamy.-spojrzał na mnie-Mogę?-położył ręce na mojej talii a ja pokiwałam głową, podniósł mnie i poszedł do swojego pokoju po koc którym mnie okrył, zadzwonił najprawdopodobniej po taksówkę i pojechaliśmy do szpitala...
***
Wniósł mnie do szpitala podchodząc szybko do recepcji
-Szybko dajcie tu jakiegoś lekarza!- wydarł się na recepcjonistkę a ja patrzałam na to wszystko z rąk Ricka.
-Już nigdy nie pozwolę żeby stało ci się coś złego-wiedziałam, że to nie pierwsza i ostatnia taka akcja ale uśmiechnęłam się słabo, chłopak położył mnie na wskazanym przez lekarza łóżko. Dostałam środek usypiający bo jak się dowiedziałam kości mi się zaczęły zrastać same przez co zrosną się źle.
***
Gdy wreszcie się obudziłam lekarz zagipsował mi obie ręce i wypuścił z sali, lekko się chwiałam ale nie chciałam obciążać Ricka, wesłał taksówkę i pojechaliśmy do akademii a gdy byliśmy na miejscu weszliśmydo budynku.
-To ten, cześć…-powiedział naciskając już klamkę drzwi od swojego pokoju.
-Rick, poczekaj… Może mogłabym trochę posiedzieć u ciebie? W końcu mam złamane ręce i nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać.-powiedziałam z nieporadnym uśmiechem
-Okey…- otworzył drzwi i postanowił mnie w nich przepuścić, gdy wszedł za mną do pokoju i zamknął drzwi, gdy to zrobił jego pies wyraźnie stęskniony rzucił się na niego przez co chłopak leżał na ziemi i dodatkowo zaczął go lizać po twarzy, zaczęłam cicho chichotać lecz na twarzy grymas bólu.
-Jak się czujesz?-zadał chyba najbardziej głupie pytanie w tej chwili ale nie przejęłam się tym i położyłam się na łóżku Ricka a jego pies Tajfun postanowił do mnie dołączyć. ,,Zawsze chciałam mieć psa"
-Na pewno lepiej niż przez ostatnie trzy dni.-uśmiechnęłam się słabo.
-A gdzie byłaś przez te ostatnie trzy dni i co robiłaś?-spytał wstawiając wodę w czajniku.
-Tak jakby jadłam grzyby w lesie…-miałam ochotę dodać ,,A ty?" Ale to było by mega wredne a już i tak jest między nami niezręcznie więc trzymałam język za zębami.
-Kawa?-zapytał specjalnie zmieniając temat, pokiwałam twierdząco głową. Po jakichś dwóch minutach wdoa się zagotowała, zrobił dwie kawy i jedną z nich podał mi, na szczęście nie słodził, złapałam niezgrabnie kubek i zaczęłam pić.
-Mogę zostać na noc?-spytałam rumieniąc się delikatnie.
-Tak, jasne.-powiedział bez wachania w głosie, nie chciałam zostawać sama na noc, bo gdy będę sama i przyśni mi się koszmar będę odczuwała większ strach...
-Co powiesz na jakiś film?-spytał biorąc pilot do ręki i włączając telewizor, usiadł na fotelu lecz nie oparł się o niego co wzbudziło moje podejrzenia, wypiłam już napój więc odstawiłam kubek po kawie na szafkę nocną.
-Okej.- odpowiedziałam kładąc się i przykrywając kołdrą, zaczęłam głaskać owczarka i drapać go za uszami co lubią moje koty ale jak widzę lubi też ten pies. Rick włączył film i po pewnym czasie ogarnęło mnie uczucie senności i zasnęłam...
Biegłam przez las, a w lesie było pełno całujących się par, na końcu ścieżki stał jeden z tych typów i Rick, mój chłopak miał nakierowaną broń na jego głowę a na twarzy uśmiech szaleńca, po chwili usłyszałam huk a mężczyzna opadł martwy na ziemię, Rick opuścił broń i zaczął podchodzić do mnie, jedyne co dalej widziałam to ciemność...
Obudziłam się a moje serce waliło mi w piersi, ogarnęłam się i włączyłam telewizję, której dawno z resztą nie oglądałam tak tradycyjnie, odpaliłam mój ulubioy serial kryminalny na podstawie książki Agathy Cristie ,,Poirot" a później tej samej autorki ,,Panna Marple" gdy kończył się już któryś odcinek z kolei Rick postanowił się obudzić, wstał i podszedł do szafi wyjmując apteczkę i szukając w niej czegoś.
-Dzień dobry-powiedziałam przeciągając się.
-Ta, dzień dobry...-powiedział cicho.
-Co takiego? Co tam masz?-zapytałam widząc, że Rick wyjmuje jakieś leki i szybko je połyka.
-Nic takiego... Jak się spało?-odwrócił się do mnie zmieniając temat ,,Jeszcze to z niego wyciągnę".
-Powiem ci, że łóżko jak i twój pies są całkiem wygodne-zaśmiałam się.
