środa, 26 kwietnia 2017

od Viktorii cd. Scarlett

Kiedy skończyła mi się kawa, rozpoczęłam rozmowę z dziewczyną.
- Jakby cię to ciekawiło to ja jestem z Rush'em, Silvester zarywa do Rosalie, Rick do Cassandry... a dalej to wole nie wiedzieć -zaśmiałam się, Scarllet zareagowała podobnie- Wiesz... nie, że coś ale jaką masz orientację seksualną? Tak z czystej ciekawości pytam.-dodałam, mając nadzieję że jej to nie "spłoszy" brawo Vika. Traktujesz człowieka jak konia.
-Jestem bi... tak zapytam jest tam jakaś dziewczyna która... no wiesz, też lubi dziewczyny?-
Wiesz... chciałabym się zapytać ile jest tam osób... są wyrozumiałe, czy bardziej to takie szuje?-dodała Scarlett-
-Większość osób jest spoko...Jest Luke,-odparłam i  zarumieniłam się myśląc o dwóch chłopakach- Rush, Triss, Aaron, Silvester, Nicole, Cassandra, Catrice, Rick, Rosalie oraz Emily-powiedziała na jednym wdechu- No i teraz jesteś jeszcze ty -uśmiechnęłam się nieco cieplej-
-Popatrz, już widać budynki stajni-powiedziałam i  wskazałam prawą ręką ku naszej Akademii.-WITAJ W DRESSAGE ACADEMY!-krzyknęłam gdy zaparkowałyśmy, chyba się tego nie spodziewała a ja roześmiałam się.- To jak, idziemy?-zapytałam, Scarlett już wysiadała.
Byłam jedną z pierwszych uczennic, jak nie pierwszą osobą która tu przyjechała. Zawsze chciałam się wyrwać z ponurej rzeczywistości. Z daleka od tego wszystkiego. Z Gwiazdą. Ale jej tu nie ma. Jest North, Amidia i Tenebris.
-Idziesz?-z rozmyślań wybudził mnie głos dziewczyny, która pomachała mi przed twarzą.
-Tak, miałam lekką zwiechę.-odparłam i wyjęłam kluczyki ze stacyjki, Scarlett wyprowadzała spłoszonego ogiera  z przyczepy a ja za ten czas przyglądałam się jeźdźcom na wybiegach, w oczy rzuciła mi się jedna z instruktorek, i Ann, moja była kumpela która przyjeżdżała tu prywatnie trenować, skakała właśnie szereg na swoim myszatym wałachu Smokey Cream, miała kilka koni m.in właśnie Smokey'a, Ivory'ego i Champagne Kiss. Ostatnia dwójka była ogierami rozrodczymi, Champ był po Smokey Cream'ie, przed jego kastracją. Przyglądałam się jej z zaciekawieniem, musiało to wyglądać jakbym miała zwiechę bo Lett znowu pomachała mi dłonią przed twarzą.
-Żyję-mruknęłam-chodź zaprowadzę cię do stajni. Tene!-klepnęłam się po udzie i  z mojego auta, jak błyskawica wyskoczyła Tenebris.
Jej kary ogier wyrywał się w stronę Smokey'a ale Scarlett trzymała go wystarczająco mocno by tamten nie odwalił głupoty. Podążała za mną a mój owczarek niemiecki poszedł przyglądać się Ann która właśnie wyjeżdżała na ścieżki, pewnie by Cream mógł odpocząć. Scarlett rozglądała się po nieźle wyposażonej stajni  a  ja tymczasem otworzyłam boks jej konia, Black'a, jego czarny kantar ledwo odznaczał się na karej sierści, Scarlett odpięła uwiąz i wprowadziła go do wyznaczonego miejsca, ogier trącił jej dłoń swoimi miękkimi chrapami, zapewne w poszukiwaniu smakołyków.
-Masz, łakomczuchu!-uśmiechnęła się i wyjęła z kieszeni miętowy cukierek, który koń schrupał ze smakiem. Usłyszałam jak na korytarzu ktoś prowadzi niespokojnego konia, można było usłyszeć, jego nierówny stukot kopyt i odskakiwanie w bok o tym świadczyło.
