Iratze miał dziś wyjątkowo zły dzień... Szarpał się niemiłosiernie, skubał wszystko co znalazło się w zasięgu jego pyska i dodatkowo pogryzł derkę konia z sąsiedniego boksu. Zmarszczyłam brwi, gdy po raz kolejny próbowałam wyciągnąć go na małe lonżowanie... chociaż.
Zbadałam wzrokiem uwiąz, który w tamtym momencie trzymał się kantara ostatkiem sił i stwierdziłam, że poganiam go trochę na okrąglaku, wolałam zachować swoje dłonie w całości.
Ogier szarpnął łbem, na co odpowiedziałam mu tym samym i rozgromiłam wzrokiem, gniadosz odwrócił wzrok...
- Co ja się z tobą mam...- wymamrotałam stając przy znajomym ogrodzeniu, chyba ktoś mnie uprzedził- pomyślałam i popatrzyłam na osobnika, gładzącego pysk konia o dość niespotykanym umaszczeniu. Ten koń był intrygujący, zwłaszcza jego maść, zamyśliłam się na chwilę. Iratze trącił pyskiem moje ramię... wyglądało na to, że co raz bardziej się niecierpliwił.
- Cześć- powiedziałam po chwili zamysłu i może zbyt głośno, ponieważ chłopak lekko drgnął, zrobiło mi się głupio. Uśmiechnęłam się nerwowo.
Jednak zanim zdążyłam cokolwiek dodać, ciemnowłosy obrócił się w moją stronę i posłał dość niepewny uśmiech
- Witaj, jestem Mike- powiedział przyjaźnie, na co skinęłam głową
- Cassandra... ale możesz mówić do mnie Cass- odparłam wpatrując się w trzymaną przez niego klacz, była imponująca- Chyba wcześniej cię tutaj nie widziałam, Mike- mruknęłam zaciekawiona, a chłopak skinął głową
- Przyjechaliśmy tutaj niedawno- odparł, klepiąc konia po szyi
Nie mogłam już dłużej trwać w niepewności, więc zdobyłam się na odwagę, aby zadać pierwsze pytanie, które nasunęło mi się na myśli:
- Ja... emm... Co to za rasa?- zapytałam nieśmiało i odruchowo odgarnęłam włosy za ucho...
> Mike?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.