piątek, 13 stycznia 2017

od Rusha cd. Viktorii

Po kilku minutach biegania dookoła jeziora postanowiłem się poddać, więc stanąłem w miejscu i westchnąłem. Ani mi się śniło, żeby ta niezrównoważona psychicznie kobieta dotknęła moich włosów, to było zbyt ryzykowne.
- Księżniczko, z nożyczkami się nie biega- mruknąłem, gdy lekko zdyszana zatrzymała się po mojej prawej stronie. Zmierzyłem ją wzrokiem i posłałem jej lekki uśmiech, odwzajemniła go
- Niestety...- zaczęła- Skoro już cię złapałam to ogarniemy te szalone włosy- dodała i pchnęła mnie w kierunku koca, skrzywiłem się 
- Czekaj... to nie były żarty?- zapytałem lekko przechylając głowę
- A czy ja wyglądam, jakbym miała się śmiać?- mruknęła nieco poważniejąc
Wytrzeszczyłem oczy w wyrazie zdziwienia i przerażenia zarazem, to nie mogło się skończyć dobrze
- Masz kwalifikacje fryzjerskie, prawda Tori?- zaśmiałem się nerwowo- Naprawdę lubię swoje uszy... wolałbym je zatrzymać
Dziewczyna wywróciła oczami i stanęła za mną. Przez krótką chwilę wahała się nad tym czy oprzeć swoje dłonie o moje ramiona, w końcu się na to zdecydowała.
- Obcinałam kiedyś ogon North- prychnęła- Twoje włosy tez są czarne, nie powinno mi to sprawić większego kłopotu- zażartowała... a może powiedziała to poważnie... auć
- Dobra, jak coś popsujesz to ty będziesz narażona na wieczną kompromitację. Będę za tobą chodził już na wieeeeekiiii- przeciągnąłem i czekałem na jej ruch... Boże, za co mnie pokarałeś?
***
Sil i North spacerowały po pastwisku, podczas gdy ja zdecydowałem się na uporządkowanie czapraków mojego siwka. Powinienem utrzymywać większy porządek przynajmniej w jego rzeczach. 
Tori obiecała nakarmić psy, w tym również Sky, która dotrzymywała dziś towarzystwa jej suczce. Uśmiechnąłem się pod nosem, i poprawiłem ręką włosy. Po długich kłótniach i narzekaniach zostały jedynie lekko podcięte, dzięki czemu miałem możliwość oglądania większej części świata niż dotychczas. Spodziewałem się dużo gorszego efektu...
Gdy wnosiłem ostatnią partię "kolorowych szmatek" do siodlarni do stajni wpadła wściekła Tori, która burczała coś niezrozumiałego pod nosem, odwróciłem się w jej kierunku  spojrzałem pytająco...
- Wyobraź sobie, że Aleu podsunęła właścicielce jakże wspaniały pomysł założenia "drutu pod napięciem" na obrzeżach pastwiska... A wszystko po tej sytuacji z Batonem- zaczęła wkurzona- To głupie
Odłożyłem ekwipunek i położyłam jej pocieszająco dłoń na ramieniu... nie byłem zachwycony tym dziwacznym pomysłem, zmarszczyłem brwi
- Jak to drut?
- Normalnie, wyjrzyj na łąkę... jest już rozłożony dookoła... podłączą go dopiero jutro. Musimy coś z tym zrobić- mruknęła i posmutniała, na co pokiwałem głową
- Dziś wieczorem porozmawiamy z właścicielką- odparłem i zauważyłem Cass, wprowadzającą Iratze do boksu. Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła, ale dość szybko spoważniała
Przypomniało mi się że jest już późno i należało przyprowadzić konie, zanim zacząłem się odezwać, uprzedziła mnie rudowłosa:
- Miałam w planach przyprowadzić Sil'a i North ale nie widziałam ich przy wyjściu, to bardzo dziwne, o tej porze powinny już czekać przy głównej bramie- powiedziała smutno i potarła nadgarstek, zmrużyłem oczy i zauważyłem krew?!
- Cassie, co się stało?- spytałem z troską i złapałem ją za rękę badając obrażenia, na szczęście to zwyczajne zadrapanie
- To przez ten drut, to dość niebezpieczne... muszę to czymś przemyć
- W siodlarni na stołku stoi płyn dezynfekujący- uprzejmie powiedziała Tori i łapiąc jaskrawo-zielony kantar North, ruszyła do wyjścia, wymownie patrząc na mnie
- My pójdziemy zobaczyć co z końmi, ty idź się zająć nadgarstkiem- wymamrotałem i lekko zaniepokojony ruszyłem za Tori...
