niedziela, 31 grudnia 2017

od Triss cd. Viktorii

~time skip~
Ziewnęłam i zakopałam się głębiej pod kołdrę, próbując obronić się przed własnym psem.
- Błagam, daj mi jeszcze pięć minut - jęknęłam i wtuliłam twarz w poduszkę. Owczarek jednak nie ustawał w swoich próbach ściągnięcia mnie z łóżka, przerywał obecną do niedawna w pokoju ciszę. - Oh shit, dzisiaj święta! - Wyplątałam się z pościeli i zerwałam na równe nogi, patrząc na psa, który swoją drogą wyglądał jakby mówił "było mnie słuchać, bitch".
Podeszłam do okna i uśmiech pojawił się na mojej twarzy spowodowany cudownym widokiem, jaki rozpościerał się na zewnątrz. Ogromne tereny Akademii w całości pokryte były białym puchem, którego wciąż przybywało. Widać było mnóstwo świątecznych ozdób, a na środku stała wielka, świecąca choinka. Dziś o 16.00 miała odbyć się wigilia stajenna. Z satysfakcją spojrzałam na zapakowany już wcześniej i skitrany gdzieś przy szafie pakunek i poszłam się ogarniać.

Po jakimś czasie, który zszedł mi na wyprowadzeniu psa i innych codziennych czynnościach, uznałam, że czas (wreszcie) ubrać choinkę. Wyciągnęłam z najgłębszych zakątków szafy bombki i tego rodzaju ozdoby, po czym w swoim tempie zaczęłam zakładać je na stojące na środku pokoju drzewko. W pierwszej kolejności na zielonej roślince wylądowały lampki (które oczywiście najpierw trzeba było rozplątać), potem bombki, łańcuchy i anielskie włosie. Po jakichś czterdziestu minutach odeszłam parę metrów od drzewka i z zadowoleniem pokiwałam głową. Choinka reprezentowała się co najmniej uroczo.

Szłam w stronę stajni, w rękach ściskając opakowaną w świąteczny papier paczkę. Było już ciemno, a śnieg dalej sypał, jedynym źródłem światła były lampki, którymi została obczepiona Akademia, wielka choinka i latarnie. Wszystko razem wyglądało tak ślicznie, że uśmiech sam cisnął się na usta. Po niedługim czasie dotarłam do tajni, gdzie dostałam polecenie o przynoszenie krzeseł. Zrobiłam parę kursów wraz z innymi osobami, które przyszły na wigilię, a stoły już wcześniej zostały przyniesione i połączone tak, że tworzyły jeden długi blat. Goście znosili potrawy i wkrótce już prawie nie mieściły się one na stole. Rozejrzałam się i dostrzegłam Vi stojącą gdzieś z boku i głaszczącą jakiegoś konia.
- Słuchajcie! - Pani Peek przerwała ogólne zamieszanie trochę podniesionym głosem. - Zebraliśmy się tutaj, jak wszyscy wiedzą, aby uczcić wigilię... - kontynuowała, a wszystkie oczy zwróciły się na nią. Dyrektorka złożyła wszystkim źyczenia i rozdała opłatek, którym mieliśmy się dzielić.
Podchodziłam po kolei do wszystkich osób, zostawiając Viktorię na koniec. Gdy ze wszystkich zebranych została mi tylko ona, zgarnęłam pakunek i podeszłam do niej. Wyglądała trochę tak, jakby żałowała, że w ogóle tu przyszła.
- Eee... może po prostu sobie daruj? - mruknęła, gdy zauważyła, że do niej podeszłam.
Wyjęłam zza pleców pakunek i podałam jej go, wbijając wzrok w podłogę. Viktoria ze zdziwieniem otworzyła paczkę i wyjęła z niej bluzkę z napisem  "Here I am, bitches!", czekoladę, jej ulubioną kawę i żelki.
- Wesołych świąt, Vi - powiedziałam.

Viczuu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.