-Tak mi przykro. Przepraszam cię serdecznie za spłoszenie wiewióry. - dość energicznym ruchem postawiłem brunetkę na nogi, przy okazji przytrzymując ją jeszcze chwilę, by znów nie straciła równowagi.
-Nie, nie, to ja przepraszam, że na ciebie wpadłam. - mruknęła cicho, spuszczając wzrok ku podłożu.
-Navarro. - uśmiechnąłem się w stronę dziewczyny, kiedy ona wreszcie spojrzała na mnie.
-Ashley. - nieśmiało odwzajemniła uśmiech, z niezadowoleniem opuszczając błotną kałużę.
-Wybacz jeszcze raz... Ta wiewióra była śliczna. - rzuciłem, wkładając zlodowaciałe dłonie do kieszeni mojej czarnej bluzy.- W ramach przeprosin, dasz się zaprosić na herbatę?
Mogłem tylko podziwiać, jak policzki Ashley zachodzą jeszcze większym rumieńcem, na co poszerzyłem nieco swój uśmiech, mogę być przekonany, iż na moje policzki również wpłynął kolor cegły.
-Tak, na herbatę z chęcią. - odparła szybko, splatając dłonie przed sobą.
- Więc, czy panienka pozwoli? - zaśmiałem się, kłaniając się niemal wpół, na co dostałem chichot ze strony dziewczyny.
Brunetka ruszyła przede mną żwawym krokiem, kilka sekund później dopadając drzwi od hallu i otwierając je na oścież, po czym wparowała do środka i od razu udała się na korytarz. Na moje szczęście dogoniłem ją, zanim zdążyła przejść mój pokój. Sytuacja z kluczem znów się powtórzyła, więc i tym razem przekląłem, gdy za żadne skarby kawałek metalu nie chciał wejść w zamek. Drzwi odpuściły po chwili walki, na co jęknąłem zadowolony i wpuściłem Ash do pokoju, w którym oczywiście moja ukochana kocica zajmowała łóżko.
-Na nią nie zwracaj uwagi, na pewno zaraz zacznie się domagać żarcia.- mruknąłem cicho, zaszywając się wgłąb kuchni i natychmiast włączyłem czajnik elektryczny, uprzednio wlewając do niego wodę.- Na jaką herbatę masz ochotę? Mam zieloną z pigwą, rumianek, melisę, owies, czerwoną z imbirem, zwykłą czarną, porzeczkową...i jeszcze dużo innych, o, dla dzieci na ból brzuszka też mam, może się skusisz?- wychyliłem się zza drzwi, machając radośnie pojemnikiem z granulkami, sam nie wiedziałem skąd to wytrzasnąłem.
-Poproszę czarną. Z cytryną. I cukrem.- Ashley zdawała się krzyczeć, na co z szafki wygrzebałem torebkę z fusami, wsypując kilka łyżeczek do zaparzacza.
Zaparzacz wrzuciłem do kubka, po czym zalałem go wrzątkiem i zająłem się własną herbatą - i tu pojawił się dylemat, bo przecież kochałem zarówno imbirową, ale pogoda zachęcała bardziej do melisy. Ostatecznie w moim kubku wylądowała czarna herbata, gdyż ona zawsze była dobrą opcją, gdy wahałem się między dwoma. Kilka minut później, wróciłem do imitacji salonu, stawiając przed dziewczyną na stole kubek z herbatą oraz cukierniczkę i pokrojoną w plastry cytrynę. Z niemałym uśmiechem obserwowałem, jak czwarta łyżeczka cukru ląduje we wrzątku.
-Czy panienka nie przesadza?- zapytałem, podstawiając kubek centralnie pod moje nozdrza.
-Oczywiście, że nie.- odpowiedziała od razu, krążąc łyżeczką w swojej słodkiej herbacie.
-Wybacz, że zapytam, ale ciekawość mnie korci. Masz swojego konia? - zapytałem, sycząc cicho, gdy płyn poparzył mój język.
-Mam, Azazela, ale opiekuję się również Blackiem.- rzuciła szybko, odstawiając kubek na szklany stolik.
-Wybacz, ale nie kojarzę Blacka. Opowiesz coś o nim?- mruknąłem, ponawiając próbę napicia się napoju.
-Tak, jasne. A więc Black ma dość sporą traumę, jego była właścicielka doznała śmiertelnego wypadku w terenie i nikt nie potrafi go z tego wyciągnąć. Jest dość płochliwy, nie lubi gdy się go dotyka...no i próbuję coś zdziałać, by jego stan choć trochę uległ poprawie.- powiedziała prawie na jednym wdechu, splatając razem palce.
-Oh, nigdy chyba nie miałem styczności z takim koniem.- mruknąłem cicho, zaczesując włosy do tyłu.
-Twój kot jest słodki.- Ashley rzuciła wzrokiem na wylegującą się kocicę, po czym znów wróciła na mnie.
-Tak, dopóki nie wlezie ci w nocy na brzuch i nie zacznie po nim biegać, to tak, jest wyjątkowo słodka.- rzuciłem, obracając naczyniem w dłoni, jednak nie wiedzieć czemu ten tekst z bieganiem po brzuchu wydał mi się śmieszny i szybko wstałem, nie chcąc wylać herbaty na siebie i dziewczynę przy okazji, co niekoniecznie się udało i przy wstawaniu wylałem na siebie ciecz, dźwięcznie się z tego śmiejąc. Nie musiałem zbyt długo czekać na wybuch śmiechu dziewczyny, przez co oboje dławiliśmy się własnymi odgłosami.
Ashhh? :>
641 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.