W poniedziałek wstałam bardzo wcześnie, bo o piątej. Zazwyczaj ciężko mi było się zwlec z łóżka wcześniej niż o siódmej, ale jak mam świadomość, że znajduję się w nowym miejscu, to tak jest.
- Coffe, pójdziemy na spacer jak dasz mi się ubrać – zaśmiałam się gdy pociągnęła nogawkę moich spodni. Odgoniłam ją od siebie i w spokoju dokończyłam tą jakże fascynującą czynność. Potem dałam jeść dla suczki i usiadłam ciężko na łóżku. Mój pokój był naprawdę piękny. Łóżko znajdowało się na podwyższeniu, a prowadziła do niego drabinka. Po prawej stronie miałam ubrania, więc szybko mogłam się ubrać. Nie był on może największy, ale lubię małe przestrzenie.
- Zeżarłaś? Chodz – wyciągnęłam rękę łapiąc ją za obrożę i przypięłam do niej uwiąz. Nie chciało mi się szukać smyczy, która pewnie leżała na dnie którejś z nierozpakowanych torb.
Spacer minął nam bardzo szybko, poszłyśmy na padoki robić zdjęcia, zajrzałyśmy do stajni i pokręciłyśmy się trochę po terenie akademii. Zajęło nam to niemal dwie i pół godziny, a gdy to odkryłam szybko zostawiłam Coffe w pokoju, zaopatrzając ją w miskę wody i suchej karmy, po czym szybko ruszyłam na stołówkę. W biegu nawet nie zauważyłam osoby idącej po korytarzu. W sumie nic by się nie stało gdyby nie to, że on też mnie nie zobaczył. Modliłam się tylko żeby spotkanie z podłożem nie było zbyt bolesne. Na szczęście (lub raczej nieszczęście) chłopak z którym się zderzyłam zdążył mnie złapać. Od razu jak stanęłam na nogach wyszarpnęłam rękę z uścisku. I tu cały pierdolony plan o byciu dla wszystkich miłym szlag trafił.
- Ślepy jesteś?! - warknęłam zastanawiając się kto go uczył chodzić.
- Nie – powiedział. Twarda sztuka, trzeba się bardziej postarać by nie zachciało mu się mnie poznawać.- Przepraszam nie widziałem gdzie idę.
- To się patrzy pod nogi – rzuciłam. Dopiero w tamtej chwili bardziej mu się przyjrzałam. Wyglądał dość… typowo. Może oprócz wzrostu żyrafy, czy coś w tym stylu.
- Nie myślę, kiedy jestem głodny – zaśmiał się. - Może wskażesz mi drogę do jadalni? – po tych słowach wiedziałam, że jest dość mocno udupiona. Z jednej strony chciałam choć dla jednej osoby być miła i pomocna, ale druga natura mówiła „Nie ufaj mu”. I posłuchałam tej drugiej. No bywa.
- Sam sobie znajdź – mruknęłam.
Ominęłam go powoli kierując się w stronę jadalni. Co prawda nie miałam za bardzo ochoty na jakiekolwiek jedzenie, a tym bardziej przebywanie wśród ludzi, ale no. Czas się wziąć w garść jakkolwiek bym się nie wygłupiła.
- Dziękuje skarbie za wskazanie kierunku – obróciłam się w stronę głosu, który należał do spotkanego wcześniej debila. On naprawdę nie może mi dać w spokoju zjeść jebanego śniadania? A może jest upośledzony? Tak wnioskowałam po wyszczerzonych w moją stronę zębach. No, ale w końcu wyminął mnie. Wreszcie.
Odczekałam kilka sekund i weszłam do pomieszczenia wypełnionego ludzmi. Ustawiłam się w kolejce i czekałam na swoją kolej. Jak się okazało mieli nawet mój ulubiony jogurt, co okazało się wielkim plusem. Złapałam też jajecznicę i ruszyłam na poszukiwania wolnego stolika. I nie znalazłam. Praktycznie wszędzie siedzieli jacyś ludzie, ale nie było miejsca całkowicie pustego. Czemu zawsze ja?
- Hej, mogę usiąść z tobą? – ostatecznie odezwałam się do osoby, którą jako tako kojarzę. A jakże, był to ten chłopak którego jeszcze parę chwil wcześniej zjechałam. Pięknie, Hannah, cudownie.
- Jasne – uśmiechnął się. Boże, boję się go. Skąd on bierze optymizm do takiej osoby jak ja? To zdecydowanie nie jest normalne. – Jestem Fabian.
Wyciągnął do mnie rękę, ale ja mając laga mózgu dopiero po chwili ogarnęłam o co mu chodzi. Niepewnie ją uścisnęłam starając się unieść choć trochę kąciki ust. Coś tam wyszło, a jak nie zauważył to zdecydowanie jest idiotą.
- Hannah – odparłam. – Lub Smerf, jak wolisz.
Te przezwisko mnie prześladowało od ponad pięciu lat i szczerze mówiąc po tym jak zafarbowałam włosy zaczęło to mieć jeszcze większy sens. Nie przeszkadzało mi ono jakoś specjalnie, a wolę je niż moje imię.
