-Kochanie naprawdę, zapnij pasy.-powiedziała już zestresowana i wystraszona, ja jednak nie zareagowałem- RICK DO CHOLERY ZAPNIJ TE PASY!- wydarła się teraz na serio wystraszona, spojrzałem na nią i na jej bladą twarz na której malowało się przerażenie i dopiero teraz zauważyłem, że tylko mnie ta jazda sprawia przyjemność, zwolniłem, zapiąłem z niechęcią pasy i złapałem Scarlett za rękę uśmiechając się do niej uspokajająco. Zacząłem się nawet zastanawiać czy dobrze zrobiłem zabierając ją do Luna parku.
-Myszko nie denerwuj się-ścisnąłem mocniej jej rękę i potem przestałem już szaleć na drodze, po czym zjechałem do McDonalda. Zajechaliśmy do McDrive'a, zamówiłem pełny zestaw śniadaniowy i mocną kawę, a Carry wzięła sobie tylko lody, zapłaciłem za wszystko i stanęliśmy na jednym z miejsc parkingowych, zacząłem jeść jedzenie, a gdy zjadłem i wyrzuciłem do śmietnika wszystkie opakowania i papierki nachyliłem się nad dziewczyną i zacząłem całować. Zdawało się że trwało to krótko jednak zegarek na moim telefonie wskazywał zupełnie co innego.
-Wiesz, że cię kocham?- spytałem patrząc jej głęboko w oczy...
-Wiem i też cię kocham- pocałowała mnie znowu. W końcu odjechaliśmy i cała trasa minęła nam na rozmowie...
***
W końcu dojechaliśmy do celu naszej podróży, zaparkowałem przed olbrzymim Luna parkiem, na twarzy mojej dziewczyny pojawił się uśmiech małej dziewczynki a gdy wysiedliśmy rzuciła mi się na szyję i pocałowała mnie. Uśmiechnąłem się do niej i złapałem ją za rękę prowadząc do kas, szybko załatwiliśmy bilety i stanęliśmy tuż za kasą, Scarlett rozglądała się po wszystkich atrakcjach. W końcu po jakimś czasie rozmyślań zaciągnęła mnie do największej kolejki górskiej, cóż dla mnie to był ‘pikuś’ ale po tej akcji w samochodzie mógłbym się spodziewać wszystkiego.
-Skarbie na pewno chcesz tam iść?- spojrzałem na nią poważnie.
-Oczywiście, że tak- pocałowała mnie krótko i staliśmy dalej w kolejce trzymając się za ręce. Kiedy w końcu przyszła nasza kolej i przeszliśmy przez bramkę czułem że Scarlett trochę się cyka jednak starała się tego nie okazywać. Uśmiechnąłem się tylko pod nosem i usiadłem obok dziewczyny. Podczas jazdy kolejką Carry dużo piszczała i cały czas ściskała moją rękę, kiedy wysiedliśmy położyła się na trawie bo kręciło jej się w głowie.
-I jak?- spytałem ze śmiechem pamiętając kiedy to ja byłem pierwszy raz na takiej wysokiej i szybkiej kolejce górskiej. Scarlett otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
-Jakim cudem ty możesz ustać na nogach? Cóż, tak czy inaczej… Było super! Chce jeszcze raz!- pisnęła dziewczyna szybko wstając.
-Ej, spokojnie mamy na to cały dzień. A zresztą, tobie już lepiej?- zaśmiałem się gdy Lett po chwili stania na własnych nogach, opadła na mnie. W odpowiedzi pokiwała twierdząco głową, jednak do następnej atrakcji nadal się o mnie opierała. Na następny cel Carry wybrała sobie młot, potem poszliśmy na windę i spływ wodny.
-Może trochę odpoczniesz?- zaoferowałem wychodząc z ‘tratwy’ z atrakcji wodnej na której przed chwilą byliśmy, przez którą ja i Scarlett byliśmy cali mokrzy.
-Dobra, a więc co proponujesz jako odpoczynek?- spytała zarzucając mi ręce na szyję i całując.
-Co powiesz na gofry lub lody?- odpowiedziałem przerywając pocałunki.
-A może to i to?- uśmiechnęła się i znów mnie pocałowała.