-Cześć Rick!-uśmiechnęłam się do niego, odwzajemnił uśmiech.- chciałam Ci kogoś przedstawić. To jest Scarlett.-wskazałam na zielonowłosą.
-Cześć.-odpowiedziała dosyć śmiało i z uśmiechem.
-Pogadajcie tu sobie a ja idę popracować  z Mestano. Jas pracuje teraz z Dią więc nie będzie problemu-pożegnałam się i wyszłam na wybieg, chowając za plecami uwiąz i kantar.
-Tylko się nie zabij!-krzyknął za mną Rick a ja zacisnęłam zęby w nadziei że nie cofnę się i  nie przywalę mu w twarz, powstrzymałam się jednak i oddałam pracy z Mestano. Przeszłam pod płotem i zmierzałam w stronę klaczy, popatrzyła na mnie ze spokojem w swoich oczach ale zaraz potem strzeliła barana i  pocwałowała na drugi koniec pastwiska. Jeżeli będziesz działać tak, jakbyś miał 15 minut, stracisz cały dzień. Jeżeli natomiast, będziesz działać tak jakbyś miał cały dzień, osiągniesz sukces w ciągu 15 minut. Kiwnęłam głową by przekazać jej że rozumiem dlaczego uciekła, odeszłam na parę kroków i odpięłam kantar od uwiązu. Mestano trochę się uspokoiła, wyjęłam jabłko z kieszeni i lekko je nadgryzłam, klacz spojrzała na mnie z zaciekawieniem, ignorowałam ją i usiadłam sobie na ziemi udając że spożywam jakże cudowny obiekt uwielbienia zwany też jabłkiem, czekałam aż jabłkowita dzikość podejdzie tutaj by otrzymać nagrodę. Udawałam że trawa jest bardzo interesująca, Mestano podkłusowała do mnie i wyciągnęła swój różowy pyszczek by dostać nagrodę, dałam jej resztę jabłka i powoli wstałam, nie obracając się. Klacz zaczęła przeszukiwać moje kieszenie by znaleźć marchewki i smakołyki, nie dałam się tak łatwo omotać jej słodkości. Odwróciłam się i podstawiłam na otwartej dłoni kantar z marchwią przełamaną na pół, by zdobyć swoją nagrodę, musiała go dotknąć, nie było innej opcji, czekałam więc cierpliwie. Wreszcie przemogła się i niepewnie sięgnęła po smakołyk, chwyciła go zębami i zaczęła chrupać, patrzyła na mnie wygłodniałym wzrokiem licząc na jeszcze ale dopiero potem dostanie resztę moich zapasów z kieszeni, miałam nadzieję  że North ani Amidia nie strzelą focha... Powoli przesunęłam się na lewą stronę i wyciągnęłam z kieszeni kostkę cukru, nasz "mustang" zaczął ją chłonąć i delektować się nią a ja powoli zakładałam jej kantar, wreszcie zapięłam go i dałam jej drugą połowę marchewki w nagrodę, dając jej kolejną porcję jedzonka sięgnęłam po uwiąz, leżący przy płocie, przypięłam go do kantara i powoli zaczęłam kierować się w stronę wyjścia, Mestano podążała za mną niczego nie świadoma, zaprowadziłam ją na ujeżdżalnię by spróbować tak zwanego "porozumienia", moim marzeniem z dzieciństwa  było spotkanie Monty'ego Roberts'a, to dzięki niemu wiedziałam jak to zrobić. Odpięłam uwiąz od jej srebrno-zielonego kantara i stanęłam na środku lonżownika, klacz stała zdezorientowana, nie wiedziała co ma zrobić. Machnęłam uwiązem by lekko ją pogonić a ona puściła się galopem, który prawie przeistaczał się w cwał, zwalniała co chwilę ale nauczona doświadczeniem nie mogłam jej na to pozwolić, rozejrzałam się szybko i zauważyłam Rick'a i  Scarlett, wesoło gawędzących przy płocie lonżownika, znów skupiłam uwagę na poganianiu klaczy która zaczęła strzelać baranki i dębować.
