Westchnęłam, opierając się przy tym o framugę drzwi swojego pokoju. Spojrzałam na Ricka, który wyglądał na kompletnie przemarzniętego... przynajmniej jego stłuczona ręka zaczęła już powracać do normy. Przygryzłam wargę w zamyśleniu... Z jednej strony było mi go szkoda, ale z drugiej wiedziałam do czego moje współczucie i wrażliwość doprowadziły kiedyś. Byłam w kropce, zupełny brak pomysłów na dobre rozwiązanie...
- To... nie wiesz...?- jego niepewny głos wytrącił mnie z zamyślenia. Zamrugałam kilkukrotnie "powracając na ziemię", a potem warknęłam pod nosem. Przeklęta słabość...
Odepchnęłam go lekko, po czym uważnie rozejrzałam się po korytarzu, brak jakiegokolwiek śladu opiekunki, jęknęłam pod nosem, a on spojrzał na mnie jak na idiotkę. Wywróciłam oczami i chwyciłam go za zdrowy nadgarstek, po czym wciągnęłam do środka.
- Co ty...
- Śpisz na podłodze, a jak zbliżysz się do mnie na chociażby jeden metr...Rush cię zabije- powiedziałam siląc się na oschły ton głosu i rzuciłam w niego niebieskim kocem
- Jasne... dziękuję- powiedział zupełnie zaskoczony, a ja nadal zastanawiałam się czy robię dobrze.
Podałam mu jedną z poduszek i przegoniłam Tande z dywanu, pies spojrzał na mnie z pretensją, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Rick zaczął głaskać go po aksamitnej sierści. Mimowolnie się uśmiechnęłam i oznajmiłam, że idę do łazienki żeby się przebrać i nieco odświeżyć...
Zanim zniknęłam za drzwiami, podałam chłopakowi jedną z koszulek mojego brata, które "pożyczyłam", ponieważ idealnie nadawały się do spania... wciąż pachniały moim ulubionym proszkiem do prania... zamyśliłam się, ale po chwili opuściłam pokój i zaczęłam rozpuszczać swoje długie włosy z rozwichrzonego warkocza...
> Rick?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.