Był to mój pierwszy dzień spędzony w Akademii, na szczęście była
niedziela, więc oszczędziłam sobie przynudzania nauczycieli. Było około
godziny 16, więc zaczęło robić się ciemnawo. Przeskakiwałam kałuże,
które były pozostałością po wczorajszym deszczu. Spacerowałam po
terenach akademii, ubrana w ciepły, gruby sweterek i puchatą parkę. Na
moich policzkach, jak i nosie widniały różowe plamy, które idealnie
komponowały się z piegami i pieprzykami, znajdującymi się na mojej
twarzy. Słońce przyjemnie grzało z góry, choć temperatura zdecydowanie
nie powalała, był typowy listopadowy ziąb. Po chwili ujrzałam wiewiórkę,
pisnęłam zauroczona i pobiegłam w kierunku zwierzaka, który także był
zaciekawiony moją osobą. Ruda kita mignęła mi przed nogami i zaczęła
wspinać się po mojej nodze.
- Jaka ty jesteś śliczna. - przedłużyłam ostatnią samogłoskę, przyglądając się zwierzątku.
Zaczęłam
właśnie wyciągać rękę, w kierunku stworzonka, kiedy za plecami
usłyszałam kichnięcie. Odwróciłam się spłoszona, ale na moje
nieszczęście stałam na błocie. Poślizgnęłam się i wpadłam na nieznajomą
mi osobę. Spojrzałam w górę, spoglądając na chłopaka, strzeliłam buraka,
zauważając, że po wiewiórce została jedynie mała plamka na moich
spodniach. Zapewne od błota.
Który z książąt mnie złapie? :>
Serię z dziewczyną mam, więc czas na jakiegoś chłopaka :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.