-Zmiana!-powiedziałam stanowczym głosem i spojrzałam na jej łopatkę, równocześnie machając uwiązem przed nią a nie za, przystanęła a  w jej oczach widać było pragnienie wolności i dzikości, to co kochał każdy dziki koń. Stała tak i patrzyła na mnie, swoimi bystrymi oczami - no dalej!-krzyknęłam i pogoniłam ją, ruszyła cwałem, omal nie wpadając na rozmawiającą  Scarlett, która odskoczyła wystraszona, okręcając się krzywo  w miejscu. Wyglądała na zdziwioną ale teraz popatrzyłam na cwałującą klacz, jej ucho było skierowane w  moją stronę, czyli porozumienie szło  w dobrą stronę! Pozwoliłam jej trochę zwolnić, lecz dalej musiała utrzymywać galop, usłyszałam śmiech tamtej dwójki i mimowolnie spojrzałam w  ich stronę zaśmiewali się z czegoś, czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. Bardzo mnie to cieszyło. Znów pogoniłam Mestano która zaczęła obniżać swoją głowę i przeżuwać powietrze, położyłam uwiąz na ziemi i klęknęłam, karodereszowata klacz podeszła do mnie i trąciła moje ramię nosem, uśmiechnęłam się lekko a śmiechy tamtej dwójki ucichły, przyglądali mi się z zaciekawieniem, przyszedł też do nich Jason i Luke, na myśl o tym drugim, omal nie poderwałam się z ziemi. Powstrzymując gwałtowne ruchy, pogłaskałam Mestano po jej gorących chrapach, była cała spocona ale porozumienie się udało, rozpierała mnie duma, był to moment który może powtarzać się pierdyliard razy, ale za każdym razem będzie mu towarzyszyć to uczucie. Podniosłam się  z ziemi i przyłożyłam głowę do jej spoconego łba, zaufanie którego nikt nie potrafił zdobyć, zdobyłam ja. By sprawdzić czy na pewno jest to prawda, że mój idiotyczny pomysł się sprawdził, pobiegłam trochę do przodu a Mestano zarzuciła radośnie głową i podbiegła do mnie. Wiedziałam że to co zrobię będzie głupie ale nie mogłam się powstrzymać. Zatrzymałam się i oparłam ciężar ciała na moich dłoniach, które ułożyłam na jej grzbiecie, klacz stała spokojnie. Usłyszałam jak Jason wciąga powietrze, a Scarlett i Rick szepczą coś między sobą. Uniosłam lekko nogę i przełożyłam przez jej grzbiet,  odsunęła się trochę ale nie zrobiła nic więcej, dodało mi to odwagi. Usiadłam na niej, lekko docisnęłam łydki chwytając się grzywy i spodziewając się ruszenia cwałem, nie zrobiła tego, zamiast jej typowej reakcji ruszyła miarowym stępem.
-Vika! Przecież ona jest niebezpieczna!-zawołał Luke.
-Zsiadasz!-krzyknęła Scarlett, najwidoczniej zmartwiona, nie powstrzymało mnie to, uśmiechnęłam się tylko.
-Jest dobrze. Jak coś to tylko spadnę.-odparłam i skupiłam się na jeździe na klaczy.
