sobota, 17 czerwca 2017

od Irmy cd. Rekera

Nie mogłam uwierzyć że Reker mnie podglądał! A właściwie to.. o bosz! On mnie musiał trochę powycierać żeby mnie na łóżku położyć! O bosz…. O bosz!!! Nie no nie powiem, byłam troszkę zła na Rekera no i zawstydzona na maksa! Że też ja znowu musiałam zasnąć w tej cholernej wannie! Jakoś mnie tam udobruchał i zjedliśmy to śniadanie, lecz po nim… Przyszedł ten cały wujek Rekera i przez przypadek walnął go drzwiami, a ten stracił przytomność upadając na podłogę z hukiem! No… Bałam się straszliwie jego wujka, więc gdy tylko go zobaczyłam, zbladłam gorzej niż ściana i po Irmie! Objęcia morfeusza i rozbity łeb…
**
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam że jestem… W moim pokoju w akademii! „Co jest grane?!” pomyślałam spanikowana i otworzyłam szerzej przerażone czy, a wtedy zorientowałam się że mam biały bandaż na głowie oraz jest przy mnie koleżanka…
- Obudziłaś się wreszcie… - szepnęła, ale po jej minie wiedziałam że coś się stało…
- Rita to się dzieje?! - spytałam od razu podrywając się – Co z Alkatrasem!? - spytałam spanikowana, a serce mi przyspieszyło na najwyższe obroty.
- No…. Tak jakby…. - nie wiedziała czy mi powiedzieć.
- Rita gadaj rzesz! - niemalże krzyknęłam i dopiero teraz spostrzegłam że jest noc.
- Twoim no… adopcyjni rodzice go sprzedali za karę że uciekłaś… - szepnęłam smutno i niepewnie – Słyszałam że wywieziono go do Europy ale do jakiego kraju nie wiem… Alkatras zdziczał przy nich – dodała, a we mnie najpierw wstąpił szok, a następne się rozryczałam!
- Nie mogli tego zrobić!!! - prawie krzyknęłam załamana płacząc.
- Przykro mi ale nie tylko ja to przez przypadek słyszałam… - szepnęła znowu, głaszcząc mnie po plecach dla otuchy, lecz to nic nie dawało. Wtedy się poderwałam i chciałam zadzwonić do Rekera bo był jedną osobą która przyszła mi na myśl, lecz się okazało że też zablokowali mi telefon i nie mogłam nigdzie dzwonić! Miarka się wtedy przebrała! Sprzedali mi mojego ukochanego konia! Alkatras był rodziną i w jakimś stopniu zastępował mi pustkę po rodzicach…
- Irma… Blue… Też zabrali… Schronisko… - dodała, a ja aż wypuściłam szklankę, która roztrzaskała się w drobny mak i zacisnęłam ręce w pięści ze złości ale i też rozpaczy, gdyż poczułam się jakby wszystko na czym mi zależało, zostało odebrane, jakby ktoś wyrwał mi serce! Spakowałam do swojego plecaka portfel, karty kredytowe, a ze starego telefonu zapisałam na kartce numer koleżanki Rekera oraz włożyłam ją sobie do kieszeni zapinaną na zamek.
- Irma co robisz?! - spytała przestraszona.
- Uciekam i już nigdy nie wrócę! Mam dość! Pieniądze mam więc mogą się wypchać! - warknęłam zła.
- Ale… - zaczęła ale jej przerwałam.
- Mam dość! Nienawidzę ich odkąd ich zobaczyłam! Nienawidzę ich i oby zdechli! - warczałam wściekle, choć łzy leciały mi z oczu, a serce zdawało się krwawić z bólu. Zarzuciłam sobie plecak na plecy, pożegnałam się z koleżanką, która obiecała mi ze nikomu nie piśnie że uciekłam tylko sami mają się dowiedzieć i wyskoczyłam. Z akademii nie było się wcale trudno wydostać, a nocny autobus zabrał mnie do miasta, gdzie za pomocą szkolenia które kiedyś odbyłam, czyli dzięki programowi ochrony świadków, zniknęłam wtapiając się w otoczenie tak, że w ogóle nie było mnie widać czy nie można było mnie rozpoznać. Załatwiłam sobie nowy telefon na kartę z nowym numerem tel. bo stary telefon mi zablokowali więc wrzuciłam go pod ciężarówkę ze złości… „I dobrze! Niech myślą że nie żyję!” pomyślałam i dopiero w jakimś kolejnym, strasznie drogim hotelu, tyle że zapisałam się na nie swoje imię oraz nazwisko, bo po prostu zmyśliłam, tak jak mnie tego uczono. Weszłam do swojego apartamentu gdzie zobaczyłam pięknie urządzone wnętrza.
 Byłam zachwycona! „Nareszcie się od nich uwolniłam!” pomyślałam ale zaraz uderzyła we mnie fala smutku, że straciłam Alkatrasa i Blue… Rozpłakałam się znowu, lecz tym razem jakoś usiadłam na łóżku, wyjęłam karteczkę na której sobie zapisałam numer Rekera oraz przyjaciółki i napisałam oczywiście do Rekera sms.
„To ja...Jestem w bezpiecznym miejscu”.
Napisałam tylko tyle, bo właściwie to przecież dal niego nic i tak nie znaczę, tak jak dla całego świata! Alkatras został mi odebrany, stary telefon rozjechała ciężarówka ale nie było mi szkoda, bo i tak był zablokowany na amen z dzwonieniem i niemasowanie, a z „nowym” telefonem, który nie był aż tak zaawansowany, lecz nie mógł mnie nikt namierzyć przez głupi nadajnik GPS. Sprawdziłam na nowym telefonie stan konta mojego i wyło na nim mnóstwo kasy. I tak! To te konto moje własne, które sobie sama założyłam, a te głupki o nim nie widziały i zamroziły mi puste konto… Kiedy się wykąpałam jakoś, wzięłam silne leki uspokajające, zasnęłam w końcu.
**
Następnego ranka, około godziny 13 napisałam sms do przyjaciółki jak w akademii, a ta napisała mi że Rekera postrzelono i trafił do szpitala! Zdenerwowałam się nie na żarty! Obdzwoniłam szybko szpitale, podając się za jego siostrę przyrodnią i dowiedziałam się gdzie jest… Szybko jakoś znalazłam dobrych ludzi, którzy zabrali Rekera ze szpitala w Wirginii do stanu Kalifornia do miasta Los Angeles, gdzie mają najlepszy szpital. Był nieprzytomny i tuż po operacji ale jakoś udało się go tam przetransportować samolotem specjalnym. Ja sama szybko się wymeldowałam i pojechałam taksówką na lotnisko, gdzie poleciałam do Rekera. Podróż była długa… No nie powiem to 7 godzin lotu jakieś! No ale kto powiedział że nie można wynająć sobie odrzutowca? Dzięki temu dotarłam kilka godzin wcześniej do szpitala, gdzie przebywał Reker, a po daniu „łapówki” dostał prywatną salę oraz siedziałam przy nim cały czas, martwiąc się o niego. Wiedziałam że jeśli ktoś go postrzelił, to jego zabójcy czyhali by na nim w szpitalu by go dobić… A ja nie zamierzałam do tego dopuścić!

< Reker? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.