czwartek, 3 sierpnia 2017

od Rekera cd. Irmy

Obudziłem się dopiero po godzinie, gdyż od razu kiedy otworzyłem oczy natrafiłem na zegar ścienny wskazujący godzinę siedemnastą a z tego co pamiętam to przytomność straciłem w okolicach godziny szesnastej. Czułem, że mam jakieś plastry na nodze czy coś tam i mnie to trochę denerwowało, ale największe zdziwko miałem gdy zobaczyłem na swoich nogach białego owczarka szwajcarskiego, który z wyciągniętym jęzorem patrzył na mnie radosnym wzrokiem i pacał ogonem o kołdrę. "Co on tu robi?" - zapytałem się w myślach oraz poruszyłem kilka razy palcami u prawej ręki więc pewnie lek, który powodował, że nie mogliśmy się ruszyć powoli przestawał działać.
- Co tu robisz piesku? - spytałem jakoś próbując nie charczeć przez co nieco się do mnie przybliżył i położył na moim brzuchu co w cale mnie nie bolało - Jak się nazywasz? - dodałem radośniej a w tedy uniósł nieco głowę by pokazać mi swoją obróżkę, na której znajdowało się jego imię. "White"- przeczytałem w myślach i już nie skupiałem się na właścicielu i numeru telefonu, bo jak na razie było mi to nie potrzebne. Kiedy tylko poczułem się na siłach od razu pogłaskałem go po puchatej główce oraz podrapałem za uchem co strasznie mu się spodobało, gdyż zamknął oczka i przytulił się do mojej dłoni jak do poduszki - Ale z ciebie pieszczoch - stwierdziłem przez co pacnął trzy razy ogonem o łóżko i spojrzał w bok w miejsce gdzie znajdowało się łóżko Irmy dlatego też tam spojrzałem i to w idealnym momencie, gdyż moja ukochana zaczęła się budzić! Na dodatek była tu też Blue, która ją pilnowała.
Kiedy tylko otwarła swoje cudne oczy posłałem jej szeroki uśmiech, który odwzajemniła. Dopiero w tym momencie zorientowałem się, że nie ma tu ani tego całego Erica ani Maksa... Nadal trudno było mi się oswoić z myślą, że jest moim ojcem, ale kiedyś w końcu wbije sobie to do głowy.
- Cześć kotek jak się spało? - zapytałem odzywając się jako pierwszy nadal nieco ściszonym głosem by nie przeciążyć gardła.
- Nawet dobrze a tobie? Co ci jest, że straciłeś w tedy przytomność? - zapytała zmartwiona patrząc na mnie jeszcze nieco zmęczonym wzrokiem, który musiał być taki sam jak mój.
- Nie wiem... Nagle zabolało mnie od pasa w dół i mnie nie było... - westchnąłem - Nie martw się kochanie! Będzie dobrze! - posłałem jej uśmiech taki na jaki było mnie w tej chwili stać.
- Mam nadzieję, że będzie dobrze - odparła drapiąc swoją psiknę za uchem.
- Właśnie... Co to za psiak? - spytałem ją wskazując wielkie futro leżące na moich nogach.
- To pies mojego... mojego... ojca... - odpowiedziała jakoś na co skinąłem powoli głową.
- Jeden wypadek i dowiadujemy się takich rzeczy - westchnąłem cicho mrużąc oczy. Chciało mi się jeszcze troszkę spać, ale słysząc jak ktoś wchodzi na salę od razu wróciła moja czujność i otwarłem je szeroko od razu patrząc na drzwi przez które weszła dwójka lekarzy ze strzykawkami, w których znajdował się tajemniczy, zielony płyn. Pewnie chcieli to coś nam wstrzyknąć, ale mi coś tutaj nie pasowało, ponieważ nigdy tych lekarzy nie widziałem a na dodatek mieli maseczki a my w cale niczym nie zarażaliśmy! A o operacji nawet mowy nie było! Kiedy zaczęli się niebezpiecznie zbliżać psiaki zeskoczyły z naszych łóżek oraz strasznie się zjeżyły ukazując wszystkie kły a ich uszy przyległy do głowy nadając im jeszcze groźniejszego charakteru. "Lekarze" ze strachu upuścili z brzdękiem strzykawki na ziemię i uciekli z sali gdzie złapała ich od razu ochrona. Z trudem podniosłem się do siadu i złapałem z powodu bólu za brzuch. Jednak długo tak siedzieć nie mogłem, gdyż przybiegli ci prawdziwi doktorkowie i od razu obalili mnie na łóżku oraz zbadali prowizorycznie tak samo jak Irmę, ale nie stwierdzili, żadnego zagrożenia życia. Zabrali też te strzykawki, które okazały się silnie trującą substancją... Gdyby nam to wstrzyknęli umarlibyśmy w ciągu doby więc Blue i White są bohaterami! Zostały nagrodzone ciasteczkami i głaskaniem co im się bardzo spodobało. Po kilku minutach przybiegł też Maks i Eric, którzy od razu zaczęli się wypytywać czy nic nam nie jest z wielkim zmartwieniem w głosie. Widziałem, że Irmie jest dziwne co było do zrozumienia, gdyż niestety jej ojciec jest dla niej takim obym człowiekiem... Cóż nic o niem nie wiedziała a teraz bum i jest!
- Reker nic ci na pewno nie jest? Nie czujesz się źle synku? - pytał a mi było trochę dziwnie.
- Na pewno wu... tato - odpowiedziałem na co się uśmiechnął a w jego oczach dostrzegłem coś w rodzaju szczęścia. Czyżby jedno takie słowo dawało człowiekowi tyle radości? W sumie nie jestem rodzicem więc się na tym nie znam... Ojciec chciał już coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy na korytarzu jakieś wielkie zamieszanie dlatego każdy spojrzał w stronę drzwi. White i Blue nic sobie z tego nie robili więc wskoczyli nam z powrotem na łóżka. Pogłaskałem białego psiaka, który wygonie ułożył mi się na brzuchu i szepnąłem mu na ucho słowa "dziękuję ci" w końcu gdyby nie on zacząłbym umierać. Zastanawiałem się kto stoi za tym zamieszaniem na zewnątrz i kiedy stąd pozwolą nam wyjść... Oczywiście nie zrezygnuję z jazdy konnej i zawodów! W końcu nie zaznał nikt jeździectwa blasku, kto nie całował nigdy piasku.


----------------
Irama? :3 Dziennikarze się dobijają xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.