Zabrałam się za jedzenie serka. W ciszy. Coś czuję, że będzie mi się ciężko pozbyć tego chłopaka.
Wiem, trochę zwaliłam xd
- Coffe, pójdziemy na spacer jak dasz mi się ubrać – zaśmiałam się gdy pociągnęła nogawkę moich spodni. Odgoniłam ją od siebie i w spokoju dokończyłam tą jakże fascynującą czynność. Potem dałam jeść dla suczki i usiadłam ciężko na łóżku. Mój pokój był naprawdę piękny. Łóżko znajdowało się na podwyższeniu, a prowadziła do niego drabinka. Po prawej stronie miałam ubrania, więc szybko mogłam się ubrać. Nie był on może największy, ale lubię małe przestrzenie.
- Zeżarłaś? Chodz – wyciągnęłam rękę łapiąc ją za obrożę i przypięłam do niej uwiąz. Nie chciało mi się szukać smyczy, która pewnie leżała na dnie którejś z nierozpakowanych torb.
Spacer minął nam bardzo szybko, poszłyśmy na padoki robić zdjęcia, zajrzałyśmy do stajni i pokręciłyśmy się trochę po terenie akademii. Zajęło nam to niemal dwie i pół godziny, a gdy to odkryłam szybko zostawiłam Coffe w pokoju, zaopatrzając ją w miskę wody i suchej karmy, po czym szybko ruszyłam na stołówkę. W biegu nawet nie zauważyłam osoby idącej po korytarzu. W sumie nic by się nie stało gdyby nie to, że on też mnie nie zobaczył. Modliłam się tylko żeby spotkanie z podłożem nie było zbyt bolesne. Na szczęście (lub raczej nieszczęście) chłopak z którym się zderzyłam zdążył mnie złapać. Od razu jak stanęłam na nogach wyszarpnęłam rękę z uścisku. I tu cały pierdolony plan o byciu dla wszystkich miłym szlag trafił.
- Ślepy jesteś?! - warknęłam zastanawiając się kto go uczył chodzić.
- Nie – powiedział. Twarda sztuka, trzeba się bardziej postarać by nie zachciało mu się mnie poznawać.- Przepraszam nie widziałem gdzie idę.
- To się patrzy pod nogi – rzuciłam. Dopiero w tamtej chwili bardziej mu się przyjrzałam. Wyglądał dość… typowo. Może oprócz wzrostu żyrafy, czy coś w tym stylu.
- Nie myślę, kiedy jestem głodny – zaśmiał się. - Może wskażesz mi drogę do jadalni? – po tych słowach wiedziałam, że jest dość mocno udupiona. Z jednej strony chciałam choć dla jednej osoby być miła i pomocna, ale druga natura mówiła „Nie ufaj mu”. I posłuchałam tej drugiej. No bywa.
- Sam sobie znajdź – mruknęłam.
Ominęłam go powoli kierując się w stronę jadalni. Co prawda nie miałam za bardzo ochoty na jakiekolwiek jedzenie, a tym bardziej przebywanie wśród ludzi, ale no. Czas się wziąć w garść jakkolwiek bym się nie wygłupiła.
- Dziękuje skarbie za wskazanie kierunku – obróciłam się w stronę głosu, który należał do spotkanego wcześniej debila. On naprawdę nie może mi dać w spokoju zjeść jebanego śniadania? A może jest upośledzony? Tak wnioskowałam po wyszczerzonych w moją stronę zębach. No, ale w końcu wyminął mnie. Wreszcie.
Odczekałam kilka sekund i weszłam do pomieszczenia wypełnionego ludzmi. Ustawiłam się w kolejce i czekałam na swoją kolej. Jak się okazało mieli nawet mój ulubiony jogurt, co okazało się wielkim plusem. Złapałam też jajecznicę i ruszyłam na poszukiwania wolnego stolika. I nie znalazłam. Praktycznie wszędzie siedzieli jacyś ludzie, ale nie było miejsca całkowicie pustego. Czemu zawsze ja?
- Hej, mogę usiąść z tobą? – ostatecznie odezwałam się do osoby, którą jako tako kojarzę. A jakże, był to ten chłopak którego jeszcze parę chwil wcześniej zjechałam. Pięknie, Hannah, cudownie.
- Jasne – uśmiechnął się. Boże, boję się go. Skąd on bierze optymizm do takiej osoby jak ja? To zdecydowanie nie jest normalne. – Jestem Fabian.
Wyciągnął do mnie rękę, ale ja mając laga mózgu dopiero po chwili ogarnęłam o co mu chodzi. Niepewnie ją uścisnęłam starając się unieść choć trochę kąciki ust. Coś tam wyszło, a jak nie zauważył to zdecydowanie jest idiotą.
- Hannah – odparłam. – Lub Smerf, jak wolisz.
Te przezwisko mnie prześladowało od ponad pięciu lat i szczerze mówiąc po tym jak zafarbowałam włosy zaczęło to mieć jeszcze większy sens. Nie przeszkadzało mi ono jakoś specjalnie, a wolę je niż moje imię.
Zabrałam się za jedzenie serka. W ciszy. Coś czuję, że będzie mi się ciężko pozbyć tego chłopaka.
Wiem, trochę zwaliłam xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.