***
Szliśmy w dół rzeki, oczywiście mierząc wzrokiem każdy skrawek wybiegu, który do najmniejszych nie należał...
- Boję się, nigdzie ich nie ma. A jeśli znów ktoś kradnie?- po dłuższej chwili odezwała się moja towarzyszka
Postanowiłem wesprzeć ją na duchu, dlatego nie okazywałem zmartwienia, ale w głębi duszy bałem się o Sil'a... Ten koń był moim jedynym przyjacielem...
Zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek zza lini horyzontu wyłoniła się zdyszana North, która jak udało mi się zauważyć utykała na jedną nogę, skrzywiłem się. Pewnie znów ją nadwyrężyła... W miarę gdy klacz się zbliżała udało nam się zauważyć przerażenie ukryte w jej ciemnych oczach. Tori odruchowo złapała mnie za ramię, a kara klacz po kilku sekundach zauważyła naszą obecność. Stanęła dęba i rżąc, obróciła się i pobiegła tam, skąd przyszła
- North!- krzyknęła zdezorientowana dziewczyna
Miałem okropnie złe przeczucia, gwałtownie wciągnąłem powietrze i chwytając swoją przyjaciółkę za nadgarstek, ruszyłem w pogoń za zdziczałą klaczą.
Nie musieliśmy biec długo, zaledwie po kilkunastu sekundach stanąłem jak wryty patrząc na to cholerne ogrodzenie i leżącego Sil'a... zamarłem
- Scream!- krzyk Tori przerwał ciszę z charakterystycznym świstem, a ja jak opętany rzuciłem się biegiem w kierunku leżącego ogiera, nie ruszał się... 
Upadłem na kolana, nie zważając na płacz Tori oraz szamoczącą się North, widziałem tylko Silent'a i ten przeklęty rozerwany drut, który w tamtym momencie oplatał jego ciało... siwa sierść splamiona była krwią, skok adrenaliny spowodował, że zdecydowałem się na radykalny krok...
- Rush!- paniczny krzyk przerażenia Tori nie wywołał u mnie najmniejszej reakcji
Chwyciłem ostry metal i zacząłem ściągać go z konia tak szybko, jak tylko mogłem, nie zwracałem najmniejszej uwagi na to, że krew była wszędzie i jak się okazało nie należała ona tylko do mojego konia. Poczułem czyjeś dłonie, odciągające mnie do tyłu, to była Tori, chciała mnie powstrzymać. Próbowała... 
- Zostaw mnie, muszę mu pomóc!- Wtedy krzyknąłem... chyba pierwszy raz odkąd pamiętam
- Robisz sobie krzywdę, musimy sprowadzić pomoc, sami nie damy rady- załkała, ale jednym ruchem pozbyłem się jej dłoni i powróciłem do zrywania drutów, jęknąłem gdy kolejny z nich przeciął moją dłoń
North nerwowo grzebała w ziemi kopytem i co jakiś czas trącała siwka nosem, poczułem łzy napływające do oczu...
Nagle stało się coś, co dało mi trochę nadziei, Sil zarżał i lekko uniósł łeb, jęknąłem z wielką ulgą, odrzucając ostatnie resztki "ogrodzenia". Ogier chciał wstać, widziałem  strach w jego oczach, bał się... ale żył. 
- Tori, pomóż mi...- szepnąłem, starając się nie popłakać, podczas, gdy dziewczyna pomagała mi go podnieść
Dopiero wtedy, gdy ogier wstał dotarło do mnie w jak opłakanym był stanie. Obrażenia nie były głębokie, ale za to bardzo liczne. Te wszystkie pręgi... sierść zabarwiona na szkarłat, zacisnąłem mocniej powieki i objąłem go za rozgrzaną szyję
Tori płakała, cicho ale jednak. Udało mi się to dostrzec. North natychmiastowo znalazła się obok nas pomagając utrzymać Scream'owi równowagę, powoli ruszyliśmy w drogę do stajni... dopiero teraz zacząłem czuć pieczenie. Wiedziałem, że jak tylko dotrę do Akademii powiem tej szmacie Aleu co o niej myślę...
- Boże, Rush... Twoje ręce i policzek- szepnęła Tori i dotknęła opuszkami palców mojej twarzy, syknąłem z bólu- Wszędzie jest krew- dodała i pokręciła bezradnie głową
- Nic się nie stało, to tylko draśnięcia- wysyczałem niepewny swoich własnych słów, po czym oparłem się o grzbiet North, ryzykując utratą zębów albo ugryzieniem... Ignorowałem to, że koszmarnie kręciło mi się w głowie. 
- Musimy zająć się Sil'em- powiedziałem, gdy wchodziliśmy na dziedziniec stadniny...
>Tori? Trzeba by kunia opatrzyć :V<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.