środa, 24 stycznia 2018

od Sama cd. Nicole

Pociągnąłem łyk gorącej czekolady, kubek na chwilę zasłonił mi widok. Dobiegły mnie krzyki, i przekleństwa. Omal nie wyplułem napoju, jak tylko zauważyłem co robią Colli i blondyna. Cynamonek powalił tą drugą na ziemię, i zamierzyła się do przyrąbania jej pięścią, i zapewne złamania nosa. Podbiegłem do niej, i odciągnąłem szatynkę od tej leżącej na ziemi.
- Puść mnie natychmiast! Poćwiartuje ją, spalę! - wydarła się, równocześnie szarpiąc się jak tylko mogła.
- Uspokój się, Colli. - spróbowałem ją uspokoić, ale szczerzyła ząbki jak wkurwiony chomik, i chyba zamierzyła się do przywalenia mi w twarz.
- Wyciągnąłeś ją z  psychiatryka, czy jak? - wtrąciła się Kate, poprawiając perfidnie włosy.
- Mogłabyś przestać? - zapytałem, zdenerwowany na obie dziewczyny.
- Nie moja wina, że jest walnięta. - wzruszyła ramionami, na co Nicole zareagowała darciem się, że ją zamorduje. Pod ostrzałem równie morderczych spojrzeń przechodniów, odciągnąłem moją dziewczynę na bok. Dałem jej chwilę, żeby ochłonęła. Czekałem aż się wytłumaczy.
- Co się z tobą dzieje? - spytałem z grobową miną.
- To ty nie widziałeś?! Przecież! Ona! - wykonała jakiś dziwny gest, i westchnęła, rezygnując z dalszej wypowiedzi. Milczeliśmy przez chwilę.
- Ale to ty się na nią rzuciłaś z pięściami. - uznałem. Colli była cicho, w jej czekoladowych oczach tliły się wściekłe iskierki. Otworzyła  usta, chcąc coś powiedzieć, ale szybko sobie odpuściła.
- Mam dość! - warknęła, odwracając się gwałtownie na pięcie i odchodząc szybkim krokiem, byle dalej ode mnie. Powiedziałem coś nie tak, czy to wina Kate?
- Co ty wyprawiasz? - podbiegłem do niej, zignorowała mnie i szła dalej.  Zacisnęła dłonie w pięści, i wbiła paznokcie w skórę.
- Idę jak najdalej od ciebie, ale spoko, nie przeszkadzajcie sobie! - odkrzyknęła wściekle. Zatrzymałem się, i patrzyłem jak idzie. Czy w aż tak głupi sposób straciłem dziewczynę? Wróciłem do auta, gdy zaczęło robić się ciemno. Stała tam oczywiście Kate, z morderczym uśmiechem na zbyt czerwonych ustach. Przewróciłem oczami, podeszła do mnie, spoglądając jadowicie na kurtkę. What the fuck, o co jej chodzi tym razem? Stanęła na palcach, i jak gdyby nigdy nic pocałowała mnie w policzek. Nie, nie pocałowała, ona się zassała, niczym firmowy glonojad. Jak tylko ogarnąłem co się stało, ochrzaniłem ją z góry na dół, i kazałem spierdalać. Przetarłem szminkę, ale i tak nie zeszła do reszty, miałem przejebane u Nicole, o ile będzie miała zamiar się do mnie odezwać. Wsiadłem do auta, i z piskiem opon pojechałem szukać dziewczyny. Znalazłem Colli w ciemniejszej uliczce, ze zwieszoną głową i dłońmi w kieszeniach. Nie wyglądała na szczęśliwą. Dodałem gazu, i zajechałem jej drogę. Odskoczyła do tyłu, i zamordowała mnie wzrokiem, jak tylko opuściłem szybę. Wyszczerzyłem się do niej, jak gdyby nigdy nic.
- Chciałeś mnie zabić?! - wykrzyknęła, spoglądając na mnie.
- Co tu robi taka śliczna dziewczyna? Wiesz ślicznotko która jest godzina? - zapytałem żartobliwie, chociaż nie była to pora na żarty.
- Nawet nie próbuj... - zmierzyła mnie wzrokiem, ale  delikatnie się uśmiechnęła. Chyba że to wina mojej ślepoty.
- Ale o co ci chodzi? - zaśmiałem się nerwowo, przewróciła oczami w odpowiedzi. - Wsiądziesz do auta?
- Nicole, pomyślmy trzeźwo... Wsiądź do auta, proszę. - westchnęła i usiadła na miejscu pasażera. Odetchnąłem z ulgą.
- Colli ja... - zacząłem się tłumaczyć, ale spotkałem się z morderczym spojrzeniem szatynki. Szybko się zamknąłem, odwróciłem wzrok na drogę i ruszyłem w stronę akademii. Po dotarciu, nawet nie raczyła powiedzieć gdzie idzie. Trzasnęła drzwiami, i poszła do budynku. Zabrałem torbę,  i poszedłem do swojego pokoju, gdzie były już buty Nicole. Przywitała się z Wenus, jakby ona była jej chłopakiem. No, zajebiście. Woli psa od własnego chłopaka, chociaż, co się dziwić. Teoretycznie nie można ze mną wyjść na miasto, bo wszędzie plącze się Kate. Przeszedłem do pomieszczenia obok, i usiadłem na kanapie. Podeszła tu Colli, która patrzyła na mnie podejrzliwie. Usiadła na drugim krańcu kanapy, przyglądając się mi. Wstała, strzeliła mi z liścia i poszła do Wenus. Podniosła Fałdę i położyła się na moim łóżku, wybuchając płaczem. Nie odważyłem się nawet poruszyć, było mi jej tak cholernie szkoda, ale nie mogłem nic powiedzieć, bo to ja doprowadziłem ją do łez. Kląłem na własną głupotę, i wszystkie błędy. Nie miałem bladego pomysłu, jak przeprosić Colli. Zdjąłem kurtkę, i rzuciłem ją na krzesło. Zaparzyłem Cynamonkowi melisę, i położyłem na szafkę. Nie odpowiedziała nic, opatuliła się kocem i wróciła do dalszego płaczu. Po jakiś dwudziestu minutach, kiedy uznałem że chyba pora porozmawiać, wstałem i usiadłem na podłodze. Przynajmniej jak ma mnie walnąć, to będzie bliżej do ziemi.
- Mogę...? - zapytałem niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje Colli.
- Nie kurwa, nie możesz. - warknęła dziewczyna. - Nawet nie zaprzeczaj. Mam nadzieję że chociaż było wam przyjemnie w mieście. - dodała łamiącym się głosem. Wytarłem rękawem resztki szminki Kate, i popatrzyłem zrezygnowany na Colli. Jak ja jej się mam z tego wytłumaczyć? Emanowała wszechobecnym wkurwieniem, więc wolałem na razie siedzieć na podłodze. Otworzyła usta, żeby coś dodać.


Colli? B) 2:1?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.