sobota, 6 stycznia 2018

od Sama cd. Nicole

Colli przytuliła do siebie pluszaki, każdego z osobna, i wszystkie razem. Uśmiechnąłem się do niej.
- Co cię martwi? - wychrypiała cicho. Skłamałbym, że wyniki badań, ale nie umiałem jej tego zrobić. Przytuliłem ją do siebie, ułożyła się wygodniej w moich ramionach.
- Ty mnie martwisz. - wyszeptałem cicho, nie chcąc by ktoś nas usłyszał. Nicole nie była sama w pokoju, więc przynajmniej ma towarzystwo.
- Jak to? - zdziwiła się, delikatnie odsuwając się ode mnie.
- Martwię się o ciebie, bo w ogóle nie przejmujesz się swoim zdrowiem. Kocham cię i nie chcę cię stracić - pocałowałem ją  w czoło. Spojrzała na mnie, nieco zmieszana ale równocześnie zdziwiona.
- Też cię kocham. - odparła, wtulając się mocniej. Głaskałem ją przez chwilę, dopóki nie usnęła. Angina, czy co to tam było za cholerstwo, ją zmęczyła. Wciąż miała gorączkę. Otuliłem ją kocem, starając się nie poruszyć drenem z kroplówką.  Zbliżała się pora obiadu, a ona dalej spała. Gdy pielęgniarka weszła do pokoju, pchając przed sobą wózek z posiłkami, delikatnie obudziłem Colli. Otworzyła oczy i usiadła, odsuwając się ode mnie. Dostała kilka lekarstw, i niezbyt wykwintby obiad. Lepsze to niż jakaś papka. Z bólem serca oglądałem, jak połyka lekarstwa i popija zupę z widocznym niesmakiem. Trzęsła się cała, chociaż mniej niż ostatnio. Spoglądała na mnie swoimi czekoladowymi oczami ze zmieszaniem, za każdym razem, gdy musiała nabrać na łyżkę rosołu, który pewnie był wodą z vegetą.  Zostawiła połowę posiłku, odłożyłem go na parapet i spojrzałem na Colli. W porównaniu do jej wyglądu jak jest zdrowa, powiedziałbym że to dwie różne osoby. Po jakiś dwudziestu minutach zabrali Colli na badania. Siedziałem znudzony na jej łóżku, czytając książkę.

***

Pozwolili mi zostać w szpitalu z Colli. Spodziewałem się, że nie prześpię całej nocy, bo będę się martwić o Nicole. Koło dwudziestej drugiej, dziewczyna obudziła się z nagłym atakiem kaszlu. Poderwałem się  z ziemi, i pomogłem jej  usiąść. W jej matowych oczach, malował się ból. Pogłaskałem ją i nalałem jej herbaty z termosu. Wypiła ją z trudem, oddała mi szybko pusty kubek.
- Ciii, już dobrze. - przytuliłem ją do  siebie, gdy skończyła kaszleć. Zacisnęła powieki, powstrzymując łzy. Przełknąłem ślinę ciężko, przecież to nie skończy się na dwóch dniach pobytu w szpitalu. Colli znowu dopadł atak kaszlu, odsunęła się i ukryła twarz w dłoniach. Chwilę potem słychać było cichy szloch.
- Chcesz uspokojające? - zapytałem, pokiwała głową i wychrypiała ciche "proszę". Pogłaskałem ją, otuliłem kocem i podałem pluszaka. Poszedłem szukać jakiejś pielęgniarki, która mogłaby dać jej leki. Kobieta siedziała w kantorku, i popijała kawę. Zapukałem do drzwi, otworzyła je i przyłożyła dłoń do ust, gdy ziewnęła. Przedstawiłem jej jako tako sytuację, i poprosiłem o wspomniane leki. Z niechęcią włożyła je do kubeczka, i poinstruowała co i jak. Podziękowałem jej z wdzięcznością, i prawie pobiegłem do jej pokoju. Colli tuliła do siebie pluszaka, ukrywając w nim twarz i powstrzymując szloch. Nalałem do kubka herbaty, i podałem jej lekarstwa z napojem. Wypiła je i podziękowała mi zachrypniętym głosem.
- Zostaniesz tu, prawda? - wychrypiała z bólem. Potwierdziłem, ulga rysująca się na zmęczonej twarzy Nicole wprawiła mnie w nieco lepszy nastrój.
- Kicia, idź już spać. Jutro porozmawiamy.  - dodałem, i przykryłem kocem. Samemu usiadłem na podłodze, i trzymałem ją za rękę, delikatnie ją głaszcząc. Po jakiejś pół godzinie, Colli zasnęła.

Nicole?  ( ͡° ͜ʖ ͡°) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.