-Okey- odpowiedziałem i pocałowałem ją krótko. Poszedliśmy do stoiska, oboje wzięliśmy gofry z samą bitą śmietaną, a ja kupiłem sobie jeszcze szklankę piwa. Kiedy skończyliśmy jeść, Scarlett zaoferowała że pójdzie kupić lody, ja w tym czasie dopijałem piwo. Nagle dosiadły się do mnie dwie, szczupłe, wytapetowane blondynki. Jedna usiadła po mojej prawej i oparła rękę o moje ramię a druga usiadła po drugiej stronie, po czym pocałowała mnie w policzek.
-Cześć przystojniaku, co tutaj robisz taki samotny?- spytała wyższa i bardziej wytapetowana wieszając się na moim ramieniu.
-Ej, ej, ej… Nie jestem tutaj sam i wypraszam sobie takie zaloty więc do niewidzenia- powiedziałem szybko wstając, jednak te dwie dziewczyny nie zamierzały odpuścić.
-Ale co ty wyprawiasz? Jak można spławiać tak ładne dziewczyny?- oburzyła się ta nieco niższa.
-Cóż a więc zrobię wam takiego surprise i oznajmię wam że mam dziewczynę, którą bardzo kocham i proszę was grzecznie abyście spieprzały, albo tak się wami zajmę że nie będziecie już nigdy w stanie poderwać kogokolwiek.- oznajmiłem im, te speszyły się i odeszły mamrocząc coś że pożałuję. Po chwili podeszła do mnie Scarlett z lekko zdziwioną miną. Podała mi lody, zaczęła jeść swoje spoglądając to na mnie to na te oddalające się dziewczyny.
-Cóż… nie sądziłam że je spławisz… Jednak jestem zła, bo czemu nie założyłeś koszulki! I jakim prawem te szmaciane plastiki flirtowały z tobą?!- wkurzyła się Carry –Nie powinniśmy tu w ogóle przyjeżdżać.– dodała po chwili. Lody zjedliśmy dość szybko więc, wyrzuciliśmy pojemniki do kosza. Objąłem ją w tali i pocałowałem w szyję.
-Nie ma mowy, dziś cały dzień poświęcam tobie.- odpowiedziałem całując ją tym razem w usta.
-Dobra, to co powiesz teraz na samochodziki?- zaproponowała kierując się właśnie w ich stronę. Pokiwałem głową po czym skierowaliśmy się tam. Co chwilę uderzaliśmy w swoje samochody. Kiedy skończyliśmy atrakcję, zajrzałem do telefonu by sprawdzić która godzina, a mianowicie dziewiętnasta.
-O cholera, kochanie muszę lecieć wrócę za godzinę, półtorej-powiedziałem całując dziewczynę na pożegnanie.
-Ale przecież miałeś spędzić ze mną cały dzień!?- westchnęła Scarlett odrywając się od moich ust.
-Przepraszam myszko ale to istotne, niedługo wrócę.- odpowiedziałem kierując się w stronę parkingu. Po chwili odnalazłem auto, usiadłem za kierownicą i ruszyłem. Jechałem ile fabryka dała by jak najszybciej wrócić do Lett. Przy moim trybie jazdy dwadzieścia osiem minut później byłem już na miejscu, a cel mojej przejażdżki był dość daleko. Zaparkowałem auto i wszedłem do znanego mi jubilera. Przywitałem się z właścicielem, miłym staruszkiem z francuskimi wąsami i zacząłem szukać idealnego naszyjnika, po chwili mój wzrok zawiesił się na znajomym mi łańcuszku, srebrnym z sercem. Fala wspomnień zalała mój umysł, oparłem się ręką o ścianę.
-Wszystko w porządku?- podbiegł do mnie właściciel jubilera.
-Nadal je sprzedajecie…- wymamrotałem wskazując na naszyjnik.
-Tak Rick. Niedawno znalazłem paręnaście egzemplarzy w magazynie. Zostawiłem z pięć dla ciebie, na pamiątkę… Ludziom się podoba, twojej siostrze się podobał.- odpowiedział wracając za ladę i szukając czegoś, po chwili wyjął małe, czerwone pudełeczko a w nim łańcuszek z wystawy. Był to ten sam naszyjnik który dałem mojej małej siostrze. Zawsze pamiętała o nim, nie było dnia w którym by go na sobie nie miała. Ostatnio widziałem ten naszyjnik w dniu jej pogrzebu.
