piątek, 4 sierpnia 2017

od Irmy cd. Rekera

- Irma nic Ci nie jest?! - wleciał zdyszany Eric, mój…. Eh…. Ojciec.
- Nie nic! Blue mnie obroniła, tak samo White Rekera – westchnęłam ciężko.
- Na pewno? Blada jesteś – powiedział zmartwiony – Wyszedłem tylko po kawę! - dodał.
- Spokojnie, nic mi nie jest! - westchnęłam słabo.
To było wręcz żałosne jak człowiek może być słaby po takim jednym wypadku! W sumie to i tak mamy dobrze, bo mogło to się skończyć śmiercią, albo złamaniem kręgosłupa… Nadal nie mogłam uwierzyć, że próbowano nas zabić za to co kochamy! W sumie to i tak chcą nas zabić wszyscy, pomyślałam i posmutniałam w myślach, bo raczej nigdy nie będzie nam dale normalne życie...
Niedawno też się dowiedziałam że mój ojciec biologiczny jest policjantem, tak samo jak dziadek oraz że jest w najlepszej jednostce policji. Nie mogłam uwierzyć że w rodzinie tyle policjantów! Później lekarze podali nam jeszcze jakieś leki i leżeliśmy zmęczeni, właściwie to już powoli zasypialiśmy, aż to nagle wleciał jakiś dziennikarz upierdliwy i zaczął nam fleszem jeszcze po oczach świecić, co nas rozbudziło, a byliśmy jeszcze ledwie żywi! Wtedy znowu coś się stało, a mianowicie jakiś człowiek wyleciał z cienia, złapał ko, wyrwał mu aparat i wywlókł siłą. No to nas zszokowało! „Boże! Czy oni nas ciągle obserwują w tych cholernych cieniach?!” - pomyślałam przerażona zaistniałą sytuacją i spojrzałam blada bardziej niż ściana na… eh…. Ojca i Maksa, na których to wrażenia nie zrobiło, ale widząc nasze miny blade sami pobledli.
- Mam swoje prawa nie możecie mnie wyrzucić! - warczał dziennikarz na naszego ochroniarza.
- Zamknij się! - warknął ochroniarz – Pasożyty nie mają prawa wstępu – dodał i go wyrzucił.
- Nigdy… tak… nie… róbcie… z… ochroną… - powiedział jakoś Reker i stracił przytomność w końcu tak samo jak i ja, przez co prawie rozbiłam sobie łeb.
**
Po kolejnych męczarniach, tygodnia obserwacji, w końcu nas wypisali! Miałam ochotę skakać ze szczęścia, ale oczywiście byłam za słaba… Oczywiście nasi rodziciele bardzo nas pilnowali, bo właściwie to nadal ledwie chodziliśmy i nogi nam się trzęsły, gdyż mieliśmy je jak z waty, a mięśnie były wciąż bardzo słabe po wypadku i nie odzyskały pełnej sprawności, gdyż rany nadal były duże. Kiedy podpisaliśmy dokumenty wraz z ojcami, zaczęliśmy się kierować ku wyjściu głównego ze szpitala, lecz tam było od groma dziennikarzy!
- Boże oni oszaleli?! Nigdy się stąd nie wydostaniemy! - powiedziałam załamana i się wycofałam bo nienawidziłam tłumów ludzi, gdyż nie czułam się w nich nigdy bezpiecznie.
-----------------------------------------------
< Reker? ;3 wiem słabe ;c >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.