- Oj przesadzasz... Zresztą to było lekkie - na ustach dziewczyny zaczął błąkać się lekki uśmiech. Kolorem przypominały letnie maliny, które za małego tak bardzo uwielbiałem jeść. Teraz jednak wolałbym skosztować jej ust, niż tamtych owoców.
- Tak, oczywiście. Wiesz, powinnaś w boksie wystartować - wyszczerzyłem się, szybko wyrzucając tamte myśli z głowy.
- Nie moje klimaty- wzruszyła ramionami. - Wstajesz czy nie śpiąca królewno? - Zaśmiałem się i wstałem szybko, otrzepując z siebie płatki śniegu. Przestało sypać, a mnie przenikało cholerne zimno od walania się po śniegu. Colli poprawiła włosy i czekała na mnie. Przyjrzała mi się uważnie.
- Masz jeszcze we włosach. - Zaśmiała się i delikatnie strzepnęła je z moich włosów. Musiała stanąć na palcach by dosięgnąć. Uśmiechnąłem się. Przez chwilę rozmawialiśmy, zaproponowałem przejście się na padoki. Nicole zgodziła się i przeskoczyła zgrabnie przez płot.
- Idziesz czy będziesz się tak patrzył na nie wiadomo co? - uśmiechnęła się, wybudzając mnie z rozmyślań.
- Idę, już idę. - wyszczerzyłem się i przeskoczyłem przez płot. Nicole zapadała się w śniegu, wyglądało to komicznie. Mi też niemałą trudność sprawiało utrzymanie równowagi w glanach. Colli rozejrzała się wokoło, jej wzrok zatrzymywał się na wszystkim, na oszronionych drzewach, galopujących koniach, które rozbryzgiwały śnieg na wszystkie strony. Zauważyłem Noctisa i drugiego konia, Demensa, jak się domyśliłem. Odwróciłem się zdziwiony, gdy Nicole warknęła zirytowana, rzucając znane mi "cholera". Ogier dziewczyny bryknął radośnie i puścił się galopem. Bułanek podchwycił od niego pomysł zrujnowania płotu. Jak postanowili, tak zrobili. Z przerażeniem oglądałem jak oba konie przeskakują nad zgliszczami i zwiewają, rżąc radośnie. Colli puściła się biegiem za zwierzętami, dogoniłem dziewczynę. W oczach szatynki zaszkliły się łzy, które odbijały spadające płatki śniegu. Jej dolna warga drgała. Usłyszałem rżenie, przypominające bardziej kwik. Spodziewałem się że to Noctis, który oczywiście nie zaakceptował "kompana" i zaczęli walczyć. Cholera jasna. Nie dziwiłem jej się że się martwi. Pobiegli gdzieś w cholerę, i bóg raczy wiedzieć, czy uda się ich znaleźć.
- Chodź znajdziemy ich. - powiedziałem, delikatnie popychając Colli do przodu. Szliśmy za śladami ich kopyt i szkodami, jakie wyrządzili. Szatynka nawoływała Demensa, ja sobie darowałem. Noctis i tak nie przyjdzie, chyba że byłbym chodzącą lizawką albo jabłkiem. Wtedy nie odstępowałby mnie na krok. Po godzinie poszukiwań daliśmy sobie spokój, zaczynało zmierzchać a poszukiwanie koni po zmroku nic nam nie da. Nicole powstrzymywała się od płaczu. Na usta cisnęły mi się przekleństwa, które raczej nie powinny ujrzeć światła dziennego.
- Chodź, wrócimy do akademii, jutro z samego rana pójdziemy ich szukać. - dziewczyna niepewnie pokiwała głową i zawróciła, ostatni raz obrzucając ścieżkę załamanym spojrzeniem. Pociągnąłem ją delikatnie za rękaw i poszedłem do przodu, oglądając się czy na pewno idzie. Po dotarciu do akademii dałem jej koc, laptopa i udostępniłem jej całe łóżko. Wyszedłem na chwilę, poinformować że jutro nie będzie nas na lekcjach i wróciłem. Nie spodziewałem się, że Nicole będzie stała w drzwiach. Po jej policzkach spływały łzy. Wszystkie opory zniknęły, przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Dziewczyna zaczęła łkać, szloch wstrząsał całym jej drobnym ciałem. Cholera jasna, martwiłem się o nią bardziej niż o Noctisa. Pogłaskałem ją delikatnie po włosach, bojąc się, czy nie zareaguje agresją bądź złością.
- Cii... będzie dobrze. Obiecuję. - szepnąłem, wdychając cudny, cynamonowy zapach jej włosów. Odsunęła się ode mnie, nieco zmieszana.
- Pomoczyłam Ci koszulę. - wyrzuciła z siebie, próbując uspokoić oddech. Wtuliła się ponownie, nie przejmowałem się mokrą koszulą, czy czymkolwiek. Liczyła się ta chwila. Było mi cholernie żal Nicole, która z trudem opanowywała płacz.
Chciała Solli to ma!
u u u u aj hev ju in maj rum B)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.