-Tyle co wtedy?- spytałem wyciągając pieniądze z portfela, jednak staruszek odsunął moją rękę z portfelem, poklepał po ramieniu i powiedział:
-Rick, widać że jesteś zakochany i robisz to dla dziewczyny. Co z tego że to pieruństwo jest drogie, bierz ten łańcuszek i leć do niej. No już!- powiedział staruszek popędzając mnie do wyjścia i wciskając pudełeczko w ręce po czym wypchnął za drzwi. Cała ta sytuacja trochę mnie zszokowała, zaśmiałem się pod nosem, wsiadłem do auta i po paru minutach byłem z powrotem w luna parku. Odnalazłem Scarlett przy wyjściu z komnaty luster. Pocałowałem dziewczynę na powitanie.
-Mam nadzieję że masz solidne wytłumaczenie bo jak się dowiem że ktoś cię widział z tamtymi lafiryndami to już jesteś martwy.- oznajmiła mi Lett.
-Niedługo się dowiesz, a teraz chodźmy do tamtych misiów co?- odpowiedziałem kierując się w stronę stoiska. Wykupiłem pięć rzutów i podałem piłkę dziewczynie.
-Musisz zrzucić te trzy kręgle, a nagrodą jest ten misiek- wytłumaczyłem wskazując na wielgachnego, białego misia z czerwonym sercem. Scarlett pokiwała głową, po czym rzuciła po raz pierwszy, potem drugi, trzeci, czwarty…
-Nie no to jakieś głupie jest!- wkurzyła się kiedy spudłowała czwarty raz i podała mi piłkę odchodząc na bok. Wymierzyłem wzrokiem odległość i rzuciłem i od razu zaliczyłem wszystkie. Odebrałem misia i wręczyłem go mojej ukochanej.
-Dzięki, ale uważam że to było jakieś oszustwo…- próbowała wytłumaczyć to jakoś, jednak prezent przyjęła. Ja w odpowiedzi rzekłem tajemniczo:
-Odwróć się i zamknij oczy- Scarlett odwróciła się i zamknęła oczy. Odgarnąłem jej włosy i założyłem naszyjnik.
-Już- odpowiedziałem mając nadzieję że prezent spodoba się Carry, która otworzyła oczy i zaczęła oglądać
-Piękny!- pisnęła Lett rzucając mi się na szyję. Uśmiechnąłem się i postawiłem ją na ziemi.
-Dziękuję- podziękowała, pocałowała mnie i skierowała się w stronę parkingu. Była prawie dwudziesta druga, mało ludzi i samochodów. Odszukaliśmy nasz samochód, wrzuciłem miśka do środka, Carry oparła się o auto po czym przylgnęliśmy do siebie, nie mogliśmy przestać się całować. Niestety, coś nam jednak przerwało.
-Ej, ty!- usłyszałem jakieś krzyki za plecami, odwróciłem się i zobaczyłem jakiś trzech kolesi, nieźle napakowanych i tamte dwie tapeciary które się do mnie przystawiały.
-Coś się stało?- spytałem podchodząc bliżej nich.
-To on!- usłyszałem od jednej z dziewczyn a potem leżałem na ziemi po niespodziewanym ciosie w brzuch. Podniósł mnie jeden z facetów i zobaczyłem że pozostali dwaj trzymają Scarlett która próbuje się wyrwać. Dochodziłem do siebie po przed chwilą odebranym ciosie. Po chwili z kieszeni wyciągnęła scyzoryk i mocno zraniła jednego z nich w rękę jednak po chwili ten drugi wyrwał jej nożyk, popchnął na podłogę i nadepnął na rękę. Wtedy się otrząsnąłem. Wyrwałem się temu facetowi i przywaliłem tamtemu który popchnął Scarlett, aż złamałem mu nos lecz po chwili dobiegło jeszcze paru innych mężczyzn i obezwładniło mnie przygniatając do podłogi.
-Który debil straszył moje dziewczynki?!- usłyszałem męski głos. Wydawał mi się znajomy. Poczułem jak ktoś podnosi mnie z podłogi. Po chwili moje podejrzenia się sprawdziły. Stałem właśnie przed dawnym ‘kumplem’ z kradzieży, którego posłałem do więzienia.