-Strzeli barana- wyszeptała Scarlett, widząc jak Mestano spina mięśnie i przygotowuje się do wystrzelenia w górę. Usłyszałam głuchy łoskot, pewnie spadła belka albo coś takiego, ale to wystarczyło by Mes się spłoszyła i strzeliła przysłowiowego barana, nie spodziewałam się tak szybkiej reakcji, pierwsze dwa wyrzuty kopyt w górę wysiedziałam. Kolejne były gorsze, ale po uspokojeniu jej i pokazaniu "zagrożenia",  rozstępowałam ją i zsiadłam. Trzęsła się trochę ale nie było źle. Wypuściłam ją na pastwisko i poszłam po resztę jej sprzętu, który leżał gdzieś przy ogrodzeniu. Odłożyłam go koło jej boksu, ruszyłam w stronę miejsca pobytu North, klacz leżała na słomie. Jej kara sierść zmieniła kolor na "typowy błotny". Zabrałam szczotki i zaczęłam ją czyścić, wierciła się trochę podczas czyszczenia pod popręgiem, zainteresowało mnie to więc sprawdziłam co jej się tam dzieje. Miała ranę, najprawdopodobniej podczas zabawy z Amidią która ma zapędy do skalpowania innych koni. Zabrałam maść bakteriobójczą i płyn przeciwko zakażeniom, zaczęłam wsmarowywać jej te lekarstwa w po części zagojoną ranę, pewnie zostanie blizna ale olałam to. Wróciłam do czyszczenia jej, kiedy byłam przy zadzie, podniosła tylną nogę i skuliła uszy, nigdy tak nie robiła...
-Postaw.-powiedziałam stanowczo i klepnęłam ją lekko w nogę, postawiła ją aczkolwiek z wielce fochem-obraza majestatu?-zapytałam jej i przeszłam na drugą stronę, z zamiarem wyczyszczenia i tej "części" mojego grubasa. Gdy tylko zobaczyłam jej bok, strzeliłam facepalma, była cała uwalona wszystkim co możliwe, nawet otrębami. Zabrałam metalowe zgrzebło i zaczęłam przeczesywać jej sierść. Kiedy wreszcie lśniła, rozplotłam jej ogon który był jeszcze zapleciony po zabawie z dzieciakami które przyszły na oprowadzanki. Założyłam jej błękitną derkę z jej imieniem i logiem Dressage Academy i wyszłam dając jej całusa w pyszczek, teraz planowałam wyczyścić Amidię, która była czysta ale i tak moim obowiązkiem było dbać o nią, poćwiczyłam jeszcze cofanie się do boksu i dawanie nóg. Naszła mnie ochota żeby porzucać nożami, więc zaszłam do pokoju i cichaczem zabrałam kilka z nich, pani Peek nie chciała "żadnej" broni przy sobie, pomimo że wiele osób ją miało, założyłam czarne ubrania by nie było mnie widać i osiodłałam Batona, "stęskniłam się za nim". Pocwałowałam do lasu i przywiązałam go do drzewa, luzując popręg, sama odeszłam w swoją stronę by trenować, oceniłam sytuacje i wyszukałam jakieś zwierzę, najszybciej uchwyciłam kunę leśną niosącą jakieś małe, domowe zwierzątko. Wycelowałam i rzuciłam nożem, który obrócił się kilka razy w powietrzu i trafił w drapieżnika, zabijając go na miejscu. Zwierzątko upadło głucho na ziemię i wygrzebało się spod zwłok kuny. Ta mała kulka która była  pysku drapieżcy była kotkiem, wskoczył na siodło "mojego" konia i ułożył się wygodnie, zdecydowałam się że go zabiorę.
-Przepraszam-mruknęłam, taki mój rytuał przepraszania zabitych przeze mnie zwierząt- nie mogłam postąpić inaczej. -spakowałam jej zwłoki do reklamówki. Moje myśli zaczęły krążyć wokół Scarllet. Była taka... podobna do dziewczyny na zdjęciu, kojarzyłam ją. Miałam wrażenie że kiedy mówiłam coś o siostrze, matka milczała przez chwilę i zmieniała temat. Jakby ją znała... Miała wielu kochanków, może Scarlett była owocem jej romansu, kiedy mnie nie było? Poczułam nagłą wściekłość na Juliette. Jeżeli znała Lett, powinna była mi o tym powiedzieć, jest... była moją matką.  Z rozmyślania wyrwało mnie rżenie jakiegoś konia, nie był to Baton. Wyciągnęłam nóż i czekałam.
-Co tu robisz?-zapytałam chłodno, patrząc na jeźdźca lodowatym wzrokiem, zakrwawiony nóż, ręce i twarz wyglądały co najmniej dziwnie.






> Scarlett? :3 <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.