poniedziałek, 12 listopada 2018

Od Maeve cd. Gianny

Korzystając z chwili wolnego, załatwiłam sobie utęsknioną zapalniczkę i dwie paczki papierosów. No cóż, szkoła zafundowała mi depresję, raka płuc i wątroby - najprawdopodobniej. Łaziłam bezcelowo po terenie akademii, co jakiś czas przystając żeby wyrzucić niedopałek papierosa albo przyjrzeć się jak ktoś trenuje - bądź co bądź, lepsze to niż flacha w ręce i oglądanie bezsensownych telenoweli.
No bo komu chce się napierdolić do nudnych seriali? Nie lepiej jest zorganizować jakąś imprezę?  Uśmiechnęłam się na myśl o jakimś wydarzeniu tutaj. Będę musiała się zorientować, czy ktoś czegoś nie robi na dniach. Ostatni raz uwaliłam się na urodzinach mojej znajomej, co skończyło się ostrym kacem na następny dzień i pokutowaniem w łóżku. Poprawiłam niedbale związaną bandanę, klnąc dość głośno, gdy materiał nieprzyjemnie otarł się o rany. Percy już dawno by mnie za to zajebał. Bogu dzięki, że go tu nie ma.
 Obejrzałam się tylko po to, by sprawdzić kto przyjechał - kierowca i młoda pasażerka, która raczej nie była zadowolona z faktu, że musi otworzyć przyczepę. Wzruszyłam ramionami - to jej problem, nie mój. Doszły mnie jakieś przekleństwa, które zignorowałam. Bardziej przejmowałam się Megrezem, który uznał że upierdolenie nowej derki będzie świetnym pomysłem. Przewróciłam oczami i weszłam na jego pastwisko. Chłopak zarżał przeciągle i zerwał się do biegu, wyrzucając kilka razy tylne nogi w górę.
- Meg! - krzyknęłam na niego. Znowu wydał z siebie ten wysoki dźwięk i zwolnił do aktywnego kłusa. Wyciągnęłam przed siebie otwartą dłoń, udając, że mam coś na niej. Chłopak postawił uszy na sztorc i uniósł wargę. Uniosłam jedną brew, po cholerę się tak popisuje? Gdy stał ode mnie jakieś trzy metry, schowałam rękę ponownie do kieszeni i podeszłam do niego, uśmiechając się. - Megrez, musiałeś sobie tak uwalić nową derkę? O Tobie już nie wspomnę. - westchnęłam, patrząc na jego skarpety, a raczej miejsce, gdzie powinny być. Ni chuja, nie widać. Błoto prawie idealnie zlało się z jego sierścią, powodując, że białe skarpetki zniknęły prawie całkiem. Potrząsnęłam głową z uśmiechem. - Dobra dzieciaku, baw się póki możesz i zaaklimatyzuj się tu. - poklepałam go po masywnej szyi a następnie wtuliłam w nią. -  Za kilka dni zaczniemy jakoś pracować. - Dodałam, odsuwając się od niego i całując w chrapy na pożegnanie. Odwróciłam się, i unikając największego błota, starałam się wrócić na plac. Zdążyłam przejść jakieś dwa metry sama, następnie zaczął podążać Meg, z nadzieją że go wezmę z pastwiska.
- Nie tym razem, klusko. - strzeliłam mu lekkiego pstryczka w nos, na co on spiął się i zarzucił gwałtownie głową z wyrzutem. - No idź. - przewróciłam oczami, gdy zaczął trącać łbem moje ręce. Zagryzałam zęby - to kurwa bolało! Zwłaszcza przy dość świeżych ranach. Meg odpuścił sobie, gdy zaczęłam go ignorować. Odszedł zirytowany w kierunku drugiego końca pastwiska.
 Wyciągnęłam kolejną w tym dniu fajkę, i odpaliłam ją, zaciągając się z radością dymem. Najwyżej zdechnę po trzydziestce na raka. Weszłam do stajni, z zamiarem obejrzenia koni innych uczniów akademii i może poznania kogoś? Moją uwagę zwrócił nowy koń, który przez cały czas zarzucał nerwowo łbem i rżał, krążąc po boksie. Stanęłam przed jego boksem, czytając tabliczkę informacyjną z logiem Akademii. Z tego co wspominała dyrektorka, na dniach mieliśmy z Megiem dostać czaprak i derkę z emblematem naszej szkoły. Fajnie, jakieś 200 dolców w kieszeni. "Neolito" według tabliczki. Ładne imię, ale dość... dziwne. Niemal natychmiast zjechałam się w myślach - odezwała się ta, co nazywa się Maeve i ma konia o imieniu Megrez. Uśmiechnęłam się, wyjmując fajkę z ust i wypuszczając szary dymek z ust. Zapach nikotyny szybko rozpłynął się w powietrzu.
