niedziela, 31 grudnia 2017

od Beauregarda do Viktorii

Siedziałem w samolocie z głową opartą o okno i obserwowałem chmury, które mijaliśmy. Dalej nie byłem pewny, czy dobrze postąpiłem wyjeżdżając z domu. Decyzja jednak już zapadła i wiedziałem, że nie można było jej zmienić, nawet jeśli bym chciał. Zastanawiałem się, czy Arystokrata czuje się dobrze. Westchnąłem i poprawiłem okulary, po czym wyciągnąłem z plecaka jakąś książkę i zacząłem czytać, aby przyspieszyć sobie podróż.
                              ***
- Drodzy pasażerowie. Zbliżamy się do Wirginii Zachodniej. Prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa - Głos stewardessy brzmiący przez głośniki przerwał mi czytanie. - Prosimy o upewnienie się, że w samolocie nie pozostały żadne rzeczy osobiste. Po odbiór walizek i zwierząt należy zgłosić się do kierownika działu zajmującego się tym.
Odłożyłem książkę z powrotem do plecaka i zapiąłem pasy. Ostatni raz wyjrzałem za okno, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółow, żeby tylko nie zapomnieć widoku chmur od góry. Po kilkunastu minutach samolot wylądował. Wstałem z siedzenia, założyłem plecak i powoli skierowałem się do wyjścia, czując spowodowane długą podróżą mrowienie w nogach. Zignorowałem schematowy tekst stewardessy i wyszedłem z samolotu, po czym pospiesznie udałem się w stronę odbioru zwierząt. Szybko podszedłem do mężczyzn, którzy wyprowadzali Arystokratę z samolotu.
- Dowód osobisty - Jeden z nich wyciągnął rękę, a ja podałem mu dokument. Ten pokiwał głową, oddał mi dokument i wcisnął do ręki uwiąz z Arystokratą.
Pogłaskałem siwego po wielkiej szyi i doprowadziłem do przyczepy, która miała zabrać go do Akademii. Sam poszedłem odebrać walizki. Ciągnąłem bagaż po skrzypiącym śniegu, kierując się do wyjścia z lotniska, gdzie wcześniej umówiłem się z taksówkarzem - moim transportem do nowego życia. Wrzuciłem walizki do bagażnika i usiadłem na tylnym siedzeniu, a plecak położyłem obok siebie. Wbiłem wzrok w widok za oknem, starając się uniknąć nieuniknionego - rozmowy z ciekawskim taksówkarzem. 
- To co, skąd się jedzie? - zaczął grubym głosem facet.
- Z Finlandii - mruknąłem, wyjąłem z kieszeni kostkę i zacząłem się nią bawić.
- Uuu... Jedzie pan do Dressage Academy, to coś z końmi, nie? Jeździ pan konno? - pytał wesoło mężczyzna, jednocześnie kierując szarym samochodem.
- Mhm.
Po paru próbach rozpoczęcia rozmowy facet chyba zrozumiał, że nic z tego, i resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Po parunastu minutach kierowca zatrzymał samochód i oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Zapłaciłem mu i wyjąłem walizki z bagażnika, starając się nie zakopać ich w śniegu. Zatrząsłem się z zimna, kiedy wiatr zawiał mocniej i udałem do głównego budynku, aby zatwierdzić swój przyjazd. Wszedłem do gabinetu dyrektorki, zostawiwszy bagaż na korytarzu.
- Dzień dobry! - przywitała mnie z uśmiechem kobieta w podeszłym wieku.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, zaciskając palce na kostce.
- Jak się nazywasz? Beauregard Heath Passenger, tak? Ja jestem Angelina Peek - Pokiwałem głową. - Podpisz się proszę tutaj - Wskazała na jakiś papier. Wykonałem polecenie i omiotłem szybko wzrokiem pokój, po czym wbiłem go z powrotem w biurko. Pani Peek dała mi klucze do pokoju i wyszła ze mną z gabinetu, tłumacząc, że ktoś musi mi pokazać, gdzie stoi Arystokrata.
Szliśmy w ciszy. wiał przeraźliwy wiatr i było już właściwie ciemno. Nagle dyrektorka podeszła do jakiejś dziewczyny, przez chwilę z nią dyskutowała, aż w końcu podeszła do mnie razem z nią. O nie...
- To jest Viktoria, zaprowadzi cię do boksu twojego konia i opowie trochę o Akademii - Dziewczyna spojrzała na mnie morderczo. - Vi, to jest Beauregard. Ja już lecę do biura, mam dużo do załatwienia.

Viktoria? Let's rise a little hell :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.