Zamrugałam kilkukrotnie zanim zrozumiałam to, co do mnie powiedziała. Iratze ustępował nerwowo z nogi na nogę, więc zatoczyłam niewielkie koło aby go nieco uspokoić. Dziewczyna nie wykazywała większego zainteresowania...
- Powiedz mi do cholery co ja ci zrobiłam?- jęknęłam i posłałam jej miażdżące spojrzenie- W sprawie tej jazdy tylko żartowałam, widziałam cię na treningach i wiem, że jesteś dobra- warknęłam trochę bardziej nerwowo ale po prostu nie potrafiłam się opanować.
- Jestem w stu procentach pewna, że Ir nie przestraszył twojej klaczy celowo- wymamrotałam czując się jakbym mówiła do ściany
- Jesteś irytująca, wkurzająca i niepotrzebna!- warknęła lekko się hamując
Auć, zabolało...
- Wiesz co! To faktycznie nie ma sensu. Jak chcesz to mieszaj mnie z błotem, obrażaj mojego konia ale odczep się od Rush'a... Wkurza mnie to, że tak się o ciebie martwił gdy leżałaś w tym przeklętym szpitalu i trakyuje cię jak najlepszą przyjaciółkę, a ty jesteś taka wredna. Samolubna i egoistyczna- tym razem to ja podniosłam głos. Mój ogier zarżał ze zniecierpliwienia, więc napięłam wodzę i łydką "rozkazałam mu" się ruszyć. Nie pozwolę robić z siebie głupka...
- Wiedz, że próbowałam zawrzeć z tobą rozejm tylko ze względu na to, że On mnie o to prosił. Sama z siebie wolę trzymać się od ciebie na bezpieczną odległość- skomentowałam i zaczęłam oddalać się od milczącej dziewczyny. Jak można być takim samolubem...
Iratze wyczuł mój gniew ponieważ sam zaczynał być niespokojny... tylko tego mi jeszcze brakowało...
>Tori?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.