-To fajnie...-powiedział cicho.
-A tak w ogóle, to kim był tamten facet i o co mu chodziło?-zapytałam przerywając ciszę.
-To był Will Roberts, taki dawny kumpel można powiedzieć. Szukał zemsty na mnie.
-Ale za co chciał się zemścić?
-Wpakowałem go na odwyk a przy okazji sam siebie… Rozprowadzał narkotyki, przez co po odwyku trafił do więzienia… Cóż mam dość ciekawe życie, ale przyzwyczaiłem się do tego.- odwrócił się i zaczął robić sobie jedzenie.
-Rick...-powiedziałam po raz drugi przerywając ciszę-ohasz mnie?
-No oczywiście, że tak-powiedział szybko
-To nie pakuj się więcej w takie głupoty, dobrze?
-Moje życie to jedne wielkie pomyłki i głupoty. Narobiłem sobie nie mało wrogów więc jak mam się nie pakować w kłopoty?
-Też jestem pomyłką czy głupotą?
-Wiesz że nie to miałem na myśli
-Ale to powiedziałeś…
-Chodzi mi o to że co chwila robię coś złego, gdyby przy tamtej bójce cię tam nie było pewnie zrobiłbym coś przez co znowu trafiłbym do więzienia.-powiedział siadając obok mnie na łóżku.
-Dlatego właśnie masz mnie...-złapałam go za ręke i spojrzałam w oczy.
-Jeszcze, cię mam… Nie przeraża cię ta cała sytuacja?
-Rick, każdego przeraża ale jestem tu bo cię kocham nie zależnie od tego co się będzie dziać...
-Scarlett, ja też cię kocham ale boję się o ciebie. Przy mnie nie jesteś bezpieczna, jestem nieobliczalny, stać mnie na wszystko…
-Słuchaj, przecież nie jestem małym dzieckiem, mogę za tobą w ogień skoczyć i nikt mnie nie powstrzyma.
-Proszę cię nie mów tak…- powiedział wstając gwałtownie odwracając się do mnie plecami na których mięśnie miał wyraźnie napięte.
-Moja siostra też tak mówiła i jak to się skończyło? Śmiercią dla niej i więzieniem dla mnie, a nie chce by to samo spotkało ciebie.
-Rick, nie mam najmniejszego zamiaru cię zostawić... Śmierć będzie lepszą karą niż rozstanie- wstałam i stanęłam przed nim.
-Nie powinnaś tak mówić, nie jestem tego wart-powiedział szybko i zabrał portfel i wyszedł... Po prostu wyszedł...
Usiadłam załamana na kanapie a w moich oczach pojawiły się łzy którym nie pozwoliłam na samowolkę, wtuliłam się w psa i włączyłam znów telewizję żeby zająć swoje myśli czymś innym i się nie poryczeć jak bóbr...
***
W końcu wyłączyłam telewizor zatapiając się we własnych myślach... Po chwili do pokoju wszedł Rick z niewyraźną miną.
-Rick! Gdzie ty byłeś?-krzyknęłam wstając z łóżka.
-Co? Daj mi spokój, nie będę się z niczego tłumaczył.
-Co się z tobą dzieje? Brałeś coś?-powiedziałam kładąc mu rękę na klatce piersiowej by nigdzie nie poszedł i znowu nie zrobił czegoś głupiego.
-Zostaw, to boli.-powiedział i odepchnął mnie, zrobiłam się czerwona na twarzy ale nie z przejęcia tylko ze złości.
Przeszłam obok niego w drzwiach bez słowa i weszłam do swojeg pokoju, zabrałam tylko telefon i słuchawki oraz butelkę wody, wyszłam z pokoju i gdy wyszłam z budynku skierowałam się do lasu, na szczęście na lewej ręce gips sięgał mi do nadgartska a na prawej trochę dalej ale miałam odsłonięte knykcie, na uszy założyłam słuchawki i zapętliłam sobie "He's a monster", uwielbiam piosenki które nawiązują też do mojego życia. Podeszłam do najbliższego drzewa i zaczęłam walić pięściami w drzewami czując przyjemny ból w całym ciele, było to mądrzejsze rozwiązanie niż cięcie się jak te wszystkie cholerne Emo, w czasie gdy ja waliłam wściekła w drzewo podśpiewywałam piosenkę...
***
Minęła może godzina kiedy dałam sobie chwilę odpoczynku, spojrzałam na swoje zakrwawione ręce ale olałam to bo nawet jak wytrę to w coś to zaraz krew znowu wypłynie z moich pokaleczonych dłoni. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam kontakty wyłączając muzykę, postanowiłam zadzwonić do mojego starego przyjaciela Oliviera do którego nie odzywałam się już od dwóch miesięcy... nie odebrał ale napisał mi sms'a: "Scarlett odzywasz się akurat wtedy kiedy znalazłem kochającą dziewczynę i prawdziwą przyjaciółkę? Pieprz się..." Ta wiadomość sprawiła, że w moich oczach poajwiły się łzy, Oli był moim jedynym przyjacielem i osobą która jako jedyna się ze mnie nie wyśmiewała, z moich oczu wypłynęły łzy a ja z powrotem włączyłam muzykę, zakryłam rękami twarz i zaczęłam cicho szlochać... "Tracę wszystko co kochałam". Po chwili wstałam i tym razem z łzami w oczach znów zaczęłam walić w drzewo czując poraz kolejny dawkę przyjemnego bólu...
