Przespałam budzik. Otworzyłam oczy, pierwszym widokiem dnia był zeszyt od matematyki. Wrzuciłam go do torby z całą wiązanką przekleństw na dzień dobry. Tenebris nawet nie była łaskawa podnieść swojej głowy. No po prostu pies roku. Lekcja już się zaczęła, a ja zamiast niebieskich włosów na głowie miałam dosłownie kolorowe gniazdo. Rozczesałam je, ubrałam cokolwiek na siebie i odrobiłam zadanie na kolanie. No super. Wyprowadziłam jeszcze szybko Tene, i poszłam w stronę klasy. Już dawno było po dzwonku, woźna mordowała mnie wzrokiem, gdy poprosiłam ją o otworzenie mi szatni. Przebrałam jak najszybciej buty, i powiesiłam kurtkę na wieszaku. Wyszłam z pomieszczenia, i podziękowałam. Chwyciłam za pasek plecaka i pobiegłam do klasy. Uspokoiłam nierówny oddech, i weszłam do klasy. Bear stał na środku, i chyba skończył coś mówić, szedł do swojej ławki. Przeprosiłam za spóźnienie, i zaczekałam co powie nauczycielka.
- Embress, Embress... - westchnęła kobieta. Przewróciłam oczami. - Nic już nie mów. Usiądź z... - przerwała, rozglądając się po klasie. Chłopak pospiesznie usiadł w swojej ławce, ale wzrok kobiety utkwił właśnie na nim. Powstrzymałam się przed parsknięciem śmiechem. - Beauregardem. - stwierdziła, Szczyl odsunął się na brzeg ławki. Rzuciłam plecak na biurko, i wyjęłam książki z torby.
- Też się cieszę, że cię widzę, szczylu. - uśmiechnęłam się do niego jadowicie, i usiadłam na krześle. Zignorował powitanie, i zaczął miętosić swój rękaw. Matko jedyna, on jakiś zacofany w życiu, czy co? Wbił wzrok w puste miejsca przed nami. Zabrał swoje rzeczy, i przesiadł się o ławkę do przodu. Po klasie przebiegł zdziwiony szmer, i stłumiony śmiech. Nauczycielka przerwała tłumaczenie nowego tematu, i popatrzyła ze zmarszczonymi brwiami na chłopaka.
- Viktoria, nie lubicie się z Bearem? - zwróciła się do mnie. Udałam zdziwioną, i uśmiechnęłam się ciepło.
- Prze pani, wydaje mi się, że on po prostu chciał być bliżej tablicy, przecież ma okulary. - uznałam, patrząc na chłopaka. - Bear jest uroczy, nie wiem czemu mamy się nie lubić. - dodałam z niewinnym uśmiechem. Kobieta patrzyła jeszcze na nas przez chwilę.
- Przesiądź się do Beauregarda. Może czuć się nieco zagubiony w nowej szkole. - powiedziała, i zajęła się lekcja. Tryumfalnie usiadłam koło niego, odsunął się na tyle na ile mógł. Zarobił kopniaka w kostkę pod ławką, stłumił bolesne stęknięcie i zamordował mnie wzrokiem. Wzruszyłam tylko ramionami, i zaczęłam przepisywać coś z tablicy. Zrobił to samo, szturchnęłam go łokciem.
- Za co to?! - szepnął wściekle.
- Za nic. - odparłam, nie odrywając wzroku od zeszytu. Zasłyszałam jeszcze "Matko jedyna" i skupiłam się na zapisywaniu pięciu przykładów do rozwiązania na zadanie domowe. Nauczycielka wypuściła nas z klasy. Teraz czekała nas fizyka. Rzuciłam plecak pod ścianę, i wyjęłam telefon, wraz ze słuchawkami. Odpaliłam muzykę i otworzyłam zeszyt, przygotowując się do odpowiedzi ustnej, która była zapowiedziana, ale znając życie i tak nie nastąpi. Bear siedział po drugiej stronie, i ściskał kostkę w rękach. Spojrzałam na niego znad zeszytu, i uznałam że naprawdę jest jakiś dziwny. Jeden z chłopaków chciał do niego zagadać, ale on raczej nie był do tego skory. Dwóch starszych chłopaków, z przeciwległej klasy podeszła do niego, i zaczęła się z niego naśmiewać. Wyjęłam kanapkę i zaczęłam się im przyglądać. Chłopak wyglądał na nieźle przestraszonego, ale miałam to głęboko gdzieś. Wstał, i zechciał włożyć kostkę do kieszeni, ale zrobił to nieco zbyt wolno. Wyższy chłopak wyrwał mu ją z rąk, i popatrzył z pogardą na przedmiot. Poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku, widząc przerażenie na twarzy Beara. Przełknęłam kawałek kanapki, owinęłam resztę w papierek i wrzuciłam ją do torby. Zdjęłam słuchawki z uszu, i równocześnie odłączyłam je od telefonu. Wstałam, pewnie podchodząc do tamtej trójki. Bear oponował i próbował mu odebrać kostkę, podskakując nieudolnie. Wyglądało to komicznie, mimowolnie się roześmiałam. Ten wyższy popatrzył na mnie jak na dziwaka.
- Co się zyrasz, młoda? - zapytał, mierząc mnie zniesmaczonym wzrokiem. - Ubrałaś się jak dziwka. - uznał, po dokładnych oględzinach mojego stroju.
- Cóż, nie moja wina, że nigdy nie widziałeś ubrań dziwki. - odparowałam. - zostawicie tego kurdupla? - zapytałam, stając przed Bearem i wydymając wargi. Zaczęli się śmiać.
- Ty? - obejrzał mnie ten niższy. - Przeciwko naszej dwójce? - roześmiał się. Przewróciłam oczami i chwyciłam go za bluzkę, zbliżając się do jego twarzy. Cały czas czułam na sobie wzrok Beauregarda.
- Masz do kurwy nędzy oddać mu tą kostkę, albo pogadamy po lekcjach, już nieco inaczej. - powiedziałam, przesycając słowa jadem, tak że wprost nim ociekały. Opuściłam jedną rękę, i zaczekałam aż otrzymam kostkę. Poczułam przedmiot w lewej dłoni, odepchnęłam chłopaka od siebie.
- Dziękuję. - podziękowałam im chłodno. Beauregard zabrał niepewnie kostkę ode mnie. - Na następny raz, nie uratuję ci dupska, tylko dam im ci wpierdolić, zrozumiano? - popatrzyłam na niego z góry, pokiwał głową i przełknął ślinę, paląc mnie wzrokiem.
- Poradziłbym sobie. - powiedział, nieco pewniej niż ostatnio.
- Ta, jasne. Rozryczałeś się, jak wspomniałam o bracie. Co, nie żyje, czy jak? - wypowiedziałam to zdanie prześmiewczym tonem. Szczyl zabrał bez słowa plecak, i wszedł do klasy jako pierwszy, gdy tylko zabrzmiał dzwonek. Ale z niego ciota. Pomyślałam, przyglądając się mu ze swojej ławki.
Beauregard? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.