Zaparło mi dech... Tego nie widziałam! Wow...
-Weź North.. proszę!- wyszeptałam, chłopak nie zdążył chwycić wodzy. Zsiadłam z North i pędziłam w stronę budynku. W ostatniej chwili zorientowałam się że nie powinnam zwracać na siebie uwagi. Przy najbliższym krzaku upadłam i zaczęłam się czołgać. Chwilę potem Rush czołgał się koło mnie. Brakowało mi tego... Pod oknem wstałam i podciągnęłam się żeby wejść do budynku. Nie spodziewałam się aż takiego ogromu.
-Wchodzisz?- szepnęłam i po chwili ujrzałam twarz Rusha w oknie. Uśmiechnęłam się. Ruszyłam powoli przed siebie. Zapaliłam latarkę i otworzyłam drzwi. Zauważyłam jeszcze napisa "Iz.. a.. przy..e.."
-Izba przyjęć...-szepnęłam do siebie- jesteśmy w szpitalu.. -spojrzałam na Rush'a który uśmiechnął się w moją stronę. Weszłam tam, za mną Rush. Usłyszałam jego kroki, potem ustały. Nie bałam się ale spodziewałam się że nasza wyobraźnia może potem się nami "pobawić"...
-Jeśli coś usłyszysz.. nie panikuj ok?- szepnęłam, parę sekund po moich słowach rozległy się... kroki! Włożyłam rękę do kieszeni i otworzyłam scyzoryk.
-Idziemy dalej-powiedział Rush, albo raczej wyszeptał. Przeszłam do pokoju obok, usłyszałam kroki Rush'a za mną. Kamień z serca. Oświetliłam latarką napis "Ko...a"
-Cholera... kostnica.. wchodzimy?- zapytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.. W dodatku za plecami usłyszałam ciche skrobanie. Teraz dziękowałam Bogu za to że miałam przy sobie scyzoryk! Pomimo że była to łasica i tak spanikowałam i rzuciłam scyzorykiem w jej stronę. Wydała ostatni, krótki i urywany pisk a potem nastała grobowa cisza. Zabiłam zwierzę... Nie mogłam w to uwierzyć ale stało się.
-Wchodzę Rush!- powiedziałam głośno a mój głos się poniósł po szpitalu
>Ru?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.