***
Minęły już trzy godziny odkąd znalazłam się w lesie, nie chciałam wracać do akademii ale nie mogłam zostać znowu w lesie patrząc na stan moich rąk gdzie gdy zgięłam dłoń w pięść widziałam zakrwawione kości wystające mi delikatnie z knykci. Wróciłam ścieżką którą weszłam do lasu i kiedy znalazłam się w budynku akademii ruszyłam do swojego pokoju, gdy znalazłam się w nim przemyłam ręce i zaczęłam szukać bandaży...
***
Minęło trochu czasu zanim znalazłam tu jakiekolwiek bandaże, ale w końcu mi się udało, owinęłam sobie bandażami knykcie i bandaż nie wytrzymał nawet chwili i się cały zakrwawił, usiadłam na łóżku na którym leżały moje dwa koty które nawet nie wiem jak tu weszły, pewnie przez okno czy coś w ten deseń. Przytuliłam obie kulki futra i weszłam na ID gdzie było pełno seriali kryminalnych które ubustwiam.
***
Siedziałam na tym łóżku od godziny gdy nagle usłyszałam, że ktoś otworzył drzwi, nie obróciłam głowy tylko omiotłam spojrzeniem tamto miejsce.
-Wyjdź-powiedziałam bezuczuciowo do chłopaka.
-Słuchaj, przepraszam trochę mnie poniosło...- powiedział siadając obok mnie na łóżku, postanowiłam się nie odzywać.-Scarlett... Nie chciałem cię odepchnąć, po prostu... Co ci się stało?- spytał po czym poczułam jego dłoń na swojej, syknęłam z bólu i wyrwałam ją szybko.
-Nie powinno cię to obchodzić-powiedziałam chłodno.
-Przepraszam, zdenerwowała mnie ta cała rozmowa, wyszedłem na miasto i wziąłem jakieś świństwo. Powiesz mi co się stało?-spytał ponownie, obrzuciłam go srogim spojrzeniem.
-Jeśli już musisz wiedzieć to naparzałam w drzewa, dziękuje też, że olewasz słowa osoby którą 'podobno'-zrobiłam cudzysłów w powietrzu- kochasz.
-Bo cię kocham, ale musiałem się trochę wyluzować...
-Cudowny sposób na wyluzowanie, czemu od razu się nie nachlałeś i na dziwki do burdelu nie poszedłeś?-powiedziałam z sarkazmem.
-Nie jestem taki, kocham cię...- odpowiedział patrząc mi głęboko w oczy.
-Zrobiłeś co innego? Tak tylko, że boli mnie to tak samo, ale ty o tym do cholery nie pomyślisz?!
-Przepraszam cię, czasem mi odbija i nie panuję nad tym...
-Wiesz, że to pieprzone "przepraszam" nawet za tysięcznym razem nie zmieni nic między nami?
-Ostrzegałem cię że mogę mieć wybuchowy charakter i jeśli chcesz to możesz mnie już nigdy nie zobaczyć...- powiedział patrząc na mnie wyczekująco.
-Rick wiesz, że obecnie jestem wkur***na i to moje marzenie ale nie minie minuta a już będę tego żałować...-w moich oczach pojawiły się łzy a kilka z nich spłynęło.
-Póki co nie zostawię cię...- powiedział z uśmiechem i otarł ręką łzy spływające po moim policzku.
-Póki co?
-Póki cię kocham, a to raczej szybko nie minie...- zaśmiał się, uśmiechnęłam się delikatnie i wtuliłam się w tors chłopaka. Po chwili odkleiłam się od niego.
-Rick, zdejmij koszulkę.-powiedziałam stanowczo.
-Co? N-nie po co?
-Powiedziałam zdejmij-na twarzy chłopaka zobaczyłam niepewność lecz niechętnie zdjął koszulkę, na jego klatce piersiowej zobaczyłam pełno siniaków lecz Rick widocznie słonił plecy, odwróciłam go a moim oczom ukazały się paskudne napisy, znowu obróciłam Ricka tak, że siedzieliśmy twarzą w twarz, objęłam rękoma jego szyję wczepiając się w jego usta, natychmiast Rick objął mnie w talii i posadził na kolanach przez co siedziałam na nim okrakiem... Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy Rick powiedział.
-Wyglądam jak potwór prawda?-powiedzał i odwrócił wzrok.
-Z bliznami czy bez jesteś tym samym Rickiem którego kochałam, a każda blizna dodaje ci historii-uśmiechnęłam się pocieszająco i wtulając się delikatnie w chłopaka.
Riczu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.