- Mogłabyś łaskawie zwiększyć odległość między sobą, a moim koniem? - rzucił ktoś, mocno zirytowanym głosem. Odwróciłam się,  wkładając papierosa do ust. Moim oczom ukazała się dziewczyna z psem na smyczy - dość pokaźnych rozmiarów, futrzasty mastif. Laska, która czepiała się mojego palenia, nie rzucała się jakoś w oczy. Średniego wzrostu, czarne włosy i srebrne patrzały. Aktualnie patrzyła na mnie tak, jakbym zamordowała jej konia albo sprzedała go na kiełbasy?
- Że od niego? - uniosłam brew. - A co, umrze od mojego patrzenia się? - rzuciłam oschle, uważnie obserwując reakcje dziewczyny.
- Po prostu się odsuń. - odparowała, zaciskając palce na smyczy swojego psa. Trzymała ją tak mocno, że zbielały jej knykcie. Dziewczyna miała ciekawy akcent. Obstawiałabym włoszkę. Czarnowłosa wciąż czekała, aż odsunę się od boksu prawdopodobnie jej konia, ale raczej się nie doczeka. Wygasiłam resztę papierosa i wrzuciłam go do kosza, tym samym wypełniając prośbę dziewczyny. Zastanawiałam się, czy sięgnąć po kolejną fajkę, ale nie było nawet pierwszej a ja zdążyłam wypalić już trzy pety. Mimo wszystko, wyciągnęłam paczuszkę i podsunęłam ją dziewczynie.
- Nie chcesz może? - na moje usta wstąpił delikatny, złośliwy uśmieszek. - Zejdzie Ci wreszcie to napięcie. - dodałam po krótkiej chwili. Czarnowłosa popatrzyła na mnie z oburzeniem.
- Daruj sobie, nie palę! - warknęła, przechodząc koło mnie i podchodząc do konia, który wciąż dziczał. Szeptała coś przez chwilę do swojego kopytnego, najwidoczniej chcąc go uspokoić. Co nawet jej się udało, bo skurczybyk się tak nie rzucał. Dalej jednak krążył po boksie i co jakiś czas kopał, ale wyglądało to lepiej niż wcześniej. - Tobie też bym radziła, bo to niezdrowe. - zwróciła się do mnie, patrząc pogardliwie na to jak chowam paczkę papierosów i wyjmuję zmiętoszoną gumę do żucia w listku. Miętowy smak zaraz po wypaleniu peta był dość... ciekawy. Ale cieszyłam się, że mogę zmienić ten posmak nikotyny na coś innego. W dodatku, nie będę żyła przez cały czas na petach, co nie?
 Oparłam się o boks jakiegoś z koni - jak się okazało - również należącego do czarnowłosej.
- Ej! - ochrzaniłam go, gdy stwierdził że przywalenie mi łbem w tył głowy będzie świetnym pomysłem. Chwilę potem chwycił mnie za bluzę, gryząc przy tym moje ramię. - Cholero pierdolona! - podniosłam głos i spaliłam konia wzrokiem. Gdyby nie jego właścicielka, stojąca tu, dostałby w ryj. - Weź te konie naszpikuj jakimiś uspokajającymi, zanim sobie zrobią krzywdę. - zwróciłam się do niej.
- Ale o co ci chodzi? - odparła, marszcząc brwi. - To Ty mu przeszkadzasz, nie on Tobie. - stwierdziła ze stoickim spokojem, ale przeplatając nerwowo smycz między palcami. Ktoś tu się stresuje? Dziewczyna wydawała się być ciekawą osobą, ale w tym momencie była wręcz irytująca. A raczej jej podejście. Rozcierałam bolące mnie miejsce, paląc wzrokiem ją i jej psa. Który swoją drogą, wyglądał na jakiegoś zmniejszonego miśka, a nie mastifa.
- Jestem innego zdania... - stwierdziłam, patrząc na jej konia, który najwidoczniej był zadowolony z faktu że mnie ugryzł. - To ty przyjechałaś tym rzęchem? - dodałam po krótkiej chwili zastanowienia.


Gianna? 
Wena pod koniec zaginęła ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.