-O, kogo my tu mamy, mój dawnym kumpel – Rick Morgan. Pamiętasz mnie? To ja Will Roberts, kojarzysz co nie?- powiedział przyglądając mi się.
-Pamiętam jak przed więzieniem byłeś taki słabiutki, widocznie to nękanie ciebie przez innych wyszło ci na dobre. Pamiętam nawet jak mnie wystawiłeś!- krzyknął po czym przywalił mi pięścią w twarz, uderzyłem o ziemię. Wstałem powoli, czułem jak krew spływa z mojej głowy, mężczyźni znów mnie trzymali.
-Jej do tego nie mieszaj. Ona o niczym nie wie, nikomu nie powie. Tylko ją zostawcie, zrobię wszystko. Przysięgam…- błagałem.
-Rick! Nie rób tego!- krzyczała Scarlett patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Will zaśmiał się i podszedł do dziewczyny po czym przyłożył jej nóż do gardła, chciałem się na niego rzucić, najchętniej to bym go zabił ale nie mógłbym z powrotem iść do więzienia.
-Tyle robisz dla dziewczyny… Wcześniej byłeś kimś, martwiłeś się tylko o siebie, a teraz dałbyś mi się zabić za kogoś innego. Ale zrobię to o co prosisz, nie jestem takim potworem.- powiedział chowając nóż do kieszeni. Scarlett cały czas błagała mnie bym tego nie robił, ale ja wiem że gdybyśmy jakoś uciekli, on i tak by nie odpuścił. Podałem mu adres akademii.
-Nie błagam Rick nie rób tego!- słyszałem krzyki dziewczyny ale nie słuchałem jej. Po chwili podjechało auto, wsadzili Scarlett do środka po czym samochód odjechał.
-No to teraz się zabawimy! Co powiesz na tatuaż na plecach?- zaśmiał się po czym popchnął mnie na ziemię, przygniatali mnie do niej, po chwili poczułem zimne ostrze na plecach, a następnie nieopisany ból. Trwało to długo, widać że jemu się nie śpieszyło, a w okolicy nie było nikogo kto by mi pomógł. Nagle ktoś mnie podniósł, oparłem się brzuchem o samochód próbując złapać oddech. Plecy bolały mnie niemiłosiernie. Usłyszałem za sobą głos Will’a:
-Żałuj Rick że tego nie widzisz, bo mam duży talent. Ale ułatwię ci to, nożem wyryłem ci pięknie trzy słowa: kłamca, zdrajca i morderca. Twoja siostra byłaby z ciebie dumna.- śmiał się, a ja nie miałem siły zareagować. Potem wszystko działo się mniej boleśnie, okładali mnie pięściami i kopali. Po jakimś czasie wreszcie przestali i powiedzieli:
-Do zobaczenia, miło było!-
Leżałem jeszcze paręnaście minut na ziemi dochodząc do siebie, po cały moim ciele spływała krew. W końcu wstałem, poszukałem w aucie jakiegoś koca, położyłem na siedzenie po czym ruszyłem do akademii. Odstawiłem auto pod dom Nathalie, doszedłem jakoś pod akademię owinięty kocem by nikt nie widział co mi się stało i wślizgnąłem się do swojego pokoju. Tajfun który przed chwilą spał na łóżko poderwał się i zaczął mnie wąchać.
-Nic mi nie jest mordko…- wymamrotałem i poklepałem psa po grzbiecie, wziąłem czyste ubrania, wszedłem do łazienki. Kiedy wyszedłem z łazienki nadal miałem na sobie krew. Zdjąłem koszulkę i obejrzałem swoje plecy, krew spływała z napisów wyrytych nożem. Wyglądało to okropnie, ale tak jak mówił Will słowa były takie same. Pewnie zejdzie mi to dopiero po trzech tygodniach, a te rany na głowie itd. góra tydzień. Usiadłem na łóżku, jednak całą noc nie mogłem zasnąć z powodu ogromnego bólu pleców. Także co jakiś czas musiałem zmieniać koszulkę bo nasiąkała krwią. Bałem się komukolwiek pokazać w takim stanie, a co dopiero Scarlett.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.