-Kiedyś mieszkaliśmy blisko lasu. Biegałam tam
często z bratem. Kiedyś pobiegłam sama i zgubiłam się. Po jakiejś
godzinie zatrzymałam się i popłakałam się. Nagle usłyszałam przeraźliwe
rżenie i pobiegłam w stronę dźwięku. To była Angel. Przerażona. Ktoś
przywiązał ją do drzewa. Obok leżał nóż. Miała pokaleczone nogi i krew
na szyi od sznura. Próbowała się wyrwać ale nie miała siły. Sięgnęłam po
nóż i uwolniłam ją. Ledwo mogła chodzić. Prowadziłam ją powoli za
kantar i krzyczałam o pomoc. Dopiero po jakiś dwóch godzinach znalazł
nas Rick.- oopowiedziała mi Rosalie. Historia jej konia naprawdę mną
wstrząsnęła, nie wiedziałem co powiedzieć.
W końcu, po kilku minutach ciszy, odpowiedziałem.
-Przykro mi.-powiedziałem cicho.
-Nie musisz udawać że cię to obchodzi… Nadal mam o tym koszmary… Jej zakrwawiona szyja, nogi… Przepraszam.- odrzekła i uciekła płacząc.
-Nie musisz udawać że cię to obchodzi… Nadal mam o tym koszmary… Jej zakrwawiona szyja, nogi… Przepraszam.- odrzekła i uciekła płacząc.
No
brawo, Vester. Pierwszy dzień znajomości a ona już przez ciebie
płacze~pomyślałem i pobiegłem za nią. Znalazłem ją opartą o wierzbę i
łkającą cicho, jej pies stał obok i przytulał do niej swój łeb. Wziąłem
głęboki oddech i postanowiłem mówić.
-Słuchaj…-zacząłem,
a dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie.-Naprawdę nie chciałem, żebyś
była smutna i przepraszam, jeśli przez to pytanie jesteś. Wiem też, że
każdy czasem potrzebuje czasem chwili samotności, więc może po prostu
pójdę.-powiedziałem cicho i odwróciłem się.
Już miałem iść, kiedy usłyszałem nieśmiały głos dziewczyny.
-Nie idź… nie masz za co przepraszać.-powiedziała.-To ja powinnam za to, że się rozpłakałam i uciekłam.-dodała zawstydzona.
Uśmiechnąłem się pocieszająco.
-Wracajmy już.-rzekłem miękko, Rosalie kiwnęła głową i ruszyła za mną.
Szliśmy obok siebie w milczeniu. Na szczęście ciszę szybko przerwał Jason, który podszedł do nas.
-Nie przeszkadzam?-zaśmiał się, po czym spoważniał.-Silvester, twój koń to ten kasztan, tak?
Zmarszczyłem brwi.
-Tak, a co się stało?-zapytałem.
-Nic
nic, chciałem się tylko upewnić.-odetchnąłem z ulgą-Ale czy moglibyście
pójść do pani Peek i powiedzieć jej, że siano się kończy? Idziecie
prosto, a potem w prawo i jesteście w biurze.-poprosił nas Jason.
Pokiwałem głową i spojrzałem na Rosalie.
-Dobra, naprawdę dzięki wielkie, zrobiłbym to, ale trzeba dać koniom kolację.-tłumaczył się stajenny.
-Spoko, zrobimy to. Idź do koni.-zaśmiałem się, Jason rzeczywiście poszedł.
Zerknąłem na dziewczynę, wciąż patrzyła smutno w dal. Chyba będzie lepiej, jak sam pójdę~pomyślałem.
-Wiesz, może ja pójdę do pani Peek, a ty posiedź sobie gdzieś.-powiedziałem i czekałem na odpowiedź.
-Okej.-zgodziła się Rosalie, a ja uśmiechnąłem się i poszedłem we wskazany przez Jason’a kierunek.
Już
po chwili byłem przed budynkiem, do którego pewnie wszedłem i
pokierowałem się w stronę, którą wskazywał znacznik z napisem „Do
Dyrektorki”. Stanąłem przed ciemnymi drzwiami i zapukałem. Po usłyszeniu
trochę zagłuszonego „proszę” wszedłem do środka. Spod okularów
patrzyła na mnie siwowłosa starsza kobieta.
-Dzień dobry.-odezwałem się.
-Dzień dobry.-posłała mi dość chłodny uśmiech.
-Jason kazał przekazać, że siano się kończy.-powiedziałem uprzejmie.
Kobieta westchnęła.
-Dobrze, dziękuję. Powiedz mu, że się tym zajmę.-odparła i zatopiła wzrok w ekranie komputera.
Spojrzałem na stos kartek leżący na jej biurku.
-Do widzenia.-powiedziałem i wyszedłem z pokoju.
Szedłem pospiesznie w stronę pastwisk. Po kilku minutach byłem na miejscu, Rosalie stała na padoku i wtulała się w Angel.
-E…sory, że przeszkadzam, ale widziałaś Jason’a?-zapytałem patrząc na dziewczynę.
>Rosalie? c: <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.