Po którejś z kolei godzinie spędzonej w łazience, zaczęło być lepiej. Nie domykałem drzwi, przez cały czas słysząc rozmowę tamtej dwójki.
- Nie wiem... To znaczy nie. - Odpowiedziała Nicole drżącym głosem, na zadane pytanie.
- Okey. - Odparł jej ojciec. W jego głosie słychać było ulgę.
- W ramach przeprosin zapraszam was oboje na obiad jutro, Sam pozna mnie i mamę. - do głowy przychodziło mi tylko "wtf". Gościu wpierw chce, aby Colli pojechała do domu, a teraz chce ją przeprosić i zaprasza nas na obiad. Bogu dzięki, że jutro a nie dzisiaj.
- Że co? - zdziwiła się Colli.
- No co ci szkodzi? - Przez chwilę jeszcze rozmawiali, potem Pan Frost stwierdził, że wychodzi. Odetchnąłem z ulgą, gdy wyszedł. Wylazłem z łazienki, wciąż nieco wczorajszy. Nicole była nieco zażenowana, nie zwróciłem na to uwagi. Nie ma to jak wyjść z toalety dopiero o 17, a "umrzeć" o 9. Spędziłem tam 8 godzin, na zaliczaniu zgona i przysłuchiwaniu się rozmowie Colli i jej ojca. To dziwne, że dziewczyna traktowała pocałunek, jako nic nie znaczący gest. A może po prostu nie chciała się przyznawać? Nie moja sprawa, wzruszyłem ramionami.
- Już lepiej? - zapytała, przyglądając mi się ze zmartwieniem.
- Chyba tak. - odparłem sucho, marząc tylko o tym by iść spać. Dziewczyna zrobiła mi jakieś lekarstwa, oczywiście tak samo ohydne jak wcześniej. Wypiłem bez marudzenia, Colli znowu paliła mnie wzrokiem. Kto robi takie leki? Odstawiłem szklankę na stolik, i oznajmiłem że idę spać. Dziewczyna uznała że nic nie szkodzi, ale była nieco zawiedziona. Chociaż może mi się tylko wydawało? Owinąłem się kołdrą i zasnąłem.
***
- Wstawaj śpiochu, już 9. - otworzyłem oczy, od razu je mrużąc. Za jasno tu. Jęknąłem odwracając się na drugą stronę i próbując zasnąć jeszcze raz. Nicole już nieco brutalniej spróbowała mnie obudzić. Ściągnęła mi kołdrę, zrzucając ją na podłogę. Zakląłem, siadając na łóżku.
- Co jest? - burknąłem zmęczony. - Apokalipsa wybuchła? - ziewnąłem, wstając. Nicole już była ubrana, a ja jak zwykle, jak ciota byłem w piżamie. Po niecałej minucie dotarło do mnie, że jestem największym idiotą na jakiego było stać kogokolwiek. Przecież w nocy zdjąłem bluzkę, i aktualnie popierdalałem w samych spodniach. No zajebiście. Złapałem Colli na tym, że mi się przygląda. O kurwa.
- Gorzej. - odparła całkiem poważnie. Jeszcze wczoraj byłbym w stanie uwierzyć, że jest coś gorszego, ale dzisiaj czułem się już lepiej. Kac odpuścił, i Bogu dzięki. - Dzisiaj obiad z moim ojcem... - powiedziała. O tym nie pomyślałem, no tak. To jest gorsze od apokalipsy.
- Mam jakoś inaczej się ubrać? - zapytałem, nie miałem zbytnio ochoty na kiszenie się w garniaku. Dziewczyna pokręciła głową, wyjąłem jakąś bluzkę z szafy, no i oczywiście resztę ciuchów.
- Będzie Ci przeszkadzać, jak tutaj ogarnę koszulkę? - zapytałem, nieco zdziwiony własną śmiałością. W sumie widziała mnie skacowanego, nie umrzemy. Pokręciła głową, nagle mój sufit stał się najbardziej interesującą rzeczą. Nie przeszkadzało mi to, szybko założyłem bluzkę i poszedłem się ogarnąć do łazienki. Przeczesałem włosy ręką, nie układając ich jakoś specjalnie. I tak potem będą wyglądać podobnie jak rano. Przebrałem się i zrobiłem nam śniadanie. Dochodziła 10, za niecałe cztery godziny powinniśmy jechać do restauracji.
- Jedziemy jednym autem? - zapytała Nicole, potwierdziłem. Nie ma po co się męczyć z dwoma. Colli bawiła się z Wenus, a ja łaziłem po pokoju jak głupi. Cztery godziny minęły nam bardzo szybko. Zabrałem kluczyki ze stołu, pogłaskałem psa, który chyba nie przepadał za moimi butami, które oczywiście musiały zostać pogryzione na pożegnanie. Nicole pocałowała Wenus w niewielki nosek i wyszła zaraz za mną. Zamknąłem drzwi, i poszedłem na parking.
- Może ja pokieruję? - zapytała niepewnie, to chyba rozsądniejsza decyzja. Rzuciłem jej kluczyki i zamieniliśmy się miejscami. Podróż minęła nam szybko, chociaż dwa razy zgubiliśmy trasę. I tak niezły wynik, jak na dwóch nowicjuszy. Pan Frost ze swoją żoną już na nas czekali. Nicole przedstawiła mnie swoim rodzicom. Czułem się trochę dziwnie, zwłaszcza po wczorajszym tekście do jej ojca.
- Już lepiej młody? - zapytał jej tata. Pokiwałem głową, najprawdopodobniej chodziło mu o kaca. - Chyba możemy iść. - uśmiechnął się do nas, Colli spaliła go wzrokiem.
- Są kochani! - zaszczebiotała kobieta. To będzie długi obiad...
Colli? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.