- Żyje, to chyba dobrze, prawda? - uśmiechnął się z bólem.
- Oczywiście że tak! Ale czy coś Ci się stało, ciołku! - powiedziałam, równocześnie rozglądając się wokoło. Sam próbował wstać, jednak nie wyszło z tego nic, poza rzuconym przekleństwem. Wystraszyłam się jak cholera widząc że w dłoni ma szkło. Delikatnie ścisnęłam jego nadgarstek, zaklął. Puściłam jego rękę, patrząc na niego z współczuciem. Poprosiłam go by chociaż spróbował usiąść na schodach. Pomogłam mu doleźć do schodów. Wbiegłam do szpitala szukając kogokolwiek, jedynym żywym człowiekiem była recepcjonistka. Poszłyśmy szybko do chłopaka, pomogłam mu wstać. Patrzyłam na krew kapiącą z jego dłoni. Niby nie było jej dużo to i tak się o niego bałam.
- Bardzo boli? - zapytałam, by nieco się uspokoić.
- Nie, bywało gorzej - odparł. Po jakimś czasie czekania na naszą kolej, udało nam się w końcu wejść do gabinetu. Przywitała nas blondynka, w zbyt wyzywającym stroju i powiem że od razu mi się nie spodobała. Spaliłam Sama wzrokiem, dając mu do zrozumienia "że nawet nie powinien o tym myśleć". Pokiwał głową i zdał relację z tego wszystkiego. Kobieta zdezynfekowała mu ranę i wyjęła dość sporych rozmiarów szkło z dłoni bruneta. Wręcz zabijałam wzrokiem Sama, gdy widziałam jak ta... zdzira się nachyla i pokazuje mu dekolt.
- Złamana nie jest, ale i tak będziemy robić okłady. I nie przesilaj ręki - poinformowała, gdy z "anielskim" uśmieszkiem, zabandażowała mu rękę. Widać że przedłużała jak się da by jak najdłużej zatrzymać chłopaka w gabinecie. Cholera, gdyby nie monitoring dawno leżałaby na ziemi z poderzniętym gardłem. W końcu wróciliśmy do auta.
- Kto prowadzi? - usłyszałam głos Sama. To on ma jeszcze czelność się do mnie odzywać do cholery?! Oparłam się o maskę auta z całkiem poważną miną. Chciałam zacząć na niego krzyczeć ale postanowiłam trochę przełożyć tą awanturę.
- Z taką ręką nie będziesz prowadził - zmusiłam się do uśmiechu, wyciągając rękę po kluczyki. Sam podał mi je nie pewnie jakby bał się że zaraz na niego skoczę i rozszarpie na strzępy, co z chęcią akurat bym zrobiła.
***
Droga do akademii minęła nam bezproblemowo, właściwie dotarliśmy dość późno. Weszliśmy bez słowa do jego pokoju i odstawiliśmy rzeczy. W między czasie Sam poszedł po moją ukochaną Wenus, przejęłam pieska z uśmiechem i przytuliłam do siebie. Usiadłam na kanapie tuląc do siebie psinkę. Sam pośpiesznie zdjął buty, przeszedł do kuchni starając nie łapać ze mną kontaktu wzrokowego. Odłożyłam Wenus na ziemię, wstałam i podeszłam do chłopaka. Był odwrócony do mnie plecami, więc zakaszlałam by się odwrócił co zrobił z głupim uśmieszkiem.
- Ty dupku! - krzyknęłam na niego.
- No co? - wzruszył ramionami.
- Patrzyłeś się!
- A co miałem wyjąć oczy? Oczy są do patrzenia, to się patrzyłem! - próbował się bronić co jednak na dobre mu nie wyszło.
- Patrzyłeś się jej prosto na cycki! - warknęłam denerwując się jeszcze bardziej.
- Nie prawda!
- Nie kłam, widziałam!
- Nie patrzyłem, przysięgam! - bronił się dalej.
- Wiesz... Pierdol się! - krzyknęłam i wzięłam piżamę ze swoich rzeczy. Zatrzasnęłam się łazience, ignorując wszystko i po prostu postanowiłam iść spać.
- Nicole? Co robisz? - usłyszałam jego nie winny głosik.
- Zamierzam się przebrać w piżamę - odparłam, robiąc szybkiego warkocza.
- Mogę ci pomóc - zaśmiał się. Boże, czy on tak serio?
- Prędzej to ja powinnam tobie pomóc! - przypomniałam mu o jego ręce.
- Nie umieram - zaśmiał się.
- Gdybym miała przy sobie nóż to już byś nie żył - stwierdziłam, na co odpowiedział śmiechem. Jego serio to bawiło?
Przez parę minut miałam spokój i ciszę, przygotowałam się szybko do snu. Otworzyłam drzwi, Sam czekał na mnie na kanapie.
- Nie gadam z tobą. - uprzedziłam go, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Właśnie to robisz. - uśmiechnął się. Westchnęłam głośno, zignorowałam resztę jego wypowiedzi położyłam się na łóżko i tuląc do siebie Wenus. Przez jakąś godzinę nie mogłam zasnąć, poczułam jak materac lekko się ugina. Po chwili poczułam jak "ktoś" brutalnie zabrał mi kołdrę. Podniosłam się trochę i spojrzałam na Sama wściekła, ten tylko opatulił się kołdrą po czym rzucił krótkie "dobranoc".
- Dobranoc - powiedziałam kipiąc wręcz ze złości. Pociągnęłam za kołdrę, na szczęście nie trzymał jej zbyt mocno więc zabrałam całą i się nakryłam. Parę minut było spokoju, po czym znów poczułam jak zabiera nakrycie. Dłuższą chwilę przeciągaliśmy tak kołdrę, w pewnym momencie Sam przyciągnął mnie do siebie tak, że prawie na nim leżałam.
- Nienawidzę cię! - warknęłam próbując się wyswobodzić z jego objęć. Mimo iż jedną rękę miał w bandażu to drugą miał sprawną i był cholernie silny.
- Kochasz mnie - uśmiechnął się szelmowsko.
- Pierdol się i daj mi spać - znów próbowałam się wyrwać, jednak na marne. Chciałam krzyknąć na niego by mnie puścił, nie zdążyłam nic powiedzieć bo wpił się w moje usta.
- Za dużo gadasz. - z uśmiechem oderwał się od moich ust.
- I tak cię nienawidzę - spaliłam go wzrokiem. Spojrzał na mnie znacząco.
- Kochasz mnie, a ja kocham ciebie - wyszczerzył się perfidnie.
- Przeszło mi - przewróciłam oczami.
- Czyli pocałunek ci się nie podobał? - udał smutną minę, pokiwałam głową na nie a ten znów mnie pocałował.
- A teraz?
- Nie lubię cię - pokazałam mu język, jednocześnie się z nim drocząc. Znów mnie pocałował tym razem dłużej i bardziej namiętnie.
- Teraz było dobrze - uśmiechnęłam się do niego.
Sammy? B) Gównoburza zaliczona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.